Change font size Change site colors contrast
Felieton

Silne kobiety to bogate społeczeństwa i lepszy świat.

2 marca 2023 / The Mother Mag

Celem walki o prawa kobiet nie jest wywyższenie kobiet i upokorzenie mężczyzn.

Jest nim wyrwanie obu płci z walki o dominację i doprowadzenie ich do stanu równowagi i partnerstwa.

Zmiana następuje wtedy, gdy mężczyźni dostrzegają korzyści płynące z równouprawnienia kobiet – i nie chodzi tu tylko o rzeczy, których może dokonać jedynie kobieta, lecz o jakość relacji pojawiających się w równorzędnym partnerstwie: poczucia więzi, przynależności, wspólnoty, solidarności jedności zrodzonej z obietnicy wzajemnej pomocy.

Partnerzy zaczynają zmagać się z rzeczywistością razem, a nie każde na własną rękę. W tych, których wykluczamy, drzemie ogromna siła. Gdy kultura dominacji zostanie przełamana, uruchamia się potencjał ukryty we wszystkich. Właśnie to jest siła, która może zmienić relację hierarchiczną w równorzędną, a jej źródłem są kobiety, które dochodzą swoich praw. 

Zrozumienie zależności między wzmocnieniem roli kobiety oraz bogactwem i zdrowiem społeczności jest kluczowe dla rozwoju ludzkości. Jeśli chcesz poprawić sytuację ludzkości, musisz wzmocnić pozycję kobiet. To najpełniejsza, największa i najskuteczniejsza inwestycja w ludzką społeczność, jakiej można dokonać. Kiedy my, kobiety, możemy wykorzystać nasze talenty i energię, zaczynamy mówić własnym głosem, walczyć o swoje wartości, a to czyni lepszym życie wszystkich naszych bliskich.

W miarę jak kobiety zdobywają należne im prawa, rodziny prosperują coraz lepiej, a wraz z nimi całe społeczeństwa. To powiązanie opiera się na prostej prawdzie: przywrócenie praw należnych grupie, która dotąd była wykluczona, sprawia, że wszyscy na tym korzystają. A działanie w skali globalnej, mające na celu przywrócenie praw należnych kobietom i dziewczynom – stanowiącym połowę ludzkości – sprzyja wszystkim członkom wszystkich społeczności. Równość płci przynosi korzyść wszystkim. Wyższy poziom edukacji, zatrudnienia i wzrostu gospodarczego przekłada się na mniejszą liczbę nastoletnich matek, ograniczenie przemocy domowej i przestępczości. Przywrócenie praw należnych kobietom i podniesienie ich statusu społecznego zapewnia więcej oznak zdrowego społeczeństwa. Prawa kobiet oraz zdrowie i zamożność społeczeństwa są ze sobą sprzężone. Kraje zdominowane przez mężczyzn ponoszą szkody nie tylko dlatego, że nie wykorzystują talentów swoich kobiet, ale i dlatego, że rządzący nimi mężczyźni czują potrzebę wykluczania. Dopóki tacy przywódcy nie ustąpią miejsca innym lub nie zmienią poglądów, państwa te nie będą należycie się rozwijać.

Jest wiele obszarów, w których istnieją bariery blokujące rozwój kobiet: zdrowie matek i noworodków, planowanie rodziny, edukacja kobiet i dziewcząt, praca bez wynagrodzenia, małżeństwa dzieci, kobiety w rolnictwie, kobiety w miejscu pracy. Po ich zniesieniu pojawiają się nowe szanse i możliwości, dzięki którym kobiety nie tylko mogą wydobyć się z biedy, ale i zrównać z mężczyznami w każdej kulturze i na dowolnym szczeblu hierarchii społecznej. Żadna inna pojedyncza zmiana nie może w większym stopniu poprawić sytuacji na świecie.

Gdy kobiety będą mogły decydować czy i kiedy chcą mieć dzieci; gdy będą mogły decydować czy i kiedy chcą mieć dzieci; gdy będą mogły decydować, czy kiedy i kogo poślubić; gdy będą miały dostęp do opieki zdrowotnej; gdy będą pracowały za darmo tylko wtedy, kiedy to konieczne; gdy będą mogły zdobywać takie wykształcenie, jakiego pragną; gdy będą samodzielnie podejmowały decyzje finansowe; gdy będą traktowane z szacunkiem w miejscu pracy; gdy będą miały takie same prawa jak mężczyźni; gdy będą rozwijać się z pomocą innych kobiet oraz mężczyzn, którzy uczą nas, jak przewodzić innym i pomagają nam zdobyć wysokie stanowiska – wtedy kobiety zaczną rozkwitać… a wraz z nimi nasze rodziny i społeczności.

W bardzo ubogich społeczeństwach kobiety są spychane na margines. Są outsiderami. To nie przypadek. Gdy jakakolwiek społeczność spycha pewną grupę na margines, szczególnie kobiety, dochodzi do kryzysu, który można odwrócić tylko przez przywrócenie im właściwego miejsca. To najważniejsze lekarstwo na biedę i niemal wszystkie choroby społeczne – włączenie wykluczonych, wyjście na marginesy społeczeństwa i sprowadzenie wszystkich z powrotem.

Każdy z nas może stać się outsiderem. Zależy to od ludzi, którzy mają możliwość wykluczania. Często podstawą wykluczania jest przynależność rasowa. Zależnie od lęków i uprzedzeń obecnych w danej kulturze outsiderami mogą być Żydzi, muzułmanie lub chrześcijanie. Biedni zawsze należą do wykluczonych. Często są nimi również chorzy. Mogą tak być traktowane również osoby z niepełnosprawnościami, podobnie jak członkowie społeczności LGBTQ+. Prawie zawsze outsiderami się imigranci. I niemal w każdym społeczeństwie to kobiety mogą czuć się jak outsiderzy, nawet we własnym domu.

Przezwyciężenie potrzeby tworzenia outsiderów to jedno z największych wyzwań, które stoją przed nami jako ludźmi. To klucz do położenia kresu głębokim podziałom i nierównościom. Stygmatyzujemy i zsyłamy na margines ludzi budzących w nas uczucia, którym chcemy uniknąć. Dlatego właśnie na marginesach społeczeństw jest tylu ludzi starych, słabych, chorych i biednych. Zwykle odsuwamy od siebie ludzi mających takie cechy, które boimy się znaleźć u samych siebie – i czasami bezpodstawnie przypisujemy określonym grupom cechy, do których się nie przyznajemy, później zaś odrzucamy te grupy, chcąc w ten sposób zaprzeczyć obecności niechcianych cech u nas samych.

Ratowanie życia zaczyna się od równego traktowania wszystkich.

Nasze społeczeństwa będą zdrowsze, jeśli nie będziemy wypychać nikogo na margines. Powinniśmy do tego dążyć. Musimy nadal pracować nad ograniczaniem biedy i chorób. Musimy pomóc outsiderom opierać się sile ludzi, którzy chcą ich wypchnąć poza społeczeństwo. Ale musimy też pracować nad sobą: zobaczyć, w jaki sposób wykluczamy. Musimy otworzyć szeroko ramiona i serca dla ludzi, których zepchnęliśmy na margines. Nie wystarczy pomóc outsiderom wrócić na należne im miejsce – prawdziwe zwycięstwo przyjdzie wtedy, gdy nikogo już nie będziemy odpychać. 

Problemem, z którym mierzą się kobiety na całym świecie, jest wykonywanie nieodpłatnej pracy, która nie jest uznawana za pracę rzeczywistą. Ekonomiści nie długo nie widzieli nic złego w „kobiecej robocie” i oceniając wydajność rodzinnych gospodarstw rolnych, brali pod uwagę tylko godziny poświęcone uprawie roli, nie dostrzegali natomiast pracy kobiet, które gotowały, sprzątały, dbały o dzieci i wykonywały inne prace domowe, aby mężczyźni mogli spokojnie pracować. To niedopatrzenie ze strony ekonomistów nabrało jeszcze bardziej absurdalnego wymiaru, gdy coraz więcej kobiet podejmowało płatną pracę. Kobieta pracowała na cały etat, potem zaś wracała do domu, by pomagać dzieciom przy odrabianiu lekcji, odkurzać mieszkanie, prać, gotować – tym samym wykonywała kilka godzin pracy, której nikt nie zauważał i nie sumował. W 1985 roku ONZ uchwaliła rezolucję, która nakazywała krajom członkowskim zacząć liczyć nieodpłatną pracę do roku 1995. W 1991 roku członkini Kongresu Stanów Zjednoczonych przedstawiła projekt ustawy, zgodnie z którą Biuro Statystyki Pracy musiałoby uwzględniać prace domowe, opiekę nad dziećmi i inne rodzaje nieodpłatnej pracy w badaniach dotyczących czasu pracy. Projekt wielokrotnie odrzucano. Mężczyźni nie zrezygnują łatwo z systemu, w którym połowa populacji świata pracuje praktycznie za darmo.

Niestety, statystyki pokazują, że mężczyźni wykorzystują bez skrupułów swoją nadaną przez wiele kultur przewagę nad kobietami. Gdy dodamy brutalne akty męskiej agresji wobec kobiet, wyniki mogą zwalić z nóg: według danych Światowej Organizacji Zdrowia co trzecia kobieta na świecie była bita, nakłaniana do seksu lub wykorzystywana. Jedno z najczęściej naruszanych na świecie praw człowieka wiąże się z przemocą ze względu na płeć. I nie jest to specyfika krajów rozwijających się, gdzie kobiety często są zupełnie pozbawione praw, a dziewczynki wydawane za mąż przez rodziców. Rozwinięty i rzekomo cywilizowany Zachód wypada w badaniach nad przemocą wobec kobiet gorzej niż źle. Przemoc domowa, napastowanie w miejscu pracy, zastraszanie, gwałty – to wszystko dzieje się tuż obok nas. 

Pierwszym i najważniejszym krokiem do zmiany jest dialog. Zawsze.

Zmiana nie przychodzi z zewnątrz, lecz od wewnątrz –  właśnie przez rozmowy. Dyskusje przyspieszają zmiany, gdy ludzie, którzy ze sobą rozmawiają, stają się lepsi. Przyznawanie praw kobietom, ludziom o innym kolorze skóry, członkom społeczności LGBTQ+ oraz innym grupom, które przez lata dyskryminowano, jest świadectwem ludzkiego postępu. A punktem wyjścia na drodze do postępu i rozwoju człowieczeństwa jest empatia. Kiedy ludzie uczą się widzieć samych siebie w życiu innych, czuć ich cierpienie i łagodzić ich ból, życie w społeczności staje się łatwiejsze i lepsze. Zaskakująco łatwo znaleźć uprzedzenie, jeśli tylko chcemy go poszukać. Kto został pominięty, skrzywdzony czy pozbawiony możliwości decydowania o sobie, gdy wprowadzano daną praktykę kulturową? Kto nie miał nic do powiedzenia? Kogo nie pytano o zdanie? Komu oddano najmniej władzy, a zadano najwięcej bólu? Tradycja bez dyskusji zabija postęp moralny. Jeśli przejmujesz tradycję i postanawiasz o niej nie rozmawiać – a tylko się jej trzymać – pozwalasz, by ludzie z przeszłości mówili ci, co masz robić.

Tekst powstał na podstawie książki „Moment zwrotny” Melindy Gates.

Felieton

Koszmar odpieluchowania

25 kwietnia 2018 / Magda Żarnowska

Wiosenne przesilenie mamy za sobą, a dni robią się coraz dłuższe i coraz cieplejsze.

Wspaniały czas, aby spędzać go na świeżym powietrzu i rozkoszować aurą? BŁĄD! Według niektórych, w większości kobiet, które to są innym kobietom wilkami, jest to czas idealny na odpieluchowanie! Trzeba zakasać rękawy i pokazać, na co nas stać na rodzicielskim polu walki. Wojna to wojna - ofiary muszą być,...

Wiosenne przesilenie mamy za sobą, a dni robią się coraz dłuższe i coraz cieplejsze. Wspaniały czas, aby spędzać go na świeżym powietrzu i rozkoszować aurą? BŁĄD! Według niektórych, w większości kobiet, które to są innym kobietom wilkami, jest to czas idealny na odpieluchowanie! Trzeba zakasać rękawy i pokazać, na co nas stać na rodzicielskim polu walki. Wojna to wojna – ofiary muszą być, ale smak zwycięstwa będzie niezapomniany?

Wczesne odpieluchowanie

Kiedy byłam młodą i niczego nieświadomą mężatką, przyszłą matką, zdarzało mi się czytać przeróżne poradniki z gatunku „jak mądrze i zdrowo wychowywać dziecko”. W jednym z nich przeczytałam, że istnieje coś takiego, jak wczesne odpieluchowanie niemowlaka, polegające na tym, żeby tego zupełnie nieporadnego berbecia sadzać na nocniku często i w pewnym sensie profilaktycznie. Uważna matka lub inny opiekun ma po prostu być stale na posterunku i kiedy na twarzy potomka wypatrzy grymas bądź oznakę zamyślenia (skłaniającą do refleksji, że może właśnie teraz przystępuje do procesu WYDALANIA), należy natychmiast obezwładnić i rozebrać delikwenta, posadzić na nocniku i umożliwić mu finalizację procesu właśnie w takich okolicznościach.

Czytając tego typu poradniki byłam przekonana o ich genialności i nawet miałam czelność wygłaszać swe mądrości w obecności osób, które doświadczyły już rodzicielstwa.

Do dziś nie wiem, jak to w ogóle możliwe, że nikt z doświadczonych rodziców nie rzucił we mnie wówczas garstką śmiechu, ani nawet nie zamknął mi ust znanym i wytartym hasłem „pogadamy, jak będziesz miała dzieci”.  Okazało się bowiem, że mimo iż niektórzy rodzice żegnają się z pieluchami zanim bobas zacznie dobrze chodzić, mnie to nie było dane. Z tego miejsca chciałabym przeprosić wszystkie koleżanki i kolegów, którzy mogli zostać wówczas dotknięci moją nocnikowo-pieluchową ignorancją.

Dlaczego to takie ważne?

Mam wrażenie, że temat odpieluchowania to kolejny etap rodzicielskiego wyścigu zbrojeń. Wszyscy patrzą wszystkim na ręce, a gdy któremuś przez przypadek uda się sprowadzić dziecięcą kupę bezpośrednio do nocnika, stawia wyzwanie pozostałym. Co więcej, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że odpieluchowanie spędza sen z powiek nie tyle samym rodzicom, co głównie starszym pokoleniom, czyli babciom i dziadkom naszych dzieci oraz ich znajomym i dalszej rodzinie. Pampersy w pewnym stopniu stały się przekleństwem naszego pokolenia. Z jednej strony babcie nam ich zazdroszczą, bo jednak pampers na pupie choć odrobinę pozwala wierzyć młodym rodzicom, że ich nocny sen może trwać dłużej niż 30 minut, a z drugiej potępiają nas za to, że ich w ogóle używamy. Ile razy słyszałam, że teraz kobiety mają łatwiej, bo kiedyś pieluchy trzeba było prać po każdym użyciu i byle kropla moczu od razu budziła śpiące dziecko. Ile razy pod adresem współczesnych niemowląt, za ich plecami naturalnie, padały słowa, że jakby poczuło jedno z drugim jak jest nieprzyjemnie siedzieć mokrej pielusze tetrowej, to zaraz chętniej siadałyby na nocnik. Nie zliczę ile razy i z ilu źródeł słyszałam, że ja i dzieci „za moich czasów”, sikały na nocnik chwilę po tym, jak kończyły roczek, a moich nie sposób do tego zmusić.

Jak zacząć odpieluchowywać?

Moje rozległe doświadczenia rodzicielskie każą stwierdzić, że najlepsza na odpieluchowanie jest druga pełnia księżyca po równonocy wiosennej… Oczywiście żart i kpina. Moje rodzicielskie doświadczenia w żadnym wypadku nie są rozległe. Moja grupa testowa składa się z dwójki reprezentantów obu płci i nie jest w żadnym wypadku miarodajna. Mogę za to opisać swoje doświadczenia, być może komuś zwyczajnie zrobi się odrobinę lepiej i lżej na sercu. Przy pierwszym dziecku chciałam być najlepszą i najbardziej przykładną matką, a nocnik pojawił się w moim domu, jak tylko syn zaczął dobrze siedzieć. Miałam zamiar właśnie wypatrywać wspomnianego znaku na jego facjacie i czym prędzej sadzać go na nocniku.

Co z tego wyszło? Zupełnie nic! Moje dziecko w żadnym momencie nie współpracowało z nocnikiem.

Nigdy. Ani w domu ani w żłobku. Nikt go nie zmuszał, nie przeżył także żadnej nocnikowej traumy z gatunku „a teraz będziesz tu siedział, dopóki nie zrobisz siku!”. On po prostu poczuł do nocnika ogromną niechęć od pierwszego wejrzenia i nigdy na nim nie usiadł. Kiedy nawet próbowaliśmy go posadzić, to robił mostek nad nocnikiem, aby w żadnym wypadku go nie dotknąć. Ze żłobka też otrzymaliśmy informację, że młody reaguje na nocnik taka alergią, że już panie zaniechały wszelkich prób. Kiedy nie wyszło mi z nocnikiem, chciałam spróbować opcji „bez pampersa”, ale szybko się poddałam. Syn zupełnie nic sobie nie robił z faktu, że ma mokre ubrania i tylko ja dostawałam szału. Kolejna próba, przeprowadzona latem także nie przyniosła rezultatów. Lato jest dobre dlatego, że dzieciaki puszczone pół-nago nie przeziębiają się tak łatwo. Mój potomek uczynił sobie wówczas z oddawania moczu wspaniałą zabawę i nie zamierzał celować do nocnika. Kolejna próba i kolejna porażka. Jak żyć? Co dalej? Jak walczyć w tym wyścigu zbrojeń, kiedy mój żołnierz ewidentnie przeprowadza sabotaż?

Kiedy odpieluchować?

Odpowiedź jest banalna- kiedy dziecko samo będzie na to gotowe. Ponieważ wszystkie moje wcześniejsze próby odpieluchowania sprowadzały się faktycznie do walki z wiatrakami, po prostu odpuściłam. Przeczytałam gdzieś pokrzepiający tekst, że na pytanie, „kiedy w końcu odpieluchujemy Młodego??”, powinnam z uśmiechem odpowiadać „w swoim czasie, ale bez obaw, nie słyszałam, aby ktoś pisał maturę w pampersie” i naprawdę w to uwierzyłam. Zdałam sobie sprawę, że przez ten bezsensowny wyścig tylko się frustruję i złoszczę na niewinne dziecko. Po co mi to? I wiecie co się stało? Nic. Zupełnie nic.  Aż Młody faktycznie sam do tego dorósł. I nie musiałam czekać do gimnazjum, bez obaw. Miał wtedy może 2,5 roku i nagle zrozumiał, czego od niego oczekujemy. Umiał też wówczas powiedzieć, że nie chce korzystać z nocnika i zaczął od razu korzystać z normalnej toalety. Takim sposobem, dziecko, które praktycznie nigdy skutecznie nie usiadło na nocniku, z dnia na dzień po prostu porzuciło pieluchy i już nigdy, nawet na noc nie pozwoliło sobie założyć pampersa.

Czy można jakoś pomóc w tej nauce?

Na rynku dostępne jest mnóstwo akcesoriów, które mają ułatwić ten proces. Począwszy od kolorowych nocników, poprzez nocniki wygrywające wesołe melodyjki, kiedy tylko znajdzie się w nich zawartość, na pieluchach treningowych kończąc. Pieluchy treningowe wydają mi się wyjątkowo kuszące gdyż dzięki swojej budowie nie pozwalają, aby mocz wydostawał się na zewnątrz, ale już nie wchłaniają go tak jak pampersy i w ten sposób dają dziecku odczuć, jakie niedogodności niesie za sobą pełna pielucha. U niektórych te sposoby się sprawdzają, u innych nie, w związku z czym decyzję trzeba pozostawić rodzicom. Teraz czeka mnie drugi etap odpieluchowywania, bo moja młodsza latorośl już także jest w zaawansowanym (według niektórych) wieku, a nadal namiętnie korzysta z pampersa. Ona też doskonale wie do czego służy nocnik, co więcej, nawet dla zabawy często na nim siada, ale bez oczekiwanego skutku. Teraz jestem już tylko mądrzejsza o doświadczenie i nie daje się zwariować, a na dociekliwe pytania odpowiadam wspomnianym wcześniej zdaniem.

Dlatego Drodzy Rodzice, planujący poświęcić majówkę na odpieluchowanie potomka, życzę Wam dużo cierpliwości, wytrwałości, ale też dystansu i spokoju. Jeśli się uda, to super, a jeśli nie, to gwarantuję, że przyjdzie na to czas.

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo