Od małego dorośli powtarzali mi, żeby nie brać cukierków od nieznajomych panów i nie wsiadać do ich samochodów.
Słyszy to każda dziewczynka, zaraz po tym, kiedy zaczyna samodzielnie chodzić do szkoły czy wracać od koleżanek. Kiedy słyszałam takie przestrogi, wiedziałam tylko, że w razie niedostosowania się do tych zakazów, grozi mi jakaś duża krzywda. Ta dziecięca beztroska nie chciała pozwolić mi uwierzyć, że naprawdę istnieją jacyś źli ludzie, którzy mogliby mi zrobić cokolwiek strasznego. Moim najboleśniejszym przeżyciem w dzieciństwie był nieszczęsny rozwód rodziców. Nie przeżyłam jednak żadnej traumy czy osobistej tragedii, która odcisnęłaby piętno na mojej psychice czy na moim ciele. Ale, niestety, nie wszystkie dzieciaki miały takie szczęście.
Jako mała dziewczynka oglądałam „Piękną i Bestię” i byłam zniesmaczona zachowaniem Gastona w stosunku do Pięknej.
Nie wierzyłam, jak można powiedzieć dziewczynie, że książki nie są dla niej, bo nigdy nie byłam wychowywana w takiej kulturze. To był raczej pierwszy element, który nie pasował do mojej wizji układanki świata. Potem obejrzałam resztę kolekcji Disneya (po kilkanaście razy), a jako nastolatka czytałam ckliwe książki i oglądałam filmy, które ogląda się zwykle po rozstaniu, często w towarzystwie chusteczek i butelki wina. Od tamtego czasu jestem nieuleczalną romantyczką, ale dopiero niedawno zauważyłam, jak wszystko każe nam się romantyzować. Także sytuacje, w których dziewczyna mówi „nie”, a ten sprzeciw bywa zmieszany z błotem.
Prawie każdy serial, książka czy film przeznaczony dla nastolatek zawiera podobny element.
Dziewczyna mówi zakochanemu chłopakowi „nie”, bo zwyczajnie jej się nie podoba, a on białorycerzy i „walczy” o jej względy, kompletnie przy tym ignorując jej uczucia (czy też ich całkowity brak). Wspina się na balkon, żeby wkraść jej się do pokoju, namolnie wysyła wiadomości, czasem szpieguje. To wszystko jest przecież bardzo urocze, wręcz słodkie. Nie ma co: chłopak się stara! Zależy mu! Potem zdarza się, że dochodzi do tego agresja, bo „taki chłopak zawsze dostaje to, czego chce”. Ta agresja tłumaczona jest romantyczną zapalczywością i nieustępliwością, a szczęśliwi widzowie dostają magiczną opowieść; o rycerskich pojedynkach czy chłopięcych bijatykach. Które, chociaż są agresywne, a zdanie wybranki zostaje całkowicie zmarginalizowane, znajdziemy oczywiście na dziale wzruszających romansideł.
W liceum dowiadujemy się, że romantyzm ma wpisany w siebie tragizm.
Polonistki najczęściej uczą, że chodzi tu o niespełnione uczucie; tragiczną miłość czy tęsknotę za ojczyzną. Ale nie mówią, jak sobie z takim niespełnionym uczuciem radzić. Czy o tym, że Łęcka z Lalki, mimo że zachowywała się czasem bardzo niekulturalnie i bezdusznie, to nie powinna być zmuszana – także przez tłumy maturzystów z pedagogami na czele – do pokochania Wokulskiego. Doszliśmy do etapu, w którym romantyzujemy nawet samobójstwa – oczywiście osób, które nie znalazły odwzajemnienia swojej miłości. Mówimy o nich, nagrywamy filmy i piszemy książki, a w szkołach nie powie się, że zachowanie sztandarowej pary z Werony nie jest godne naśladownictwa, a samobójstwo samo w sobie nie jest, a przynajmniej nie powinno być, czymś na porządku dziennym. Za to powie się, że to piękne – umrzeć z miłości, dla miłości i w jej imię. Tylko co z tymi, którzy zabili się, bo kochać nie chcieli i zwyczajnie nie mogli? Co z tymi, którzy popełniali samobójstwa, bo bywali do czegoś zmuszeni – fizycznie lub psychicznie, do wytwarzania uczuć, którzy sami nie byli w stanie wygenerować? Czy to też jest romantycznie piękne?
Krzywda jest często niewidzialna.
Dzieci nie chcą robić problemów i nie umieją o nich mówić. Próbują same poradzić sobie z tym, że czują się niewystarczające, przymuszane czy nawet nieświadomie wykorzystywane. A my, kiedy mówimy o molestowaniu, myślimy o młodych dziewczynach, najczęściej w przedziale 20-30. Myślimy o klubach, tabletkach gwałtu, dużej ilości alkoholu. Nie kojarzymy tego zjawiska z małymi dziewczynkami, których nie tylko dotykają czasem „źli wujkowie”, ale one same są niewinnie nieświadomie – swoich praw i granic. Tego kiedy zaczyna się krzywda i kiedy mogą się na coś nie zgodzić. Nie myślimy o dziewczynkach, które dopiero dorastają – szminkują, spódniczkują i szpilkują, często przez przypadek stając się nimfetkami dla dorosłych mężczyzn, którzy tylko ślinią się na myśl o ich defloracji. To obrzydliwe, przerażające i całkowicie straszne, wiem. Ale chociaż jestem idealistką i wierzę w dobrych ludzi, tworzących dobry świat, to rzeczywistość jest taka, że pośród tych dobrych pojawiają się źli. A świadomość tego jest pierwszym krokiem do bezpieczeństwa.
Nie jestem matką i pewnie jeszcze przez długi czas nie będę. Ale mam oczy i obserwuję, jak często unika się tematów w rozmowach z dzieckiem. Nie tylko o seksie, ale także o tym, jakie czekają na nich ewentualne zagrożenia i o tym, jak mogą ich uniknąć. O tym, że mają prawo; do wytaczania granic swojej strefy komfortu, do mówienia „nie”, do protestowania i do asertywności.