Change font size Change site colors contrast
Rozmowy

Matka w równowadze #1 / mother-life balance

10 grudnia 2018 / Agnieszka Jabłońska

Dzisiaj będzie o Mother-Life Balance, czyli o Matce w Równowadze jak nazywam na własne potrzeby świetną ideę zapoczątkowaną i konsekwentnie rozwijaną przez Monikę Pryśko.

W wielkim skrócie chodzi o to, czy kobieta powinna ograniczać się do jednej roli? Czy jest zobowiązana wzorem swojej babki, matki i naszego dziedzictwa, zrzekania się siebie, swoich pasji i zainteresowań na rzecz dziecka? Z potrzeby serca powstał pomysł...

Dzisiaj będzie o Mother-Life Balance, czyli o Matce w Równowadze jak nazywam na własne potrzeby świetną ideę zapoczątkowaną i konsekwentnie rozwijaną przez Monikę Pryśko. W wielkim skrócie chodzi o to, czy kobieta powinna ograniczać się do jednej roli? Czy jest zobowiązana wzorem swojej babki, matki i naszego dziedzictwa, zrzekania się siebie, swoich pasji i zainteresowań na rzecz dziecka?

Z potrzeby serca powstał pomysł rozmów, wywiadów, wymiany myśli z młodymi Mamami, które znalazły się w samym środku oka cyklonu – mieszanki społecznych oczekiwań, zasad wyniesionych z domów rodzinnych, własnych wyobrażeń o macierzyństwie przepuszczonych przez filtr pop kultury. Jak one radzą sobie z pozostaniem w równowadze? Czy twardo stąpają po ziemi?

Moją pierwszą rozmówczynią jest Ola – mama 6-miesięcznej Zosi.

Aleksandra Trepka – 29 letnia łodzianka, inżynier ochrony środowiska, magister zarządzania projektami, starszy inspektor BHP, zawodniczka drużyny koszykówki „Kobiety na boiska”, trener personalny na emeryturze, świeżo upieczona żona, aktywna mama półrocznej Zośki kochająca sport i podróże

Przez urodzeniem Zosi pracowałaś na etacie, prowadziłaś własną działalność, grałaś w koszykówkę. Byłaś bardzo aktywną babką! Co zmieniło się, gdy dowiedziałaś się o ciąży? Czy to był moment, w którym postanowiłaś trochę zwolnić?

Rzeczywiście przed ciążą byłam bardzo aktywną osobą. Pracowałam na pełen etat, chodziłam na siłownię, grałam w koszykówkę i sama prowadziłam treningi personalne w ramach działalności gospodarczej.  Kiedy okazało się, że jestem w ciąży, musiałam  zrezygnować z kilku rzeczy, między innymi z treningów na siłowni i koszykówki. Jeszcze zanim zaczęliśmy planować dziecko, obiecałam sobie, że w ciąży  będę pracowała do momentu, aż zdrowie i samopoczucie mi na to pozwoli.  Ciąża nie była zagrożona, ale mój organizm dość słabo na nią reagował, dlatego musiałam iść na zwolnienie lekarskie już w czwartym miesiącu.

Co zmieniło się po urodzeniu Zosi? Czy odnalazłaś się w roli mamy, a Twoje życie zwolniło?

Mam wrażenie, że moje życie przyspieszyło po urodzeniu Zosi. Od pierwszych chwil po powrocie ze szpitala myślałam, jak pogodzić wiele rzeczy. Wiedziałam, że po pół roku chcę wrócić do pracy, a w międzyczasie jeszcze czekała nas organizacja wesela. Doszła do tego chęć powrotu chociaż w minimalnej części do formy sprzed ciąży. Niestety, było to jednak niemożliwe tak szybko jak chciałam, ponieważ poród skończył się cesarskim cięciem. Po takiej operacji przynajmniej przez kilka miesięcy nie można być aktywną fizycznie.

Odnoszę wrażenie, że rola mamy nie przychodzi od razu. Kobieta przygotowuje się do tego przez 9 miesięcy. Przez cały ten czas żyje z myślą, że ma w sobie małego człowieka, ale kiedy już dochodzi do tego pierwszego spotkania (porodu), bardziej czuje się zmieszanie i przerażenie. Od tego momentu masz istotę zupełnie zależną od ciebie. Bezwarunkowa, wielka miłość przychodzi z czasem.  U mnie przyszła dopiero po 2 miesiącach. Myślę, że to wynikało z burzy hormonów, która uspokoiła się dopiero po tym czasie.

Krótko po porodzie wyjechaliście z narzeczonym na urlop, a później zorganizowaliście przepiękny ślub. Jak udało się pogodzić planowanie tych dwóch wydarzeń i logistykę z opieką nad malutką córeczką? Czy było to dla Ciebie wyzwanie? Czy coś byś zrobiła inaczej?

Jeżeli chodzi o wyjazd to była spontaniczna decyzja ☺ Po urodzeniu dziecka człowiek ma wrażenie, że cały czas siedzi w domu, a  plan dnia kręci się wokół dziecka. Jedyne o czym marzyłam, to krótki, weekendowy wyjazd ze znajomymi. Nadarzyła się taka okazja właśnie trzy tygodnie po urodzeniu Zośki ☺

Ze ślubem to śmieszna historia. Pierwotnie datę ślubu mieliśmy ustaloną na 9 czerwca 2018 roku. Kiedy okazało się, że jestem w ciąży i termin porodu mam na 24 maja, zainicjowałam rozmowę z moim przyszłym mężem na temat przełożenia ślubu. W odpowiedzi usłyszałam „damy radę”. Pomyślałam wtedy:  „ok, chyba jeszcze do niego nie dotarło do końca w jakim stanie się znajduję… poczekam sobie :P”. Po jakichś trzech tygodniach zadzwonił do mnie, gdy byłam na wyjeździe służbowym i stwierdził, że rzeczywiście możemy jednak nie dać rady (hahahah). W połowie czwartego miesiąca byłam już na zwolnieniu lekarskim, więc miałam dużo czasu na organizację wesela. Nie należę do tych osób, które muszą mieć serwetki pasujące do kwiatków, więc nie było to trudne. Dużo pomogła nam moja mama, która obecnie nie pracuje. Mogłam podrzucić jej Zośkę, a w tym czasie załatwić wiele rzeczy.  Z perspektywy czasu myślę, że organizacja takich wydarzeń jak wesele, czy wyjazdy oczywiście byłaby łatwiejsze bez dziecka, ale z dzieckiem też nie jest to wielki problem.

Wiem, że zdecydowałaś się na pół roku urlopu macierzyńskiego, więc już wróciłaś do pracy. Wiele młodych mam obawia się takiego rozwiązania. Co byś im poradziła?

Zdecydowałam się na szybki powrót do pracy, gdyż jestem osobą, która nie usiedzi w domu. Lubię swoją pracę i ludzi, z którymi pracuję. Przez całą ciążę i urlop macierzyński byłam z nimi w stałym kontakcie. Cieszę się, że miałam możliwość powrotu do pracy po pół roku, a moja mama zdecydowała się zająć  w tym czasie Zośką. Zdaję sobie sprawę, że wiele kobiet nie ma takiej możliwości. Muszą poczekać, aż dziecko dorośnie do żłobka lub zdecydować się na opiekunkę, która wcale mało nie kosztuje. Uważam jednak, że jeżeli kobieta ma potrzebę zostania z dzieckiem w domu przez rok – to czemu nie? Ostatnio dowiedziałam się, że będąc na urlopie macierzyńskim można prowadzić działalność gospodarczą, więc jest to idealne rozwiązanie dla mam, które chcą być z dzieckiem w domu i jednocześnie być aktywnymi zawodowo.

Czy uważasz, że mama powinna mieć czas dla siebie, dla swojej pasji i zainteresowań?  Pytam Cię o to, bo wiem, że znowu grasz w kosza. :))

Każda kobieta powinna mieć czas na swoje pasje i zainteresowania. Jeżeli pasją mamy jest na przykład chodzenie po sklepach, to powinna mieć na to czas. To ważne chwile tylko dla siebie. Zauważyłam tendencję w naszym społeczeństwie: kiedy pojawia się dziecko to kobieta rezygnuje ze swojej pracy, zajęć dodatkowych, spotkań ze znajomymi. Nie mówię, że tak jest zawsze, ale spotykam się z tym dość często. (Takie społeczne wycofanie można zauważyć już w okresie ciąży. Oczywiście jest to spowodowane fizycznymi możliwościami – przecież w ciąży nie chodzi się do zatłoczonych, zadymionych miejsc, by tam spędzić przy piwie czas ze znajomymi. Warto znaleźć inne sposoby na miłe spędzanie czasu.)

Ja wróciłam do gry w kosza dopiero po czterech miesiącach od porodu. Było to uwarunkowane między innymi zaleceniami lekarskimi po cesarskim cięciu. Myślę, że był to idealny moment, by mieć czas dla siebie. Oczywiście po porodzie czułam się super, gdy mogliśmy wyjść z Piotrkiem do kina lub na kolację. Natomiast uważam, że każda kobieta (nie ważne, czy matka, czy nie) powinna mieć pewną strefę zarezerwowaną wyłącznie dla siebie. Powoduje to, że kobiety są szczęśliwsze i mają większe poczucie własnej wartości.

Na ile w codziennych obowiązkach możesz liczyć na pomoc Piotrka – twojego męża i taty Zosi oraz rodziny? Czy to pomaga, czy raczej jesteś typem mamy „zosisamosi” i chcesz wszystko robić sama?

Mój Piotrek jest mocno zapracowanym człowiekiem. Pracuje na etacie i dodatkowo jest trenerem koszykówki w jednym z łódzkich klubów. Siedząc cały czas z dzieckiem w domu miałam wrażenie, że jego w tym domu ciągle nie ma. Na początku to dla młodej mamy ciężka sytuacja. Później staje się to kwestią przyzwyczajenia. Zaraz po urodzeniu Zośki bardzo mi była potrzebna pomoc ze względu na to, że rana po cesarskim cięciu mocno bolała. Dodatkowo zawsze jest raźniej we dwójkę  z tak małym dzieckiem szczególnie, że nie mieliśmy żadnego doświadczenia. Teraz to wygląda trochę inaczej.  Każdy dzień mam całkowicie zaplanowany. Ze względu na to, że Piotrek pracuje w różnych godzinach, musieliśmy ustalić sobie stałe punkty dnia i pewne rytuały. Ważne było wyznaczenie godziny kąpieli, jedzenia i usypiania. W opiece nad Zośką są czynności, którymi się dzielimy, należą do nich: karmienie, przewijanie, ale wiele spraw Piotrek ogarnia sam. Takim rytuałem jest kąpiel. To jest zdecydowanie czas jego i  Zośki. Nie ma tam miejsca dla Mamy. 🙂 W codziennym życiu jestem raczej typem „wszystko sama”. Niestety, przy dziecku nakłada się zbyt dużo rzeczy jednocześnie i często potrzebna jest pomoc. Bardzo podziwiam kobiety, które od samego początku muszą sobie radzić same. Mnie bardzo pomogła mama, która przez pierwsze tygodnie była u nas prawie codziennie. Ugotowanie obiadu czy odkurzenie mieszkania w tym przypadku jest już dużym odciążeniem.

Co sądzisz o całej idei Mother-Life Balance, o której Ci trochę opowiedziałam? Jak rozumiesz to hasło? Czy przemawia to do Ciebie?

Mother- Life Balance rozumiem jako znalezienie złotego środka pomiędzy byciem spełnioną kobietą (w zakresie nie tylko zawodowym, ale i rodzinnym), a byciem spełniona matką. Żeby być kochającą mamą na pełen etat, nie trzeba siedzieć z dzieckiem w domu przez 24h 7 dni w tygodniu. Według mnie, nie trzeba też robić z siebie męczennicy, której największym osiągnięciem w życiu jest urodzenie dziecka. Taka kobieta nigdy nie będzie szczęśliwa. A przecież szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. ☺

Co w przypadku, gdy dziecko jest malutkie, czy uważasz, że jego mama powinna znajdować czas na rozwój i przyjemności, czy macierzyństwo jest tak szczególnym okresem, że wymaga poświęcenia na 100%?

Dla malutkiego dziecka matka często jest całym światem. Według mnie dziecko potrzebuje zarówno matki, jak i ojca. W momencie, gdy matka jest niedysponowana, bądź potrzebuje właśnie chwili odpoczynku, powinien wkroczyć tata. ☺ Myślę, że każda kobieta potrzebuje również pewnej przestrzeni dla siebie, która zapewni jej satysfakcję. Może to być  15 minut dziennie ćwiczeń z Chodakowską, wieczorne czytanie książki przed snem, wyjście raz w tygodniu z przyjaciółmi na kawę i ciacho lub – jak w moim przypadku – pogranie w kosza trzy razy w tygodniu. To, że chcemy spędzić jakiś czas  bez dziecka, nie czyni nas złymi matkami. Czyni nas matkami, które oprócz wspaniałego macierzyństwa mają również swoje pasje i potrzeby.

Jakie cechy ma Twoim zdaniem idealna młoda mama XXI wieku?

Matka XXI wieku to matka wielofunkcyjna. ☺

Czy jest coś, co byś zmieniła w swoim postępowaniu zaraz po urodzeniu Zosi? Czy dzisiaj inaczej podeszłabyś do niektórych spraw?

Po urodzeniu Zośki większość rzeczy robiłam instynktownie. Oczywiście miałam wsparcie i rady rodziny i koleżanek, ale najważniejsze jest, żeby we wszystkim znaleźć złoty środek. Z perspektywy czasu myślę, że postępowałabym tak samo jak do tej pory. ☺

Czy chciałabyś coś poradzić Czytelniczkom, które w codziennej opiece nad niemowlakiem zgubiły gdzieś swoje potrzeby, zapomniały o sobie?

Młode mamy, które niedawno urodziły swoje pociechy, nie powinny zapominać, że są również kobietami. Kobiety mają swoje potrzeby i powinny w pewien subtelny sposób uświadomić swoim mężom, partnerom, że ich życie nie powinno się ograniczać tylko do pieluch. Powinny znać swoją wartość  i to nie tylko jako matki, ale kobiety, które mają coś do zaoferowania światu. ☺

 

Ciało

Chcę żyć i będę żyć, bo mam cel. O życiu z rakiem piersi z twórczyniami kampanii ,,Jestem tu… Och życie !”

17 października 2021 / Monika Pryśko

Magdalena Kucińska 10 lat temu, w wieku 25 lat, zachorowała na raka piersi.

Jej babcia przegrała walkę z rakiem, mama wygrała dwukrotnie, jest obustronną amazonką. Wiedziała, że jest obciążona genetycznie i istnieje duże prawdopodobieństwo, że i ona zachoruje na raka piersi. Badanie było umówione na listopad 2011 roku, we wrześniu dowiedziała się, że ma raka. Nie zdążyła się zbadać.

Minęło 10 lat,  a ona motywuje inne kobiety z podobnymi doświadczeniami, by stawiały przed sobą cele, bo cele motywują do działania. Jej kampania na rzecz kobiet walczących z rakiem piersi ,,Jestem tu… Och życie !” dodała życiowych mocy kolejnej grupie wojowniczek. 

 

Dziś rozmawiam i z Magdą, i z jej przyjaciółką, fotografką Agatą Jakimowicz, która wspiera Magdę w realizacji kampanii, a także portretuje kobiety walczące z rakiem piersi. 

 

 

Magdalena: Żyję z rakiem, pomimo raka, pomimo wszystko. Każdego dnia jestem i podejmuję walkę. 

Agata: Dwa lata temu Magda postanowiła, że zrobi autorski projekt dla amazonek „Wznieść się na szczyt”. Mogłam jej towarzyszyć nie tylko jako przyjaciółka, ale też jako fotograf. I tak powstała kampania na rzecz kobiet walczących z rakiem piersi ,,Jestem tu… Och życie !”

Monika: Czujecie, że mimo tak wielu akcji dotyczących świadomości raka piersi, nadal jest luka, którą warto zapełnić?

Agata: Dzięki Magdzie zaczęłam zauważać kobiety na ulicy, które zmagają się z rakiem. Wcześniej ich nie widziałam. Ciężko człowiekowi tak na co dzień, niemającemu doświadczeń z nowotworem, domyślić się nawet, z czym te kobiety się zmagają, co przeżywają. 

Magdalena: Podczas października, Miesiąca Świadomości Raka Piersi bardzo dużo mówi się o profilaktyce, o tym, by się badać, ale na dobrą sprawę każdy wie, że musi się badać. To oczywiste. Mój projekt „Wznieść się na szczyt”  miał przypomnieć kobietom o ich pewności siebie. Wszystko po to, by poczuły się piękne nie tylko wewnętrznie, ale też fizycznie.  Gdy spojrzysz na zdjęcia zrobione podczas sesji, zobaczysz na twarzach tych kobiet także  udrękę, zmęczenie, smutek. Wszystko po to, by zaznaczyć, że wcale nie jest tak, że sama wygrana z rakiem to koniec problemów. Wcale tak nie jest. Życie z rakiem to szereg trudnych chwil, gorszych dni, złego samopoczucia, zwątpienia, ale mimo wszystko pojawia się w głowie zdanie: chcę żyć. 

 

 

Monika: Akcja i inicjatywy dotyczące raka piersi skupiają się w większości na zdrowiu fizycznym, na raku, na chorobie. 

Magdalena: Nasza kampania miała pokazać, że jesteśmy. Miała wydobyć potrzeby, które nie są zaopiekowane. Chciałam dać kobietom dobrą, zdrową energię. Pokazać kobiety, które wygrały, które są zwyciężczyniami. 

Monika: Które potrzeby kobiet walczących z nowotworem piersi są niezaspokojone?

Magdalena: Z jednej strony to niedostępność leków, brak refundacji, długie kolejki, konieczność korzystania z prywatnej służby zdrowia. Z drugiej strony bardzo mało jest  szpitali w Polsce, które podchodzą holistyczne do osób chorych na nowotwór. Z opieką psychologa spotkałam się dopiero w szpitalu im. Świętej Rodziny w Warszawie, gdzie przed operacją rekonstrukcji piersi przyszła do mnie pani psycholog i ze mną porozmawiała.

Monika: Zapomina się o tym, jak ważna jest kondycja psychiczna w walce z chorobą?

Magdalena: Przecież każda chora kobieta wie, że ma się badać, ma monitorować swoje zdrowie. To jest naturalne. A co z samopoczuciem, wolą walki, motywacją? 

Monika: Zdrowie psychiczne bardzo wpływa na zdrowie psychiczne. 

 

 

Agata: Większość akcji mówi o tym, by się badać, by dbać o zdrowie. A przecież równie istotne w procesie zdrowienia jest pozytywne nastawienie. Nasze myśli, samopoczucie to połowa sukcesu w każdej chorobie, a jednak rak piersi to mocny przeciwnik i ważne jest, by tym bardziej wspierać kobiety w tym trudnym czasie. 

Magdalena: Wsparcie jest bardzo, bardzo ważne. Uczestniczki mojej akcji tworzą jedność. Stworzyłyśmy grupę na Facebooku, codziennie ze sobą rozmawiamy, piszemy sobie afirmacje, dzielimy się odczuciami. 

Monika: A kto ciebie wspierał w walce z chorobą? 

Magdalena: Zachorowałam, gdy miałam 25 lat, bardzo młodo. Ja miałam raka, a w tym samym czasie moja mama miała depresję, bo nie mogla sobie poradzić z trudnościami własnego życia. Gdyby nie moi przyjaciele, którzy jeździli ze mną na chemioterapię i trzymali mnie za rękę, byłabym sama. Agata na przykład jeździła ze mną pociągiem 600 km do Szczecina. Mnie narzeczony zostawił w chorobie. Rzadko się o tym mówi, ale kobiety często są porzucane przez mężów czy partnerów, zaraz po tym, jak otrzymują diagnozę. 

Monika: Skąd brać siłę?

Magdalena: Nie mamy wyjścia, musimy ją mieć. Przeczytam Ci teraz naszą sentencję: „Kochamy życie, jednak czasami byłyśmy gorzko nieszczęśliwe, udręczone smutkiem, bez sił, ale mimo to jesteśmy tego całkowicie pewne, że wielką sprawą jest po prostu żyć”. To życie daje nam siłę. 

Agata: Nie chodzi o życie z fajerwerkami, tylko o proste, normalne, zwykle życie.

Monika: Dziewczyny, które walczą z rakiem, trochę się też ukrywają. Rozumiem, że to odruch obronny, ale nie da się ukryć, że wszyscy potrzebujemy bliskości, obecności. 

 

 

Agata: Zwykle bycie obok jest ważne. Niektórzy myślą: „ona jest taka chora, co ja jej będę głowę zawracać, niech się kuruje”, a osoba chora, po chemiach, zmartwiona, zmęczona, wymiotująca, siedzi sama. Samotność nie pomaga, wręcz przeciwnie. 

Monika: Po prostu chyba nie wiemy, jak się zachować, nie chcemy nikogo urazić. 

Magdalena: Sam fakt, że ktoś jest blisko, że jest obecny, potrzyma za rękę, odpowie na SMS, dodaje odwagi. Ta świadomość daje poczucie bezpieczeństwa, a myśl, że jest się tak blisko śmierci, budzi lęk. 

Monika: Sama najlepiej wiesz, jak powinny czuć się osoby walczące z rakiem. 

Magdalena: Dlatego kobiety biorące udział w projekcie „Wznieść się na szczyt” czuły się przez nas zaopiekowanie, ktoś o nie zadbał. Dzięki temu poczuły się piękne. A był tam kobiety na różnych etapach leczenia, w trakcie, po chemioterapii, z przerzutami. 

Monika: Czy wszystkie bohaterki mówią o swoich potrzebach jednym głosem?

 

 

Magdalena: Każda z nich ma ogromny apetyt na życie, każda przewartościowała swoje życie, każda bardziej żyje chwilą. 

Agata: Amazonki są bardzo aktywne. Spotykają się, wyjeżdżają na rehabilitację, wspierają się wzajemnie. 

Monika: Czy wszystkie kobiety biorące udział w akcji mają w sobie akceptację swojej choroby? Wierzę, że akceptacja daje wolność do tego, by działać, bo jak nie ma akceptacji, to jesteśmy w różnych obszarach życia zamrożeni. Dopiero akceptacja pozwala zrobić krok dalej.

Agata: Choroba zmieniła całe ich ciało. Począwszy od wnętrza, którego nie widać, po sam wygląd, czyli włosy, rzęsy, skórę, piersi. Kobiety tracą atrybuty kobiecość i to zawsze ma swoje odbicie.

Magdalena: Kobiety często się też wstydzą. Też miałam taki  moment, że wstydziłam się wyjść z domu w chustce na głowie, bo ludzie patrzyli na mnie ze współczuciem, 

Monika: Jak jest z tym poczuciem kobiecości? Kobiety na Waszych zdjęciach niezaprzeczalnie piękne, emanują energią.

Magdalena: One po prostu zaakceptowały swoją chorobę i swoje ciało w trakcie lub po chorobie. Ja bez piersi żyłam 10 lat. 

Agata: Pierwsze zdjęcia robiłam, gdy bohaterki były pięknie ubrane. Później poprosiłam o pokazanie symboli walki z rakiem, czyli blizn. Gdy prosiły o dodatkowe zdjęcia swoich ciał, czułam, że są z siebie dumne. Na zdjęciach widać ich dumę. 

Monika: Jedną z bolączek kobiet walczących z rakiem jest fizyczna utrata atrybutów kobiecości, obniżka poczucia własnej wartości, a tutaj się okazuje, że wystarczy dać przestrzeń, by uczestniczki mogły swoja kobiecość zamanifestować w nowy sposób. I to zostaje na dłużej, daje silę. 

Magda: W chorobie nowotorowej ważne jest mieć cel, marzenia. Jak jest cel, to jest motywacja, by to osiągnąć, by to gonić. Dlatego projekt zakładał różnego rodzaju warsztaty, by tę motywację i wiarę wzmocnić. Zorganizowałam warsztaty psychologiczne i motywacyjne, o tym, jak zarządzać emocjami. Tworzyłyśmy mapy marzeń oraz plotłyśmy wianki, które są bardzo kobiecym symbolem. Dziewczyny miały kurs chodzenia na szpilkach, by na koniec imprezy,  w pięknych strojach i makijażach, przejść po czerwonym dywanie i wziąć udział w pokazie mody. 

 

 

Agata: Specjalnie zrobiłyśmy tę sesję na sam koniec dwudniowego projektu „Wznieść się na szczyt”, by zobaczyć tę energię, wydobytą podczas warsztatów, by podkreślić piękno. A poczucie piękna wiąże się z poczuciem akceptacji. 

Magdalena: Kiedy tracisz włosy i patrzysz na siebie łysą. Kiedy budzisz się po operacji i nie masz piersi, czujesz się niepełna, zabrano Ci kobiecość. 

Monika: Ale kobiecość to nie tylko piersi i włosy…

Magdalena: Kobieta musi się czuć dobrze sama ze sobą. Akceptacja to proces, nie można udawać, że taka zmiana, jak utrata włosów czy piersi, to nic. 

Monika: W którym momencie akceptacja do Ciebie wróciła?

Magdalena: Musiał minąć czas. Czas robi robotę. Najpierw przyzwyczaiłam się do tego, jak wyglądam, a później te zmiany zaakceptowałam. Myślałam, że zostanę bezdzietną starą panną, a dziś jestem mamą dwójki dzieci. 

 

Zdjęcia: Agata Jakimowicz

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo