Change font size Change site colors contrast
Rozmowy

Mama w pracy – rozmowa przy kawie

8 kwietnia 2018 / Monika Pryśko

A może stworzymy przewodnik dla młodych mam.

O tym, co zrobić, by nie czuć presji i wyrzutów sumienia? I by umieć odpoczywać jak mężczyzna…     Z Magdaleną Manasterską, dziennikarką Radia Gdańsk i Małgosią Jasnoch, współtwórczynią Inkubatora Przedsiębiorczości Starter i turkusowej spółki Teal rozmawiała redaktor naczelna TMM Monika Pryśko.   Monika: Zauważyłam, że gdy kobieta ma wolny zawód, sama ustala zasady, a jej...

A może stworzymy przewodnik dla młodych mam. O tym, co zrobić, by nie czuć presji i wyrzutów sumienia? I by umieć odpoczywać jak mężczyzna…  

 

Z Magdaleną Manasterską, dziennikarką Radia Gdańsk i Małgosią Jasnoch, współtwórczynią Inkubatora Przedsiębiorczości Starter i turkusowej spółki Teal rozmawiała redaktor naczelna TMM Monika Pryśko.

 

Monika: Zauważyłam, że gdy kobieta ma wolny zawód, sama ustala zasady, a jej praca jest faktycznie elastyczna, trudne wybory między macierzyństwem a rozwojem jej nie dotyczą.

Małgorzata: Dużo plusów jest takiej formy pracy, ale ja sama już dostrzegam minusy. Granica jest bardzo cienka. Przykład – ostatnio miałam taki tydzień, gdy codziennie musiałam pięć godzin poświęcić pracy poza domem. Telefon: mama, przyjeżdżaj. Bo jak ja mam wyjść na tak długo? Jest ryzyko zapędzenia się. Mówię sobie, nie za szybko. Z drugiej strony,  firmy nie da się prowadzić na pół gwizdka.

Monika: Czujesz presję, którą sama sobie narzucasz, a dodaj do tego presję na przykład szefa, którego mogłabyś mieć…

Małgorzata: Więc albo znajdziesz pracodawcę z elastycznym podejściem, albo będziesz mieć dobrego partnera we własnym biznesie, albo partnera w rodzicielstwie. Inaczej sobie tego nie wyobrażam.

Monika: Najłatwiej wtedy zrezygnować z pracy.

Małgorzata: Zrezygnować?

Monika: Chcemy pracować i lubimy pracować, więc zawsze znajdziemy jakiś sposób, żeby się po prostu zrealizować, nawet kosztem snu. Ale są sytuacje, kiedy nie można sobie na to pozwolić, choćby dlatego, że się pracuje na etacie. Wtedy można usłyszeć od pracodawcy: ,,nie ty pierwsza i nie ostatnia’’. Albo nauczysz się godzić pracę z rodziną, albo nic tu po tobie.

Małgorzata: Ja miałam bardzo dużo mam w zespole. W Starterze zespół był bardzo kobiecy, rocznie rodziło się pięcioro dzieci!

Magdalena: Ja jestem jedyną reporterką, która aż troje dzieci dzieci. U nas nie ma młodych mam, a jeśli są, starają się dostosowywać swoje godziny pracy do macierzyństwa. To często trudne..

Małgorzata: Kobiety reporterki rezygnują z zawodu mając dzieci?

Magdalena: Często nie decydują się na nie. To jest wymagająca praca. Gdy słyszę, że coś się wydarzyło o godzinie 21:00, to wiem, że nikt do mnie nie zadzwoni. Przecież jestem mamą.

Monika: Z czym to się wiążę dla Ciebie zawodowo?

Magdalena: Z jednej strony czuję się odsunięta, z drugiej wiem, że może przyjść taka chwila, gdy ktoś stwierdzi, że jednak nie jestem w radiu potrzebna. Bo pojawi się ktoś młodszy, bardziej dostępny, bez zobowiązań.

Monika: Jaka by była w takim razie idealna sytuacja dla młodej mamy? Pojedźmy schematami. Elastyczny czas pracy?

Małgorzata: Pół etatu na początku jest fajnym rozwiązaniem. Plus opiekunka. Taki mam plan też na siebie.

Magdalena: Mam podobnie. Chciałabym powoli zaznaczyć swoją obecność, gotowość do pracy. No i tutaj ważnym aspektem jest pracodawca. Pamiętam, jak usłyszałam od mojego szefa po urodzeniu syna: ,,spokojnie, zrób tak, żeby tobie było dobrze. My sobie radzimy, ale świetnie, że do nas wracasz.’’

Małgorzata: To jest bezcenne.

Magdalena: Tak, i usłyszałam to od mężczyzny, więc to też jest fajne…

Monika: Czego pracodawcy boją się najbardziej?

Magdalena: Że nas po prostu nie będzie. Że po tygodniu dziecko zachoruje, a my nie mając go z kim zostawić, weźmiemy zwolenienie. A potem kolejne i kolejne.

Małgorzata: Że nie będziemy dyspozycyjne.

Monika: A wystarczyłaby zwykła rozmowa.

Małgorzata: Miałam taki przypadek. Posypało mi się menedżerskie grono w zespole i zadzwoniłam do dziewczyny, która była w drugim półroczu urlopu macierzyńskiego. Zapytałam ją wprost: czy byłaby gotowa przyjść na pół etatu, gdyby wiązał się w tym awans z zastępcy na szefa, oczywiście w grę wchodziła również podwyżka. Po dwóch tygodniach namysłu podjęła wyzwanie. Bez rozmowy nie wiedziałabym, że była gotowa na nowy etap.

Monika: Jakie rodzicielskie kompetencje są atrakcyjne dla pracodawców?

Magdalena: Wielozadaniowość.

Małgorzata: Świetna organizacja. Elastyczność też. I oddanie. W zespole miałam młode mamy i jeśli ja byłam fair wobec nich jako pracodawca, to one odwdzięczały się tym samym. Mamy to lojalny, oddany, długoterminowy pracownik.

Monika: Według raportu mom@Work 90% pracujących mam z powodzeniem łączy obowiązki domowe i pracę. My z pewnością jesteśmy w tej grupie. Ale wydaje mi się, że ten wynik mija się z rzeczywistością.

Magdalena: Jeżeli mnie zapyta mój mąż, czy da się połączyć pracę z macierzyństwem, to powiem: absolutnie nie! Jeżeli mnie pyta pani ankieterka – no oczywiście, przecież to jest proste! (śmiech) Więc zależy, kto pyta i w jakim momencie. Gdy pytasz mnie o to teraz, kiedy siedzimy, rozmawiamy i pijemy kawę – odpowiadam tak! Ale jeszcze wczoraj, kiedy dzieci urządziły mi piekło na ziemi, stwierdziłabym, że nie…

Małgorzata: Jakbyś mnie zapytała dwa miesiące temu, przy absolutnym niedoborze snu, powiedziałabym, że absolutnie nic nie da się połączyć. (śmiech)

Magdalena: Do pakietu, który mamy dostają w szpitalu po porodzie, powinien być dołączony kontakt do psychologa, psychiatry albo coacha, by wskazywał dobrą drogę.

Małgorzata:  Ale też pokazywał drogę dbania o siebie. Pierwszy urlop macierzyński poświęciłam dziecku. To były czasy takie, że ledwie maile się odbierało. Wyrzutów sumienia wobec siebie nie miałam, bo w ogóle nie myślałam o sobie. Dziś sobie obiecuję: matko, Ty musisz pamiętać, żeby czasem  iść na samotny spacer.

Monika: A to nie jest tak, że mamy problem z komunikowaniem własnych potrzeb? Dlaczego nie można pójść do pracodawcy i powiedzieć: słuchaj, potrzebuję pracować elastycznie, bo jest mi to potrzebne, żeby lepiej wykonywać swoje obowiązki, jest mi to też potrzebne, żebym się dobrze czuła jako matka i kobieta. Przydałby się taki katalog rzeczy, które dla aktywnej mamy są normalne i osiągalne. Szkoda, że nie umiemy mówić o swoich oczekiwaniach.

Małgorzata: Zwłaszcza że my dopiero pytamy, na co możemy sobie pozwolić. Nie stawiamy warunku bezwzględnego, tylko mówimy: pogadajmy, jak można to inaczej zorganizować.

Monika: Trzeba tylko wyjść z inicjatywą.

Małgorzata: Jest wiele kobiet, którym w ogóle nie przyszłoby do głowy, że można. Tak było zawsze i tyle – albo wracasz i jesteś na 100%, albo cię nie ma.

Magdalena: Myślę, że to jest kwestia nie tyle mówienia o swoich potrzebach, ale też naszej kobiecej natury. Nie myślimy o sobie, tylko myślimy, żeby zadbać o wszystkich wokół. A mężczyźni nie mają tego problemu. Mężczyzna jak potrzebuje wyjść z domu, to po prostu wychodzi. Mówi: mam potrzebę wyjścia. Czy masz coś przeciwko?

Małgorzata: Od facetów można się wiele nauczyć. Uważam, że powinnyśmy robić dokładnie tak, jak oni – nauczyć się odpoczywać i zadbać o siebie.

Monika: Ale my chcemy się położyć, tylko mamy od razu te wyrzuty sumienia, o których już rozmawiałyśmy wcześniej.

Magdalena:  Książkę o tym trzeba napisać.

Małgorzata: Wypisać: rób tak i tak, z przykładami.

Magdalena: Jak przeżyć i przetrwać. (śmiech)

Malgorzata: Jak się nie zadba o siebie, to naprawdę można zwariować.

Monika: Umiesz dbać o siebie kobietę, mamę i businesswoman?

Małgorzata: Staram się dużo odpoczywać. Szukam niani, chyba już tego potrzebuję. Moi wspólnicy szanują to, że jestem z dzieckiem, nikt mi nie powie: przychodź teraz. To ja sama muszę zdecydować, kiedy i na ile wracam do aktywności. Myślę, jak to zrobić.

Magdalena: To bywa też stresujące, bo dochodzi do zupełnie niepotrzebnych napięć między partnerami. ,,No bo dlaczego ja mam się teraz dzieckiem zajmować? Przecież to też jest Twoje dziecko.’’

Małgorzata: To nie jest łatwe dla mamy. Kobieta potrzebuje elastycznej pracy, która pozwala jej wyjść, gdy dziecko tego potrzebuje. Spokojnie, bez stresu. Trzeba mówić sobie: jako matka mam do tego prawo.

Magdalena: Mam prawo i to jest w porządku.

Monika: Ja się zawsze obawiałam niezadowolenia innych ludzie, poczucia, że nie spełniam ich oczekiwań, bo na przykład gorsze samopoczucie mojej córki popsuło komuś plany.

Małgorzata: Dobrze jest sobie stworzyć w głowie taki najgorszy możliwy scenariusz zdarzeń i się do niego przygotować. I powiedzieć przed spotkaniem: słuchaj, wezmę małego. Mam nadzieję, że pogadamy. Jak nam nie wyjdzie, to wybacz. Myślę, że ta druga strona byłaby w stanie to zaakceptować.  

Monika: Wracamy do nie mówienia wprost o swoich potrzebach i oczekiwaniach.

Magdalena: Myślę o tej naszej psychice kobiet, z jednej strony jest ona naszym świetnym sprzymierzeńcem, bo jesteśmy w stanie poukładać sobie w głowie wszystko tak, żeby było dobrze. Ale z drugiej strony jest też naszym największym wrogiem, bo my sobie piszemy scenariusze, które tak naprawdę nie mają miejsca. Myślimy za innych.

Małgorzata: I spełniamy oczekiwania, które nie są w ogóle stawiane przed nami.

Magdalena: Dokładnie. Nikt nie oczekuje, że nasze dziecko będzie cudowne, uśmiechnięte, nie zrobi kupy, nie będzie wymiotować, nie będzie głodne i marudne.

Monika: Trzeba sobie odpuścić, dać sobie pomóc i przestać kontrolować sytuację na 100 procent, w każdym momencie.

Małgorzata: Jak się jest mamą, powinno się mieć ten luz: jak będzie na 90 procent, to też będzie wystarczająco dobrze. Ja się całe życie tego uczę. Po prostu perfekcjonizm jest skaraniem boskim, które mi przypadło w udziale. (śmiech) Wiele kobiet tak ma. Nie potrafią sobie powiedzieć: matko, to nie musi być zawsze idealne.

Monika: Nie zawsze musi być wszystko wspaniale. Wystarczy, że będzie w porządku.

 


Cała rozmowa dostępna w pierwszym numerze The Mother MAG.


Zdjęcia / Olga Diana Jasińska
Miejsce / Mitte Chleb i Kawa

Rozmowy

Jeśli dom, to tylko przytulny. Rozmawiamy z Moniką Wejman, właścicielką sklepu HugMe

10 listopada 2022 / The Mother Mag

Dom ma być ciepły i przytulny.

Taką zasadę wyznaje Monika Wejman, właścicielka sklepu HugMe, miłośniczka oryginalnego designu i rękodzieła. Przeczytajcie jak wygląda życie świeżo upieczonej przedsiębiorczyni.

Moniko, jak to się stało, że dziewczyna pracująca w biurze, matka 2 dzieci, psycholog z wykształcenia stworzyła markę dodatków do domu?

 

Tak się spełnia marzenia, na które nie można było sobie pozwolić wcześniej. Zawsze miałam artystyczne zapędy, ale gdy wybierałam studia, nie było mnie stać na czesne w upatrzonym studium charakteryzacji i kostiumografii. Poszłam więc na psychologię i szybko zaczęłam pracować, chociaż nie w zawodzie, a po godzinach szyłam sukienki dla lalek, maskotki czy poduszki. W życiu prywatnym dorobiłam się męża, dzieci i licznych przeprowadzek, które mam nadzieję, już się skończyły. Mieszkamy w Olsztynie i niech tak zostanie! Bardzo zależało mi, żeby “na swoim” było przyjemnie i przytulnie, żeby nasz dom wyrażał nasze pasje i upodobania. Zaangażowałam się w urządzanie mieszkania i pokochałam to, a że w pracy dotknęło mnie wypalenie, zaczęłam myśleć o zrobieniu z pasji sposobu na życie. Tak narodziło się HugMe. Własny biznes to skok na głęboką wodę, ale nie żałuję, że go zrobiłam i  każdemu polecam takie odważne kroki.

 

Jakie wnętrza lubisz?

 

Mogę o tym opowiedzieć na przykładzie naszego domu. To mieszanka starego z nowym – klasyczna biało/drewniana baza jest wzbogacona masą kolorów i faktur, książek, pamiątek i roślin. Poduszki i narzuty mają kluczowe znaczenie w tworzeniu takiego klimatu, a znalezienie odpowiednich nie jest proste. A właściwie nie było, bo teraz jest HugMe (śmiech).

 

 

Opowiedz o HugMe, czyli Twoim sposobie na to, by mieć takie wnętrze i pomóc innym w urządzaniu się. 

 

HugMe to efekt mojego podziwu i szacunku dla rękodzieła i artystów rękodzielników. Zawsze uważałam, że przedmioty wykonane ręcznie mają niezwykłą wartość – autor wkłada bardzo dużo swojego czasu i wysiłku oraz serca w to, aby przedmiot ten był piękny i wyjątkowy. Uwielbiam naturalne tkaniny, ważne jest dla mnie etyczne pochodzenie produktów, bo dbam o środowisko. Produkty, które sprowadzam do sklepu, są wytwarzane w niewielkich lokalnych manufakturach, co oznacza, że przy ich zamawianiu pojawiają się różnice językowe, kulturowe a nawet czasowe. To czasem niezła przygoda. 

 

Rozumiem, że sprowadzasz do Polski dodatki z różnych krajów. Jak je wyszukujesz? 

 

W asortymencie HugMe są obecnie produkty z Argentyny, Maroka, Indii, Turcji i Mali. Fascynuje mnie bogactwo rękodzieła z całego świata, mam już na oku kolejne przepiękne produkty z Portugalii, Grecji czy Litwy. Za każdym razem produkty znajduję w podobny sposób. Poszukuję inspiracji, przeglądam zdjęcia, blogi, czasopisma. Jeżeli jakiś produkt zwróci moją uwagę, poszukuję informacji o tym skąd pochodzi, jak jest wytwarzany i przez kogo. 

 

 

Czyli każdy produkt w Twoim sklepie to efekt Twojego śledztwa?

 

Jasne! Pierwszym produktem, w którym się zakochałam na zabój, były okrągłe poduszki z pomponami – na początku wiedziałam tylko, że są utkane z wełny i pochodzą z Argentyny. Znalazłam jedynie dwa sklepy w Stanach Zjednoczonych i jeden we Francji, które oferują ten produkt na sprzedaż. Uznałam więc, że odnalezienie manufaktury produkującej te cuda i sprowadzenie poduszek do Polski będzie dla mnie dużym wyzwaniem. I tak też było. Odnalazłam producenta i nawiązałam z nim kontakt. Okazało się, że poduszki tkają artyści rękodzielnicy, zrzeszeni w niewielkiej lokalnej manufakturze. Technika utkania poduszek jest wyjątkowa ponieważ używają oni okrągłych krosien. Wełna, z której utkane są poduszki, pochodzi od lokalnych dostawców. Wszystko to sprawiło, że produkt ten, poza swoim niezaprzeczalnym pięknem, jest produktem regionalnym, naturalnym, wytwarzanym etycznie i z dbałością o środowisko. 

 

Co w swojej pracy lubisz, a za czym nie przepadasz?

 

Poszukiwanie inspiracji i nowych produktów jest najprzyjemniejsze. Później zaczyna się ta mniej fajna część, czyli formalności związane z dogadaniem zamówienia i transportu przesyłki do Polski. Nie jest to takie proste, ponieważ nie zawsze producenci posługują się językiem angielskim, istnieją też różnice kulturowe w tzw. “dobijaniu targu”, a płatności odbywają się w różnych walutach.

Nie zawsze udaje mi się porozumieć z producentem i zamówić to, co mi się podoba. Zdarzyło się, że producent nie chciał udzielić mi szczegółowych informacji na temat manufaktury wytwarzającej dany produkt lub też miałam wątpliwości, co do jakości tkaniny. W takiej sytuacji nie podejmuję współpracy i szukam od nowa.

 

 

Aktywnie prowadzisz swój profil w mediach społecznościowych (na Instagramie?), pokazujesz siebie, swój dom, dzieci, przybliżasz siebie obserwatorom. Czy to było od początku dla Ciebie intuicyjne, skąd wiedziałaś jak promować swoje produkty?

 

Biznesowe działania w social media to dla mnie nowość i kolejne duże wyzwanie. Zanim zaczęłam promować sklep HugMe, czytałam poradniki, brałam udział w  webinarach i radziłam się osób bardziej doświadczonych ode mnie. Prowadzenie profili wymaga bardzo dużej aktywności i kreatywności. Jeśli ma przynosić efekty, wymaga czasu i pracy. Dodatkowo, pokazanie siebie i mówienie do obcych ludzi nigdy nie było moją specjalnością, więc musiałam zdecydowanie przełamać się i opuścić moją strefę komfortu. Chcę, aby HugMe kojarzyło się z ciepłem domowym i kolorami życia rodzinnego, dlatego pokazuję nasze rodzinne życie, ale robię to z poszanowaniem naszej intymności.

 

Skąd wzięłaś odwagę, żeby zacząć tak ryzykowny projekt – sklep z produktami premium – w pandemii, kiedy ludzie ograniczają koszty i zakupy, kontrolują wydatki. Czy w Twoim przypadku sprawdza się zasada, że dobra jakość się broni?

 

Czasami sobie myślę, że nie kierowała mną odwaga tylko brawura (śmiech). Pandemia to trudny czas dla wszystkich, na dodatek spowodowała przeniesienie sprzedaży do internetu. Zalewają nas oferty typu “dużo i tanio”, ale jakość tych rzeczy jest dyskusyjna, więc klienci kupują dużo, a potem szybko wyrzucają i szukają nowych rzeczy. Błędne koło. 

Myślę jednak, że stopniowo myślenie Polaków się zmienia i stajemy się coraz bardziej świadomymi konsumentami. Coraz więcej osób czyta etykiety, patrzy na składy i zwraca uwagę na to, gdzie i w jakich warunkach dany produkt został wyprodukowany. 

Produkty, które oferuję w sklepie HugMe są skierowane do takiej właśnie grupy odbiorców. Są to ludzie wrażliwi na rękodzieło, produkty oryginalne i wyjątkowe, jakość tkaniny i teksturę. Są to osoby, które zdecydowanie wolą kupić jeden jakościowy produkt niż kilka tańszych. Wbrew pozorom, jest to dobry kierunek dla wszystkich, którzy chcieliby ograniczyć wydatki – robienie jakościowych zakupów powoduje, że z danego produktu możemy cieszyć się latami bez konieczności ciągłego kupowania nowych. 

 

Czy możesz podzielić się swoimi biznesowymi błędami? Co było największą nauczką, czego żałujesz?

 

HugMe to młoda marka, ale faktycznie mam już kilka biznesowych błędów na koncie. Pierwszy: niedoszacowanie budżetu na reklamę. Wiedziałam, że muszę mieć płatną promocję, ale liczyłam też na dotarcie organiczne poprzez publikowanie postów, udostępnianie czy też umawianie się z innymi bardziej rozwiniętymi kontami na reklamę barterową. Okazało się, że efekty takich działań są niewielkie. Najskuteczniejszą metodą reklamy jest płatna promocja.

Drugim moim błędem, wynikającym poniekąd z niskiego budżetu “na start” było to, że postanowiłam samodzielnie zbudować sklep internetowy HugMe. Zainwestowałam w domenę i stronę internetową, ale odpowiednie jej przygotowanie, edytowanie graficzne i zintegrowanie z serwisem płatności online i przesyłek, zajęło mi długie miesiące. Myślę, że jeżeli ktoś nie posiada odpowiedniej wiedzy czy doświadczenia w tym zakresie, tak jak ja, powinien pozostawić budowanie sklepu internetowego specjalistom. Co prawda, po kilku miesiącach udało mi się sklep uruchomić i o dziwo działa (śmiech), jednak straconego czasu już nie odzyskam.

Mimo wszystko mam takie głębokie przeświadczenie, że każda trudna sytuacja czy błędna decyzja, to nauka na przyszłość. Najlepiej uczymy się na własnym doświadczeniu i własnych błędach.

 

 

Jak się czujesz jako przedsiębiorczyni, czy to Cię zmieniło?

 

Po tych kilku miesiącach pracy u siebie nie mogę jeszcze powiedzieć, że czuję się “jak ryba w wodzie”. Cały czas staram się zorientować jak to wszystko działa, złapać swój rytm. 

Nie uważam, żeby to doświadczenie zmieniło mnie jakoś szczególnie. Może jedynie dowiedziałam się o samej sobie trochę więcej. Nauczyłam się sporo, nabyłam nowe umiejętności, poznałam wiele wartościowych osób. 

Nie wiem, jak rozwinie się ta przygoda, ale w tym momencie mogę już powiedzieć, że jest to doświadczenie bardzo ciekawe i wszechstronnie rozwijające. I ten rozwój jest dla mnie niezwykle istotny.

 

Czy ktoś lub coś Cię napędza, inspiruje, motywuje? Jaki masz sposób na działanie i konsekwentną pracę nad marką? 

 

Prowadzenie własnej firmy wymaga samodyscypliny. Nie ma nikogo “nad tobą” kto popędzi do pracy, przypomni, upomni. Muszę motywować sama siebie. Nie codziennie pracuję tak samo. Są takie dni/tygodnie kiedy mam dużo pomysłów, pracuję regularnie i ciągle wymyślam coś nowego. Są też takie okresy, kiedy to źródełko trochę się wyczerpuje i wówczas potrzebuję kilku dni na odpoczynek i regenerację. Kiedy zaczynałam, wmawiałam sobie, że muszę pracować codziennie tak samo i codziennie produkować nowe treści. Teraz wiem, że potrzebuję więcej oddechu. Kiedy publikuję mniej zdjęć i widać mniejszą aktywność w social mediach, w ramach “oddechu” pracuję nad edycją zdjęć, poprawiam sklep, uzupełniam produkty potrzebne do pakowania przesyłek albo zajmuję się tworzeniem i naszywaniem metek. 

 

Moniko, czego mogę Ci życzyć? 🙂

 

Zawsze powtarzam, że najważniejsze jest zdrowie, a dopiero później cała reszta, więc na początek poproszę o życzenie dużo, dużo zdrowia dla mojej rodziny i bliskich. Poproszę również o życzenia spokoju i odpoczynku. Od blisko 3 lat nie mieliśmy porządnego urlopu – potrzebujemy tego jak powietrza! Życz mi również wytrwałości i może odrobiny szczęścia w rozwijaniu sklepu. Nie jest łatwą sztuką przebić się na rynku i dotrzeć do Klienta. Wymaga to bardzo wiele czasu, pracy i cierpliwości, a cierpliwość nie jest moją mocną stroną. Szczęście również jest potrzebne – czasem o sukcesie nowej marki może zadecydować przypadkowe spotkanie, jedna reklama czy udostępnienie posta przez osobę o dużych zasięgach w social mediach. Taki mały łut szczęścia na polu zawodowym na pewno by mi się przydał. 

 

_____________________________________________________________________

Zdjęcia do sesji powstały w klimatycznym apartamencie na starym mieście w Olsztynie: LINK

 

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo