Change font size Change site colors contrast
Ciało

Seks w ciąży to doskonały pomysł! Rozmowa z dr n. med. Maciejem Sochą.

9 października 2023 / Monika Pryśko

Seks w ciąży?

Tak! O tym można porozmawiać, ale w zamkniętym gronie ciężarnych, z lekarzem i to dyskretnym, w towarzystwie tylko na ucho, po cichu. Ponieważ nie mówi się o tym wprost, trudno zająć stanowisko. 

Jesteśmy jako Polacy pruderyjni, często zawstydzeni choćby pytaniem o seks w ciąży i bardzo podatni na internetową manipulację faktami medycznymi. Szczególnie będąc w ciąży!

 

Czy kobiety w ciąży mogą uprawiać seks? Oto jedno z pierwszych pytań, które zadałam dr. n. med. Maciejowi Socha, lekarzowi specjaliście położnictwa i ginekologii, ginekologii onkologicznej oraz perinatologii, Kierownikowi Oddziału Położniczo-Ginekologicznego w Szpitalu Św. Wojciecha w Gdańsku-Zaspie. 

 

Panie doktorze, czy seks w ciąży jest bezpieczny?

Czy naprawdę te pytania się jeszcze pojawiają? Ciągle? Znowu? 

 

Podobno kobiety w ciąży nie chcą kochać się ze swoimi partnerami. 

Jeżeli kobieta źle się czuje, czyli ma np. ból brzucha, bo pojawiły się skurcze, które mogą być objawami porodu albo odpływa płyn owodniowy lub ma obrzęknięte krocze, dodatkowo cała zmiana stanu hormonalnego doprowadza do tego, że się źle czuje, to ciężarna nie ma ochoty na współżycie. Nikt by w takiej sytuacji nie miał!

Jednak poza stanami chorobowymi, nie mam przeciwwskazań medycznych do seksu w ciąży.

Każdy z nas, jak jest chory, to mniej je, po to, by zmniejszyć metabolizm i zahamować rozprzestrzenianie się bakterii po organizmie. Gdy się źle czujemy, nie chce nam się uprawiać seksu, bo matka natura nie chce, byśmy dalej rozsiewali zarazki. Jest mnóstwo takich zachowań, których zbiór nazywamy ,,sickness behaviour’’, a które towarzyszą  chorobie. Podświadomie, biologicznie, zachowujemy się tak, a nie inaczej. 

Więc jeśli ciężarna nie chce się kochać ze swoim partnerem, powodem może być własny system ostrzegawczy organizmu i to akurat sytuacja w pełni akceptowalna.

 

Czyli mamy słuchać naszego organizmu?

Jako ludzie, jesteśmy po prostu zwierzętami. Warto czasem spojrzeć, jak zachowują się inne ssaki, zwierzęta działają bardzo instynktownie. Samice w trakcie porodu i tuż przed nim ,,dziwnie” się zachowują, szukają sobie ustronnego miejsca, są trochę spokojniejsze, chcą się zaszyć i to jest ostatni moment, w którym pomyślałyby, że jest to dobry czas na zbliżenie seksualne. Kiedy źle się czujemy, to seks nie jest naszym priorytetem. Ale warto posłuchać swojego ciała, bo w większości sytuacji życiowych nie ma przeciwwskazań do normalnych ludzkich zachowań, w tym seksu. 

 

Czy pana pacjentki w gabinecie poruszają temat seksu w ciąży? 

Oczywiście! Co ciekawe, często mówią zdziwione: panie doktorze, ten seks to jest jakiś inny. Pytam, co to znaczy. Okazuje się, że tak naprawdę nie jest gorszy czy lepszy, tylko… po prostu inny niż kiedyś. 

Ciąża wymaga czasem zmiany pozycji, zmiany przyzwyczajeń seksualnych. To nowy stan dla pary, więc może wymagać przystosowania.

 

Która pozycję wybrać?

Taką, która jest najwygodniejsza. A najczęstsza wybierana to tzw. pozycja na łyżeczkę. 

Większość kobiet fizjologicznie położy się na boku i będzie wolała współżyć właśnie w takiej pozycji, tyłem do partnera, i prącie znajdzie się w takim miejscu, że nie zrobi krzywdy ani dziecku, ani ciężarnej. A jak kobieta wygodnie się czuje, jej partner wygodnie się czuje, to znaczy, że jest dobrze.

Nikt nie ma wdrukowanego jedynego dobrego wzoru postępowania. Jesteśmy jak idealnie zbudowane maszyny, że jak coś się dzieje złego, to mamy wbudowany system alarmowy pod postacią na przykład bólu, niepokoju, pobudzenia. Więc jeśli kwestią jest tylko zmiana pozycji, proszę ją zmienić i dobrze się bawić. 

 

A jeśli seks w ciąży boli?

Jeśli boli, to znaczy, że organizm daje znać, żeby zmienić pozycję lub sposób współżycia. Generalnie seks powinien być przyjemny, a ból zwykle jest sygnałem alarmowym.

 

Mówi się jednak, że seks w ciąży skraca szyjkę macicy, a to źle. 

Jako ginekolodzy mamy narzędzia, dzięki którymi możemy zbadać, co się dzieje z szyjką macicy. Zauważyliśmy, że gdy szyjka macicy się skraca, to w fizjologicznej ciąży jest to jeden z elementów jej dojrzewania, który prowadzi wprost do porodu. Ale to, co zabawne, to to, że zapomnieliśmy, że dojrzewanie szyjki macicy jest procesem zarówno jej skracania, jak i zmiany konsystencji oraz ustawienia. Kierowaliśmy się tylko jednym z elementów – długością obserwowaną w USG. I na przestrzeni wielu lat zabranialiśmy pacjentkom współżycia – biorąc pod uwagę tylko długość szyjki macicy.

Pamiętam, że gdy zaczynałem pracę, to taka optymalnie wyglądającą szyjką macicy była ta długa, twarda, zamknięta. I wszystkim pacjentkom mówiliśmy, żeby nie współżyły, bo faktycznie, jak kobieta w ciąży uprawia seks, to szyjka macicy zaczyna dojrzewać. To pokazuje nasze ograniczenia i właściwie głupotę. Po pierwsze, wzięliśmy za pewnik tylko jeden z elementów, jakim jest długość kanału szyjki macicy, albo naszych palców, po drugie zapomnieliśmy, że fizjologicznie szyjka musi dojrzeć, a to wymaga czasu. Poród to proces, który rozpoczyna się nawet trzy dni przed pojawieniem się dziecka na świecie. A faktycznie to całość ciąży jest czasem, w którym dochodzi do zmian, których po prostu finałem jest poród. I jednym z tych elementów jest dojrzewanie szyjki macicy, która w przeciągu tygodni musi zmienić swoją konsystencję, skrócić się, ustawić. Jeśli mamy długą, twardą, zamkniętą szyjkę macicy, i nawet rozpocznie się już czynność skurczowa, a dziecko napiera na tkanki macicy, to strasznie to boli. Nawet mnie, na samą myśl, co musi czuć pacjentka. Jak ta szyjka ma dojrzeć? Nagle w ciągu kilku godzin? Tak się nie da!

 

No właśnie, jak ma dojść do tych zmian dzięki współżyciu?

W nasieniu są zawarte między innymi prostaglandyny, substancje, które wpływają na zmiany strukturalne tkanek szyjki macicy. Pewne włókna kolagenowe zamieniają się w inne, dochodzi do ich uwodnienia, i szyjka macicy zaczyna dojrzewać. Dodatkowo prostaglandyny z nasienia mogą spowodować delikatne skurcze macicy, bezpieczne dla ciąży, ale jednocześnie doprowadzające do zmian w szyjce, dzięki jej pociąganiu przez kurczącą się macicę

W Japonii przeprowadzono ciekawe badanie. Pacjentki zagrożone porodem przedwczesnym z krótkimi szyjkami podzielono na dwie grupy. W jednej grupie mogły współżyć, w drugiej nie.

Okazało się, że w tej grupie, w której kobiety współżyły, stało się coś strasznego – 

ta szyjka macicy jeszcze bardziej się skróciła, mimo to więcej porodów przedwczesnych było w grupie, która nie uprawiała seksu w ciąży. Szyjka się skróciła, ale stała się bardziej zbita, zmieniły się włókna, a sama szyjka była bardziej kompetentna do utrzymania ciąży.

 

To o co chodzi z tą szyjką macicy i całą aferą dotyczącą jej skracania?

Odpowiem na przykładzie ciąży bliźniaczej. Ciąża mnoga jest pewnym odstępstwem od fizjologicznych planów matki natury. Jeżeli macica ma ,,zaplanowaną” pewną granicę objętości i tym samym rozciągliwości, to w sytuacji, kiedy dwójka dzieci wymaga zwiększenia tej objętości, włókna mięśnia macicy, które są ze sobą w specjalny sposób spięte, musiałyby albo się rozerwać – na co biologicznie nie ma zgody. Wobec tego co ma zrobić macica, skoro jest takie mocne napięcie? Zaczyna się kurczyć. I wtedy dochodzi do porodu przedwczesnego. 

 

Więc co zrobić, by tej macicy było więcej, by zapobiec przedwczesnemu porodowi?

Macica ,,pożycza sobie” niejako tkanek z szyjki. Ona się skraca, a wtedy macica ma większą możliwość rozciągnięcia, ale pojawia się rozwarcie… 

Kiedyś w takich okolicznościach zakładano szwy szyjkowe, po latach okazało się, że założenie szwu szyjkowego w ciąży bliźniaczej zwiększa ryzyko porodu przedwczesnego o 215%. Czyli aż ponad dwukrotnie. Bo jeśli tę szyjkę ściągniemy, to macica nie ma sobie skąd pożyczyć tkanek, by się rozciągnąć, a wtedy organizm doprowadza do skurczów. Tak w prosty sposób można to zobrazować.

 

Czyli zbyt krótka szyjka to mit?

Nie, absolutnie. Czasem zbyt krótka szyjka, w pewnych tygodniach ciąży, jest objawem zagrażającego porodu i należy włączyć odpowiednie leczenie. Ja próbuję tylko powiedzieć, że mitem jest to, że najlepsza jest długa, twarda i zamknięta szyjka do dnia przed porodem, a później nagle jak supernova ma ulec ona rozwarciu. To niemożliwe. Faktem jest to, że szyjka dojrzewa, a seks w znakomitej większości przypadków nie szkodzi szyjce ani ciąży. Przeciwnie!

 

Może to głupie, ale wydaje mi się, że kobiety boją się uprawiać seks w ciąży, bo penis może zrobić krzywdę dziecku.  

W medycynie mamy różne ciekawe badania. Są też takie, które pokazują w rezonansie magnetycznym, jak ludzie współżyją i gdzie to prącie się wtedy znajduje. I z całym szacunkiem do nas facetów, ekstremalnie ciężko jest mi sobie wyobrazić, że penis dostanie się przez szyjkę macicy do jamy macicy i uszkodzi dziecko. Jest w stanie dotykać szyjki, ale zwykle pochwa w ciąży się wydłuża, zmienia też swój kąt, i prącie znajduje się po prostu w innym miejscu pochwy, najczęściej w sklepieniu tylnym. 

 

Mówi się, że seksem można przyspieszyć poród. 

Były kiedyś badania sprawdzające, czy współżycie z ejakulacją w pochwie to dobry pomysł na indukcję porodu, na zasadzie – chcielibyśmy już urodzić, to idziemy do łóżka. I to też pokazuje, jakimi wszyscy jesteśmy naiwnymi ignorantami, jeśli myślimy, że para, która nie współżyła przez całe 9 miesięcy, i teraz nagle zaczyna ze sobą sypiać w okresie okołoporodowym, może spowodować indukcję porodu. Nie!

Taki seks, to znaczy seks tylko w okresie przedporodowym, nie zwiększa szansy na wcześniejszy poród. Natomiast możemy inaczej – bardziej fizjologicznie! Gdybyśmy porównali pary nie współżyjące przez całą ciążę ze współżyjącymi przez cały ten okres, czyli u tych, gdzie ta szyjka macicy miała szansę dojrzeć, dzięki między innymi współżyciu, to u tych par będzie mniej ciąż przenoszonych powyżej np. 42. tygodnia. Te pacjentki urodzą częściej w terminie – w szacowanym terminie porodu. 

 

Czy polskie pary spodziewające się dziecka prowadzą aktywne życie seksualne?

Różnie. Statystycznie jest lepiej niż 10 lat temu i już rozkłada się to po połowie. Zmądrzeliśmy jako lekarze! Zrobiliśmy badania pokazujące, że medykalizacja przegrywa z podejściem naturalnym i już nie straszymy pacjentek seksem. Ale dalej do gabinetu przychodzą pary, które na pytanie, czy współżyją, odpowiadają – nie. Okazuje się, że taką decyzję podjęła kobieta. Pytam – nie chce pani?. Słyszę: – No chce, ale gdzie tam on będzie ze mną… z taką mną wielką… i… 

 

To znaczy, że kobieta decyduje? 

Kobiety w ciąży często nie pytają partnerów, tylko decydują za nich. Bo w ich ocenie mogą być nieatrakcyjne dla partnera. Ale nawet nie pytają go o to. Choć oczywiście bywa też i odwrotnie. Na przykład faceci nie chcą współżyć, bo się naczytali różnych rzeczy i się boją, że właśnie zrobią krzywdę dziecku albo krępuje ich sama myśl, że w seksie ,,uczestniczy” ich potomek. 

 

Ale ogólnie seks w ciąży to dobry pomysł?

My wiemy, że na poród wpływ ma wszystko, co działo się z kobietą w czasie ciąży. I też to, czy współżyła. Jeśli para nie uprawiała seksu w ciąży, to już jeden z tych elementów fizjologicznego zachowania (zaplanowanego przez naturę) jest zaburzony. 

Wyobraźmy sobie pacjentkę, która jest w 6. tygodniu ciąży, przestaje od razu pracować, kładzie się w domu owinięta folią bąbelkową i leży. Nie chodzi do pracy, nie ćwiczy. Oczywiście, że przytyje, a otyłość jest jednym z głównych czynników ryzyka powikłań zarówno śródciążowych, jak i okołoporodowych. I jeżeli ta kobieta przez kilka miesięcy nie jest aktywna, przytyła, nie współżyje, a potem przychodzi na salę porodową, na której wszystko dzieje się bardzo dynamicznie i musi ,,przecisnąć melona przez otwór wielkości cytryny’’, to pojawia się problem.

 

Jaki problem ma pan na myśli?

Chcemy, żeby pacjentka rodziła w pozycji stojącej albo jakiejkolwiek innej, ale nie leżącej, choćby dlatego, że grawitacja sprzyja temu procesowi. Kobieta ma być np. w pozycji kucznej, gdy krocze się otwiera, a tkanki się rozciągają. Proszę sobie teraz wyobrazić, że właśnie rodzi pacjentka, która przez całą ciążę nic nie robiła, nawet seksu z mężem nie uprawiała. Tylko kanapa i telewizor, bo ktoś nierozsądny zaszczepił w niej przekonanie, że jest chora i musi się oszczędzać. Duże uda i ciężki  brzuch utrudniają kucanie na płaskich stopach. Zwyczajnie trudniej się ruszać, kiedy przybrało się 30 kilogramów. Nie może się podnieść, kolana odmawiają posłuszeństwa. Gdy położna prosi, by ciężarna się położyła i np. zarzuciła na siebie nogi, a potem je przytrzymała, ona nie ma siły. Wszystko ją ciągnie i boli, bo jest nierozciągnięta i ciężko odwieźć szeroko uda. Pochwa jest ciasna, zamknięta, bo od 9 miesięcy poza palcami lekarza nic w niej nie było. Rodząca nie ma siły wziąć wdechu, więc jak ma przeć? Szyjka jest twarda, niedojrzała, bo skoro ciężarna nie współżyła, każdy skurcz piekielnie boli. To jest straszliwy ból! Pacjentka leży, krzyczy z bezsilności, jest zdemotywowana, nie ma siły, grawitacja jej nie wspiera. Gdy pacjentka podczas porodu leży, w skali od 0 do 10 odczuwa ból na poziomie 6/7, natomiast  gdy staje i np. kuca w trakcie skurczu, to ból zmniejsza się do 3/4. To standard. Ale żeby rodzić w pozycji stojącej, mniej bolesnej, trzeba być w formie fizycznej i psychicznej, a brak seksu w ciąży na pewno w tym nie pomaga.

 

Czyli sam żel do masażu krocza nie wystarczy?   

Naiwne podejście. Po co żel do masażu, gdy ciężarna ma w domu faceta, który ma najlepszy masażer na świecie, a uniesienie seksualne będzie działało znieczulająco. Prostaglandyny z nasienia wesprą dojrzewanie szyjki, a prącie rozmasuje krocze. Hormony szczęścia uwalniane podczas orgazmu spowodują uczucie szczęścia zarówno u ciężarnej, i dziecku.

 

Czyli jeśli mam do wyboru seks lub masowanie, wybierajmy seks? 

Gdyby porównać cztery grupy: 1. kobiety współżyjące w ciąży, 2. współżyjące w ciąży i masujące krocze, 3. kobiety nie współżyjące w ciąży, 4. nie współżyjące w ciąży ale i masujące krocze, to w grupie współżyjących masaż w niczym nie pomoże, jest po nic. Pomoże natomiast u tych ciężarnych, które nie współżyły w ciąży, ale dalej jest to słabym substytutem i blado wypada porównanie do tych, które uprawiały seks.

 

Czy seks ciężarnych jest w Polsce tematem tabu? 

Mamy mnóstwo ograniczeń i seks ciężarnych to faktycznie temat trudny. Gdy rozmawiam o seksie z kobietami w ciąży, one wydają się być czasem wręcz zniesmaczone moim pytaniem.

W Polsce gdy kobieta zachodzi w ciążę, to od razu realizuje ten mit Matki Polki, już jest naszym dobrem narodowym i świętym ciałem.

 

To znaczy?

,,Weź poleż’’, czyli proponujemy leczenie łóżkiem, które tylko zwiększa ryzyko żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej, pogarsza przepływ maciczno-płodowo-łożyskowy, zmienia naczynioruchowość, to znaczy, że naczynia krwionośne stają się ,,leniwe’’ a ciało tyje, po prostu same szkody. Ale mamy Matkę Polkę, prawie świętą kobietę, a to ciężko już w naszej głowie połączyć z seksem.

 

Jakie jeszcze ograniczenia czują ciężarne? 

Libido jest w głowie. Ciężarnym wbija się do głowy, że są za grube, brzydkie i nie powinny uprawiać seksu. Albo że nie powinny współżyć w takim błogosławionym stanie, lub koleżanki mówią, że facetowi ten seks nie będzie się podobał. A nawet jak tego nie słyszały wprost, to i tak mają gdzieś z tyłu głowy, że każda kobieta z brzuszkiem jest brzydka, więc skoro w ciąży zwiększą się jej rozmiary, to źle. 

Oczywiście otyłość w ciąży jest dalej chorobą i szkodzi, ale z drugiej strony fizjologiczny przybór masy ciała i ciążowy wzrost brzucha powodują, że kobieta pięknieje! 

 

Głęboko nie rozumiem pojawiającej się niechęci do kształtów ciężarnej. To też piękny czas i warto z niego korzystać. Ciężarne pary mogą i powinny współżyć!

 

_________________________________________________

 

Dr n. med. Maciej W. SOCHA, lekarz specjalista położnictwa i ginekologii, ginekologii onkologicznej, perinatologii. Kierownik Oddziału Położniczo- Ginekologicznego Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku. 

 

 

Ciało

Suplementy diety w praktyce: testy produktów Health Labs Care

20 lipca 2024 / The Mother Mag

W dzisiejszym zabieganym świecie, gdzie ciągły stres, pośpiech i brak czasu na odpoczynek często wpływają na nasze zdrowie i samopoczucie, suplementy diety stały się niemal codziennym elementem życia.

Wybór jest ogromny – na rynku pojawiają się setki produktów obiecujących natychmiastową poprawę zdrowia, kondycji skóry, włosów, a także lepszy sen czy zrzucenie kilku nadprogramowych kilogramów. Wielu z nas zadaje sobie jednak pytanie, które suplementy naprawdę działają, a które są jedynie marketingową sztuczką? Postanowiliśmy przyjrzeć się jednej z wiodących marek na rynku – Health Labs Care, aby przekonać się, czy ich produkty spełniają obietnice.

Dwie redaktorki The Mother MAG, Kasia i Ania, przez sześć miesięcy testowały różne produkty tej marki. Skupiły się na suplementach, które miały pomóc im w najważniejszych aspektach zdrowia i wyglądu – poprawie jakości snu, kondycji skóry, włosów, paznokci, oraz na wspomaganiu metabolizmu i redukcji stresu. W tym czasie dokładnie przyjrzały się ich działaniu, zanotowały wszelkie zmiany, a także zwróciły uwagę na plusy i minusy suplementacji. Czy suplementy Health Labs Care rzeczywiście zmieniają życie na lepsze? Oto ich historia.


Kasia – Osiąganie równowagi w codziennym stresie

Kasia, redaktorka i mama dwójki dzieci, od dłuższego czasu borykała się z problemami związanymi ze stresem, migrenami oraz trudnościami w zasypianiu. Jak sama przyznaje, na co dzień jest osobą bardzo aktywną, jednak życie w ciągłym biegu, praca i obowiązki domowe często dają jej się we znaki. Zdecydowała się więc przetestować dwa produkty z oferty Health Labs Care – „MagneMe” oraz „RestMe” – licząc na poprawę samopoczucia, wyciszenie oraz lepszą jakość snu.

MagneMe – wsparcie dla ciała i umysłu

„Zanim zaczęłam testowanie suplementów Health Labs Care, moje życie było jedną wielką gonitwą. Migreny, które towarzyszyły mi regularnie od lat, potrafiły sparaliżować mnie na kilka dni. Wiem, że magnez ma ogromny wpływ na nasze funkcjonowanie, ale nigdy nie przywiązywałam do tego większej uwagi” – wspomina Kasia.

Health Labs Care

MagneMe miało być odpowiedzią na jej problemy z napięciem nerwowym, skurczami mięśni i chronicznym zmęczeniem. Pierwsze efekty zauważyła po kilku tygodniach regularnego stosowania. „Byłam zaskoczona, jak szybko zaczęłam odczuwać różnicę. Przede wszystkim, zmniejszyły się częstotliwość i intensywność migren. Poza tym, zauważyłam, że wieczorami, po całym dniu pracy, nie czuję się już tak wykończona jak kiedyś” – mówi.

MagneMe to suplement bogaty w magnez, który pomaga w redukcji napięcia mięśniowego, a także wspiera układ nerwowy, co ma ogromny wpływ na samopoczucie i codzienną energię. Dla Kasi najważniejsze było to, że dzięki niemu mogła funkcjonować w ciągu dnia bez poczucia zmęczenia. „Wcześniej bywały dni, kiedy brakowało mi energii na najprostsze czynności. Dzięki suplementowi czułam, że odzyskuję kontrolę nad swoim ciałem”.

RestMe – spokój i regeneracja w nocy

Zaraz po wprowadzeniu MagneMe, Kasia postanowiła dodać do swojej rutyny suplementację RestMe, który obiecywał poprawę jakości snu i głębszy relaks. „Od dawna miałam problem ze snem. Zasypiałam długo, a rano budziłam się zmęczona. Zdecydowanie brakowało mi tej nocnej regeneracji, której tak bardzo potrzebowałam” – opowiada.

Health Labs Care

Po kilku tygodniach stosowania RestMe, Kasia zaczęła dostrzegać poprawę. „Moje noce stały się spokojniejsze, a zasypianie przestało być problemem. Największą zmianą było to, że rano wstawałam naprawdę wypoczęta. Wcześniej budziłam się zmęczona, jakby mój sen nie miał w ogóle znaczenia. Teraz czuję, że każda noc przynosi mi prawdziwy odpoczynek” – dodaje.

Jedynym minusem, który Kasia zauważyła podczas stosowania RestMe, był nieco gorzki smak kapsułek. „Z początku miałam problem z przełknięciem tabletek, ale efekty były na tyle pozytywne, że z czasem przestałam zwracać na to uwagę” – śmieje się Kasia.


Ania – Droga do pięknej skóry i nowej energii

Ania, druga z naszych redaktorek, od zawsze marzyła o gładkiej, promiennej skórze, zdrowych włosach i paznokciach, a także o większej ilości energii, która pozwoliłaby jej funkcjonować na pełnych obrotach przez cały dzień. Wybrała trzy produkty z oferty Health Labs Care: ShineMe, BeautyMe oraz SlimMe.

ShineMe – blask, którego szukałam

„Moja skóra zawsze była problematyczna – tłusta w strefie T, sucha na policzkach, z tendencją do wyprysków. Zimą stawała się matowa, pozbawiona blasku, a na wiosnę wracały problemy z trądzikiem. ShineMe obiecywał zdrowy, promienny wygląd, więc postanowiłam dać mu szansę” – mówi Ania.

Health Labs Care

Już po miesiącu stosowania ShineMe, Ania zauważyła pierwsze zmiany. „Skóra zaczęła wyglądać lepiej – stała się gładsza, a wypryski powoli znikały. Zauważyłam też, że cera nabrała naturalnego blasku, którego zawsze mi brakowało”.

ShineMe to suplement bogaty w witaminy i minerały, które wpływają na kondycję skóry, włosów i paznokci. „Czułam, że moja skóra zaczyna oddychać. Wcześniej zawsze była matowa i zmęczona, a teraz zaczęła wyglądać zdrowo i promiennie. Makijaż przestał być koniecznością, a stał się wyborem” – dodaje z uśmiechem.

BeautyMe – piękno od wewnątrz

Drugim produktem, który Ania zdecydowała się przetestować, był BeautyMe. Suplement obiecywał wzmocnienie włosów, paznokci oraz poprawę wyglądu skóry. „Moje włosy zawsze były cienkie, łamliwe, a paznokcie – katastrofa. Zdecydowanie potrzebowałam czegoś, co poprawi ich kondycję” – wspomina.

Health Labs Care

BeautyMe okazało się strzałem w dziesiątkę. „Już po kilku tygodniach zauważyłam, że moje włosy stały się mocniejsze, a paznokcie przestały się łamać. Co więcej, cera nabrała zdrowego kolorytu i przestałam borykać się z suchymi plamami na skórze” – opowiada Ania.

Jedynym minusem, na który zwróciła uwagę, był nieprzyjemny zapach kapsułek. „Nie był to najprzyjemniejszy moment dnia, ale efekty były na tyle dobre, że szybko przestałam na to narzekać” – śmieje się.

SlimMe – wsparcie w walce z kilogramami

Ostatnim produktem, który Ania wypróbowała, było SlimMe – suplement wspomagający metabolizm i pomagający w walce z nadmiarem kilogramów. „Po zimie zawsze przybieram kilka kilogramów, które ciężko mi zrzucić. SlimMe miał być moim sprzymierzeńcem w tej walce”.

Health Labs Care

Już po kilku tygodniach Ania zauważyła pierwsze efekty. „Zdecydowanie czułam się lżej i miałam więcej energii na codzienne aktywności. SlimMe nie sprawił, że magicznie schudłam, ale z pewnością pomógł mi w mojej drodze do lepszej sylwetki”.


Podsumowanie testów: Czy warto sięgnąć po Health Labs Care?

Podczas półrocznego testu produkty Health Labs Care spełniły swoje obietnice. Zarówno Kasia, jak i Ania zauważyły znaczące zmiany w swoim zdrowiu, samopoczuciu i wyglądzie. „Czuję, że wróciłam do życia. Jestem bardziej zrelaksowana, śpię lepiej, a moja skóra wygląda lepiej niż kiedykolwiek” – mówi Kasia.

Ania dodaje: „Dzięki suplementom czuję się lepiej w swoim ciele. Moja skóra, włosy i paznokcie są w dużo lepszej kondycji, a dodatkowa energia sprawia, że mam więcej zapału do działania”.

Mimo drobnych niedogodności, takich jak smak czy zapach niektórych produktów, redaktorki zgodnie stwierdziły, że suplementy Health Labs Care to produkty warte uwagi. „W świecie pełnym suplementów, które obiecują cuda, produkty tej marki wyróżniają się realnym działaniem” – podsumowuje Ania.

Na pewno warto dać im szansę, szczególnie jeśli zależy nam na długofalowej poprawie zdrowia i samopoczucia. Health Labs Care to nie tylko obietnice – to konkretne efekty, które widoczne są już po kilku tygodniach stosowania.


Przeczytaj także inne nasze artykuły o produktach Health Labs Care

Jeśli jesteś ciekawy, jak suplementy Health Labs Care mogą wspierać zdrowie dzieci, koniecznie zapoznaj się z naszym artykułem: Zdrowie dzieci i Health Labs Care.

Chcesz poznać jeszcze więcej szczegółów na temat tej marki i jej podejścia do zdrowia? Zajrzyj do naszego wyczerpującego przewodnika: Health Labs Care – pełna recenzja.

Oba te artykuły dostarczą Ci pełniejszego obrazu oferty Health Labs Care i pomogą lepiej zrozumieć, jakie korzyści mogą przynieść suplementy tej marki.

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo