Change font size Change site colors contrast
Ciało

Kosmetyczne tricki naszych babć, czyli piękno tkwi w naturze

14 czerwca 2018 / Magdalena Droń

W czasach, kiedy nikt nie spamował SMS-ami o kolejnych promocjach w drogerii, gdy reklamy „3+1 gratis” nie atakowały kobiet na każdym rogu, kiedy z pieniędzmi było krucho nawet na podstawowe produkty, a w sklepach było niewiele, nasze mamy, babcie i prababcie doskonale sobie radziły nie tylko na co dzień, lecz również w sprawach urodowych.

To właśnie one po dziś dzień są skarbnicą wiedzy...

W czasach, kiedy nikt nie spamował SMS-ami o kolejnych promocjach w drogerii, gdy reklamy „3+1 gratis” nie atakowały kobiet na każdym rogu, kiedy z pieniędzmi było krucho nawet na podstawowe produkty, a w sklepach było niewiele, nasze mamy, babcie i prababcie doskonale sobie radziły nie tylko na co dzień, lecz również w sprawach urodowych.

To właśnie one po dziś dzień są skarbnicą wiedzy o naturalnych sposobach pielęgnacji skóry, włosów czy paznokci, które będą doskonałą alternatywą dla wszystkich kobiet, które dość mają czytania ulotek i piętrzących się SLS-ów, parabenów, silikonów i innych konserwantów nawet w najzwyklejszym kremie czy pomadce do ust.

O tym, że moc tkwi w naturze, chyba nikogo nie trzeba przekonywać. I chociaż powoli zmieniamy swoje przyzwyczajenia żywieniowe, wciąż ciężko nam zrezygnować z drogeryjnych specyfików do ciała. Czemu? Bo nałożenie gotowej maseczki jest szybsze niż przygotowanie jej samodzielnie. A przynajmniej tak wydaje się osobom, które niezbyt przychylnym okiem patrzą na naturalne „kosmetyki”, o których dzisiaj trochę opowiem.

Płynne złoto

Jeśli do tej pory miód kojarzył Ci się wyłącznie jako alternatywa dla cukru w wielu przepisach i niezastąpiony składnik kanapki z twarogiem, dziś poznasz kolejne jego właściwości. To właśnie o nim nasze babcie mówią „płynne złoto”. Nie tylko ze względu na jego kolor, ale prawdziwą moc dobroczynnych właściwości. Nie raz widziałaś zapewne babcię smarującą popękane usta miodem. A może to właśnie ona radziła Ci, by zmiany trądzikowe, które kiedyś były Twoją zmorą posmarować miodem? Robiłaś to i nie zastanawiałaś się dlaczego, a przecież działało. No właśnie, bo miód działa na naszą skórą jak kojący, odżywczy kosmetyk, który przyspiesza procesy gojenia, łagodzi poparzenia i podrażnienia. Ponadto działa bakteriobójczo i przeciwzapalnie. Dlatego właśnie zmiany potrądzikowe czy zdarte łokcie i kolana szybciej się goją. Miód zmniejsza też ryzyko powstawania nieestetycznych blizn. Dziś również możesz korzystać z jego dobroczynnych właściwości. Miód pozwala dłużej cieszyć się młodym wyglądem skóry, ponieważ dba o jej odpowiednie. Ma również właściwości złuszczające, które sprawiają, że skóra jest gładka i zachowuje zdrowy kolor. Masaże, peelingi czy maseczki wspomagają walkę z cellulitem, rozstępami i mają działanie przeciwzmarszczkowe. Ważne jednak, by był to produkt naturalny, a nie sztuczny zamiennik, który mógłby wyrządzić więcej szkody niż pożytku.

Nie taki nabiał straszny

Serwatka większości kojarzy się pewnie z napojem serwowanym w przedszkolu, z którym niekoniecznie ma najmilsze wspomnienia. Warto jednak wiedzieć, że była ona z powodzeniem wykorzystywana przez nasze babcie także do celów kosmetycznych. Serwatka jest bogactwem cennych składników odżywczych: białek, witamin – głównie tych z grupy B oraz minerałów takich jak fosfor, sód, wapń i jod. Ma działanie antybakteryjne, przeciwwirusowe, wzmacnia układ odpornościowy, poprawia metabolizm, wspomaga pracę serca i neutralizuje działanie wolnych rodników. Nie musi jednak służyć wyłącznie do picia! Przez babcie stosowana była do pielęgnacji skóry: przywracała jej zdrowy kolor, wygładzała, a dzięki swym antyoksydacyjnym właściwościom, spowalniała procesy starzenia. Jeśli więc niestraszna Ci laktoza, serwatkę możesz stosować do przemywania twarzy jako dodatek do kąpieli i maseczek. A jeśli masz cienkie, matowe i nadmiernie wypadające włosy, możesz zrobić z niej płukankę wzmacniającą Twoją czuprynę.

Laktoza po raz kolejny

Równowaga kwasowo-zasadowa w naszym organizmie to podstawa. Wiedziały o tym również nasze babcie, które chcąc utrzymać prawidłowe pH skóry, tonizowały ją… zsiadłym mlekiem! Tak właśnie! Taka pielęgnacja sprawi, że Twoja skóra będzie czysta, gładka, wolna od krostek, ropnych wykwitów czy wągrów. Zsiadłe mleko pozwala wyregulować pracę gruczołów łojowych i ułatwia walkę ze zmianami trądzikowymi.

Naturalne nawilżenie

Jeszcze kilkanaście lat temu nikt nie słyszał o kremach pod oczy, kremach do twarzy na dzień i na noc, kremach do szyi, dekoltu i innych partii ciała. Przyznaj szczerze – ile spośród wymienionych lub nie sama posiadasz? Zapewne sporo. Bo jak każda kobieta wiesz, że dobrze nawilżona skóra, to młodszy wygląd na długi czas. Wiedziały o tym także nasze babcie, których sposoby nawilżania pozwalały dłużej cieszyć się zdrowym i promiennym wyglądem skóry. Jaki był ich sekret? Masło lub oliwa. To właśnie takie tłuszcze zawierają fosfor, potas i żelazo, witaminy z grupy B, witaminy D, C i E oraz nienasycone kwasy tłuszczowe. Te naturalne „kremy” nie tylko doskonale odżywiają skórę, ale także aktywują procesy regeneracyjne. I chociaż nakładanie tego rodzaju specyfików wiąże się z nieco mniejszym komfortem niż podczas smarowania się perfumowanym kremem, rezultaty będą znacznie lepsze i naturalniejsze.

Ziemniak, pyra, kartofel

Nie, nie, nie zaczniemy tutaj dywagacji, która z form jest bardziej poprawna. Skupmy się na właściwościach tego cudownego, a jakże prostego warzywa. Chociaż zapewne o tym nie wiesz, to właśnie ziemniaki pomogą Ci się rozprawić z suchą skórą, szorstkimi dłoniami czy workami i cieniami pod oczami. Jak? Dzięki temu, że zawierają wiele cennych witamin, np. C, E, A, K, B2, B6, PP, H, a także minerałów takich jak jod, magnez, potas, fosfor, siarkę, wapń czy żelazo oraz skrobię doskonale znaną ze swojego dobroczynnego działania w leczeniu suchej swędzącej skóry. Wystarczy, że zetrzesz na tarce surowe ziemniaki i nałożysz w kłopotliwe miejsce. Doskonale sprawdzają się w łagodzeniu oparzeń, podrażnień, odmrożeń, pomagają uporać się z liszajami czy siniakami. Sprawiają, że skóra staje się gładka i elastyczna, dzięki czemu są świetnym dodatkiem do maseczek o działaniu przeciwzmarszczkowym. Plasterki surowego schłodzonego ziemniaka świetnie sprawdzą się jako kompres na opuchnięte oczy. Wystarczy nałożyć go na 10-15 minut przykryć gazą lub bawełnianym ręcznikiem, a później przemyć skórę letnią wodą i starannie nawilżyć. Natomiast papka z ugotowanych ziemniaków doskonale wygładzi podrażnione i przesuszone dłonie.

Super moc małych nasionek

Siemię lniane większości z nas kojarzy się z glutowatym kisielem wypijanym w przypadku problemów żołądkowych. I chociaż jest świetnym dodatkiem do pieczywa czy jogurtów, nie możemy zapominać, że posiada również właściwości korzystnie wpływające na naszą urodę. Nasze babcie używały go, by mieć zdrowe włosy, paznokcie i piękną skórę. To maleńkie ziarenko posiada całą masę nienasyconych kwasów, tłuszczowych, witamin z grupy B oraz witaminy E i minerałów (żelaza, cynku, wapnia i magnezu), dzięki czemu odżywia skórę, nawilża i łagodzi podrażnienia. Co ważne, neutralizuje również działanie wolnych rodników, dzięki czemu opóźnia procesy starzenia i przyspiesza regenerację. Siemię lniane wzmacnia także włosy jako płukanka lub maseczka oraz poprawiająca kondycję paznokci w postaci gęstej żelowej kąpieli.

Kiszonki dobre na wszystko

Tłusta skóra, szczególnie ta trądzikowa, potrafi przysporzyć wielu problemów. Nadmiar sebum sprawia, że twarz (latem w szczególności) jest lepka i świecąca, podatna na powstawanie zmian trądzikowych, zaskórników i infekcje. Babcine metody na tego typu problemy, były zadziwiające, acz skuteczne. Chodzi o okłady z kiszonej kapusty. Dzięki takim zabiegom skóra staje się świeża, oczyszczona z nadmiaru łoju i matowa. Wystarczy, jeśli posiekaną kiszoną kapustę nałożyz na twarz na 15 minut, a następnie spłuczesz letnią wodą.

Na problemy z włosami

Masz problem z łupieżem? Bez obaw. Wcale nie musisz sięgać po apteczne produkty. Wystarczy składnik, który zapewne masz w swojej kuchni. To właśnie roztwór z octu spirytusowego pomoże Ci pozbyć się łupieżu. Nasze babcie po umyciu głowy spłukiwały ją wodą z dodatkiem dwóch łyżek octu. Problem nie zniknie jednak od razu. Aby całkowicie pozbyć się łupieżu należy powtarzać zabieg co najmniej kilkanaście razy. A jeśli masz problem z cienkimi, matowymi i łamliwymi włosami, ratunkiem będzie maseczka z żółtka jaja z czterema łyżkami piwa. Wystarczy, że nałożysz ją na włosy i zostawisz pod ręcznikiem na 20 minut. Następnie umyj głowę delikatnym szamponem lub mydłem do włosów i powtarzaj przynajmniej raz w tygodniu. Efekty pojawią się już wkrótce.

Po co więc wydawać pół wypłaty na sztuczności w plastikowych opakowaniach, skoro można czerpać moc z natury? Czasem warto wyjść po za swoją strefę komfortu, by przekonać się do tego, że mimo iż czasy się zmieniają, babcia w tej kwestii z całą pewnością ma rację.

Ciało

Poporodowa „depresja waginy” – przesada czy poważny problem?

13 października 2017 / Emilia Musiatowicz

Jeśli jest tu choć jedna miłośniczka serialu ,,Seks w wielkim mieście'', być może przypomni sobie odcinek, w którym Charlotte dowiaduje się, że jej wagina ma depresję (,,Seks w wielkim mieście'', sezon 4, odcinek 2: The Real Me).

Choć problem serialowej bohaterki wywołuje (i wywoływać będzie) salwy śmiechu kobiet na całym świecie, to jednak dotyka bardzo ważkiej kwestii – a mianowicie poczucia bycia piękną...

Jeśli jest tu choć jedna miłośniczka serialu ,,Seks w wielkim mieście”, być może przypomni sobie odcinek, w którym Charlotte dowiaduje się, że jej wagina ma depresję (,,Seks w wielkim mieście”, sezon 4, odcinek 2: The Real Me). Choć problem serialowej bohaterki wywołuje (i wywoływać będzie) salwy śmiechu kobiet na całym świecie, to jednak dotyka bardzo ważkiej kwestii – a mianowicie poczucia bycia piękną „tam na dole” oraz przełożenia tej świadomości (lub jej braku) na poczucie kobiecości.

W serialu, podczas luźnej rozmowy przy lunchu, Charlotte wyznaje, że nie tylko nigdy się „tam” nie oglądała, to jeszcze ma wrażenie, że „ona” jest brzydka. Oczywiście, nie wszystkie kobiety czują potrzebę, by znać każdy milimetr swojego ciała, lecz często zmienia się to w perspektywie ciąży i zbliżającego się porodu. Fakt, że najbardziej intymna część kobiecego ciała ma być oknem (a może bardziej drzwiami) na świat nowego człowieka jest przerażająca (szanuję to, że dla niektórych piękna).

Na szczęście bóle porodowe minimalizują lub w ogóle wykluczają myślenie o tym, ile osób ocenia stan kanału rodnego, który niegdyś był łonem. I gdy się uda, wydajemy ten człowieczy cud na świat swoimi siłami (zupełnie nie rozumiem, dlaczego akt ten nazywany jest porodem „siłami natury”, skoro bardziej dzieje się to absolutnie nadprzyrodzonymi siłami kobiety-przyszłej matki, nie zaś bliżej nieokreślonej natury). I co potem? Potem zaczyna się ostra jazda bez trzymanki. Totalny rollercoaster psychofizyczny – ten, kto przeżył, ten wie.

Moim zdaniem „masakra” słownikowo powinna być synonimem słowa „połóg”. Czy my kobiety jesteśmy na to przygotowane? Czy wiemy, jak poradzić sobie ze zmianami, jakie zaszły w naszym ciele, także w „miejscu, w jakim dokonał się cud”?

 

Słyszy się pojedyncze głosy o tym, jak to może być po porodzie: od bardzo ogólnych „nic już nie będzie takie samo”; przez „koniec czerpania przyjemności z seksu”, po absolutnie skrajną „rozklapiochę”. Ale już o tym, jak ogarnąć taki stan rzeczy, nie słyszy się nic, bo i nie mówi się nic, a jeśli już, to są to same pogróżki.

Po porodzie mało się rozmawia z położnicami o nich samych – przeważają kwestie opieki nad noworodkiem. Kobiety muszą same radzić sobie ze stanem fizycznym i psychicznym, w jakim są wypisywane ze szpitala do domu. O sferze psychicznej zaczyna się powoli mówić – coraz częściej słyszymy o baby blues czy depresji poporodowej. Zgodnie z doniesieniami, od 2019 roku każda kobieta przed i po porodzie standardowo będzie musiała wykonać test depresji Becka, który ma umożliwić wczesną diagnozę depresji poporodowej i skierowanie do specjalisty w celu leczenia. To niezwykle ważna zmiana, jaką zamierza się wprowadzić do Rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 20 września 2012 r. w sprawie standardów postępowania medycznego przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych z zakresu opieki okołoporodowej sprawowanej nad kobietą w okresie fizjologicznej ciąży, fizjologicznego porodu, połogu oraz opieki nad noworodkiem (tj. Dz.U. z 2016 r. poz. 1132).

Niestety, o równie ważnej kwestii, jaką jest stan fizyczny kobiety po porodzie ww. rozporządzenie milczy. Na próżno możemy szukać tam wytycznych, co do rehabilitacji poporodowej kobiet. O tym, dlaczego wskazówki odnośnie terapii dna miednicy po porodzie powinny także stanowić standard postępowania z zakresu opieki okołoporodowej, rozmawiam z Izabelą Żak, fizjoterapeutką specjalizującą się w profilaktyce i terapii dysfunkcji dna miednicy.

TMM: Z jakimi dolegliwościami borykają się kobiety po porodzie? Czy te problemy dotyczą tylko kobiet po porodzie naturalnym?

Kobiety po porodzie w mniejszym lub większym stopniu spotykają się z różnymi dolegliwościami – część z nich cofnie się samoistnie, jednak wiele problemów pozostanie, a te nieleczone z czasem będą się nasilały. Powstają one na skutek uszkodzenia mięśni dna miednicy w trakcie porodu. Z punktu widzenia fizjoterapeuty, czarna lista to przede wszystkim: wysiłkowe nietrzymanie moczu (mimowolne wyciekanie moczu podczas kaszlu, kichania, podnoszenia, wchodzenia po schodach, tańca), zaleganie moczu w pęcherzu, odczucie niedostatecznego opróżnienia pęcherza, częste stany zapalne pęcherza, parcia naglące, obniżenie ścian pochwy (co może mieć wymiar także estetyczny), ból oraz wyciekanie moczu podczas stosunku, bóle kręgosłupa lędźwiowego i bioder, brak odczuwania satysfakcji seksualnej, a także zaburzenia pracy jelit.

Według badań, rodzaj porodu nie ma większego wpływu na ryzyko wystąpienia tych dolegliwości – mięśnie dna miednicy pracują w kontrakcji z głębokimi mięśniami brzucha i grzbietu, więc uszkodzenie brzucha przy cięciu cesarskim także w przyszłości wpłynie na funkcje pęcherza i narządów rodnych. Badania wykazały, że 5 lat po porodzie dolegliwości kobiet są podobne – bez względu na to, czy rodziły siłami natury czy przez cięcie cesarskie.

Czy kobiety mają świadomość potencjalnych urazów okołoporodowych oraz jak można sobie z nimi radzić?

Myślę, że nie mają tej świadomości kobiety, które rodzą po raz pierwszy. Ich myśli naturalnie koncentrują się na dziecku. Jednak każda mama powinna także myśleć o sobie, by dobrze się czuć w swej nowej roli również fizycznie. Świadomość, że ciału trzeba pomóc wrócić do stanu sprzed ciąży, jest bardzo cenna. Warto jednak pamiętać, że nasze ciało potrzebuje na powrót do formy tyle miesięcy, ile zmieniało się w trakcie ciąży. Bardzo ubolewam nad zdjęciami celebrytek, które tydzień po porodzie pokazują się idealnie szczupłe. Uważam, że to patologiczne podejście. Ciało kobiety tak po prostu nie funkcjonuje. Jednak wiele kobiet niestety próbuje brać z nich przykład. Oczywiście w razie pojawienia się jakichkolwiek poporodowych dolegliwości, należy porozmawiać z ginekologiem, który zleci odpowiednią diagnostykę, lub z fizjoterapeutą, który ustali odpowiednią terapię zachowawczą.

Do kogo kobiety mogą się zwrócić z prośbą o informacje w tym zakresie? Czy informowanie kobiet o potencjalnych urazach okołoporodowych jest w Polsce standardową procedurą medyczną po porodzie?

Wiele moich pacjentek skarży się, że nikt nie potrafił im udzielić informacji, co mogą zrobić i do kogo się udać. Często słyszały „proszę się przyzwyczaić, po porodzie już tak jest”. Oczywiście zdarzają się lekarze, którzy zalecają rehabilitację i chwała im za to, jednak pacjentka nie może znaleźć terapeuty, który tym się zajmuje – i tak czas leci, dolegliwości narastają i w końcu jedynym rozwiązaniem okazuje się operacja.

Czy istnieje w Polsce rehabilitacja poporodowa?

Coś powoli zaczyna się zmieniać, jednak to kropla w morzu. Mam bardzo przykre doświadczenie – odwiedziłam kilka miesięcy temu ponad 20 Izb Położnych w Polsce z propozycją wykładów dotyczących właśnie rehabilitacji poporodowej, które mogłyby prowadzić położne. Zainteresowanie było ogromne, położne bardzo chciały się uczyć, jednak Izby stwierdziły, że nie sfinansują im szkoleń nawet w części, choć koszty były niewielkie. Zdaje się, że kwestie te powinny być uregulowane na innym szczeblu niż samorządy zawodowe.

A jak sprawa się ma w innych krajach europejskich? Jak wygląda kwestia rehabilitacji poporodowej na świecie?

To zupełnie inna bajka. Kraje cywilizowane dbają o swoje matki. Kobiety, które rodziły np. we Francji mają refundowaną reedukację mięśni dna miednicy po każdym porodzie, Australijki z kolei – jeśli wystąpił czynnik ryzyka wystąpienia urazu okołoporodowego (tj.: duża masa dziecka, nietrzymanie moczu w ciąży, wąska miednica matki, kleszcze, próżnociąg, przedłużająca się II faza porodu) – mają zapewnianą opiekę okołoporodową tak długo, aż mięśnie wrócą do formy, czyli nawet kilka miesięcy.

Czy można przygotować się do porodu, tak aby uniknąć lub zminimalizować negatywne jego skutki?

Ważne by rodzić w godnym miejscu. Warto także wcześniej porozmawiać z lekarzem lub położną o oksytocynie, nacinaniu krocza i cesarskim cięciu. Jeśli to tylko możliwe, rodzić siłami natury, a cięcie cesarskie traktować jak ostateczność uzasadnioną medycznie. Nauczyć się, by w trakcie ciąży prawidłowo napinać dno miednicy, kaszleć, podnosić tak, by po porodzie było to już naturalne i proste.

Co dają kobietom ćwiczenia dna miednicy?

Dobre funkcjonowanie pęcherza moczowego, narządów rodnych, zdrowe plecy i biodra – a poza tym – MOC. Moim zdaniem, świadomość mięśni dna miednicy daje poczucie kobiecej wartości i kobiecości jako wewnętrznej siły. Dawniej kobiety z pokolenia na pokolenie przekazywały sobie tajemną sztukę specjalnych ćwiczeń, teraz przez rozluźnienie więzi międzypokoleniowych straciłyśmy te możliwości, dlatego myślimy, że jesteśmy słabe i szukamy potwierdzenia własnej kobiecości w oczach innych. Mocna miednica dla kobiety oznacza jej wewnętrzną siłę , to niesamowicie przekłada się na inne sfery funkcjonowania – w związku, w pracy, we wszelkich relacjach międzyludzkich. To zupełnie inny, wyższy wymiar dobrego samopoczucia kobiety, a tylko przy okazji jej zdrowia fizycznego.

Trening dna miednicy to absolutna podstawa doprowadzenia się „do porządku” po porodzie. Co więcej, okazuje się, że dbając o swoją fizyczną sferę, możemy odnaleźć siłę, której nierzadko brakuje nam w życiu codziennym. Niestety, na razie nie można liczyć na to, że jakiekolwiek wskazówki zostaną nam udzielone w szpitalu po porodzie. Musimy same zadbać o utrwalenie świadomości u siebie oraz przekazywać ją dalej.

Nie milczmy o tym, jak wyglądamy i jak się czujemy po porodzie. Skoro Twoja wagina ma depresję i jest jej po prostu źle– co wprost przełoży się na Twoje poczucie kobiecości – zadbaj o nią, wylecz ją – bo można. A potem „Keep calm and watch Sex and the City”.

 

ilustracja / Adam Dachis / flickr
This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo