Change font size Change site colors contrast
Rozmowy

Patologia, wariant normy

8 grudnia 2020 / The Mother Mag

Droga redakcjo, Nie wiem, czy przyjmujecie tak zwane listy od czytelniczek, ale postanowiłam się odważyć – i wysłać swoją opowieść.

Mam takie historie okołoporodowe (trzy dni na patologii ciąży, trzy godziny porodu, trzy tygodnie płaczu), które nie są w żaden sposób nadzwyczajne, ale mnie uwierają, już dość długo. Pomyślałam, że może warto się podzielić. 

Ciąża i poród były czasem, gdy zobaczyłam, jak ważna jest bliskość kobiet. Zobaczyłam jednak też, że kobiety niezadowolone ze swojego porodu bywają oceniane. Zwykle przez inne kobiety. Kobiety niezadowolone z porodu, w wyniku którego one oraz dziecko są zdrowe, są oceniane jeszcze ostrzej. Albo byłyby, gdyby odważyły się mówić o tym, co czują. Ale ich uczucia też są oceniane. Złość, smutek, niepokój? Roszczeniowa, księżniczka, rozpieszczona, oderwana od rzeczywistości, słaba; użalasz się nad sobą niepotrzebnie, weź się w garść; a co myślałaś; nie doceniasz; i tak miałaś dobrze, bo za moich czasów; nie przesadzaj, nie strasz innych dziewczyn. Tak jakby swobodnie można było ocenić film, koncert, buty (że raczej tak 3/10), a nie poród. Oczywiście, wyobrażeniami na ogół nie da się spowodować niczego, tak samo jak przebiegu ciąży czy porodu nie da się zaplanować. Każdy jest jakiś, lepszy lub gorszy. Niemniej jednak każdy ma prawo do tych wyobrażeń oraz emocji – gdy się spełnią, lub nie.

 

Żal częściej wiąże się ze smutkiem. Smutek to reakcja na stratę czegoś ważnego.

 

Złość – niespełnione wymagania, oczekiwania oraz żądania, odpowiedź na blokadę na drodze do zdobycia czegoś. Lęk – to subiektywne postrzeganie zagrożenia. Emocje są logiczne, prawomocne i dynamiczne. Prędzej czy później opadną, ale mogą zostawić ślady, które nie wiodą ścieżką akceptacji. Akceptację rozumiem jako uznanie rzeczywistości takiej, jaką jest, także faktów, które nam się nie podobają – nie jest to aprobata ani bierność wobec nich. Paradoksalnie, niezgoda na rzeczywistość jej nie zmienia; zmiana rzeczywistości wymaga jej zaakceptowania.

Tą samą drogą przychodzi akceptacja dla faktu, że czasami nie zostajemy wysłuchane. Z różnych powodów opowieść bywa niechciana. Niepokoi, złości, smuci, a może – nie jest dla drugiej osoby istotna. Wiemy coraz więcej o depresji poporodowej i baby blues’ie, chyba lepiej umiemy się tym zająć, a co z doświadczeniami, które nie są diagnozowalne jako problemy emocjonalne lub zaburzenia? Które są po prostu skargą, wyrażeniem dyskomfortu? Bywają bagatelizowane – i wiele kobiet zgadza się na bagatelizowanie, wtedy, kiedy chcą mówić o czymś, co je spotkało. Nazwać coś, żeby móc to uporządkować i zaakceptować.

Specjaliści z obszaru zdrowia psychicznego mają różne narzędzia do badania, gdzie jest granica między patologią a normą w kontekście zaburzeń. Jako kobieta, która była w ciąży i urodziła, mam (my wszystkie mamy) wewnętrzne narzędzia – emocje – do badania własnych granic na skali patologia-norma. Nie tylko podczas porodu, w sensie fizjologicznym czy medycznym, ale w zachowaniu innych, w interakcjach, na badaniach kontrolnych, podczas pobytów w szpitalach, ze strony osób, od których zależymy, gdy oddajemy się pod ich opiekę.

Z tego powodu właśnie się dzielę – bo to istotne w odniesieniu do mnie, innych kobiet, które w tej historii występują, oraz może pozostałych, którym towarzyszy żal, gniew, niezrozumienie lub inny dyskomfort, niewypowiedziany lub niewysłuchany. Może któraś z nich zastanawia się, czy to, czego doświadczyła, to już patologia, czy jeszcze wariant normy, i na ile ta granica przebiega w niej samej, a na ile istnieje na zewnątrz.

 

 

__

 

Patologia, wariant normy

 

Wtorek: lekarz zaprasza mnie do gabinetu na echo serca. W środku widzę kilku studentów. Proszę się rozebrać, mówi lekarz. – Przy tych wszystkich ludziach? Pytam, mocno zaskoczona, bo nikt mnie nie uprzedzał o widowni. – Tak. – A czy mogę zasłonić piersi? – Niestety nie, bo badanie nie wyjdzie. 

Lubię swoje ciało i skórę w ciąży, ale, mimo to, nie chcę pokazywać obcym ludziom swoich piersi. Tak samo, jak nie chciałabym w innych okolicznościach. Poradnia przy szpitalu klinicznym ma swoje zasady, zgadzasz się na towarzystwo, albo rezygnujesz z konsultacji. Z tej nie mogę zrezygnować, jestem w 8. miesiącu ciąży. Na wizytę czekam od siódmego. Studenci na szczęście wpatrują się w ekran, lekarz opowiada im o moim sercu, jakby spoczywało ono samodzielnie na leżance. Nie patrzy na mnie ani razu. – O, a spójrzcie tutaj, widzicie, co to jest? Cisza. Ze stresu wstrzymuję oddech. Podaje jakąś skomplikowaną nazwę, z komentarzem, że to tkanka, która zwykle zanika w trakcie rozwoju, mi nie zanikła. Wszyscy wyciągają notesy i notują. Po badaniu wychodzą, lekarz mówi, żebym się ubrała i też wychodzi. Zjawia się nowy specjalista z inną pacjentką – po tym orientuję się, że moja konsultacja się zakończyła. Szukam lekarza na korytarzu i pytam, czy w badaniach wszystko wyszło dobrze? – Tak, można rodzić, to nie do końca patologia, raczej taki wariant normy.

Mimo to, w piątek rano przyjeżdżam na patologię ciąży. Powód jest inny – od dwóch tygodni mam łagodną cholestazę, a lekarka zasugerowała, że powinnam „położyć się na obserwację”, chociaż okaże się szybko, że wcale nie chodzi o leczenie, tylko o rezerwację miejsca na porodówce. Po fakcie byłam wdzięczna. Wtedy – przerażona i zła. Jestem dwa tygodnie przed terminem porodu.

Na izbie przyjęć bada mnie lekarz, jest młody i przystojny, na ręce ma duży zegarek, wygląda na bardzo drogi. Bada mnie tak, że syczę i wykręcam się na fotelu, ale, jak poprzedni lekarz i wielu kolejnych, również on na mnie nie patrzy. Nieliczne komentarze kieruje do pielęgniarki. Po badaniu krwawię, po raz pierwszy w tej ciąży. Później dowiem się, że wszystkie kobiety po wizycie u niego krwawią.

Sala jest pięcioosobowa. Wchodzę w tryb kolonijny i zaczynam marzyć o łóżku przy oknie, zamiast przy umywalce – chcąc się do niej dostać, współlokatorki zawadzają o moje rzeczy. Siadam na łóżku i czekam. Nie dzieje się nic, wbrew moim wyobrażeniom. 

Obchody weekendowe są leniwe. Przy moim łóżku zatrzymuje się najstarszy lekarz i patrzy w swoją kartę. – Taaaak, pani tu jest z powodu…. – Cholestazy – mówię. – Taaak. I coś tu jeszcze…… –  Niedoczynność tarczycy. – Właśnie. No nic, obserwujemy. 

 

Nie udaje mi się nawet spotkać z nim wzrokiem.

 

Mija druga doba, moje oczekiwanie i niezrozumienie zmienia się w irytację. Robię dokładnie to samo, co mogłabym w domu: biorę swoje leki i całymi dniami czytam gazety. Wydarzeniem dnia jest przeprowadzka na łóżko pod oknem. Absurdem dnia – lekarze wypisali dziewczynę, która bała się wrócić do domu. Powiedzieli, żeby odpoczęła w swoim środowisku, bo ich zdaniem szpital ją stresuje i pogarsza jej stan. Ona próbowała ich przekonać, że ze swoją patologią ciąży bezpieczniej jednak czuje się na oddziale. Nie udało się, a na koniec dostała w prezencie rozmowę z oddziałowym psychologiem. Gdy wraca, uśmiecha się gorzko „dziewczyny, nie rozmawiajcie z nią”. Ukrywam swój zawód, dosłownie i w przenośni. Z jej łóżka mam widok bezpośrednio na szpital, w którym pracuję. 

Moje poprzednie miejsce dostaje dziewczyna z płaskim brzuchem. My wszystkie, mocno wypukłe, patrzymy na siebie. Zastanawiam się, czy to pomyłka, czy brak empatii – dla kobiet w pierwszych miesiącach ciąży jest inny oddział. Tam – w razie gdyby nie udało im się pomóc – nie są narażone na porody i płacz noworodków. Dziewczyna ma ze sobą jedną reklamówkę. Okazuje się, że jest w 7. miesiącu ciąży, a do szpitala przyjechała autobusem, sama. I została. W bezczynności śpi lub patrzy w sufit. Po kilku godzinach koło niej zaczyna dziać się więcej, nagle cieszy mnie mój bezruch. Idzie na USG, wraca zmieniona. Podobno dziecko przestało się rozwijać kilka miesięcy temu. Ma planowane jakieś badania. Jak było? Pytamy. – Nie wiem. Zapytałam lekarza, co się dzieje. Powiedział „proszę wytrzeć brzuch i się ubrać” i wyszedł. – Jak wyglądał? – Taki młody, przystojny. 

Dwa razy dziennie w naszej sali głośne, miarowe bicie serc trójki dzieci i jedno ciche, nieregularne, wolne. Podobno wcześniej była w innym szpitalu i oglądali ją inni lekarze. Podobno mówili, że dziecko rozwija się zgodnie z normą. Nie płacze, mówi, że już nie ma czym. Śpi lub patrzy w sufit. W domu czeka kilkuletnia córka i partner, nie mogą od razu dowieźć jej rzeczy. Czuję ulgę, gdy to mówi. Oddaję jej swoje gazety.

W niedzielę późnym wieczorem przyjeżdżają dwie kobiety, głośno rozmawiają przez telefon, przy każdej – dwie osoby towarzyszące. Ich KTG piszczą mi nad uchem, pielęgniarki dyskutują pół metra od mojego łóżka. Jestem niewyspana, zestresowana i obolała, a czeka mnie przecież wysiłek porodu i połogu. Frustracja kumuluje się we mnie myślą, że pierdolę to. Jutro się wypisuję na własne żądanie, muszę odpocząć. Ani jednej nocy więcej na tym oddziale. Gdy o 6.30 rano stawiam stopy na podłodze, odchodzą mi wody. Nie jestem sobie wdzięczna.

 

Dziewczyny z sali już nie śpią, mówię – kurwa, chyba mi wody odeszły.

 

Pielęgniarki nie są pewne, chociaż w drodze na dyżurkę kapie ze mnie na podłogę. Po jakimś czasie przenoszą mnie na porodówkę. Dociera do mnie niewyraźnie, że dzisiaj urodzę. Lekarz mówi, że skurcze słabe, głowa dziecka się odpycha. Oczywiście nie wiem, co to znaczy, ale domyślam się, że nie idzie tak, jak ma iść. Na porodówce cisza. Jestem sama w sali. Czas spędzam chodząc, skurcze są nikłe, ale co 20 minut. Pytam jakąś położną, co dalej będzie się działo. – Musi pani urodzić w ciągu 24 godzin, a akcja skurczowa żadna, sama pani nie ma szans na poród. 

Po tym komentarzu nie mam już ani jednego skurczu. Dzwonię do swojej położnej, dziękuję losowi, że będzie na nocnym dyżurze, nagle jest 19:00, idę na lewatywę i  kroplówkę z oksytocyny. Położna mnie bada, mówi – dziecko skośnie ustawione. Na jej polecenie zmieniam pozycje, położna robi wewnątrz mnie jakiś manewr i nagle chlustają ze mnie litry płynu, czuję potworny ból, bezwiednie odpycham się nogami, płaczę i błagam, żeby przestała. – Poczekaj dziecko, jeszcze chwilę wytrzymaj. Widocznie, póki co, to ja mam być dzieckiem na tej sali. Bezradność i przerażenie. Gdy po kilku dniach od porodu dzwonię do niej zapytać, co się właściwie wydarzyło, mówi: wstawiłam ci dziecko.

Nagle rzuca: głowa dziecka przyparta, ułożenie dobre, zaczynamy. Kroplówka z oksytocyną startuje, głęboko oddycham i rozmawiam z mężem, szybko zapominam o mowie, zaraz potem o oddychaniu, proszę o gaz. Gaz działa chwilę, trochę mnie otępia, niewystarczająco. Skurcze narastają, tracę poczucie czasu, ból, który miał dotyczyć brzucha, wykręca mnie całą, sztywnieję aż do palców stóp. Błagam o znieczulenie. Przed moimi oczami pojawia się kartka, proszę przeczytać między skurczami i podpisać zgodę. Nie jestem w stanie czytać, a „między skurczami” nie istnieje, jest ciągły ból, krzyczę, żeby nie wychodziła, podpisuję natychmiast. Anestezjolog wkłuwa się raz, mówi, że mam krzywy kręgosłup i nie pójdzie. Że kobieta w ciąży to trzecia płeć. Wkłuwa się drugi; chyba za trzecią próbą drętwieje mi lewa noga. Znieczulenie podziałało tylko na lewą stronę ciała. Po prawym biodrze co kilka sekund przejeżdża mi ciężarówka, ale jest łatwiej nie zwracać na to uwagi. Przyspieszone rozwarcie, położna oznajmia drugi okres porodu. Instruują. Nie zauważam zamieszania wokół mnie, skupionych twarzy, dziwnej ciszy. Nie rozumiem, dlaczego dają mi maskę z tlenem, skoro, póki co, to dla mnie najbardziej znośny moment porodu. Potem okaże się, że gdy zmieniłam pozycję, odczepiła się pelota od KTG i personel myślał, że dziecku zanikło tętno. Oddychanie, parcie. Położna z nożyczkami między moimi nogami, zero bólu. Nagle chluśnięcie, jakby wylały się ze mnie wszystkie narządy, największa ulga. Jego i mój płacz. Ciepły i mokry leży na moim brzuchu, trzyma mnie za palec. Jest strasznie mały. Nie wierzę, że to żywy człowiek, dotykam go. Później łożysko. Jest czułość, wyczerpanie, rezygnacja, pogodzenie. Bo on – jest, tak jak miał być. Mimo że nie tak miało być.

 

Urodziłam swojego chłopca tuż przed północą i myślałam, że najgorsze za mną.

 

Po porodzie leżymy razem, długo, zanim położna odkłada dziecko do plastikowego łóżeczka. Nie śpię do rana, bo sprawdzam, czy oddycha. Przysypiam, kiedy otwieram oczy – czuję się nieźle, dziwi mnie to, skoro kilka godzin wcześniej byłam przekonana, że nie przeżyję. Postanawiam wstać do bobasa, jak to mówią – po porodzie naturalnym jest łatwiej, zaraz możesz sama zajmować się dzieckiem. Unoszę się na łokciu i zapiera mi dech, a w uszach słyszę, po raz pierwszy w życiu, przeciągły pisk. Pod sobą widzę kałużę krwi. Przychodzi salowa, proszę, żeby zmieniła mi podkład. A wkładka gdzie? No przecież źle ją pani trzyma, sarka. Szum w uszach się wzmaga. – Przepraszam, źle się czuję – mówię. Nie wiem, jakim sposobem wstać z łóżka. Próbuję klęknąć, ta sama kobieta podnosi głos, – przecież zaraz spadnie, niech wstaje inaczej. Nie wiem, czy dam radę, ale próbuję. – No ale jak tak po milimetrze pani będzie wstawała, to ja nie wiem. Przy silniejszym ruchu na pościel chlusta ze mnie krew, salowa krzyczy – co pani robi, niech pani uważa, teraz trzeba będzie wszystko wymienić. – Przepraszam, starałam się jakoś wstać. – No chyba się pani starała jak najwięcej wybrudzić. Nie mówię już nic więcej, bariera poporodowego szoku i wyczerpania chroni mnie przed uczuciem wstydu. Niestety blokuje też moją złość, która normalnie pomaga mi postawić granicę od razu, gdy ktoś ją przekracza. Moja bezsilność mnie przeraża, pytam pielęgniarki i lekarza, co robić, mówią – dużo pić, powoli się pionizować. Cieszę się, że dziecko śpi, bo nie mogę do niego wstać, robi mi się ciemno przed oczami. Naciskam przycisk wzywający personel, są niezadowoleni, że proszę ich o podanie dziecka. Mija 11 godzin od porodu.

Ktoś w końcu kładzie mi synka na łóżku, próbuję karmić go na leżąco, wtedy nie kręci mi się w głowie. Po 12 godzinach od porodu stoję w łazience, trzymając się ściany, mąż myje mnie ostrożnie. Pierwszy raz patrzę na swój brzuch i odbite na łydkach ślady własnych palców. Siadanie boli, plecy też. Na kręgosłupie opatrunek po trzech wkłuciach. Piersi krwawią, dziecko nie umie ssać, ale dowiem się tego dopiero 1,5 tygodnia po porodzie, u doradcy laktacyjnego.  

Dzień później: obchód lekarski na porodówce. – Proszę się położyć i odsłonić brzuch; młody lekarz z drogim zegarkiem wciska swoje palce poniżej mojego pępka. – Macica na 3 palce. Odchyla siatkowe majtki i komentuje kolor krwi. Jakaś kobieta podchodzi, łapie mnie za obie piersi i ściska. – Twarde, trzeba odciągać. Nie mam pojęcia, kim jest.

Niby urodziłam w terminie, bo dwa tygodnie wcześniej. Szybko okaże się, że te dwa tygodnie były dziecku potrzebne. Nieprawidłowe ssanie, ciągły sen, mleko płynące mi po brzuchu, gdy biorę prysznic, laktator 8 razy dziennie. W dniu szacowanego terminu rozwiązania pierwszy raz karmię piersią bez płaczu. W poporodowym USG głowy okazuje się, że dziecko ma krwiaki (łagodne, powinny samoistnie przeminąć i nie zostawić śladów, mówi lekarz; miał rację). – Chyba miałaś ciężki poród, mówią bliscy. – Ale to nic, było, minęło – podsumowują, zanim otwieram usta. Położna przez telefon chwali – super poród, wszystko przebiegło bez problemu. W karcie wpis: poród samoistny, bez komplikacji. Wiele dni po porodzie wpisuję w przeglądarkę: żal po porodzie. Poza dzieckiem – czuję, jakby uszło ze mnie coś jeszcze.

 

____________________

ilustracja: Emilia Pryśko

Dzieci

Odkryj świat Innowacyjnych Klocków: rozwijające i edukacyjne alternatywy dla klasycznych zabawek

4 grudnia 2023 / The Mother Mag

Kiedy myślimy o klockach, zazwyczaj nasze pierwsze skojarzenia kierują się w stronę słynnych i niezawodnych klocków znany ze sklepowych półek.

Jednak świat klocków rozwija się dynamicznie, oferując znacznie więcej niż tradycyjne zestawy. Na rynku znajdziemy fascynujące, rozwijające i edukacyjne alternatywy, które kształtują umysły dzieci w sposób innowacyjny i inspirujący.

Klocki to jedna z najlepszych form rozrywki zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Budują więź między rodzicem a maluchem, a także pozwalają rozwijać różne ważne umiejętności. Według ekspertów od rozwoju, konstruowanie mniej i bardziej skomplikowanych budowli wpływa na kreatywność, motorykę, precyzję oraz koordynację ręka-oko. Są to niezwykle istotne umiejętności, które pozwalają szybciej się uczyć, a dodatkowo wpływają na sprawniejsze posługiwanie się długopisem. Klocki posiadają prawdziwe „supermoce”, które korzystnie wpływają na rozwój dziecka.

Jakie  supermoce mają klocki?

O tym właśnie będziemy rozmawiać z Panem Tomaszem Pałasz, założycielem marki klocki.edu.pl, który nie tylko zna tajniki tego fascynującego świata, ale także przyczynił się do wprowadzenia na rynek polski wielu innowacyjnych rozwiązań klockowych.

Klocki Morphun

Zanim przekroczymy magiczny próg rozmowy z Panem Tomaszem, przyjrzyjmy się krótko, jak zaczęła się popularność klocków konstrukcyjnych.

Popularność klocków konstrukcyjnych sięga lat 20. XX wieku, kiedy to w Niemczech pojawiły się pierwsze modele tych zabawek. Jeden z pionierów w produkcji klocków to gigant branży, firma  LEGO, której historia rozpoczęła się w 1932 roku. Początkowo klocki były produkowane z drewna, jednak w latach 50. XX wieku firma zaczęła wytwarzać je z tworzywa sztucznego, otwierając nowe możliwości produkcji klocków o różnych kształtach i kolorach.

Popularność klocków rosła z każdym rokiem, dzięki ich uniwersalności, trwałości i możliwości budowania różnorodnych konstrukcji. Klocki zdobyły uznanie wśród dzieci w różnym wieku, stając się nie tylko zabawkami, ale także pomocą dydaktyczną w nauce matematyki, fizyki i innych przedmiotów. Dopiero po drugiej wojnie światowej, gdy pojawiły się modele wykonane z tworzywa sztucznego, ich produkcja stała się bardziej ekonomiczna, co przyczyniło się do wzrostu popularności. Obecnie klocki konstrukcyjne ewoluują, dostosowując się do potrzeb każdego dziecka, niezależnie od wieku.

Dlaczego klocki konstrukcyjne cieszą się niesłabnącą popularnością?

Klocki, a zwłaszcza te w formie konstrukcyjnej, cieszą się niesłabnącą popularnością, ponieważ są uniwersalne i mogą być używane przez dzieci w różnym wieku. Służą do rozwijania zdolności manualnych, kreatywności i logicznego myślenia. Poza tym pozwalają na budowanie różnorodnych konstrukcji, co daje dziecku możliwość rozwijania wyobraźni i kreatywności. Dodatkowo klocki konstrukcyjne są trwałe i mogą być używane przez długi czas, co pozwala na długotrwałą zabawę i rozwój malucha. Warto również wspomnieć, że w sprzedaży znaleźć można również wersje w nieoczywistych formach i kształtach całkowicie bezpiecznych dla dzieci w różnym wieku. Wspaniale sprawdzają się również rozwiązania, które pozwalają na układanie puzzli oraz różnorodnych sześcianów.

Klockowe Opowieści z Pasją: Rozmowa z Panem Tomaszem Pałaszem, Założycielem klocki.edu.pl

Dzisiaj gościmy Pana Tomasza Pałasza, założyciela marki klocki.edu.pl, jednego z najbardziej cenionych ekspertów w Polsce, który od 16 lat z pasją i zaangażowaniem zajmuje się światem klocków. Jego wkład w rozwój tej branży jest niepodważalny, a wprowadzone przez niego innowacje zyskały uznanie zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Pan Tomasz nie tylko dostrzegł, jak istotne są klocki dla rozwijania intelektualnego i kreatywnego potencjału dzieci, lecz także zdołał zamienić tę fascynację w styl życia biznesowy. Od momentu założenia marki zdobył serca klientów, wprowadzając na rynek polski wiele nowatorskich i unikalnych produktów. Jego klocki nie tylko bawią, ale także edukują, rozwijają umiejętności logicznego myślenia i pomagają w kształtowaniu zdolności manualnych.

Klocki Morphun

W trakcie naszego wywiadu dowiemy się więcej o inspiracjach pana Tomasza, jego drodze do sukcesu, oraz o tym, jakie wyzwania napotyka, będąc prekursorem w dziedzinie, która w ostatnich latach zyskała na ogromnej popularności. Z pewnością czeka nas fascynująca podróż po krainie klocków, prowadzona przez eksperta, który nie tylko obserwuje, ale również kształtuje świat tej wyjątkowej formy zabawy i nauki. Zapraszamy do lektury!

The Mother MAG: Dzień dobry!

Tomasz Pałasz: Dzień dobry.

The Mother MAG: Panie Tomaszu, przede wszystkim proszę podzielić się z nami, jak doszło do decyzji o specjalizacji w dystrybucji klocków konstrukcyjnych różnych marek, zamiast skupienia się jedynie na najbardziej znanych klockach na świecie?

Tomasz Pałasz: Decyzja była dość spontaniczna i wynikała z prostej chęci stworzenia biznesu specjalistycznego. Bardziej zależało mi na tym, żeby wyspecjalizować się w czymś, czego na rynku nie ma i taką niszę w tamtym czasie udało mi się znaleźć. Były to klocki konstrukcyjne Morphun i to właśnie od nich ta przygoda się zaczęła. W tamtym czasie na rynku nie było takiej dużej ilości klocków, jak w obecnej chwili. Królowały oczywiście klocki najbardziej znanej marki, natomiast ja zdecydowałem o tym, że na podstawie unikalności samego produktu chciałbym wprowadzać na rynek produkty, które różnią się od najbardziej znanej marki na świecie, ale są też bardziej kreatywne, bardziej rozwijające, posiadają unikalne zalety. I od tego się faktycznie zaczęło.

Kwadratowe klocki marki Morphun mają identyczną wielkość jak Lego DUPLO, łączą się łatwo i wyjątkowo sprawnie. Dzięki temu dzieci szybko osiągają biegłość w konstruowaniu zarówno prostych, jak i bardziej złożonych modeli. Unikalna możliwość budowania po sześciu stronach odróżnia je od tradycyjnych klocków, które zazwyczaj pozwalają na łączenie tylko z dwóch stron. Równoboczne trójkąty i kwadraty, dzięki możliwości podziału co 30º, poszerzają zakres konstrukcyjnych wariantów.

Te wszechstronne klocki mogą łączyć się zarówno poziomo, jak i pionowo, umożliwiając kreację dwu- i trójwymiarowych kształtów oraz modeli. Zestawy Morphun są dopasowane do wieku dzieci, oferując pełną gamę konstrukcyjnych możliwości. W naszym sklepie znajdziesz różnorodne zestawy tej brytyjskiej marki, rozpowszechnianej w ponad 50 krajach na całym świecie. W zależności od wybranego zestawu, dzieci mogą tworzyć budynki, konstrukcje wielowymiarowe, zwierzęta i pojazdy. Każde pudełko zawiera instrukcję składania z podstawowymi modelami budowli, ale klocki posiadają ogromny potencjał twórczy, pozostawiający ostateczny wygląd konstrukcji w rękach dzieci.

Zestawy Morphun dostosowane są do wieku dzieci, oferując różnorodność dla maluchów powyżej 3., 4. i 5. roku życia. Dostępne są w wariantach takich jak „Junior Starter”, „Junior Starter Rainbow”, „Junior”, „Junior Xtra”, „Advanced” i „Advanced Xtra”. Stopień skomplikowania elementów i rodzajów konstrukcji różnią się w zależności od zestawu, dostosowując się do potrzeb różnych grup wiekowych.

The Mother MAG: Jakie czynniki skłoniły Pana do przekonania się, że istnieje zapotrzebowanie na różnorodność wśród klocków konstrukcyjnych dla dzieci na rynku polskim?

Pan Tomasz Pałasz: Jak już wspomniałem wcześniej, po wprowadzeniu pierwszej marki klocków na rynek, inni dystrybutorzy szybko się do mnie zgłosili. Chcieli abyśmy rozpoczęli dystrybucję ich klocków, ponieważ ich marki miały trudności z przebiciem się przez monopol najbardziej znanej marki na świecie. Dzięki stworzeniu niszy i opracowaniu unikalnego modelu biznesowego, który skupia się wyłącznie na klockach konstrukcyjnych, udało nam się pozyskać innych dystrybutorów zainteresowanych wprowadzeniem swoich produktów na rynek polski. Nasza oferta obejmuje teraz klocki z różnych krajów Europy i części świata, prezentując mnóstwo unikalnych marek, takich jak np. Loowi, Wabi czy inne dostępne u nas. Dzięki budowaniu rozpoznawalności marki opartej na wyjątkowych produktach, zdołaliśmy skupić się na specjalizacji w tej branży, co obecnie stanowi rzeczywistą przewagę. Z ponad 16 latami doświadczenia w dziedzinie klocków, zdobyłem obszerną wiedzę dotyczącą tego, jak powinny prezentować się klocki, aby zyskać uznanie klientów, oraz jakie korzyści mogą wynikać z różnych modeli klocków dla dzieci w różnym wieku. Dzięki naszym zdolnościom marketingowym, udało nam się efektywnie przekazywać informacje o jakości klocków bezpośrednio za pośrednictwem naszej strony internetowej i mediów społecznościowych.

Osoba zastanawiająca się między klockami drewnianymi a magnetycznymi może odkryć innowacyjne drewniane klocki magnetyczne WABI z technologią Dynamic Magnet. Dzięki niej klocki te łączą się z każdej strony, a magnesy obracają się, co sprawia, że zabawa staje się jeszcze bardziej fascynująca.

Klocki Wabi łączą tradycję z nowoczesnością, zachowując drewnianą strukturę (z drewna bukowego), ale o bardziej bezpiecznych, oszlifowanych krawędziach. Są kolorowe dzięki zastosowaniu nowoczesnych farb wodnych, co nadaje im intensywne kolory i dodatkowo podnosi poziom bezpieczeństwa. Dzieci już od 3. roku życia mogą bezpiecznie bawić się tymi klockami.

Innowacyjność klocków Wabi polega na zamkniętych magnesach w każdym klocku, umieszczonych w nawierconych otworach z kapturkiem. Dzięki temu klocki łączą się z każdej strony, eliminując problem odpychających się magnesów. W zestawie znajduje się 7 różnych kształtów, a instrukcja podaje mnóstwo możliwości budowy pięknych modeli.

Dodatkowym atutem klocków Wabi jest uroczy Wrabik, który z pewnością zdobędzie serca dzieci. Z klocków można tworzyć nie tylko wieże, ale także zwierzątka, pojazdy czy elementy garderoby. Zabawa stymuluje rozwój dzieci, uczy liczenia, ćwiczy dykcję i rozwija wyobraźnię przestrzenną. Dziecko spotyka się z podstawami fizyki w zabawie, co sprawia, że nauka jest naturalna i przyjemna. Klocki WABI są proste, ale jednocześnie stanowią wyzwanie, co sprawia, że są idealne do długotrwałej zabawy i nauki. Aspekt edukacyjny zasługuje na wysoką ocenę!

 

Natomiast zabawki Loowi to nowoczesne zestawy klocków dla dzieci, umożliwiające tworzenie trójwymiarowych konstrukcji. Wyróżniają się one innowacyjnymi elementami o charakterystycznym, okrągłym kształcie, przypominającym budowę atomu. Każda kulka posiada wgłębienie i okrągłe wypustki po bokach, umożliwiające łatwe łączenie pod wpływem nacisku. Dzięki wysokiej jakości plastikowi, z którego zostały wykonane, klocki są trwałe, a jednocześnie lekkie.

Manipulowanie poszczególnymi elementami odbywa się intuicyjnie, nie wymagając od dziecka użycia siły. Każdy zestaw jest sprzedawany w praktycznych pudełkach, wraz z ilustrowanymi instrukcjami, umożliwiając dziecku odtworzenie konkretnych konstrukcji i eksperymentowanie z różnymi kombinacjami elementów.

Zestawy klocków Loowi zyskują popularność ze względu na swoje unikalne cechy. Pomimo stosunkowo krótkiego czasu obecności na rynku, zdobyły uznanie zarówno dzieci, jak i rodziców. Są trwałe, łatwe w łączeniu i rozłączaniu, lekkie oraz oferują różnorodne możliwości wykorzystania. Dodatkowo, poradnik dla początkujących ułatwia eksplorację kreatywnych potencjałów klocków.

Zestawy tematyczne klocków konstrukcyjnych Loowi cieszą się popularnością zarówno wśród chłopców, tworzących z pasją rozbudowane projekty, jak i dziewcząt, które z równym entuzjazmem konstruują nowe, fascynujące konstrukcje. Opakowania są praktyczne, umożliwiające utrzymanie porządku po zakończonej zabawie.

The Mother MAG: W jaki sposób dokonuje Pan selekcji produktów do oferty, aby zapewnić klientom różnorodność i innowacyjność, jednocześnie utrzymując wysoką jakość?

Tomasz Pałasz: Przeprowadzam bardzo selektywny proces wyboru nowych produktów. Miałem okazję uczestniczyć w większości międzynarodowych targów branżowych, takich jak te w Norymberdze, Hongkongu, Szanghaju czy Kantonie. Oferta zabawek konstrukcyjnych jest ogromna, ale nie wszystkie spełniają moje oczekiwania pod względem unikalności. Używam często słowa „unikalność”, ponieważ każdy system konstrukcyjny dostępny w naszym sklepie różni się od siebie. Stymulują one różne zdolności, prezentują różne sposoby zabawy i różne metody łączenia. Można znaleźć klocki drewniane, plastikowe, piankowe, a nawet lekko elastyczne. Wybieram nowe produkty intuicyjnie, dodając do naszej oferty kilka produktów rocznie.

Każdy z tych produktów wymaga jednak pewnych modyfikacji, takich jak zmiana opakowania, dodanie instrukcji czy rozmowy z producentem, aby dostosować je do specyfiki polskiego rynku. W Polsce rynek klocków konstrukcyjnych jest konkurencyjny, dlatego musimy oferować produkty wyróżniające się nie tylko samymi sobą, ale także najwyższą jakością wykonania i wartością edukacyjną. Większość klocków w naszej ofercie to klocki edukacyjne, wpływające bezpośrednio na rozwój dziecka.

The Mother MAG: Czy zauważył Pan specyficzne korzyści wynikające z promowania mniej znanych marek klocków konstrukcyjnych? A może jest to dla Pana również elementem wspierania innowacji w dziedzinie zabawek dla dzieci?

Pan Tomasz Pałasz: Tak, zauważyłem, że większość klientów, którzy się do nas zgłaszają, nie ma świadomości bogactwa różnorodności dostępnych marek klocków konstrukcyjnych. Dla wielu Polaków te najbardziej popularne klocki to synonim prawdziwych klocków, a większość nie zdaje sobie sprawy z istnienia wielu innych systemów konstrukcyjno-edukacyjnych.

W przypadku klocków dla dzieci powyżej 3 roku życia, szczególnie zauważam, że specjalizowanie się w jednej branży pozwala mi doradzić klientom właściwą ścieżkę rozwoju dziecka poprzez odpowiednie wybieranie zabawek. Zawsze zaczynam pytania od wieku dziecka, a następnie kieruję się budżetem, zdolnościami oraz tym, jakie klocki dziecko już posiada. Dzięki temu jestem w stanie dostosować zakup do indywidualnych potrzeb klienta, umożliwiając mu znalezienie odpowiednich zabawek dla dziecka. Uważam, że dobrze dobrana zabawka, dostosowana do wieku dziecka, ma kluczowe znaczenie dla satysfakcji z zabawy i właściwego rozwoju. Kiedy dziecko otrzymuje zabawkę nieadekwatną do swojego wieku, zazwyczaj albo nie interesuje się nią zbytnio, albo bawi się nią niewłaściwie, co skutkuje negatywnym nastawieniem do tego konkretnego rodzaju zabawki. W rezultacie tego zjawiska notujemy spadek sprzedaży, ponieważ rodzice informują, że ich dziecko nie przejawia zainteresowania daną zabawką. W moim przekonaniu główną przyczyną tego niepowodzenia jest niewłaściwe dostosowanie zabawki do wieku dziecka.

The Mother MAG: Jakie wyzwania napotyka Pan przy wprowadzaniu nowych produktów?

Pan Tomasz Pałasz: Przede wszystkim, napotykamy wyzwania edukacyjne. Bardzo się staramy edukować klientów poprzez media społecznościowe, blogi oraz różnego rodzaju targi i spotkania branżowe. Chcemy przekazać, że klocki konstrukcyjne to nie tylko te najbardziej znane na świecie, ale że w naszej ofercie znajduje się ponad 30 różnych marek, każda z własnym systemem konstrukcyjnym. Każda marka ma swoją unikalność, złożoność i sposób łączenia klocków.

Każdy produkt, czy to klocki Meli, Klocki Little Architect czy inne, ma swoje zastosowanie w terapii dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Naszym celem jest pokazanie, że klocki to nie tylko zabawka, ale również narzędzie wspierające rozwój dzieci. Stworzyliśmy program edukacyjny Klocki Konstrukcyjne w Terapii Dzieci SPE, aby wykorzystać potencjał klocków do wspierania rozwoju dzieci. Jesteśmy zaangażowani w edukację i promowanie świadomości, że klocki to nie tylko zabawa, ale również narzędzie edukacyjne. Mógłbym o nich rozmawiać godzinami, ale chciałem się skupić na najważniejszych aspektach tej rozmowy. Po 16 latach pracy z klockami, wciąż jest to moja największa pasja. Uwielbiam się nimi bawić, sprzedawać i słuchać opinii klientów, co pomaga mi wybierać kolejne produkty do oferty. Dla mnie klocki konstrukcyjne to najfajniejsze i najlepsze zabawki dla dzieci.

Seria klocków Little Architect jest oparta na głównym założeniu stymulowania wszechstronnego rozwoju dziecka poprzez budowanie przy użyciu dołączonych kart pracy do poszczególnych zestawów. W ramach tej serii, karty pracy obejmują różnorodne tematy, takie jak postacie, zwierzątka czy dowolne elementy otaczające dziecka (Build a Picture). Inne zestawy skupiają się na literach i cyfrach (Zestaw Litery i Cyfry). Dodatkowo, dzieci mogą łączyć zabawę z różnymi zestawami, zachęcając je do tworzenia podpisów dla wcześniej zbudowanych obiektów.

Seria Little Architect nie tylko rozwija kreatywność i dostarcza doskonałej zabawy, ale również sprzyja naukowemu opanowywaniu zasad ortografii oraz poprawnego zapisywania wyrazów. Jednym z imponujących elementów zestawów jest ich bogata liczba części – w komplecie Little Architect-Build a Picture znajdziemy aż 900 elementów! Dołączone tabliczki znacznie ułatwiają proces budowania, umożliwiając planowanie rozmieszczenia elementów i zapewniając trwałość i odporność konstrukcji na ewentualne upadki z dużej wysokości.

 

Firma Meli to małe, rodzinne przedsiębiorstwo z południa Polski, specjalizujące się w projektowaniu i produkcji kreatywnych klocków, które nie tylko dostarczają rozrywki, ale także wspierają proces nauki. Producent kładzie nacisk nie tylko na atrakcyjną zabawę i wartość edukacyjną, lecz także na najwyższą jakość wykonania, bezpieczeństwo oraz innowacyjny design oferowanych produktów.

Klocki Meli wyróżniają się nietypowym podejściem do zabawy, rozwijając wyobraźnię, kreatywność i zdolności manualne dzieci. Mogą być używane zarówno indywidualnie, jak i w grupie. Produkty marki Meli dostępne w sklepie klocki.edu.pl cechuje nie tylko najwyższa jakość, aspekty edukacyjne i atrakcyjny design, ale także pełne bezpieczeństwo dla najmłodszych użytkowników. Klocki Meli posiadają certyfikat CE, potwierdzający ich zgodność z normami bezpieczeństwa dla zabawek przeznaczonych dla dzieci. Dodatkowo, ich skład jest wolny od szkodliwych substancji, takich jak ftalany, BPA czy PVC.

Zabawki marki Meli doskonale sprawdzą się jako prezent, na przykład z okazji urodzin czy Dnia Dziecka. Bezpieczeństwo, jakość i edukacyjny charakter produktów sprawią, że zarówno dziewczynki, jak i chłopcy z pewnością będą zadowoleni z takiego upominku.

 

The Mother MAG: Panie Tomaszu, bardzo dziękujemy za tę rozmowę. Była dla nas bardzo inspirująca. Zaciekawiliście nas innymi możliwościami klocków, niż te, które wszyscy znamy. Koniecznie musimy je przetestować!

Niezwykłe opcje poza klasyką, doskonałe do znalezienia pod choinką

Wybór klocków konstrukcyjnych jako prezentu to doskonały pomysł, ponieważ są one nie tylko uniwersalne, ale także rozwijające. Kreatywne zabawki pozwalają dzieciom na rozwijanie wyobraźni, zdobywanie umiejętności manualnych, a także przyswajanie wiedzy matematycznej czy programowania w innowacyjny sposób. Wartości dodane, takie jak trwałość i bezpieczna konstrukcja, sprawiają, że są to prezenty, które nie tylko dostarczają chwil radości, ale również wpływają na długotrwały rozwój dziecka.

Ostatnie trendy, takie jak klocki magnetyczne, programowalne, drewniane, matematyczne czy muzyczne, otwierają przed dziećmi nowe, fascynujące światy kreatywności. Te innowacyjne podejścia do koncepcji klocków pozwalają na rozwijanie różnorodnych umiejętności, od przestrzennego myślenia po naukę kodowania czy odkrywanie harmonii dźwięków.

Podsumowując, choć modele budowane z klocków LEGO są niekwestionowaną ikoną tego rodzaju zabawek, warto eksplorować różnorodność rynku i odkrywać unikalne możliwości, jakie oferują inne marki. Dzieci, bawiąc się różnymi rodzajami klocków, nie tylko rozwijają się intelektualnie, ale również uczą się czerpać radość z kreatywnego odkrywania świata. Odkryjmy razem te fascynujące światy klockowej kreatywności, które inspirują i rozwijają z każdym ułożonym elementem.

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo