Change font size Change site colors contrast
Ciało

Czy przed wizytą u lekarza musisz skończyć medycynę?

2 lipca 2018 / Magda Żarnowska

Nie da się ukryć, że XXI wiek to nowe zjawiska na każdej płaszczyźnie życia.

Przede wszystkim każdego dnia zalewa nas wartki strumień informacji, zasadniczo nawet potężna rzeka, a naszym głównym zadaniem jest po prostu ich umiejętne filtrowanie i utrzymanie się na powierzchni. Generalnie radzimy sobie z tymi informacjami raz lepiej, raz gorzej. Czasem dajemy się ponieść jakiejś histerii czy teorii spiskowej, czasem płyniemy...

Nie da się ukryć, że XXI wiek to nowe zjawiska na każdej płaszczyźnie życia. Przede wszystkim każdego dnia zalewa nas wartki strumień informacji, zasadniczo nawet potężna rzeka, a naszym głównym zadaniem jest po prostu ich umiejętne filtrowanie i utrzymanie się na powierzchni. Generalnie radzimy sobie z tymi informacjami raz lepiej, raz gorzej. Czasem dajemy się ponieść jakiejś histerii czy teorii spiskowej, czasem płyniemy z prądem, ale najważniejsze, że głowę trzymamy ponad taflą wody.

I wtedy… zauważamy niepokojące objawy chorobowe u siebie lub jeszcze gorzej – u dziecka!

Chciałabym żyć w świecie odrobinę bardziej idealnym niż ten, w którym obecnie funkcjonuję. I mój idealny świat to taki, w którym potrafię obdarzyć zaufaniem KAŻDEGO lekarza, którego spotkam na swojej drodze. To świat, gdzie służba zdrowia nie jest bezdusznym systemem, w którym muszą się jedynie zgadzać dane w kolumnach. Gdzie lekarze mają czas, chęci, siłę i pieniądze, żeby swoich pacjentów traktować z należytą im godnością i poświęcać im wystarczająco dużo czasu i uwagi.  To nie jest żaden manifest programowy ani przyczynek do organizowania strajków. Niestety, są to jedynie pobożne życzenia.

Rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. Możemy to prześledzić na przykładzie prosto z podwórka statystycznej matki, która odwiedza lekarzy ze swoimi dziećmi. Niech stracę, tą matką mogę być nawet ja, żeby sytuację dało się w jakiś sposób zakorzenić w rzeczywistości.

Ufaj lekarzom.

Przy pierwszym dziecku wyszłam z założenia, że to nie ja kończyłam medycynę, tylko ci bardziej lub mniej sympatyczni ludzie w białych fartuchach. Fakt, ciążowe przeboje nieco podkopały moje zaufanie, ale nie byłabym sobą, nie dając kolejnej szansy. Dziecko rozwijało się książkowo. Tak przypuszczam, bo nie czytywałam podręczników dotyczących rozwoju dziecka, żeby nie wpędzać się w niepotrzebną paranoję. Trochę w myśl zasady „im mniej wiesz, tym lepiej śpisz”. Żaden z lekarzy nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń, wątpliwości.  Ja także nie podsycałam w sobie żadnych wątpliwości, żyjąc w przekonaniu, że ludzie się różnią i nie ma co dzielić włosa na czworo.

Zasada ograniczonego zaufania.

Nic mi tu nie pasuje tak bardzo, jak parafraza znanego cytatu „Wybaczcie jej, bo nie wie, co czyni”. Prawdopodobnie,  gdybym moją matczyną karierę zakończyła na potomku pierwszym, uznałabym, że absolutnie wszyscy lekarze są godni zaufania, godni polecenia i w ogóle super, a matkom, które diagnozują swoje dzieci przy pomocy doktora Google, należy odciąć Internet. Tak myślałam, dopóki na świat nie przyszła moja córka, która pozostając generalnie w granicach normy, budziła jednak moje wątpliwości na każdym kroku. Chodziłam nadal do tych samych lekarzy i czekałam. Czekałam, aż któryś z własnej woli spojrzy szerzej na moje dziecko. Nie tylko jako na obiekt do zaszczepienia lub wyleczenia z gorączki. Szanowałam ich wiedzę i doświadczenie. Gryzłam się język, kiedy do głowy przychodziły mi niemądre, według mnie, pytania. I nie stało się nic.

To nie jest kraj dr. House’a

Kiedy odważyłam się w końcu pytać, moje obawy były bagatelizowane lub stosowano znaną nam doskonale spychologię. Żaden z lekarzy nie był w stanie, nie miał chęci lub nie umiał wydać globalnej, spójnej diagnozy. Odbijałam się od jednej poradni do drugiej i dostawałam jedynie przypuszczenia, informacje szczątkowe. Wiecie, te z gatunku: „Badania wskazują to, ale przyczyną może być to, to i to. A może jeszcze coś innego. Raczej nic się nie zmieni. Może to pani jeszcze skonsultować z lekarzem kolejnej, kolejnej i kolejnej specjalizacji”. Nikt nic nie wie. Wszyscy wykonują tylko swoją pracę, w swojej wąskiej działce.

Jednak sprawdzać?

Cóż, trzeba się przyznać. Zaczęłam czytywać internetowe strony poświęcone medycynie. Także blogi, gdzie rodzice dzielą się swoimi doświadczeniami z innymi rodzicami. I wtedy oczom moim ukazał się ogrom klęski, jaki bywa udziałem niektórych z nas. Bezskutecznie szukających pomocy albo przynajmniej rzetelnej opinii na temat swego dziecka. Co prawda, nadal uważam, że z nagłymi atakami objawów chorobowych należy w pierwszej kolejności udać się do lekarza, a nie logować na parentingowym forum, niemniej jednak zrozumiałam, dlaczego jest w nas tyle wątpliwości.

Komu ufać?

Według mnie, nie możemy na stałe odwrócić się od lekarzy i służby zdrowia.  To jest bardzo niebezpieczny kierunek. Lekarze naprawdę są po to, by nam pomagać i nas leczyć. Oni są w tym kierunku wykształceni, mają doświadczenie, czasem po prostu gubi ich rutyna i przeciążenie obowiązkami. Przede wszystkim jednak to my znamy nasze dzieci najlepiej i to nam najłatwiej wyłapać niepokojące objawy. Dlatego moim zdaniem w pierwszej kolejności powinniśmy zaufać naszej intuicji. Nikt oprócz mnie i męża w ogóle nie zauważył niepokojących nas objawów. Ani lekarz, ani zaangażowana opiekunka w żłobku, ani nawet kochająca babcia czy ciocia. Dopóki dziecko nie stwarza problemów wychowawczych i mieści się w siatkach centylowych, nikt oprócz rodziców nie jest w stanie obserwować go na tyle bacznie i tak trzeźwym okiem, żeby zauważyć wszystko, co może niepokoić. I dopiero te nasze niepokoje muszą rozwiewać lekarze. Tutaj nie ma miejsca na strach przed zadawaniem pytań. Nie ma złych pytań, jeśli na sercu leży nam dobro naszych dzieci.

U mojej córki po dwóch latach życia i niezliczonych wizytach u lekarzy z różnymi dolegliwościami, udało się w końcu zdiagnozować globalną przyczynę tego stanu rzeczy.

Stwierdzono u niej obniżone napięcie mięśniowe oraz syndrom dziecka wiotkiego. Plus płynący z tej historii jest taki, że wreszcie trafiliśmy na lekarza, który połączył prawidłowo wszystkie nieswoiste objawy, wydał diagnozę i wskazał drogę postępowania. Nawet jeśli dokładna diagnostyka potrwa jeszcze trochę, wiemy przede wszystkim, w jakim kierunku iść oraz że… nie zwariowaliśmy, kiedy czuliśmy, że coś jest nie tak. A to już stwarza pewien komfort i daje nadzieję na przyszłość, prawda?

Dzieci

Jak walczyć z alergią u dzieci? oczyszczacz powietrza i odkurzacz na pomoc

24 listopada 2024 / The Mother Mag

W dzisiejszych czasach alergie u dzieci stają się coraz większym wyzwaniem dla rodziców.

Problemy z oddychaniem, katar, swędzenie oczu i zatkany nos to tylko niektóre z objawów, z którymi borykają się najmłodsi.

Alergeny takie jak sierść zwierząt, roztocza i kurz mogą znacząco pogorszyć komfort życia, a okres grzewczy, który zbliża się wielkimi krokami, często sprawia, że sytuacja staje się jeszcze trudniejsza. Co jednak zrobić, kiedy w domu są nie tylko dzieci z alergią, ale również ukochane zwierzęta?  Redakcja The Mother MAG postanowiła przetestować produkty, które mogą przynieść ulgę rodzinom w podobnej sytuacji. Skorzystaliśmy z okazji i udaliśmy się do zaprzyjaźnionej czytelniczki, która boryka się z alergią u swoich dzieci, a jednocześnie posiada w domu psa i kota. Sprawdziliśmy, jak działa oczyszczacz powietrza Levoit Core 300S Smart HEPA oraz odkurzacz Levoit LVAC-200 – i musimy przyznać, że efekty były zaskakująco dobre!

Historia czytelniczki.

Nasza bohaterka, Marta, jest mamą dwójki dzieci, z których oboje cierpią na alergie. U 6-letniego Tomka alergia na kurz i roztocza objawia się nieustającym katarem i trudnościami w oddychaniu, zwłaszcza w nocy, co utrudnia mu sen. Z kolei 4-letnia Hania ma alergię na sierść zwierząt, przez co kontakt z psem i kotem wywołuje u niej swędzenie oczu i kichanie. Dodatkowym utrudnieniem jest obecność ukochanych zwierząt domowych – psa Fafika i kota Mruczka – których rodzina absolutnie nie chce się pozbywać.

Na co dzień Marta dba o czystość w domu, ale jak sama przyznaje, nie jest w stanie kontrolować wszędzie unoszących się alergenów. „Zanim dzieci przyszły na świat, nie zwracałam większej uwagi na kurz czy sierść na podłodze. Teraz to nasza codzienna walka. Zwłaszcza przed sezonem grzewczym obawiam się, jak dzieci zareagują, gdy powietrze w domu stanie się bardziej suche i sprzyjające roztoczom” – wyjaśnia Marta. Zdecydowaliśmy się zatem wspólnie przetestować oczyszczacz powietrza Levoit Core 300S Smart HEPA oraz odkurzacz Levoit LVAC-200, żeby zobaczyć, czy mogą one realnie pomóc tej rodzinie w codziennych zmaganiach z alergenami.

Oczyszczacz powietrza –  czyste powietrze na wyciągnięcie ręki

oczyszczacz powietrza

Oczyszczacz powietrza Levoit Core 300S Smart HEPA to jeden z liderów na rynku, jeśli chodzi o walkę z alergenami. Już pierwszego dnia po uruchomieniu urządzenia Marta zauważyła znaczącą różnicę w jakości powietrza. Sprzęt działa w oparciu o zaawansowany filtr HEPA, który jest w stanie usunąć aż 99,97% unoszących się w powietrzu cząsteczek takich jak pyłki, kurz, roztocza, a nawet sierść zwierząt. Marta, której dzieci niemal codziennie budzą się z zatkanym nosem, była zachwycona, gdy po kilku dniach stosowania oczyszczacza zauważyła poprawę. Tomek i Hania rzadziej kichali, a ich nosy były mniej zatkane.

Oczyszczacz jest także niezwykle cichy – co było dla Marty dużym zaskoczeniem. „Bałam się, że taki sprzęt będzie hałasował i utrudniał dzieciom zasypianie, ale jest tak cichy, że właściwie zapominamy, że w ogóle jest włączony” – opowiada. Oczyszczacz ma kilka trybów pracy, a co najważniejsze – działa również w nocy. Jego minimalistyczny design sprawia, że wpasowuje się w każde pomieszczenie, nie zajmuje wiele miejsca, a dzięki intuicyjnym przyciskom, nawet najmłodsze dzieci nie będą miały problemu z jego obsługą.

oczyszczacz powietrza

Jedną z funkcji, która szczególnie przypadła Marcie do gustu, jest wskaźnik jakości powietrza. Urządzenie automatycznie dostosowuje tryb pracy w zależności od tego, jak bardzo zanieczyszczone jest powietrze. „To niesamowite, że można na bieżąco kontrolować jakość powietrza w domu. Teraz wiem, kiedy muszę zwiększyć intensywność pracy urządzenia, na przykład podczas sprzątania” – tłumaczy Marta.

oczyszczacz powietrza

Choć sezon grzewczy dopiero przed nami, Marta już teraz odczuła różnicę w jakości życia. „Jeśli już teraz widzimy poprawę, to wyobrażam sobie, że w zimie, gdy roztocza się rozmnażają, ten oczyszczacz będzie naszym ratunkiem” – mówi z nadzieją.

Odkurzacz Levoit – sprzątanie nigdy nie było prostsze

Drugim testowanym urządzeniem był odkurzacz Levoit LVAC-200, który zaprojektowany został z myślą o skutecznym sprzątaniu i jednoczesnym usuwaniu alergenów. W domu Marty, gdzie zarówno kurz, jak i sierść zwierząt to codzienny problem, odkurzacz stał się absolutnym hitem. Zastosowany w nim filtr HEPA skutecznie usuwa alergeny podczas sprzątania, co było dla Marty dużym udogodnieniem.

odkurzacz pionowy

„Odkurzacz jest lekki, zwrotny i niezwykle wygodny w użyciu. Bez problemu poradził sobie nie tylko z podłogami, ale również z tapicerowanymi meblami. Sierść, która zawsze była trudna do usunięcia z kanapy, znikała błyskawicznie” – opowiada z uśmiechem Marta. Dodatkowym atutem odkurzacza jest możliwość korzystania z niego zarówno w formie tradycyjnego odkurzacza pionowego, jak i w formie krótkiej, co idealnie sprawdziło się przy sprzątaniu trudniej dostępnych miejsc, takich jak zakamarki kanap, czy przestrzeń za meblami.

odkurzacz pionowy

Levoit LVAC-200 wyróżnia się również długim czasem pracy na jednym ładowaniu, co było kluczowe w domu Marty, gdzie zwierzęta gubią sierść niemal na bieżąco. „Często musiałam odkurzać kilka razy dziennie, a teraz mam pewność, że odkurzacz wytrzyma cały dzień intensywnego sprzątania bez potrzeby ładowania” – chwali Marta.

Odkurzacz jest wyposażony w dodatkowe końcówki, które pozwalają na skuteczne sprzątanie nie tylko podłóg, ale również dywanów, mebli tapicerowanych oraz zakamarków, gdzie często gromadzi się kurz i sierść zwierząt. „Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że od kiedy mam ten odkurzacz, życie w naszym domu stało się łatwiejsze” – przyznaje Marta. Levoit LVAC-200 okazał się nieocenionym pomocnikiem, zwłaszcza w walce z sierścią Fafika i Mruczka.

Jak przygotować dom na sezon grzewczy, aby zminimalizować objawy alergii?

Sezon grzewczy zbliża się wielkimi krokami, a rodziny z dziećmi cierpiącymi na alergie już teraz zastanawiają się, jak sobie poradzić z nasilającymi się objawami. Marta, nasza zaprzyjaźniona czytelniczka, podjęła wyzwanie i wspólnie z nami przetestowała dwa produkty, które mogą znacząco poprawić komfort życia – oczyszczacz powietrza Levoit Core 300S Smart HEPA oraz odkurzacz Levoit LVAC-200.

Efekty testów przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Oba urządzenia okazały się niezastąpione w walce z alergenami – nie tylko oczyszczają powietrze, ale również ułatwiają utrzymanie domu w czystości. Jeśli już teraz widzimy tak dobre rezultaty, to jesteśmy przekonani, że w sezonie grzewczym, gdy alergie się nasilają, produkty Levoit będą prawdziwym zbawieniem. Czystsze powietrze, brak sierści na podłodze i tapicerce, a przede wszystkim zdrowie dzieci – to wartości, które trudno przecenić.

Dla wszystkich, którzy borykają się z podobnymi wyzwaniami, przygotowaliśmy coś specjalnego! Aby ułatwić Wam podjęcie decyzji, mamy kod rabatowy na produkty Levoit – wystarczy wpisać mag10, by otrzymać 10% zniżki. To świetna okazja, by poprawić komfort życia swojego i swoich bliskich.

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo