Change font size Change site colors contrast
Rozmowy

Jak to jest być kobietą? Lepiej.

5 września 2019 / Monika Pryśko

Jak to jest być kobietą?

Lepiej. To ulga i poczucie, że jestem na miejscu. Nie wiem, jak Ci to wytłumaczyć. Jak stracisz nogę, widać, że nie masz nogi. Ale jak udowodnić, że masz w sobie kobietę, nie faceta?

Urodziłam się w 1982 roku. Gdy miałam 5 lat, zaczęłam czuć, że coś jest nie tak.

Nie umiałam jednak tego nazwać. Bo w zasadzie, jaki ja miałam problem? Że nie wiem, dlaczego koledzy chcą bawić się w to, a nie w tamto? Próbowałam tłumaczyć to sobie innością. Przecież każdy jest inny. Gdy miałam 10 lat, nie do końca wiedziałam, kim jest osoba transpłciowa, natomiast doskonale wiedziałam, że jestem w środku kobietą. Bardzo chciałam być kobietą, ale wiedziałam, że jedno moje słowo wystarczy, bym została uznana za zboczeńca. Pamiętaj, to były lata 90-te. 

2013 rok. Oglądamy ,,Rozmowy w toku’’. Akurat leci odcinek o osobach trans. – O, przerobił się na babę – komentuje ojciec. Jak słyszysz coś takiego, robisz wszystko, by to zagłuszyć. Robisz wszystko, by takim ,,czymś’’ nie być. 

Kiedyś tłumaczyłam to sobie dzieciństwem. Że tata dużo pracował i w zasadzie większość czasu spędzałam z mamą. No ale mój brat nie ma takiego problemu. Potem zaczęłam tłumaczyć to okresem dojrzewania. Wiesz, wtedy największe głupoty przychodzą do głowy, człowiek nie wie, co ma ze sobą zrobić. Potem mówiłam sobie, że za dużo siedzę na komputerze, w sieci roi się od treści porno fetyszyzujących takie osoby, więc pewnie ja też mam po prostu fetysz. Kolejna myśl – jak będę mieć dziewczynę, rodzinę, dzieci – wtedy na pewno mi przejdzie. Zakopujesz myśl o kobiecie, którą jesteś, głęboko, by przypadkiem jej w sobie nie znaleźć.

Ale to uczucie jest jak piłka plażowa, którą chcesz wcisnąć pod wodę – im bardziej chcesz ją wcisnąć, z tym większym impetem wyskakuje i cię uderza.

Przyznałam się żonie. To, co później się działo, było dla mnie lekcją pokory i siły. Dzwonię do rodziny i mówię – przyjeżdżam, muszę Wam o czymś powiedzieć. Gdy zaczęłam mówić, widziałam tylko ich coraz większe oczy. 

Wigilia 2016. Patrzę na siebie w lustrze i mówię – nie dam rady. Nie wytrzymam dłużej. Będzie bolało, ale nie wytrzymam ani dnia dłużej. A przecież mam dzieci, kredyt na mieszkanie. Nikt nie rozumie, co przeżywam, a ja sama sobie mówię, że to koniec… 

  1. Poszłam na spacer w spódnicy. Potem tata potem spojrzał na mnie z taką pogardą, że nie byłam w stanie wyjść z pokoju. Siedziałam pod ścianą. 

Mama jest mi teraz najbliższą osobą. Zawsze była.

Ona nie wiedziała, nie domyślała się, ale zaakceptowała mnie. Teraz mamy relację mama-córka. Na przykład mama dzwoni i mówi, że fajną spódnicę znalazła i czy mi kupić. – Tylko nie pokazuj tacie, bo wiesz, jaki on jest – prosi. Wiem. Przychodzę z pracy, jem obiad, oglądamy z mamą francuski film. Mówię ci, świetny, ,,Zupełnie Nowy Testament’’. W połowie filmu przychodzi ojciec i przełącza na wiadomości. Pytam, co robi?  – Gościu, jakbyś się jeszcze nie zorientował, ja tu mieszkam – mówi. Mieszkam u rodziców. Odejmując z wypłaty ratę kredytu na mieszkanie, w którym mieszkają moje dzieci i ich mama, oraz alimenty, nie zostaje mi nawet na wynajęcie pokoju. Ojciec nadal mówi do mnie ,,on’’, ale przynajmniej po kilku awanturach przestał źle reagować na kobiece ubrania i makijaż. Stara się, widać. 

Ja też nie wiem, jak to możliwe, że jako mężczyzna miałam żonę, a teraz mam chłopaka.

Sama się zastanawiam. Chyba wszyscy jesteśmy biseksualni, zakochujemy się w ludziach, nie w płci. A może to przez hormony? Rządzą nami emocje, które podświadomie rzucają nas w ramiona odpowiedniej osoby? Nie podobali mi się mężczyźni. Nie byłam gejem. Uważam się obecnie za osobę biseksualną. Jeśli reprezentujesz kobiecą energię, to potrzebujesz uzupełnienia. Wiesz, że uprawianie seksu jako facet było dla mnie absolutnie nieatrakcyjne? Podczas uprawiania seksu, odgrywanie męskiej roli wywoływało u mnie dysonans, a bardzo chciałam dać tej drugiej osobie wszystko, co mogę, więc, aby stosunek się udał, wyobrażałam sobie, że jestem ,,po tej drugiej stronie”.

Mój facet jest hetero.

Mieszka po drugiej stronie globu, więc nasz kontakt odbywa się tylko za pośrednictwem telefonu i komunikatorów. Oczywiście, że zastanawiam się, co ja właściwie robię, zważywszy na to, jak moje życie wyglądało jeszcze przed chwilą. Ale dziewczyno, przecież o coś takiego ci chodziło, tego teraz chcesz, potrzebujesz, szukasz. Ma dobry charakter. Jakimś cudem potrafi mnie wyciągnąć z największego doła. Jeżeli kogoś kochasz, potrafisz mu pomóc, prawda? Nazywam go właśnie „moim cudem”. 

Biorę dość niską dawkę hormonów. Mam piersi. Po 3 miesiącach wyglądałam jak kobieta . 

Mając kobiece ciało wszystko się odblokowało. Zamiast poczuć, że coś dzieje się nie tak, poczułam, że w końcu wszystko jest na miejscu. Dopiero teraz czuję, że jestem normalna! Gdy poszłam pierwszy raz w spódnicy na miasto i poczułam na sobie wzrok mężczyzny, to… nie do opisania. Wiesz, jaka to ulga? 

Jeśli jakiś facet mówi, że się nie masturbuje, kłamie. Po prostu czujesz, że musisz, bo zaraz pękniesz. Za każdym razem, jak musiałam to zrobić, czułam ulgę i obrzydzenie jednocześnie. Obrzydzenie do samej siebie. Gdy zaczęłam brać blokery testosteronu i ta potrzeba osłabła, to było najpiękniejsze uczucie w moim życiu. 

Nigdy nie miałam pojęcia, o czym mężczyźni mówią. Dla mnie samochód może być albo ładny, albo brzydki. 

Są na tym świecie rzeczy, które może i są wytłumaczalne, ale lepiej ich nie tłumaczyć, niech są. Ufam moim dzieciom, wiem, że są mądre. 

Nie czuję się mamą. Pewnie, że bym chciała, by dzieci mówiły do mnie mamo, ale moim dzieciom nie jest potrzebna druga matka, ale kontakt, relacja ze mną. Mój syn doskonale odnalazł się w tej sytuacji. Nadał każdemu członkowi rodziny pseudonim. Nie jestem więc już tatą. Po rodzinnej wizycie u psychologa ustaliłyśmy wspólnie, że dzieci mówią do mnie właśnie tak, używając pseudonimu. I zwracają się do mnie ONA. 

Chciałabym być mamą. To jest magia, to jest część bycia kobietą.

Macierzyństwo zmienia człowieka. Może w innym życiu uda mi się być mamą? W życiu nie będę śmiała prosić, by dzieci tak do mnie mówiły. Mam za duży szacunek do mamy moich dzieci. Druga kobieta nie zastąpi ojca.  

Chcę wyjechać. Prawdopodobnie zostawię swoje dzieci. Ale powiedz mi, co jest dla nich lepsze – tatuś, który żyje, chociaż jest daleko, czy tatuś, który jest na miejscu, ale nieszczęśliwy. I którego mogłoby nie być.

Mam cukrzycę od 13. roku życia.

Myślisz, że o siebie dbałam? Nie, nie było ,,self love’’. Za to co jakiś czas zastanawiałam się, kiedy przyjdzie ten moment, gdy po prostu umrę. A potem okazało się, że mam nagle 35 lat i jeśli do tej pory nie trafił mnie szlag, w takim stanie przeżyję kolejne 60. Więc albo ze sobą skończę teraz, albo coś z tym życiem zrobię.  Próbowałam się udusić. Próbowałam wywołać atak serca włażąc do wrzątku. Mam cukrzycę… Tamtej jesieni co kilka dni szłam po pracy do lasu, kładłam się na liściach, wyjmowałam nakłuwacz, ładowałam 60 jednostek insuliny, wkuwałam się w skórę. Kciuk był na tłoczku. Myślałam – jestem potworem, dzieci przeze mnie cierpią, rodzina się mnie wstydzi, kończę z tym. Ale żyję. To nie była myśl – nie, nie zrobię tego, nie zabiję się. Po prostu patrzysz na swoją rękę i czujesz, że ona nie jest twoja. Miałam intencję, żeby zniknąć, żeby sobie pomóc. Nie wiem, czemu nigdy nie nacisnęłam tłoczka, nie wiem, co to była za siła. Gdy wracałam wtedy do domu, czułam się jak zgwałcona kobieta. Taka zmiętolona, poszarpana wewnętrznie. Szłam i myślałam, że dziś tego nie zrobiłam, ale wiem, że spróbuję znowu. Że to nie ostatnia próba. 

Wiesz, że chciałabym sobie zrobić operację?

Chcę zrobić tak, żeby nie produkował mi się testosteron, a do tego muszę prawnie zmienić płeć. Bo mężczyźnie nie można usunąć narządów płciowych, lekarzowi grozi kara za okaleczenie mężczyzny, który jeszcze może mieć dzieci. Żeby zmienić płeć, musiałam pozwać moich rodziców. Napisałam, że ich pozywam, że urodziłam się z płcią metrykalną męską, ale zawsze czułam się dziewczynką. Do tego kilogramy dokumentacji medycznej. Badanie dna oka, RTG czaszki i siodełka tureckiego, EEG mózgu, wywiad psychologiczny, wywiad psychiatryczny, opinia biegłego sądowego, test psychologiczny, opinia neurologa, badanie hormonów, badanie kariotypu. Miałam szczęście, że lekarze byli mnie ciekawi i przez to podchodzili do mnie życzliwie, inaczej to wszystko trwałoby znacznie dłużej. Półtora roku zbierałam całą dokumentację. To było bardzo poniżające. Musisz udowodnić, że nie jesteś niespełna rozumu. I każdy, dosłownie każdy musi ze szczegółami poznać twoją historię, więc każdemu opowiadasz, bo zależy ci, w końcu od tej osoby zależy twoja legalna przemiana. 

Nie mogę odebrać listu poleconego, bo kobieta na poczcie mnie nie poznaje, przecież mam dowód na mężczyznę.

Kupuję synowi kartę do telefonu i słyszę – poproszę dowód. Nie mogą mi sprzedać karty, bo wyglądam jak kobieta, ale w dowodzie jest zdjęcie mężczyzny. I znowu muszę tłumaczyć, kim jestem. Pani nadal nie może mnie obsłużyć, bo tu są kamery. Muszą dwie osoby potwierdzić zgodność mojej osoby ze zdjęciem w dowodzie. Czułam się jak zwierzę. Ciekawostka przyrodnicza. Bez godności.

Jestem w tym kraju śmieciem. Wciąż czuję, że muszę przepraszać.

Nie robisz mi łaski, jeśli mnie akceptujesz. Jestem człowiekiem. Nie powinno się mnie traktować jak kogoś gorszego. Zostawcie mnie w spokoju! Nie jestem sprawą publiczną, nie jestem obiektem z programu telewizyjnego. 

Z blogiem to była ciekawa rzecz. Wiesz, nigdy mnie to nie kręciło, ten social-świat. Z tej całej samotności zaczęłam szukać informacji o ludziach takich jak ja. Odkryłam Tumblr. Tam byli ludzie z historią podobną do mojej, ale oni żyli normalnie, oni mi dali nadzieję, że można być socjalnie akceptowanym. Stwierdziłam, że sama zacznę pisać, by dać upust emocjom. Wiesz, pod pseudonimem, po angielsku. Miałam nadzieję, że nikt tego nie będzie czytał.  Ale nagle zaczęli odzywać się ludzie, zaczęli komentować, opowiadać mi swoje historie. Że hej, zainspirowałaś mnie do zmian, ujawnię się, choć nie jest łatwo, bo jestem żołnierzem w Iraku. Zobacz, pomagając sobie pomagam innym.

W tej chwili, gdy rozmawiamy, prawdopodobnie co najmniej setka osób rozważa samobójstwo.

One nie chcą się zabić, bo coś im w życiu nie wyszło. One nawet boją się spróbować być sobą i żyć, bo wiedzą, co je czeka. Obiecałam sobie, że jeśli nie popełnię samobójstwa i wytrwam, to opowiem o sobie. Będę ambasadorem, bo mam, nomen omen, jaja, by o tym mówić i się tego nie boję. Chcę o tym mówić. Chcę walczyć. Nie chodzi o to, by zmieniać świat i ludzi. Chodzi mi o to, by powiedzieć tym wszystkim osobom, które wieszają sobie pętlę na szyję, że nie są potworami. One muszą zrozumieć, że mają przyszłość. 

Pomagam innym. Będę to robić, nie dla siebie, ja już tego nie potrzebuję. Ale nie jestem w stanie znieść myśli, że w każdej możliwej sekundzie ludzie popełniają samobójstwa, bo rodzina, bo kościół, bo cośtam. 

Bardzo szybko zaczęłam mówić o sobie ,,ona’’. Tak naprawdę w myślach robiłam to już od dawna.

Moje największe marzenie, by ludzie na ulicy mówili do mnie ,,prosze pani’, spełniło się.

Ale wciąż siedzę w tramwaju i zastanawiam się, kiedy ludzie zaczną wytykać mnie palcami. Patrz, facet się przebrał za babę. Wiesz, boję się, że to ze mną zostanie, że nie pozbędę się tego do końca życia. Że nie będę umiała wsłuchać się w swój własny głos, który dawał mi pewność siebie. 

 

Marta:

Od sierpnia jestem już prawnie kobietą. Mam nowe imię, pesel i otwartą drogę do chirurga. Wiem, że nigdy nie będę w pełni taka, jak większość czytelniczek, że będę się wiecznie martwiła o głos, owłosienie na twarzy czy budowę kości, bo to są efekty działania testosteronu, których ani leki, ani żadne lasery nie cofną. Wiem też, że nie cofnę czasu, nie przywrócę mojego, na zawsze utraconego dzieciństwa, dorastania, rozbitej rodziny, niewinności, skrzywdzonych bliskich. Ale nawet jeśli skazuję siebie na wieczną walkę ze światem i, przede wszystkim, z samą sobą – chciałabym, żeby ktoś o mnie usłyszał, a może świat wokół nas zacznie się zmieniać i przyszłe pokolenia osób mi podobnych będą miały choć trochę łatwiej. Wszystko zaczyna się od zobaczenia w nas człowieka.

Rozmowy

Rozmowa z Zosią Rudnicką. O firmie, sukcesie i #motherlifebalance.

6 października 2020 / The Mother Mag

Drogie Panie, oto Zosia Rudnicka, graficzka i projektantka ślubnej (i nie tylko) papeterii.  Zosia otwiera nam drzwi i od wejścia wita nas zapach brownie z malinami (pyszne), do tego lody waniliowe i kawa - najlepsze połączenie!

W tle Sade z gramofonu - jak się okazało, bardzo dobrze rozmawiało się w takim właśnie towarzystwie. Potem George Michael, tym razem, żeby umilić nam sesję fotograficzną. 

Zosia mieszka w klimatycznym 2-poziomowym mieszkaniu w Olsztynie, na Zatorzu. Mieszkanie tak przytulne, że człowiek czuje się jak u siebie – to chyba ta kanapa na środku, jak w amerykańskim serialu, albo ciemnoszare ściany. No i tyle światła!  

Tylko, że na szczęście to miejsce bez cukrowego filtra – naprawdę widać, że ten dom żyje historią 4-osobowej rodziny. 

A spotkałyśmy się nie tylko po to, by podziwiać to, jak mieszka, ale by zapytać o to, jak to jest tworzyć własną firmę i co inspiruje ją do ciągłego rozwoju ,,La Dolce Design’’. 

Partnerem wpisu jest DESENIO, sklep online z plakatami!

 

 

Gdybyś miała swój biznes określić jednym zdaniem, to…?

Errors and trials

– bardzo podoba mi się brzmienie tych słów w języku angielskim, ponieważ już samo wymówienie ich poprawnie wystawia mnie na porażkę (śmiech). 

 

Całe życie w jednym zdaniu! 🙂 

Kiedyś nawet chciałam nazwać tak swoją firmę, ale kilka osób dało mi do zrozumienia, że nie brzmi to zachęcająco… chociaż według mnie właśnie poprzez podejmowane próby i popełniane błędy, zbieramy doświadczenie i stajemy się lepsi w tym, co robimy.

 

 

Praca na własnych zasadach to zawsze kilka kroków do przodu, a potem dwa do tyłu. Co poświęciłaś, by prowadzić swoją firmę?

Na pewno  w i e l e  nieprzespanych nocy, wynikających z nienormowanych godzin pracy.

 

Czym jest dla Ciebie sukces? Liczysz pieniądze, czy może dni urlopu które, jako szefowa, możesz sobie wziąć?

Sukces to według mnie swoboda w decydowaniu o swoich planach, a tym samym też mojej rodziny.

 

Przyjemne uczucie, prawda? Każda freelancerka, z którą rozmawiam, mówi dokładnie to samo. 

Może brzmi to górnolotnie, ale świadomość tego, że to ja decyduję, ile obowiązków zawodowych na danym etapie życia jestem w stanie na siebie wziąć i nikt nie będzie mnie wbrew mojej woli naciskał, daje mi dużo ulgi i satysfakcji.

Efektem tego jest praca w zgodzie ze sobą, a według mnie to ogromny luksus.

 

 

Z czego jesteś najbardziej dumna? Jako kobieta i jako kobieta czynu?

Z tego, że wraz z macierzyństwem nie zrezygnowałam z siebie. 

 

Jak się tego nauczyłaś? 

Brałam przykład z mojej mamy, która zawsze, oczywiście w miarę możliwości, dbała o swoją przestrzeń i realizowała się. Wydaje mi się, że dzięki temu potrafiła także i nam dać wolność w decydowaniu o sobie.

 

Czego jeszcze nie umiesz, a wiesz, że ta wiedza przydałaby Ci się w prowadzeniu La Dolce Design?

Chciałabym odnaleźć w sobie nutkę marketingowca.

 

To pytanie musi paść, choć pewnie każdy Cię o to pyta. Skąd pomysł na biznes? 

To był spontaniczny pomysł. Na mojej uczelni prowadzone były dodatkowe zajęcia z przedsiębiorczości. Zgłosiłam się, ponieważ byłam ciekawa tych zajęć oraz innych studentów i ich pomysłów na biznes w dziedzinie kultury i sztuki. Okazało się, że jest możliwość, aby spróbować swoich sił i postanowiłam spontanicznie sprawdzić, czy dam radę „na swoim”. Plusem jest to, że zamiast długo się zastanawiać, postanowiłam działać i płynąć na fali tego pomysłu. 

 

 

Z kogo brałaś przykład, gdy wymyślałaś swoją markę? Inspirowałaś się istniejącymi biznesami, czy postawiłaś na swój pomysł? 

Swoich idoli i wzory do naśladowania odnajduję teraz. Chyba dlatego, że dopiero od niedawna trochę zwolniłam i zaczęłam uważniej przyglądać się temu, co jest mi bliskie i zgodne z moją filozofią marki.

 

Jak łączysz bycie mamą i bycie bizneswoman?

Oh, tak, mother-life balance to najtrudniejsza sztuczka (śmiech). 

Bywa różnie. Staram się dawać dzieciakom dużo miłości i uwagi, ale czasem to niemożliwe, żeby połączyć perfekcyjnie te dwa światy.

 

Zawsze jest sposób, choć nie zawsze wymarzony…

W gorących dla mnie zawodowo okresach, ja mam maraton pracy, a dzieciaki maratony bajek. Niestety. W takich sytuacjach nie wrzucam sobie. Wiem, że to etapy, które miną.

 

 

Jest coś, z czego w ciągu dnia nie rezygnujesz?

Zawsze staram się znaleźć czas, aby chociaż na chwilę wyjść razem na świeże powietrze i pogadać przed snem lub podczas kąpieli o „5 fajnych rzeczach, które spotkały ich w ciągu dnia”. To nie są długie dysputy, a pomagają przywołać przed snem dobre momenty z minionego dnia i dają pole do fajnych rozmów.

 

3 sprawy, które każdy powinien rozpisać lub się dowiedzieć, zanim założy własny biznes?

  • Warto zastanowić się, jaki komunikat i skojarzenia ma przekazywać Twoja marka.
    Dokładne rozpisanie takich kwestii pomaga stworzyć spójny wizerunek firmy oraz to, w jakich przestrzeniach chcesz się poruszać. Fajnie jest też określić sobie jakiego wizerunku chciałabyś uniknąć. Gdy musisz podjąć jakąś trudną zawodową lub wizerunkową decyzję, taki punkt odniesienia staje się bardzo pomocny.

 

  • Do kogo kierujesz swój produkt? Kim jest Twój odbiorca? – to brzmi jak tekst z podręcznika, ale naprawdę jest bardzo pomocne!
    Jeśli wiesz, gdzie poruszają się Twoi odbiorcy i ,,jakim językiem mówią”, łatwiej Ci będzie do nich dotrzeć i odpowiedzieć na ich oczekiwania. Trafniej dobierzesz też punkty dystrybucji swoich produktów lub ludzi do współpracy.

 

  • Jako ostatnie poleciłabym chociaż ogólne rozeznanie się w temacie przedsiębiorczości. To prawda, że uczymy się na błędach, ale taka podstawowa wiedza bardzo pomaga w poruszaniu się i unikaniu niewłaściwych decyzji.

 

 

Właśnie, skąd czerpiesz marketingową wiedzę?

Podczas tegorocznego wiosennego lockdown’u trafiłam na YouTube na podcast Mała Wielka Firma. Cenię sobie ten kanał za różnorodność. Każda firma ma inne wyzwania, myślę, że jest tam wiele wartościowych treści dla przedsiębiorców.

 

Wracając do nauki na własnych błędach – która pomyłka nauczyła Cię najwięcej?

Dość szybko nauczyłam się, że brak procedur to strzał w kolano.

Tempo pracy, liczna wymiana wiadomości email, przemęczenie sprawiają, że nawet przy największej staranności i zaangażowaniu, zdarzają się wpadki, jak błąd w tekście, czy przeoczenie zmiany, o którą prosił klient. Po tych doświadczeniach szybko zdałam sobie sprawę, że bez wypracowania wewnętrznych procedur, takie sytuacje będą powracać.

Czyli przeszłaś na tryb trochę korporacyjny w swojej firmie? 

Niektóre z panien młodych, z którymi współpracowałam, funkcjonowały zawodowo właśnie w takim, trochę korporacyjnym trybie. Podsumowania, aktualizacje, potwierdzanie zmian w projekcie, było ich środowiskiem naturalnym – i tak też wyglądała wymiana naszych wiadomości email. Były to dla mnie bardzo wartościowe lekcje, na pewno mogłabym im teraz za to podziękować.

 

 

____________

 

Podoba Ci się mieszkanie Zosi? Jeśli tak, na pewno zwróciłaś uwagę na plakaty, które idealnie pasują do wnętrza tego olsztyńskiego mieszkania. 

 

Plakat Desenio MUHAMMAD ALI to inspiracja do działania, przypomnienie o dążeniu do celu, wytrwałości i ambicji. Czarno-białe zdjęcie amerykańskiego boksera stoi przy gramofonie. 

 

Plakat Desenio COPENHAGEN 66 to kultowa grafika Bo Lundberga. To nie tylko część kolekcji ,,Around the World’’, ale też pocztówka z wakacji i marzenie o kolejnej rodzinnej wyprawie. 

 

Plakat Desenio ART GRAPHIQUE NO2, to nie tylko abstrakcyjny wzór dopełniający stylowe wnętrze. Na nim jest coś więcej, hasło bliskie sercu każdej projektantki. ,,Art is not always about pretty things. It;s about who we are, what happened to us, and how our lives are affected.’

 

Czujesz się zainspirowana historią Zosi? To świetnie! A jeśli spodobały Ci się plakaty DESENIO widoczne na zdjęciu, możesz je kupić już dziś i to z 30% rabatem.  

 

 

Kod rabatowy THEMOTHERMAG daje 30% zniżki na plakaty* Desenio w dniach 6-8 października (*nie obowiązuje na ramki i plakaty personalizowane i z kategorii handpicked)

 

 

Zdjęcia: Emilia Pryśko

 

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo