Change font size Change site colors contrast
Felieton

Pożeracz batonów – czyli na co mi chłop przy porodzie?

15 listopada 2017 / Emilia Musiatowicz

Będąc w ciąży nie myślałam za wiele o porodzie, ale jak już myślałam, to chciałam żeby M.

był wtedy przy mnie. Gdy ta chwila miała nieodwracalnie nadejść, nie byłam już tego taka pewna. W głowie kołatały mi się różne, sprzeczne ze sobą myśli. Zastanawiałam się przede wszystkim, jak te iście dantejskie sceny mogą wpłynąć na nasze relacje, w szczególności intymne. Ostatecznie wyszło tak,...

Będąc w ciąży nie myślałam za wiele o porodzie, ale jak już myślałam, to chciałam żeby M. był wtedy przy mnie. Gdy ta chwila miała nieodwracalnie nadejść, nie byłam już tego taka pewna.

W głowie kołatały mi się różne, sprzeczne ze sobą myśli. Zastanawiałam się przede wszystkim, jak te iście dantejskie sceny mogą wpłynąć na nasze relacje, w szczególności intymne. Ostatecznie wyszło tak, że nie porozmawialiśmy o tym, on uznał, że to oczywiste i był przy mnie na porodówce przez te niezapomniane 13 godzin. Co to dla mnie oznaczało?

W pierwszej fazie porodu wprowadzał atmosferę normalności – pogaduchy, jak w każdy inny zwykły dzień. M. poczuł się szczególnie swobodnie, bo w jakiejś piątej godzinie porodu (skurcze były wtedy już co jakąś minutę), radośnie zaczął spożywać swoją przekąskę. Nic nigdy w życiu wcześniej nie zdenerwowało mnie tak bardzo, jak szelest papierka od batonika. Myślałam, że w czasie jednominutowej przerwy między skurczami zamorduję sprawcę – po prostu uduszę kablem od KTG lub walnę w łeb butlą od gazu rozweselającego (swoją drogą – do bani, na mnie nie zadziałało).

Jako, że ból odebrał mi mowę, tylko zgromiłam go wzrokiem, co poskutkowało tym, że dokończył jedzenie na zewnątrz (poród porodem, ale jeść trzeba). I tyle z niego było pożytku. Potem jednak, gdy poród się przedłużał, gdy się wkłuwali do znieczulenia, gdy Gosia wyłaziła twarzą do góry (ułożenie potylicowe tylne – nie polecam) i zaczęła tracić puls, gdy ściskałam jego rękę prawie do krwi, by „zdążyć przed próżnociągiem”, gdy się jednak udało ją wydać na świat bez żadnych urządzeń, gdy nie płakała od razu, gdy pokazali mi ją tylko na 3 sekundy – wtedy wystarczyło, że po prostu był. I choć nie powiedział ani słowa, dał mi tyle siły, o której nie byłoby mowy, gdybym była wtedy sama. Okazuje się zatem, że intuicyjnie wiedzieliśmy, że to najlepsze rozwiązanie.

Zdania są jednak podzielone.

Pewien francuski lekarz Michael Odent twierdzi, że obecność mężczyzny przy porodzie niczego dobrego nie przynosi, a wręcz opóźnia poród, wprowadza nerwowość na sali porodowej oraz negatywnie wpływa na późniejsze życie seksualne partnerów. Wbrew temu, wedle szybkiej ankiety przeprowadzonej niedawno w telewizji śniadaniowej, aż 71 % głosujących opowiedziało się za obecnością mężczyzny przy porodzie. Ja przeprowadziłam własny wywiad środowiskowy na temat „Facet przy porodzie? Pytanie otwarte”. Oto wyniki:

Sylwia

Nie wyobrażałam sobie tego, aby w momencie, kiedy nasza córeczka przychodzi na świat, nie było obok mojego męża. Wiedziałam też, że i on chce być razem z nami. Tak naprawdę w momencie, kiedy znajdujemy się na sali porodowej, to pośród tej szpitalnej bieli, personelu medycznego, tych wszystkich „strasznych” szpitalnych sprzętów, to twój partner jest jedyną bliską i znajomą twarzą. Sama obecność takiej osoby, w tym ważnym i jakże stresującym momencie w życiu kobiety, jakim jest poród, jest po prostu nieocenionym wsparciem. Nawet, jeśli nie prze i nie ma pojęcia, jak mocno bolą skurcze porodowe. Druga sprawa, że przecież łatwiej jest za ten ból ochrzanić swojego partnera, niż Bogu ducha winnego lekarza. Moje plany rodzinnego porodu niestety zniwelowała moja córka – poród zakończył się cesarskim cięciem. Bardzo nad tym ubolewam, bo w Polsce tatusiowie nie są wpuszczani na salę operacyjną i widzą swoje dziecko dopiero, kiedy leży na wadze.

Kazik 

To oczywiste!

Weronika

Kwestia obecności partnera przy porodzie jest dla mnie niestety problematyczna. Z jednej strony, jak najbardziej chcę, żeby był obecny w tak ważnym momencie naszego życia. Partner wspiera, pomaga fizycznie i psychicznie przejść przez poród oraz zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Z drugiej strony, boję się udziału mojego mężczyzny w porodzie. Mam obawy, czy nie zrazi go to, co zobaczy i czy nasze życie seksualne po porodzie będzie nadal udane.

Marta

Dopóki facet nie gapi się w krocze, jest OK! Uważam, że odłączenie partnera powoduje dystans i sprawia, że poród jest tylko kobiety, a przecież to całkiem wspólna sprawa.

Marcin

Wszystko zależy od mojej partnerki. Mógłbym przy niej być, chociaż mam poczucie, że w żaden sposób bym jej nie pomógł. Czy jest opcja stania za szklaną szybą? Słyszałem mnóstwo dziwnych historii i zastanawiam się, które z nich są mitami, a której nie.

Łukasz

Do końca nie byliśmy przekonani z żoną do mojego uczestnictwa przy porodzie. Powodów było wiele – strach przed nieznanym, wstyd żony, że mógłbym „coś zobaczyć, czego nie powinienem”, opinie znajomych w stylu „a po co będziesz się tam pchać”. Ostatecznie o mojej obecności przy porodzie zadecydował przypadek. Czekając na lekarza na porodówce zdecydowaliśmy z żoną, że powinienem poczekać na zewnątrz. Zatrzymała mnie jednak jedna z położnych: „A Pan gdzie idzie? Zostanie pan i pomoże małżonce”. I takim oto sposobem zostałem przy porodzie. Nie będę oszukiwać, że jest to sielanka, jak w amerykańskich filmach, bo tak nie jest. Jest dużo stresu, krzyku, łez. Czy warto było? Zdecydowanie TAK. Nie zapomnę nigdy tej dłużącej się sekundy ciszy zakończonej pierwszym płaczem dziecka. Była to zdecydowanie jedna z najlepszych chwil mego życia. Dla przyszłych ojców mam dwie rady. Po pierwsze – nie bójcie się, spróbujcie, nie pożałujecie. Po drugie – jak już zdecydujecie się „być” – to w przerwach między skurczami nie zadawajcie pytań w stylu „jak myślisz, ile to jeszcze potrwa?”, bo spojrzenia rodzącej i reszty personelu są przerażające. 

Magda

Myślę, że gdy przyjdzie moment podejmowania decyzji, wszystko się zmieni, ale póki co, marzę, aby mieć w tych chwilach obok siebie siostrę, kuzynkę lub przyjaciółkę, która już to przeszła. Najważniejszy powód: kobiety są silniejsze. Mam wrażenie, że każda kobieta, która przeżyła poród, zasługuje na Oskara i oklaski do końca życia. I kogoś takiego chcę mieć obok siebie tego dnia. A partner? Chyba wolę oszczędzić sobie widoku przerażonego i zagubionego mężczyzny. Znam swój charakter i obawiam się, że mogłoby mnie to dodatkowo stresować i nie miałabym żadnej pomocy.

Kuba

Odpowiedzią są trzy słowa – siła, asysta, wydarzenie. Po pierwsze, chciałbym być przy porodzie, by zagwarantować partnerce spokój oraz koncentrację w czasie porodu. Po drugie, chciałbym być asystentem partnerki i dać jej wszystko, co mogłoby jej pomóc w sensie fizycznym oraz mentalnym. Wreszcie, przyjście potomka na świat jako wydarzenie w życiu jest wystarczająco ważne, by w nim uczestniczyć. Świadomość, iż nie będę pierwszą osobą po położnej, która zobaczy dziecko, tylko trzydziestą, po całym oddziale położniczym jest także motywująca, by uczestniczyć w tym wydarzeniu.

Karolina

Gdy relacje między partnerami są ułożone, to zarówno ciąża jak i poród jest wspólny i nie ma innej możliwości.

Kacper

Uważam, że jeśli kobieta chce, aby jej partner był obok i nie czułaby się tym skrępowana, to jak najbardziej jestem za tym, aby być razem. W tym momencie najważniejszy jest komfort rodzącej i to, aby dzięki obecności kogoś bliskiego, czuła się bezpiecznie.

Po wielu rozmowach na ten temat wiem jedno – o tym, czy ostatecznie wspólny poród jest ok, czy jednak nie, nie da się zdecydować na zapas. Chyba jedynym wyjściem jest po prostu zdanie się intuicję – i tę kobiecą, i tę męską (o ile taka istnieje!)  

 

 

Designed by Photoduet / Freepik
Styl życia

Chciałam mieć chłopca, a mam dziewczynkę

13 maja 2023 / Magdalena Droń

Chociaż teoretycznie żyjemy w cywilizowanym kraju, mamy wykształcone społeczeństwo i postępowe podejście do życia, wciąż spotykam się z osobami, które są nieszczęśliwe z powodu płci swojego dziecka.

Tak właśnie – w XXI wieku. Badania są niepodważalne: nadal uważa się, że męski potomek jest najważniejszy. I nie mam tu na myśli wyłącznie krajów „trzeciego świata”, ale naszą kochaną ojczyznę, w której podobno mamy równouprawnienie…...

Chociaż teoretycznie żyjemy w cywilizowanym kraju, mamy wykształcone społeczeństwo i postępowe podejście do życia, wciąż spotykam się z osobami, które są nieszczęśliwe z powodu płci swojego dziecka. Tak właśnie – w XXI wieku. Badania są niepodważalne: nadal uważa się, że męski potomek jest najważniejszy. I nie mam tu na myśli wyłącznie krajów „trzeciego świata”, ale naszą kochaną ojczyznę, w której podobno mamy równouprawnienie…

Lepszy syn czy córka?

I mężczyźni, i kobiety zgodnie przyznają, że najważniejszy jest męski potomek – tak wynika z najnowszych badań polskich rodzin. Sytuacja nie jest nowa i z podobnymi problemami możemy spotkać się na całym świecie. Długo szukać nie trzeba – w ostatnich 10 latach w Indiach usunięto około 5 milionów ciąż, z których miały przyjść na świat dziewczynki. W Chinach ten proceder już dawno wymknął się spod kontroli i jakichkolwiek statystyk. I chociaż miliony chińskich mężczyzn ma problem ze znalezieniem żony, wciąż pragną tylko jednego – by z tego związku narodził się syn, a nie córka. Chociaż ponad połowa Polaków deklaruje, że płeć dziecka jest im obojętna, badania prowadzone przez polskich naukowców dochodzą do zgoła innych wniosków. Wcale nie jest nam wszystko jedno. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni uważają, że dobrze jest, jeśli pierwszy urodzi się chłopiec, a brak pierworodnego może zniszczyć związek.

Dziecko w świetle statystyk

Czy dziecko cementuje związek? Nie każde. Jak pokazują badania, tylko narodziny syna mają taką „moc”. Naukowcy dowodzą, że rodziny, w których pierwszy narodził się chłopiec, są stabilniejsze i rzadziej dochodzi w nich do rozwodów (badanie dr Gordon Dahl i dr Enrico Moretti z University of California z 2008 roku). Co więcej, decyzje odnośnie zawarcia związku lub jego rozpadu są podejmowane nawet na etapie prenatalnym na podstawie wyniku USG! Z wcześniej wspomnianego badania wynika, że niezamężne kobiety, które w trakcie ciąży dowiedziały się, że będą miały dziewczynkę, rzadziej wychodziły za mąż zanim nastąpił poród, niż kobiety noszące w łonie chłopca. Czy zjawisko to dotyczy tylko Amerykanów? Nic bardziej mylnego! Polscy badacze zauważyli podobną prawidłowość – polskie dziewczęta częściej niż chłopcy wychowują się w domu bez ojca. Polacy częściej rozwodzą się z matkami swoich córek, a narodziny dziewczynki studzą ich chęć pójścia z partnerką do ołtarza. Czy chodzi tylko o patriarchat, przekazanie nazwiska i więź między ojcem a synem?

Stereotypowe wychowanie płci

Statystycznie rzecz biorąc, już od początku dziewczynki mają trudniej. Widać to także poprzez wcześnie wtłaczane w nie stereotypowe role kobiece. Badania pokazują, że w polskich domach więcej pieniędzy przeznacza się na zabawki dla chłopców, natomiast dla dziewczynek na ubrania. Nawet jeśli dziewczynki wychowują się w domu pełnym zabawek, zazwyczaj są to zupełnie inne przedmioty niż te, którymi obdarowywani są chłopcy. Socjologowie podkreślają, że zabawki kupowane dziewczynkom, a więc lalki, domki, plastikowe kuchenki do gotowania, od wczesnego dzieciństwa narzucają im określone role społeczne oraz przytrzymują w domu, nie zachęcają do odkrywania świata. Zabawki skierowane do chłopców są kreatywne, rozwijają wyobraźnię i zachęcają ich do aktywności. I chociaż  sektor zabawek powoli się zmienia, wciąż trudno jest zbudować rakietę kosmiczną z serwisu do kawy… Kolejną sprawą jest wykształcenie – badania pokazują, że w polskich domach wydaje się o ponad 5 % mniej na przedszkole dla dziewczynki niż dla chłopca, co ma wpływ na późniejszą naukę w szkole. Jasno pokazuje to zatem, że wciąż tkwimy w tradycyjnym modelu społeczeństwa, wyjętym rodem sprzed kilkudziesięciu lat. A nie żyjemy przecież w kraju „trzeciego świata”, gdzie to wykształcenie syna jest gwarancją dostatniego życia dla rodziców na starość.

Córka to inwestycja w przyszłość

Zacznijmy od początku, a więc od tego, że płeć dziecka ma ogromne znaczenie dla zdrowia matki. Finlandzcy badacze z uniwersytetu w Turku wykazali, że urodzenie syna skraca życie matki średnio o 34 tygodnie. Za to każda córka nieznacznie je wydłużała. Francuscy uczeni z uniwersytetu w Nancy dowiedli również, że po urodzeniu synów są bardziej zagrożone depresją poporodową niż mamy córek. A jak dowodzą badania przeprowadzone w Międzynarodowym Instytucie Biologii Molekularnej i Komórkowej PAN, polscy stulatkowie spędzają sędziwe lata i dożywają tak pięknego wieku właśnie pod opieką córek. Badacze dowiedli, że tylko 10%. stulatków mieszka samotnie, zaś zdecydowana większość ze swoimi córkami. Podobnie jest w innych krajach. Badanie Ameriprice Financial dowodzi, że w Stanach Zjednoczonych kobiety częściej niż mężczyźni wspomagają finansowo swoich rodziców.

Czy płeć ma znaczenie?

Niezależnie jednak od tego, czy kiedykolwiek taka myśl przebiegła Ci przez głowę, czy żałowałaś, że masz córkę, a po przeczytaniu przytoczonych danych zmieniłaś zdanie. A może masz synów, a zawsze marzyłaś o małej królewnie. Chciałabym, żebyś przez krótką chwilę skupiła się na innej ważnej rzeczy. W mojej opinii bowiem wszelkie te statystyki, choć ważne z perspektywy socjologicznej, nie są najistotniejsze. Najważniejsze jest to, że masz dziecko. Nie ważne czy chłopca, czy dziewczynkę. Zdrowe dziecko, o którego życie nie musiałaś zabiegać już od pierwszych chwil. Którego najprawdopodobniej nie wyczekiwałaś przez kilka lub kilkanaście lat. Nad którym nie drżałaś w obawie jego zdrowie czy życie. Masz dziecko, które kochasz i które kocha Ciebie. A nie wszyscy rodzice mogą powiedzieć to samo. Nie wszystkim kobietom, które tego pragną, dane będzie poczuć pierwsze ruchy dziecka noszonego pod sercem. Nie każdy rodzic będzie mógł zobaczyć pierwsze łzy z powodu złamanego serca swojej córki, czy podbite oczy swojego syna, który stanął w obronie kolegi. Ale Tobie zapewne będzie to dane, niezależnie od tego, czy masz dziewczynkę, czy chłopca…

Dzieci są nam „dane” tylko na chwilę. Celebruj więc każdy moment ze swoim skarbem. Szkoda byłoby któryś z nich przegapić przez nieistotne sprawy, takie jak płeć, na które i tak miałaś znikomy wpływ.

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo