Change font size Change site colors contrast
Felieton

10 powodów, dla których kochamy Ikeę*

19 marca 2018 / Magdalena Droń

Legendarne klopsiki, darmowe ołówki, meble do samodzielnego skręcania i hot dogi za złotówkę.

Z tym właśnie większości Polaków kojarzy się szwedzka IKEA. Chociaż nie wszyscy są jej zwolennikami i zarzucają jej bylejakość, tandetę i kartonowy design, od lat wyposaża nasze domy, zmieniając wystrój niejednego PRL-owskiego M3. W dzisiejszym wpisie chciałabym pokazać Wam cały jej koncept z nieco innej strony. Bo przecież czasem chodzi...

Legendarne klopsiki, darmowe ołówki, meble do samodzielnego skręcania i hot dogi za złotówkę. Z tym właśnie większości Polaków kojarzy się szwedzka IKEA. Chociaż nie wszyscy są jej zwolennikami i zarzucają jej bylejakość, tandetę i kartonowy design, od lat wyposaża nasze domy, zmieniając wystrój niejednego PRL-owskiego M3. W dzisiejszym wpisie chciałabym pokazać Wam cały jej koncept z nieco innej strony. Bo przecież czasem chodzi o coś więcej niż tylko szafy do samodzielnego montażu, przy których pokłóciła się niejedna para…

Już na początku Was uprzedzę – to NIE jest materiał sponsorowany. Powstał z potrzeby ducha i serca, przepełnionego miłością do tej szwedzkiej sieciówki (a może po prostu stęskniłam się za przechadzkami pomiędzy kolejnymi aranżacjami pomieszczeń, według trasy wyznaczonej przez magiczne strzałki). Będzie do bólu subiektywnie, ale może moje argumenty przekonają „niewiernych”, którzy mniej przychylnym okiem patrzą na sklepy sieci IKEA? Chociaż znając naszych rodaków, zawsze znajdzie się ktoś, kto za Gombrowiczem powie: „No jak zachwyca, jak nie zachwyca?”

Tworzy DLA ludzi i z myślą o ich POTRZEBACH

IKEA jest jednym z niewielu miejsc, w których czuję się jak w domu. Nie chodzi o to, że to salon meblowy. Chodzi mi o atmosferę. O to, co unosi się w powietrzu (oprócz zapachu kawy i jedzenia oczywiście). To uczucie, które sprawia, że przestrzeń, w której jestem, staje się dla mnie komfortowa. Nie czuję napięcia jak w innych wnętrzarskich sklepach, w stylu „kup mnie!”, „jestem w promocji”, „tak ładnie mnie oświetlili, musisz mnie wybrać”. IKEA stara się wejść w głowy swoich klientów i zrozumieć, jak wygląda ich domowe życie. A dopiero później dostosować produkty do ich potrzeb, a nie odwrotnie. IKEA traktuje ludzi bardziej jak przyjaciół niż klientów. Nie czuję się tam do niczego przymuszana. Mogę wszystko przetestować, wypróbować, a nawet zdrzemnąć się na materacu. Czy jeszcze kilkanaście lat temu ktokolwiek wpadłby na ten pomysł w Polsce? Szczerze wątpię. Dziś stało się to normą i jestem z tego niebywale zadowolona.

Pamięta o najmłodszych i projektuje wspólnie z nimi

Jako mama zawsze zwracam szczególną uwagę na to, czy dane miejsce, sklep, restauracja czy urząd, dostosowane jest nie tylko do moich potrzeb, lecz przede wszystkim potrzeb mojego dziecka. A jak każdy rozbrykany brzdąc, bywa ono wymagające. Nic więc dziwnego, że kolejny plus należy się sieci IKEA za dbałość o najmłodszych. Zaczynając od zwykłych przewijaków, które całe szczęście stały się już niezbędnym minimum w naszym kraju (nawet w PKP!), przez pokoje dla rodziców z małym dzieckiem, kąciki do karmienia, maleńkie toalety, świetne i kreatywne przestrzenie do zabaw, na darmowych pieluszkach kończąc. IKEA dba o najmłodszego klienta i stara się przystosować do niego przestrzeń jak najlepiej. Żeby tego było mało, wchodzi w interakcję z dzieciakami, bo wie, że to właśnie maluchy są najsurowszymi krytykami i od tego, jakie wrażenie zaszczepią w ich głowach, będzie zależał sukces sieci w przyszłości. Nic więc dziwnego, że w tym roku po raz czwarty IKEA zaprosiła dzieci z całego świata do stworzenia pluszaka marzeń w ramach kampanii społecznej „Zabawa to poważna sprawa”. Spośród 87 tys. nadesłanych prac wybranych zostało tylko pięć rysunków, w tym propozycja z Polski (Natalka – Twoja uśmiechnięta foka na pewno zagości w pokoju mojej córki). Zwycięskie rysunki będą inspiracją do stworzenia limitowanej serii zabawek SAGOSKATT, która pojawi się w sklepach IKEA jeszcze w 2018 roku. Tak to się dzisiaj robi!

Polityka zrównoważonego rozwoju i dbałość o środowisko

Kolejna, niezwykle istotna dla mnie kwestia, to właśnie pozytywny wpływ na ludzi i środowisko. Wiadomo, że wiele firm i koncernów przyłącza się do wszelakich akcji ratowania planety, wpłaca datki na fundacje charytatywne i wspiera lokalne inicjatywy. IKEA robi coś więcej. Nie tylko zmienia odpady w surowce, ale także pozyskuje żywność i materiały w odpowiedzialny sposób, by chronić środowisko naturalne. Stale dąży także do niezależności energetycznej i przełącza się na energię odnawialną (od 2009 roku IKEA Group przeznaczyła 2,1 mld euro na zakup własnych farm wiatrowych i urządzeń do wytwarzania energii słonecznej). Chcecie konkretów, proszę bardzo: w asortymencie Ikei znaleźć możemy jedynie oświetlenie wykonane w energooszczędnej technologii LED, a 100% bawełny używanej w produktach Ikei pochodzi z bardziej zrównoważonych źródeł. Ciekawym konceptem, który testowany jest już w kilku miastach na świecie, jest wynajem mebli. Tak dobrze czytacie. Jesper Brodin, prezes grupy IKEA, podczas forum ekonomicznego w Davos powiedział, że firma myśli o wdrożeniu nowej, bardziej ekologicznej opcji zaopatrywania ludzi w meble. Podkreślał, że znaczna część klientów nie chce posiadać tak dużej liczby przedmiotów z troski o środowisko. Dlatego właśnie oferowanie mebli w modelu „używaj nie posiadaj” mogłoby odpowiadać wszystkim, którzy często się przeprowadzają. Model ten idealnie wpisuje się zarówno w strategię zrównoważonego rozwoju IKEA i ma pozytywny wpływ na środowisko, lecz także ruch minimalizmu, który zyskuje sobie przecież coraz większe grono sympatyków na całym świecie. Czekam na testy w Polsce!

Fenomenalne pomysły marketingowe

Ze względu na swoje zainteresowania i wykształcenie, z zapartym tchem śledzę wszystkie niekonwencjonalne realizacje marketingowe. Ikei i zatrudnianym przez nią agencjom nie brakuje pomysłów na kampanie, które odbijają się szerokim echem na całym świecie. Nawet na naszym rodzimym poletku działo się już tyle, że trudno to wszystko pozbierać w jednym miejscu: kawalerka IKEA na dworcu w Warszawie, spotkania integrujące sąsiadów, kuchnia IKEA. To tylko wyimek działań w reklamowym oceanie szwedzkiej sieci sklepów. Moim absolutnym faworytem jest kampania #jesiennezmiany realizowana przez Grey Group Poland. To właśnie ona wstrząsnęła jakiś czas temu polskim Internetem. W reklamie pojawia się prawdziwa rodzina, w prawdziwym mieszkaniu z swoją prawdziwą (jakże poruszającą) historią. Te ulotne chwile codzienności są do bólu rozczulające: tańcząca w bieliźnie mama z ciążowym brzuszkiem, tata biorący prysznic, rzut zużytą pieluchą i zasypiający maluch. A gdzieś w tle zupełnie nierzucające się w oczy meble z Ikei. Mistrzostwo gatunku. Co ważne, nie tylko materiały outdoorowe i audio-wizualne są mocną stroną marki. Świetnym przykładem w druku może być umieszona w szwedzkim magazynie dla kobiet „Amelia” i na pierwszy rzut oka niczym nieróżniąca się od innych reklam firmy realizacja szwedzkiej agencji Åkestam Holst. W centrum strony zdjęcie przedstawiające łóżeczko dla dziecka SUNDVIK i cena mebla. A nad nim, zaskakujący napis, który oznajmia: „Nasikanie na tę reklamę może zmienić twoje życie”. Na dole strony umieszczono bowiem test ciążowy, którego pozytywny wynik oferuje rabat w Ikei na prezentowane łóżeczko. Czy to nie jest genialne?!

Miejsce spotkań i rodzinnych spacerów

Większości mężczyzn IKEA kojarzy się z niekończącymi się wędrówkami, które do niczego nie prowadzą. Są dla nich męczarnią i totalną nudą. Dla kobiet zaś, takie spacery mają wręcz działanie terapeutyczne i poprawiające krążenie. Oczywiście, moje spostrzeżenia mogą być krzywdzące ze względu na stereotypowe uogólnienia, jednak obserwując polskie rodziny w Ikei, ciężko wysnuć inne wnioski. Przyjeżdżają do sklepu tłumnie, nawet wtedy, gdy niekoniecznie chcą coś kupić. Przyjeżdżają, bo jak twierdzą – szukają inspiracji. Czy zawsze chodzi o pomysły na urządzenie mieszkania? Nie. Często jest to tylko wymówka do spędzenia czasu razem, w przytulnej przestrzeni i miłej atmosferze. W Ikei przecież każdy znajdzie coś dla siebie – dzieciaki pobawią się nowymi zabawkami i wybiegają między sklepowymi realizacjami, mąż wypróbuje każdy materac i kanapę, a żona – będzie miała chwilę tylko dla siebie i swoich myśli. Albo na kawę z koleżankami i rodzinny obiad, po którym nie będzie trzeba zmywać. Dla każdego coś miłego.

Meble kupujesz od ręki i samodzielnie składasz w domu

Chociaż dawno minęły już czasy, że za meblami czekało się w długich kolejkach, wciąż zdarza się, że na wymarzony model sofy czy mebli kuchennych w salonie XYZ trzeba poczekać. W Ikei wszystko dostajesz od ręki. A właściwie sam wszystko sobie kompletujesz i przywozisz z magazynu. Dzięki takim sklepom jak ten, Twój mężczyzna może się poczuć jak prawdziwy bohater domu (e… nie, to chyba było z innej reklamy) i przypomnieć sobie czasy dzieciństwa. Beztroskie majsterkowanie, skręcanie i montowanie, które sprawia, że jego kobieta staje się coraz szczęśliwsza. Pomyśl, ile to dla niego frajdy! A jeśli Ty zdecydujesz się na złożenie regału na książki? Będziesz mieć jeszcze większą satysfakcję, że dokonałaś tego sama! Działa na ego lepiej niż niejedna sesja u terapeuty!

Zwroty

Czy wiesz o tym, że sklepy IKEA umożliwiają Ci „testowanie” swoich produktów w warunkach domowych przez okrągły rok? Jeśli po tym czasie się rozmyślisz, możesz spakować przedmiot do auta, odwieźć go i po okazaniu dowodu zakupu odzyskać wszystkie lub część (jeśli zwracany produkt był użytkowany w sposób wykraczający poza sprawdzenie czy spełnia on swoje funkcje, np. ślady, takie jak zabrudzenia, rysy, wgniecenia) wydanych pieniędzy. To znacznie lepsza opcja niż ustawowe 14 dni od daty zakupu, czyż nie?

Ponadczasowy design i szwedzki minimalizm

Nie ulega wątpliwości, że szwedzkim stylem urządzania wnętrz zachłysnęli się wszyscy Polacy. Nawet jeśli otwarcie się do tego nie przyznają, podoba im się ta prostota, funkcjonalność i urządzanie małych wnętrz z wykorzystaniem jak największej powierzchni do przechowywania (oj jesteśmy narodem zbieraczy). Dodajmy do tego jasne barwy, ponadczasowe linie i praktyczne rozwiązania, które sprawdzają się w naszych ciasnych mieszkaniach – przepis na remont gotowy.  A jeśli mamy zapłacić za to o połowę mniej niż u konkurencji? Tym bardziej jesteśmy kontent.

Polska produkcja

Wiele osób zarzuca Ikei, że produkty w niej sprzedawane nie są rodzimej produkcji. Błąd! Jak podaje najnowszy raport „IKEA. Made in Poland”:

Choć pierwszy sklep IKEA otworzyliśmy w Polsce dopiero w 1990 r. (na warszawskim Ursynowie), to nasze związki z krajem są o wiele dłuższe, bo sięgają początku lat 60. W 1961 r. IKEA zawarła pierwszy kontrakt z polskim przedsiębiorstwem państwowym Fameg. Dziś współpracujemy z ponad 70 dostawcami z Polski, a w kraju działa 16 fabryk IKEA Industry. Polska zajmuje drugie miejsce po Chinach pod względem wielkości produkcji dla IKEA. Produkty z Polski są sprzedawane w sklepach na całym świecie.

Z tym większym więc sentymentem powinniśmy spoglądać na Ikeę i lansowane przez nią trendy, które wpływają znacząco również na zmiany krajowej gospodarki od ponad 50 lat!

Darmowa kawa dla klubowiczów i pyszne klopsiki

Niezaprzeczalny atut, który chyba nie wymaga dodatkowych wyjaśnień. Wystarczy spróbować, że się tak wyrażę – organoleptycznie.

Słowem podsumowania – marka IKEA dba o swój wizerunek, nie boi się wyzwań i śmiałych pomysłów marketingowych. W mojej opinii konkurentów zostawia daleko w tyle, nie tylko pod względem wyników sprzedażowych, lecz także zaangażowania w życie społeczne swoich odbiorców. Wisienką na torcie jest wirtuozerskie zarządzanie swoim wizerunkiem w świecie medialnym.

Niezależnie od tego więc, czy zakochałaś się w Ikei, czy wciąż wasz związek można opisać statusem „to skomplikowane”, liczę na to, że dzięki tym kilku faktom spojrzałaś na szwedzką sieciówkę nieco inaczej, nie tylko przez pryzmat legendarnych klopsików 😉

 


*Tak, dobrze widzicie – IKEĘ! Nie „IKEA”. Bo tak się dziwnie składa, że w polszczyźnie odmieniamy wszystko to, co odmienić można. I chociaż szwedzka sieciówka konsekwentnie podtrzymuje, zapewne ze względów marketingowych, stanowisko nieodmiennej formy skrótowca, przez co w mediach słyszymy zwykle o „promocjach w IKEA”, jako językoznawca zachęcam Was do deklinacji. Owszem, Słownik Ortograficzny PWN podkreśla, że odmieniać Ikei nie trzeba, ale można. A zatem: nie ma Ikei (D.), przyglądam się Ikei (C.), widzę Ikeę (B.), współpracuję z Ikeą (N.), mówię o Ikei (Ms.), moja ukochana Ikeo (W.)! A jeśli z jakichś przyczyn nie odpowiada Ci żadna z form, przed słowem IKEA możesz użyć innego odmienionego rzeczownika np. sklep IKEA – sklepów IKEA.

Felieton

Ale kosmos!

24 kwietnia 2018 / Marta Osadkowska

Niemal wszystkie pierwiastki, z których jesteśmy zbudowani, ty i ja, zostały wyprodukowane wewnątrz gwiazd istniejących na długo przed powstaniem Ziemi.

Mamy zatem prawo twierdzić, że wszyscy jesteśmy dziećmi gwiazd. Stephen Hawking Gdybym była stworzeniem o nieco większym rozumku, zostałabym astrofizykiem. Kosmos fascynował mnie, odkąd pamiętam, a stan ten znacznie pogłębiała książka „Historie niezwykłe o gwiazdach i planetach”, którą w dzieciństwie sprezentował mi tata....

Niemal wszystkie pierwiastki, z których jesteśmy zbudowani, ty i ja, zostały wyprodukowane wewnątrz gwiazd istniejących na długo przed powstaniem Ziemi. Mamy zatem prawo twierdzić, że wszyscy jesteśmy dziećmi gwiazd.

Stephen Hawking

Gdybym była stworzeniem o nieco większym rozumku, zostałabym astrofizykiem. Kosmos fascynował mnie, odkąd pamiętam, a stan ten znacznie pogłębiała książka „Historie niezwykłe o gwiazdach i planetach”, którą w dzieciństwie sprezentował mi tata.

Wyczytałam ją doszczętnie i zasypywałam go tysiącem pytań, na które cierpliwie i kompetentnie (sam będąc dobrze z fizyką zaznajomiony) odpowiadał.  Niestety, już w szkole podstawowej okazało się, że przekazał mi jedynie zamiłowanie do tajemnic Wszechświata, ścisłego umysłu zaś już nie. Matematyka i jej naukowe towarzyszki, pomimo mych usilnych starań, pozostały dla mnie czarną magią. Pogodziłam się z faktem, że nie będzie mi dane całkowite zrozumienie zachodzących nad moją głową reakcji i zjawisk. Ale ten niefart w loterii genów nie powstrzymał mojej ciekawości. Podjęłam swego czasu wyzwanie przeczytania książek Stephena Hawkinga (tych adresowanych do „przeciętnego czytelnika”) i z pomocą encyklopedii nawet co nieco z nich zrozumiałam. Moje szare komórki aż dymiły nad tymi niepozornie wyglądającymi tomikami.

A tymczasem w księgarniach prawdziwa astrofizyczna uczta.

Uczeń wspomnianego genialnego fizyka postanowił ukrócić męki ciekawych, ale pozbawionych odpowiednio wyposażonych mózgów i opisał Wszechświat językiem zrozumiałym dla każdego. Mili Państwo, to jest uczta prawdziwa! „Wszechświat w twojej dłoni. Niezwykła podróż przez czas i przestrzeń” Christopha Galarda wyjaśnia wszystko. Nie jakimiś enigmatycznymi wzorami, ale normalnie, po ludzku! Nawet teoria względności Einsteina nabiera sensu! Ten pan potrafi przystępnie i ciekawie opisać nawet to, czym są orbitale elektronowe. To się czyta z wypiekami!

Skąd wiadomo, że Słońce wybuchnie za pięć tysięcy lat?

Jak powstają komety? Czy Wszechświat ma centrum? Dlaczego życie wieczne nie jest możliwe? Jak narodził się Księżyc? To tylko nieliczne pytania, na które w tej książce znajdziecie bardzo jasne odpowiedzi. A dlaczego mówi się, że wszyscy jesteśmy stworzeni z gwiezdnego pyłu? Bo wszystkie ciężkie atomy, z jakich składa się Ziemia, wszystkie atomy potrzebne do życia, wszystkie, z jakich zbudowane jest nasze ciało, powstały kiedyś we wnętrzu gwiazdy. Wciągamy je w płuca, gdy oddychamy. Czy to nie jest piękne? Dlaczego takich rzeczy nikt mnie nie uczył na fizyce?

Jesteśmy gwiezdnym pyłem, w który tchnięto życie i który został upełnomocniony przez Wszechświat do jego zrozumienia pisze w „Astrofizyce dla zabieganych” Neil DeGrasse Tyson.

Tytuł dobrze oddaje zawartość tomu: to faktycznie skrócone wyjaśnienia dla tych, którym się spieszy. Autor nie objaśnia zjawisk cierpliwie i nie stawia sobie za cel tłumaczenia podstaw. Takie rzeczy tylko u Galarda. Tyson opisuje to, na czym się zna, dla tych, którzy też mają na ten temat jakieś pojęcie. Kto lubi przeszukiwać Netflix, może skojarzyć jego nazwisko z serialem popularno-naukowym „Cosmos”, którego jest gospodarzem. Program jest interesujący, choć, jak dla mnie, ma taki amerykański styl, który bywa drażniący. Kiedy się jednak człowiek do tego przyzwyczai, to na pewno wiele wyniesie z tych naukowych wojaży. A pięknie zobrazowane życie Wszechświata na długo zostaje w pamięci.

Bardzo mnie cieszy, że podróże między gwiazdy i planety mogą odbywać z nami dzieci.

W książce „Marcelinka rusza w kosmos. Bajka trochę naukowa”, tytułowa bohaterka i jej przyjaciel Duszek wyruszają, aby odnaleźć Najważniejsze. Co się kryje za tym określeniem, sami nie wiedzą, wszak najważniejsze nie dla wszystkich jest tym samym w tym samym momencie. Po drodze Marcelinka dowie się od swojego kompana o tym, że światło ma prędkość, gwiazdy umierają, a czas i przestrzeń są ze sobą połączone na wieki. Wszystkie te tajemnice wyjaśnione są na przykładzie niezawodnych motylków, powszechnie znanych z codzienności obiektów i życia rodzinnego. Początki Wszechświata? Czarne dziury? Wielki Wybuch? Wszystko da się wyjaśnić dzieciakom, co udowadnia Janusz Leon Wiśniewski. A ilustracje Ani Jamróz bardzo uprzyjemniają tę kosmiczną wyprawę.

Nieco poważniejszą formę przyjmuje propozycja Pawła Ziemnickiego „Kosmos. Gwiezdna podróż”.

Ten przewodnik po Wszechświecie przepełniony jest zdjęciami i rysunkami obrazującymi jego życie. Najpierw chciałam napisać, że jest to książka dla starszych dzieci, ale to nieprawda. Bardzo przystępna w odbiorze, jasno tłumaczy, co tam się nad naszymi głowami wyprawia. Opisane są planety i gwiazdy, a także wyprawy kosmiczne i ich główni bohaterowie. Autor pisał książkę z myślą o swoich kilkuletnich dzieciach i widać, że doskonale posługuje się językiem dostępnym tej kategorii wiekowej. Łatwo jest całą rodziną odbyć podróż międzyplanetarną z tym przewodnikiem w dłoniach.

A jeśli komuś marzy się bliższy kontakt z kosmosem, to mam dobrą wiadomość.

Już nie trzeba całe życie odkładać złotych monet w nadziei, że Elon Musk weźmie nas na pokład. W wirtualnej rzeczywistości, dzięki programowi Titans of Space, możemy obejrzeć planety z bliska, zobaczyć różnice i odległości między nimi. Grafika jest przepiękna, a objaśniający oglądane zjawiska lektor mówi jasno i na temat. W wielu miastach działają już Strefy VR, w których można doświadczyć międzygwiezdnej podróży. Da się też swój smartfon zamienić w domowe centrum wirtualnej rzeczywistości, dokupując do niego specjalne gogle. Aplikacji nie brakuje, nudy nie ma. Jak to w kosmosie.

A dla tych, którzy lubią po prostu gapić się w gwiazdy proponuję poznać Strefy Ciemnego Nieba.

To specjalne obszary, w których nie ma sztucznego światła. Wszystkim zainteresowanym tematem, osobiście polecam Stację Turystyczną Orle w Górach Izerskich. W tym miejscu, przy współpracy z Instytutem Astronomicznym Uniwersytetu Wrocławskiego, realizowany jest projekt Astro Izery. Na ścianach schroniska znajduje się zegar słoneczny, a sam budynek jest początkiem ścieżki dydaktycznej „Model Układu Słonecznego”. Przedstawia ona Słońce oraz osiem krążących wokół niego planet i pięć planet karłowatych w skali 1:1 miliarda. W tej skali pokazane są zarówno rozmiary tych 14 obiektów, jak i odległości między nimi. Kolejność planet od Słońca w modelu jest taka jak w rzeczywistości. Odbywają się na Stacji Orle także imprezy astronomiczne, podczas których jest okazja pooglądać niebo przez wielki, profesjonalny teleskop, zwykle niedostępny dla przeciętnego miłośnika gwiazd.

Przepiękny, magiczny, tajemniczy kosmos wydaje się być trochę bliżej dzięki książkom, technologii i pełnym pasjonatów miejscom. Ja zachłannie wyciągam po niego rękę i nie mogę się nasycić. Zadzieram głowę, patrzę w gwiazdy i myślę niech to trwa. Dobrze mi być gwiezdnym pyłem, częścią pełnego cudów i nauki Wszechświata.

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo