Uwielbiam ten nasz narodowy sport, naszą największą dumę. Dyscyplinę, w której jesteśmy na tyle biegli, że gdyby była oficjalnie wpisana do listy na MŚ, co roku mielibyśmy pierwsze miejsce na podium i złoty medal i to wszystko bez najmniejszego wysiłku. Co mam na myśli? Marudzenie.
Czynność, za pomocą której statystyczny Polak wyraża swoją polskość, łączy się ze swoją ziemią. U nas nie usłyszysz amerykańskiego „dzień dobry sąsiedzie” albo brytyjskiego „oh, witam, jak się masz?”. Za nic mamy uśmiechy Balijczyków, czy ukłony Japończyków, niepotrzebny nam australijski luz, czy szwedzki brak konwersacji w windzie. Polacy lubią zaczynać rozmowy w sklepach, na jarmarkach, u lekarza, czy w bibliotece. Szukamy okazji, by wspólnie pomarudzić, ponarzekać na wszystko.
Jak być prawdziwym moderatorem marudzenia?
Kluczem do sukcesu, w tym wypadku efektywnego, wspólnego marudzenia jest znalezienie grupy ludzi w podobnym wieku. Chociaż młoda dziewczyna, która zaczyna narzekać w przychodni pełnej starszych ludzi, wywoła naprawdę piorunujący efekt. Przedmiot narzekania musi być dostosowany do okoliczności, jeśli więc autobus nie przyjeżdża od 10 minut, konwersację można rozpocząć od skomentowania nawierzchni dróg lub, jeśli jesteś w odpowiednim do tego wieku, jak 20 lat temu były zaspy do kolan, a autobusy jakoś dawały radę. Jest spora szansa, że jakaś starsza osoba wtrąci się, że jak była bardzo mała, to śnieg sięgał okien autobusu i może nawet uśmiechnie się na to wspomnienie, dlatego szybciutko, jako moderator dyskusji, musisz wrócić do „no właśnie, a teraz śniegu nie ma, ledwo -2C na termometrze, a wszystko siada”. Masz sporą szansę, że w odpowiedzi usłyszysz: „wszystko przez tę Unię” i marudzenie między oczekującymi na autobus potoczy się wartko niczym nurt rzeki Colorado w Ameryce Północnej. Oczywiście to tylko przykład, możesz próbować wzburzyć zupełnie autorską falę marudzenia w dowolnym miejscu. Ważne, żeby wokół było dużo Polaków.
A ja nie potrafię tego zrozumieć
Jak to jest, że osoby, które mają naprawdę niewiele, które dużo straciły i powinny już nigdy się nie podnieść, które muszą zmierzyć się z bardzo złą diagnozą, odnajdują w sobie radość życia? Jak to możliwe, że pacjent po amputacji nogi ma w sobie więcej szczęścia niż młoda kobieta, która po pracy wraca do ładnego mieszkania i ukochanego partnera? Dlaczego tak jest, że osoba poszkodowana w powodzi, która śpi w szkole przykryta kocem z datków, jest bardziej radosna niż babcia, którą przyszły odwiedzić wnuki? Dlaczego dobrowolnie decydujemy się żyć na próbę, jakby to, co się dzieje w naszym życiu, było jedynie prototypem, gorszą wersją naszych marzeń?
Ufam Dalajlamie, wierzę w mądrość człowieka, który otrzymał pokojową Nagrodę Nobla, jest przywódcą narodu, który naprawdę ma ostro pod górkę, a do tego potrafi powiedzieć coś, co mi zapada w serducho.
„Istnieją tylko dwa dni w roku, w których nic nie może być zrobione. Jeden nazywamy wczoraj, a drugi jutro. Dzisiaj jest właściwy dzień, aby kochać, wierzyć i żyć w pełni”.
To od ciebie zależy moja droga, jak będzie wyglądał każdy, jeden dzień twojego życia.
Wiem, że czytałaś to już setki razy, bo na tym przesłaniu swoją tajemną moc opiera bardzo dużo poradników. Tyle, że to wcale nie jest tak, że jeśli wstaniesz z uśmiechem, to twój kot nie zrzuci wszystkiego z blatu w kuchni, a szef nie będzie mniejszym dupkiem niż kilkanaście godzin wcześniej. Jest jednak szansa, że twoje pozytywne nastawienie da ci siłę i dobrą energię, która rozpocznie ciąg fortunnych zmian w twoim życiu. Może uda ci się znaleźć taką pracę, w której poznasz pozytywnie zakręconych ludzi, bo kota to już pewno nie wychowasz, nie oszukuj się.
Może mogłabyś dojść do wniosku, że spóźniający się autobus to dobry pretekst do spaceru, że ulewny deszcz pada, bo była susza, że motorniczy nie był chamem, tylko jego dziecko całą noc gorączkowało, że twoje strzykanie z prawej strony lewej kostki, to uczucie, za które osoba na wózku inwalidzkim dałaby się pokroić.
Może mogłabyś docenić, że masz dwie sprawne ręce i dwie silne nogi, które jeśli są za słabe, możesz zacząć wzmacniać na siłowni, basenie, czy zajęciach fitness. Masz Internet i świat naprawdę stoi przed Tobą otworem niczym sezam z księdze „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Możesz, w przeciwieństwie do swoich rodziców, swobodnie podróżować, poznawać świat. Możesz wynająć mieszkanie i zmieniać pracę tak często, jak zechcesz. Możesz skończyć studia dzienne, zaoczne lub podyplomowe, możesz wyjechać na Erasmusa i uczyć się na zagranicznym uniwersytecie. Możesz odpowiedzieć w kilka minut na każde, nawet najbardziej skomplikowane pytanie swojego dziecka. Czekają na ciebie kursy i tutoriale, możesz więc codziennie zdobywać nową umiejętność.
Żeby nie było, ja też marudzę, narzekam i widzę świat w ciemnych barwach.
Mnie też się nie podoba, że dzieci krzyczą pod balkonem, że są korki, że jest ciepło, a ja włożyłam zbyt ciepłe buty, że pada, chociaż w pogodzie nic nie powiedzieli i nie wzięłam parasolki, że autobus się spóźnia, a kelnerka w restauracji jest niemiła, że przepłaciłam za szampon do włosów i nie zdążyłam przed zamknięciem poczty. ALE próbuję coś z tym zrobić i w każdej sytuacji znaleźć dobrą stronę lub chociaż okruch pozytywnej myśli.
Marudząc, tracę energię.
Siłę, którą tak ciężko odzyskać podczas treningu, zajęć jogi, gotowania, czy domowego relaksu z książką. Moc, która ładuje się bardzo powoli i trzeba się sporo natrudzić, by poczuć jej pełną. No mówię ci, szkoda marnować swoją wewnętrzną energię na marudzenie. A mówię to całkiem poważne.
Spróbujmy zrobić mały, na początek 2-3 –dniowy detoks, podczas którego będziemy odpychały złe myśli i zastępowały je dobrymi. To taki wstęp do tego, żeby przestać marudzić. Dam ci przykład: „O matko, jaka dziwna ta końcówka lata, znowu rano zimno, a później gorąco, aż pot się po tyłku leje, ALE dzięki temu czuję, że lato trwa dłużej i jest wciąż bardzo dużo świeżych i smacznych warzyw i owoców”. „Kurde, nowe buty, a ja już mam pęcherze na całych stopach, ALE będę mogła kupić wreszcie tę pięknie pachnącą sól do stóp i mam już doświadczenie, jakie modele butów omijać z daleka”.
To co, próbujemy?