Change font size Change site colors contrast
Felieton

Krąg opowieści porodowych

22 marca 2018 / Magda Żarnowska

Ostatnio dostałam zaproszenie do uczestniczenia w wydarzeniu jakim jest Krąg Opowieści Porodowych.

Brzmi przerażająco, prawda? Zaproszenie nie przyszło do mnie z uwagi na to, że aspiruję do miana blogerki parentingowej, ani ze względu na to, że The Mother MAG wydał kolejny numer, w którym znalazł się mój felieton. Zaproszenie otrzymałam z bardziej prozaicznego, ale o wiele ważniejszego powodu. Powodem tym jest fakt, że...

Ostatnio dostałam zaproszenie do uczestniczenia w wydarzeniu jakim jest Krąg Opowieści Porodowych. Brzmi przerażająco, prawda?

Zaproszenie nie przyszło do mnie z uwagi na to, że aspiruję do miana blogerki parentingowej, ani ze względu na to, że The Mother MAG wydał kolejny numer, w którym znalazł się mój felieton. Zaproszenie otrzymałam z bardziej prozaicznego, ale o wiele ważniejszego powodu.

Powodem tym jest fakt, że JESTEM MATKĄ.

Zazwyczaj bardzo powściągliwie podchodzę do kwestii internetowego matkowania. Co prawda czasem nawet ja nie wytrzymuję i udzielam złotych rad, za co później karcę się w myślach, bo przecież to, że coś się sprawdza u mnie, nie musi zaraz znaczyć, że mam prawo uszczęśliwiać cały świat narzucając mu moją wizję.

Co więcej, sama często oburzam się na objawy bycia matką zrzeszoną na różnych matczynych forach. To trochę hipokryzja, gdyż zdarza mi się uzyskać bardzo cenne informacje właśnie w drodze lektury podobnych forów, natomiast zazwyczaj dochodzę do przekonania, że jednak ta kobieca internetowa społeczność nagminnie ociera się o granice absurdu. Nie akceptuję wewnętrznie tego, że matki na forach pytają o totalne głupoty albo o rzeczy, które zwyczajnie same mogłyby sprawdzić, nawet w sieci lub koniecznie skonsultować z prawdziwym lekarzem.  

Zupełnie nie wiem, czy to objawy nieporadności, czy lenistwa.

Abstrahując jednak od matczynej społeczności jaką znamy na co dzień. Gdzie matka matce wilkiem i matka matkę pogania, postanowiłam trochę bardziej wnikliwie przyjrzeć się tej całej inicjatywie. Sama idea Kręgu, jak już wspominałam wcześniej, wydała mi się odrobinę dziwna i przerażająca. Zupełnie nie wiem, kiedy mój mózg zaczął ją łączyć z kręgami w zbożu niewiadomego pochodzenia oraz filmem „Podziemny krąg”. W głowie przewijać zaczęły się także widziane przez całe życie migawki z materiałów filmowy nakręconych w „siedzibach” sekt oraz grupy wsparcia z amerykańskich filmów. I tak sobie dryfowałam w zupełnie abstrakcyjnych kierunkach, aż mnie olśniło i przeczytałam, co o tej inicjatywie piszą sami organizatorzy. I doznałam prawdziwej iluminacji. Bo o to, mimo, że wszystkie mamy inne pomysły na życie, na wychowanie, na zarabianie lub niezarabianie, inne przepisy i inne osobiste wytyczne żywieniowe, to faktycznie bycie matką nas łączy.

Okazuje się, że inicjatywa Kręgu istnieje w naszym kraju już od kilku lat i jej założenie, to stworzenie płaszczyzny, gdzie kobiety mogą podzielić się porodowymi doświadczeniami w odpowiedniej atmosferze.

Na stronie wydarzenia ujęte jest następująco „Główną zasadą Kręgów Opowieści Porodowych jest to, że dzielimy się pozytywnymi historiami, szukamy w nich elementów wzmacniających. Na spotkanie zapraszamy wszystkie Kobiety – zarówno te, które o byciu Mamą dopiero myślą, te, które Matkami wkrótce zostaną, jak i te, które Mamami już są – od miesiąca, roku, 10 lat czy więcej.

Być może po prostu się starzeję i trochę wypieram mój naturalny status osoby aspołecznej ze świadomości. Być może jednak okazuje się, że kobieca społeczność jest tak głęboko zakorzenia w naszej świadomości lub podświadomości, że wszelkie próby jej wyparcia wcześniej czy później i tak skończą się fiaskiem.

Bo my kobiety możemy się na inne kobiety wkurzać, złościć, nie rozumieć ich oraz im zazdrościć, ale choćbyśmy starały się najmocniej na świecie, to jednak bez nich nie potrafimy żyć.

Bez tych relacji i tej cichej więzi. Faktycznie zrozumiałam to dopiero, kiedy miałam zostać matką. Wtedy dostrzegłam te niezaprzeczalną więź, jaka łączy mnie z poprzednimi pokoleniami i połączy mnie kiedyś z moją córką. Jakąś magię i niezaprzeczalny mistycyzm, który tkwi w dawaniu życia. Ja naprawdę nie potrzebuję chodzić z koleżankami na kawę i rozmawiać o malowaniu paznokci, nie muszę dostawać od nich namiarów na sklepy, gdzie są fajne przeceny, nie muszę ich widywać codziennie ani raz na tydzień. Muszę natomiast wiedzieć, że  one tam są. Te moje kobiety. Że mogę na taką jedną czy drugą spojrzeć wymownie lub jedynie lakonicznie rzucić hasło „idą zęby”, żeby dostrzec to zrozumienie w ich oczach, to ciche porozumienie. Ten ból wspólnych, choć czasem odmiennych doświadczeń.

I dlatego wierzę, że to spotkanie ma sens.

Że pozwala nam wrócić do korzeni, kiedy to w pierwotnych społecznościach kobiety były dla siebie wsparciem i kopalnią wiedzy. Kiedy się łączyły i zrzeszały nawet nie po to, żeby razem uwalniać się z gorsetów i żądać równych wynagrodzeń, ale po to, aby się rozumieć i dawać sobie wzajemnie siłę. Ta siła w nas tkwi od pokoleń, to przez nią płonęły w średniowieczu stosy, to ją mamy teraz okazję odkryć na nowo.

Nie jestem organizatorką, a mimo to serdecznie zapraszam. Krąg opowieści porodowych najpewniej znajdziecie w każdym większym mieście już w najbliższy piątek 23.03.2018 r.

A jak dodam, że to inicjatywa wyłącznie dla kobiet i że można przynieść ciastka, to chyba już nic nie muszę tłumaczyć… 😉

 


ORGANIZATORKI :

Fundacja Matecznik 

Stowarzyszenie DOULA w Polsce

 

MATRONATY:

Fundacja Rodzić po Ludzku

Stowarzyszenie Dobrze Urodzeni

Portal Dzieci są Ważne

Wydawnictwo Mamania

Ciało

Poporodowa „depresja waginy” – przesada czy poważny problem?

13 października 2017 / Emilia Musiatowicz

Jeśli jest tu choć jedna miłośniczka serialu ,,Seks w wielkim mieście'', być może przypomni sobie odcinek, w którym Charlotte dowiaduje się, że jej wagina ma depresję (,,Seks w wielkim mieście'', sezon 4, odcinek 2: The Real Me).

Choć problem serialowej bohaterki wywołuje (i wywoływać będzie) salwy śmiechu kobiet na całym świecie, to jednak dotyka bardzo ważkiej kwestii – a mianowicie poczucia bycia piękną...

Jeśli jest tu choć jedna miłośniczka serialu ,,Seks w wielkim mieście”, być może przypomni sobie odcinek, w którym Charlotte dowiaduje się, że jej wagina ma depresję (,,Seks w wielkim mieście”, sezon 4, odcinek 2: The Real Me). Choć problem serialowej bohaterki wywołuje (i wywoływać będzie) salwy śmiechu kobiet na całym świecie, to jednak dotyka bardzo ważkiej kwestii – a mianowicie poczucia bycia piękną „tam na dole” oraz przełożenia tej świadomości (lub jej braku) na poczucie kobiecości.

W serialu, podczas luźnej rozmowy przy lunchu, Charlotte wyznaje, że nie tylko nigdy się „tam” nie oglądała, to jeszcze ma wrażenie, że „ona” jest brzydka. Oczywiście, nie wszystkie kobiety czują potrzebę, by znać każdy milimetr swojego ciała, lecz często zmienia się to w perspektywie ciąży i zbliżającego się porodu. Fakt, że najbardziej intymna część kobiecego ciała ma być oknem (a może bardziej drzwiami) na świat nowego człowieka jest przerażająca (szanuję to, że dla niektórych piękna).

Na szczęście bóle porodowe minimalizują lub w ogóle wykluczają myślenie o tym, ile osób ocenia stan kanału rodnego, który niegdyś był łonem. I gdy się uda, wydajemy ten człowieczy cud na świat swoimi siłami (zupełnie nie rozumiem, dlaczego akt ten nazywany jest porodem „siłami natury”, skoro bardziej dzieje się to absolutnie nadprzyrodzonymi siłami kobiety-przyszłej matki, nie zaś bliżej nieokreślonej natury). I co potem? Potem zaczyna się ostra jazda bez trzymanki. Totalny rollercoaster psychofizyczny – ten, kto przeżył, ten wie.

Moim zdaniem „masakra” słownikowo powinna być synonimem słowa „połóg”. Czy my kobiety jesteśmy na to przygotowane? Czy wiemy, jak poradzić sobie ze zmianami, jakie zaszły w naszym ciele, także w „miejscu, w jakim dokonał się cud”?

 

Słyszy się pojedyncze głosy o tym, jak to może być po porodzie: od bardzo ogólnych „nic już nie będzie takie samo”; przez „koniec czerpania przyjemności z seksu”, po absolutnie skrajną „rozklapiochę”. Ale już o tym, jak ogarnąć taki stan rzeczy, nie słyszy się nic, bo i nie mówi się nic, a jeśli już, to są to same pogróżki.

Po porodzie mało się rozmawia z położnicami o nich samych – przeważają kwestie opieki nad noworodkiem. Kobiety muszą same radzić sobie ze stanem fizycznym i psychicznym, w jakim są wypisywane ze szpitala do domu. O sferze psychicznej zaczyna się powoli mówić – coraz częściej słyszymy o baby blues czy depresji poporodowej. Zgodnie z doniesieniami, od 2019 roku każda kobieta przed i po porodzie standardowo będzie musiała wykonać test depresji Becka, który ma umożliwić wczesną diagnozę depresji poporodowej i skierowanie do specjalisty w celu leczenia. To niezwykle ważna zmiana, jaką zamierza się wprowadzić do Rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 20 września 2012 r. w sprawie standardów postępowania medycznego przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych z zakresu opieki okołoporodowej sprawowanej nad kobietą w okresie fizjologicznej ciąży, fizjologicznego porodu, połogu oraz opieki nad noworodkiem (tj. Dz.U. z 2016 r. poz. 1132).

Niestety, o równie ważnej kwestii, jaką jest stan fizyczny kobiety po porodzie ww. rozporządzenie milczy. Na próżno możemy szukać tam wytycznych, co do rehabilitacji poporodowej kobiet. O tym, dlaczego wskazówki odnośnie terapii dna miednicy po porodzie powinny także stanowić standard postępowania z zakresu opieki okołoporodowej, rozmawiam z Izabelą Żak, fizjoterapeutką specjalizującą się w profilaktyce i terapii dysfunkcji dna miednicy.

TMM: Z jakimi dolegliwościami borykają się kobiety po porodzie? Czy te problemy dotyczą tylko kobiet po porodzie naturalnym?

Kobiety po porodzie w mniejszym lub większym stopniu spotykają się z różnymi dolegliwościami – część z nich cofnie się samoistnie, jednak wiele problemów pozostanie, a te nieleczone z czasem będą się nasilały. Powstają one na skutek uszkodzenia mięśni dna miednicy w trakcie porodu. Z punktu widzenia fizjoterapeuty, czarna lista to przede wszystkim: wysiłkowe nietrzymanie moczu (mimowolne wyciekanie moczu podczas kaszlu, kichania, podnoszenia, wchodzenia po schodach, tańca), zaleganie moczu w pęcherzu, odczucie niedostatecznego opróżnienia pęcherza, częste stany zapalne pęcherza, parcia naglące, obniżenie ścian pochwy (co może mieć wymiar także estetyczny), ból oraz wyciekanie moczu podczas stosunku, bóle kręgosłupa lędźwiowego i bioder, brak odczuwania satysfakcji seksualnej, a także zaburzenia pracy jelit.

Według badań, rodzaj porodu nie ma większego wpływu na ryzyko wystąpienia tych dolegliwości – mięśnie dna miednicy pracują w kontrakcji z głębokimi mięśniami brzucha i grzbietu, więc uszkodzenie brzucha przy cięciu cesarskim także w przyszłości wpłynie na funkcje pęcherza i narządów rodnych. Badania wykazały, że 5 lat po porodzie dolegliwości kobiet są podobne – bez względu na to, czy rodziły siłami natury czy przez cięcie cesarskie.

Czy kobiety mają świadomość potencjalnych urazów okołoporodowych oraz jak można sobie z nimi radzić?

Myślę, że nie mają tej świadomości kobiety, które rodzą po raz pierwszy. Ich myśli naturalnie koncentrują się na dziecku. Jednak każda mama powinna także myśleć o sobie, by dobrze się czuć w swej nowej roli również fizycznie. Świadomość, że ciału trzeba pomóc wrócić do stanu sprzed ciąży, jest bardzo cenna. Warto jednak pamiętać, że nasze ciało potrzebuje na powrót do formy tyle miesięcy, ile zmieniało się w trakcie ciąży. Bardzo ubolewam nad zdjęciami celebrytek, które tydzień po porodzie pokazują się idealnie szczupłe. Uważam, że to patologiczne podejście. Ciało kobiety tak po prostu nie funkcjonuje. Jednak wiele kobiet niestety próbuje brać z nich przykład. Oczywiście w razie pojawienia się jakichkolwiek poporodowych dolegliwości, należy porozmawiać z ginekologiem, który zleci odpowiednią diagnostykę, lub z fizjoterapeutą, który ustali odpowiednią terapię zachowawczą.

Do kogo kobiety mogą się zwrócić z prośbą o informacje w tym zakresie? Czy informowanie kobiet o potencjalnych urazach okołoporodowych jest w Polsce standardową procedurą medyczną po porodzie?

Wiele moich pacjentek skarży się, że nikt nie potrafił im udzielić informacji, co mogą zrobić i do kogo się udać. Często słyszały „proszę się przyzwyczaić, po porodzie już tak jest”. Oczywiście zdarzają się lekarze, którzy zalecają rehabilitację i chwała im za to, jednak pacjentka nie może znaleźć terapeuty, który tym się zajmuje – i tak czas leci, dolegliwości narastają i w końcu jedynym rozwiązaniem okazuje się operacja.

Czy istnieje w Polsce rehabilitacja poporodowa?

Coś powoli zaczyna się zmieniać, jednak to kropla w morzu. Mam bardzo przykre doświadczenie – odwiedziłam kilka miesięcy temu ponad 20 Izb Położnych w Polsce z propozycją wykładów dotyczących właśnie rehabilitacji poporodowej, które mogłyby prowadzić położne. Zainteresowanie było ogromne, położne bardzo chciały się uczyć, jednak Izby stwierdziły, że nie sfinansują im szkoleń nawet w części, choć koszty były niewielkie. Zdaje się, że kwestie te powinny być uregulowane na innym szczeblu niż samorządy zawodowe.

A jak sprawa się ma w innych krajach europejskich? Jak wygląda kwestia rehabilitacji poporodowej na świecie?

To zupełnie inna bajka. Kraje cywilizowane dbają o swoje matki. Kobiety, które rodziły np. we Francji mają refundowaną reedukację mięśni dna miednicy po każdym porodzie, Australijki z kolei – jeśli wystąpił czynnik ryzyka wystąpienia urazu okołoporodowego (tj.: duża masa dziecka, nietrzymanie moczu w ciąży, wąska miednica matki, kleszcze, próżnociąg, przedłużająca się II faza porodu) – mają zapewnianą opiekę okołoporodową tak długo, aż mięśnie wrócą do formy, czyli nawet kilka miesięcy.

Czy można przygotować się do porodu, tak aby uniknąć lub zminimalizować negatywne jego skutki?

Ważne by rodzić w godnym miejscu. Warto także wcześniej porozmawiać z lekarzem lub położną o oksytocynie, nacinaniu krocza i cesarskim cięciu. Jeśli to tylko możliwe, rodzić siłami natury, a cięcie cesarskie traktować jak ostateczność uzasadnioną medycznie. Nauczyć się, by w trakcie ciąży prawidłowo napinać dno miednicy, kaszleć, podnosić tak, by po porodzie było to już naturalne i proste.

Co dają kobietom ćwiczenia dna miednicy?

Dobre funkcjonowanie pęcherza moczowego, narządów rodnych, zdrowe plecy i biodra – a poza tym – MOC. Moim zdaniem, świadomość mięśni dna miednicy daje poczucie kobiecej wartości i kobiecości jako wewnętrznej siły. Dawniej kobiety z pokolenia na pokolenie przekazywały sobie tajemną sztukę specjalnych ćwiczeń, teraz przez rozluźnienie więzi międzypokoleniowych straciłyśmy te możliwości, dlatego myślimy, że jesteśmy słabe i szukamy potwierdzenia własnej kobiecości w oczach innych. Mocna miednica dla kobiety oznacza jej wewnętrzną siłę , to niesamowicie przekłada się na inne sfery funkcjonowania – w związku, w pracy, we wszelkich relacjach międzyludzkich. To zupełnie inny, wyższy wymiar dobrego samopoczucia kobiety, a tylko przy okazji jej zdrowia fizycznego.

Trening dna miednicy to absolutna podstawa doprowadzenia się „do porządku” po porodzie. Co więcej, okazuje się, że dbając o swoją fizyczną sferę, możemy odnaleźć siłę, której nierzadko brakuje nam w życiu codziennym. Niestety, na razie nie można liczyć na to, że jakiekolwiek wskazówki zostaną nam udzielone w szpitalu po porodzie. Musimy same zadbać o utrwalenie świadomości u siebie oraz przekazywać ją dalej.

Nie milczmy o tym, jak wyglądamy i jak się czujemy po porodzie. Skoro Twoja wagina ma depresję i jest jej po prostu źle– co wprost przełoży się na Twoje poczucie kobiecości – zadbaj o nią, wylecz ją – bo można. A potem „Keep calm and watch Sex and the City”.

 

ilustracja / Adam Dachis / flickr
This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo