Uważam, że Tinder jest niesamowicie demokratyczny – trochę jak książka telefoniczna, gdzie nie ważne kim jesteś i jaki jest Twój status – Twój profil jest tak samo ważny, jak profil kogoś innego, Twój głos (swipe left/right) jest tak samo istotny, jak głos kogoś innego, czy też w końcu totalna swoboda i wolność w wyrażaniu swoich poglądów oraz opinii – każdy może powiedzieć, czego chce i czego potrzebuje. Nie dziwię się więc, że Tinder jest tak bardzo popularny, a randkowanie online nie jest już dłużej żałosne, a wręcz jest mainstreamem.
Dlaczego zatem wytrzymałam tam tylko 72h? Bo nie godzę się na to, aby kobietę, tylko i wyłącznie określała liczba zdjęć na profilu, krótki opis czy też liczba matchy z partnerami. Mężczyzna to coś więcej niż wzrost, zdjęcia mięśni czy też poczucie humoru zamknięte w trzech zdaniach. Steven Hawking uważa, że położenie punktu w przestrzeni można wyznaczyć za pomocą tylko trzech liczb zwanych jego współrzędnymi. Człowiek, to nie tylko trzy współrzędne określające jego położenie we Wszechświecie (czy też na Tinderze :)), człowiek to nieskończona liczba współrzędnych i nieskończona liczba przestrzeni, w których się może znajdować w tym samym czasie. Po prostu coś niedefiniowalnego, a każda próba zdefiniowania tego skazana jest na porażkę i może prowadzić do krzywdzących uproszczeń, czy też utwierdzania się w błędnych stereotypach.
A jednak przybyłam tam, zobaczyłam i myślę nawet, że zwyciężyłam (słynne łac. Veni, vidi, vici).
Po trzech godzinach od zainstalowania aplikacji miałam umówione trzy randki, po sześciu – pięć, a potem po trzech dniach – 12. Czy poszłam na wszystkie? Nie. Wystarczyły dwie. Jedna super, druga mniej super – 50/50 – całkiem nieźle, myślę, jak na nowicjuszkę.
Czat na Tinderze czy też randka z Tindera może być określana mianem sztuki – starasz się zadowolić publiczność, pokazać się od najlepszej strony, tylko po to, aby na koniec usłyszeć oklaski i słowa: Jesteś tym, czego szukałem przez całe swoje życie. Tylko życie to nie teatr, czasem nawet nie grasz głównej roli w swoim własnym przedstawieniu, a publiczność ma Ciebie głęboko w poważaniu.
Ja już dawno zdecydowałam, że ja będę po prostu sobą – chodzącym nieideałem z żałośnie niskim poczuciem humoru i tendencją do wpakowywania się w przeróżne przygody (mniej lub bardziej komfortowe dla mnie i dla otaczającego mnie środowiska).
Ale czy to oznacza, że mam przestać umawiać się na randki, bo wszystkie z góry skazane są na porażkę? Albo czy to oznacza, że całe życie będę sama, bo nikt nie zauważy, że za tą niezdarnością, dziwactwem i lekkim brakiem dostosowania się do norm społecznych, kryję się normalna, zwykła dziewczyna z ogromną dozą romantyzmu i niepoprawnego marzycielstwa?
To, że nie udało się za 1-szym razem, 3-cim razem czy też 10-tym nie oznacza, że nie uda się za 11-tym. 🙂
Ja jak Ks. Twardowski uważam, że: (…) nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia (…) że kiedy Ktoś drzwi Ci zamyka – ktoś inny otwiera Ci okno – odetchnij, popatrz (…)
Ja wiem, że jest Ci ciężko, gdy ktoś znowu zrywa z Tobą przez Messengera, nie dopuszczając nawet do pięciu minut rozmowy, albo gdy ktoś Ci mówi, że relacja z definicji miała być luźna, a Ty wszystko znowu komplikujesz. Więc Ty się znowu poślizgujesz na przysłowiowej skórce od banana – złożonej z Twoich niespełnionych oczekiwań, marzeń i niewyobrażalnej wręcz dziecinnej naiwności, że tym razem będzie lepiej i inaczej niż ostatnio. Tak leżysz i myślisz, myślisz i leżysz: co znowu poszło nie tak i dlaczego właściwie tylko Ciebie to znowu spotyka.
Czekasz, aż znowu w głowie zakiełkuję ta mała i pocieszająca myśl – myśl zwana przez wszystkich Nadzieją.
Powoli wstajesz, ocierasz łzy z powiek, smarki z policzków, otrzepujesz dupę, kolana oraz łokcie – i wiesz, że teraz to już powinno być tylko lepiej. Z drugiej strony rozsądek podpowiada Ci, że znowu się potkniesz, że znowu będzie cholernie ciężko i pewnie znowu będziesz cierpieć. Ale czy to wystarczający powód, aby nie próbować?
Myślę, że już rzadko która z nas marzy o Rycerzu na Białym Koniu, który zjawi się znikąd i uratuje nas ze wszystkich naszych opresji. Za to wiemy, że w naszym życiu może się pojawić ktoś, kto przewiezie na motocyklu w stronę zachodzącego słońca lub zawiezie rodzinnym SUV-em na plac zabaw, czy też nie weźmie pod uwagę zasad bezpieczeństwa i posadzi na ramę swojego roweru, po to tylko, by sprawić Ci ogromną radość. Skąd to wiesz? Bo już Ci się to przydarzyło i to nie jeden raz. A czemu ta bajka skończyła się źle, no cóż, bo to życie, a nie najlepsza kreskówka Disneya.
Gdy już cały świat uważa Cię za Starą Pannę i gdy już dawno koleżanki stworzyły Ci listę powodów, dla których nie znajdziesz męża – myślę że warto sobie przypomnieć i powtórzyć na głos –
BE THAT BADASS GIRL THAT YOU WERE AFRAID TO BE YESTERDAY.
A wszystko się ułoży, prędzej czy później, ale się ułoży. Wystarczy się tylko uzbroić w wręcz anielską cierpliwość. 🙂