Change font size Change site colors contrast
Ciało

100 molestowanych kobiet mówi #metoo

22 października 2017 / Monika Pryśko

Ty też?

Bo ja tak. Pamiętam, jak miałam kilka lat i młody chłopak pod sklepem, zdenerwowany i spocony, chciał mi pokazać małe kotki. Pamiętam męża mojej cioci, który klepał mnie i siostrę w tyłek, za każdym razem, gdy przechodziłyśmy obok. Pamiętam instruktora jazdy, który mówił ,,Kaśka, rzucił Cię, bo mu nie dałaś!’’. Pamiętam kumpla z liceum, który powiedział mi wyrafinowany komplement - ale...

Ty też? Bo ja tak.

Pamiętam, jak miałam kilka lat i młody chłopak pod sklepem, zdenerwowany i spocony, chciał mi pokazać małe kotki. Pamiętam męża mojej cioci, który klepał mnie i siostrę w tyłek, za każdym razem, gdy przechodziłyśmy obok. Pamiętam instruktora jazdy, który mówił ,,Kaśka, rzucił Cię, bo mu nie dałaś!’’. Pamiętam kumpla z liceum, który powiedział mi wyrafinowany komplement – ale bym Cię zgwałcił. Pamiętam też inne rzeczy…

#metoo zalało Facebooka. Przeczytałam i udostępniłam post, bo #jateż. Kobiety znowu się czemuś sprzeciwiły, nabrały odwagi, zjednoczyły się. Nagle się okazało, że prawie nie ma kobiety, która w swoim życiu nie doświadczyłaby molestowania seksualnego – czy w formie niewybrednego żartu, męskich hormonów rządzących nastoletnimi dłońmi, czy gwałtu.  

Zaczęło się w Hollywood. Aktorzy sugerowali, że Harvey Weinstein, amerykański producent filmowy, molestował ich seksualnie. A potem Alyssa Milano napisała post na Twitterze i ruszyła fala postów, artykułów, sugestii, oskarżeń. Fala hejtu i niezrozumienia również. 

Ale dziś nie o producencie filmowym, tylko o tacie, ojczymie, szefie, znajomym i nieznajomym, instruktorze jazdy, wujku, nauczycielu, kuzynie, lekarzu, panu spod sklepu, koledze z imprezy, napalonym mężczyźnie z autobusu, Włochu w metrze, kierowcy, chłopaku, partnerze, mężu.

Oto historie o strachu, wstydzie i braku reakcji – swojej i innych ludzi. Historie kobiet, które mówią #metoo.

 

Ida / Gdańsk

Od małego „końskie zaloty”. Ciąganie za warkocze, podciąganie sukienek na podwórku, potem strzelanie gumką od stanika i naśmiewanie się z „cycków”. Potem rubaszni „wujaszkowie” klepiący po tyłku i mówiący o tym jak „panna wyrosła”. Dalej namolni kolesie w klubach, zaczepki na ulicach, koledzy z lepkimi łapkami. To jest codzienność każdej z nas. I to już wystarczy, by czuć zażenowanie i przekroczone granice.

Marta / 33 lata / Warszawa

Był moim szefem, pierwsza praca. Ja miałam niewiele ponad 20 lat i zostałam zatrudniona jako asystentka. On miał wtedy ponad 50 lat. Na początku żartował, a jego żarty zawsze miały seksualny podtekst. Później nabrał odwagi, by mnie dotykać, niby przez przypadek ocierał się o mnie, raz złapał za kolano podczas wspólnej jazdy autem. Mówił, że powinnam się do niego wprowadzić, to będzie mnie woził do pracy. Kazał zarezerwować dla nas pokój na wyjazd służbowy, zaznaczył, aby było w nim jedno łóżko. Poszłam na policję, zgłosiłam mobbing, niestety później wycofałam zeznania, bojąc się, że będę musiała w sądzie go widywać.

Diana / 29 lat / Gdynia

Znajomy rodziny, któremu poszłam zanieść zaproszenie na jakąś uroczystość. On miał 80 lat,  znał mnie od 7. roku życia. Było strasznie gorąco, byłam w szortach i górze od bikini. Podałam mu kopertę, a on ujął moją dłoń do ust, żeby ją ucałować, po czym przytrzymał ją w miejscu, żeby małym palcem odgiąć stanik i pobawić się moim sutkiem. Obcy facet w nocnym, który przysiadł się i prosił o pokazanie biustu, bo jest fotografem aktów i chciałby mnie sfotografować. Znajomy, który nie rozumiał, że nie jestem nim zainteresowana, liżący mnie przez pół twarzy na pożegnanie. Kolega z podstawówki, który w autobusie szkolnym wpycha mi przez spodnie palce między nogi, a opiekunka nie reaguje.

Paula / 23 lata

Zostałam napadnięta przez pedofila w wieku 10 lat. Dotykana przez babcię. Dotykana przez ojczyma.

Zuza / 28 lat / Gdańsk

7 lat temu zdawałam na kurs prawa jazdy, jak każdy musiałam przejść przez szkolenie w szkole jazdy. Na początku trzeba wypełnić kilka druków i iść na „badania” do lekarza, który potwierdzi, że nie masz przeciwwskazań do prowadzenia samochodu. Wywiad zazwyczaj to kilka pytań o stan zdrowia, noszenie okularów itp. Właściciel mojej szkoły jazdy skierował mnie do odpowiedniego lekarza, z którym szkoła miała podpisaną umowę, ale wcześniej uprzedził mnie słowami: „doktorek czasem lubi pomacać piersi dziewczyn, pamiętaj, że to badanie nie jest wymagane, więc możesz mu odmówić.” Byłam młoda, pojechałam, podsunęłam lekarzowi druczki do podpisu, zadał mi kilka pytań nawet na mnie nie patrząc, po czym powiedział: „Proszę się rozebrać od pasa w górę do badania, tam jest krzesło, można zostawić rzeczy.” Na mój komentarz, że tego nie zrobię, bo takie badanie nie jest konieczne do uzyskania orzeczenia, rzucił mi krótkie zaskoczone spojrzenie i zapytał, czy w takim razie odmawiam. Odmówiłam. Rzucił mi przez biurko długopis do podpisania papierów, a kiedy mu zapłaciłam, rzucił mi resztę pieniędzy w taki sposób, że pospadały z biurka. Był bardzo obrażony, jak można się domyślić. Opowiadałam o tym znajomym, właściwie dziś się zastanawiam, dlaczego nie opowiedziałam o tym rodzicom, lub innym dorosłym. Dlaczego nikt nie wyciągnął z tego konsekwencji, dlaczego właściciele szkoły wciąż wysyłali tam dziewczyny, wiedząc co tam się dzieje? A dziać mogło się więcej. A to tylko jedna z wielu historii.

Paulina / 24 lata / Warszawa

Wiele razy przypadkowy przechodzień czy też pijany mężczyzna w klubie klepnął mnie w tyłek. Gdy miałam 15 lat i wracałam po zmroku do domu, pijany facet próbował wciągnąć mnie do samochodu. 2 lat temu zostałam napadnięta przez kolejnego mężczyznę pod wpływem alkoholu, ale udało mi się uciec.

Róża / 22 lata

Ojciec dwa razy klepnął mnie w pupę. Ale byłam już za duża, żeby mnie to „bawiło”. Przez niego czuję się brudna, czuję obrzydzenie do swojego ciała.

Julia / 19 lat / Warszawa

Miałam 15 lat, w metrze był tłok, mężczyzna zaczął mnie obmacywać. Nie byłam pewna, co się dzieje i myślałam, że ktoś na przykład rusza torebką i nie jest to celowe. Jednak kiedy zaczęłam się delikatnie odsuwać, coś, co okazało się ręką, nie ustąpiło. Szybko nadeszła moja stacja, nie widziałam nawet, kto to był. To było ohydne.

Marysia / 18 lat / Warszawa

W 1 klasie gimnazjum wracałam zimą sama do domu, było już ciemno i mało przyjemnie, a ulica, na której mieszkałam, nie była oświetlona. Tego dnia kilku postawnych mężczyzn podeszło do mnie, pytało, ile mam lat czy może lubię starszych chłopaków. Później zaczęli mnie dotykać, po biuście, po innym miejscach intymnych. Gdyby mnie sparaliżowało, zostałabym zgwałcona, na szczęście nic mi się nie stało oprócz kilku siniaków i strachu przed późnym wracaniem do domu.

Joanna / 21 lat / Warszawa

Byłam w pracy i jeden z klientów kancelarii wszedł za mną do kuchni, kiedy robiłam mu kawę. Zaczął mnie dotykać. Kiedy stanowczo powiedziałam, że ma mnie zostawić, do kuchni weszła jedna z pracownic, a sprawca wyszedł.

Styl życia

Jak być rodzicem, zostać minimalistą i nie zwariować?

7 października 2020 / Agnieszka Jabłońska

Minimalizm.

Dobrowolna prostota. Ograniczenie stanu posiadania. Mniej rzeczy, ale wartościowych dla mnie. Mniej ludzi, ale najważniejszych na świecie. Mniej emocji, ale wyciśniętych jak cytryna. Ograniczanie się do niezbędnych przedmiotów. Poszukiwanie esencji w każdym aspekcie życia.  Samodyscyplina.  Tak w kilku zdaniach chciałabym opisać minimalizm. Mogę również napisać o czystym stole, herbacie w ulubionym kubku, ciszy w niemal pustym mieszkaniu i intymnym październikowym świetle dnia, które powoli sączy się przez okno. O spacerze pośród mokrych i butwiejących liści i o powietrzu tak wilgotnym, że z ust leci para i o herbacie w ulubionym kubku, która stygnie zdecydowanie za szybko. 

Minimalizm to nieustanne zaglądanie w głąb siebie, a także dobrowolne narzucanie sobie ograniczeń po to, by wzrastać. W minimalistycznym życiu udaje się osiągać harmonię i równowagę, ponieważ uporządkowane zostaje Twoje wnętrze. 

Fala czułości i fala rzeczy 

Nie dziwi mnie więc, że coraz więcej dorosłych ludzi sięga po minimalizm, jako skuteczne narzędzie do walki z nadmiarem. Zauważyłam, że ma to wiele wspólnego z pojawieniem się na świecie dziecka – pierwszego lub kolejnego. Maluszek nie ma wielkich potrzeb i naprawdę wystarczy mu absolutne minimum. Jednak otoczenie oraz wielkie koncerny wiedzą lepiej. Dom dosłownie zalewa fala przedmiotów, wśród których prym wiodą ubranka i zabawki. Bliscy chcą w ten sposób wyrazić swoje zainteresowanie i troskę, a często również uczucia. Rodzice kupują poczucie bezpieczeństwa i spokój, które przecież są bezcenne, czyż nie? Tak jakby kolejny miś, grzechotka, czy zabawka interaktywna były ważniejsze od wspólnie spędzonego czasu. Jeśli rodzice dziecka mają tendencję do gromadzenia rzeczy, szybko może okazać się, że mieszkanie staje się graciarnią, w której coraz trudniej jest się poruszać i mieszkać, a o wypoczynku nie ma wręcz mowy. Metry magicznie znikają, a wolne miejsca na podłodze szczelnie wypełniają: wózek, bujaczek, kojec, mata edukacyjna, zestaw klocków i kosz z zabawkami… 

Dzieci – naturalni minimaliści 

Dużo mówi się o tym, że dzieci są minimalistami z natury, stąd również duża popularność placówek prowadzonych zgodnie z metodą Montessori. Spokój, harmonia, wspieranie wszechstronnego rozwoju dziecka. Czy wiesz, że zgodnie z metodą Montessori, jeśli maluch uczy się rozpoznawać kształty, bawi się klockami o różnych kształtach, ale w tym samym kolorze? Chodzi o to, aby nic nie rozpraszało jego uwagi. W tej metodzie dąży się do wyeliminowania niepotrzebnych bodźców i stworzenia środowiska przyjaznego dziecku. 

Dziecko w otoczeniu przedmiotów 

Trudno jednak wychowywać dzieci w duchu minimalizmu, jeśli cała rodzina dba o to, by maluch był zasypywany rzeczami. Często sami rodzice napotykają wewnętrzny opór, aby odmówić kolejnej zabawki. Przecież sami gromadzą wokół siebie ulubione przedmioty. Dzieci, tak samo jak dorośli, przywiązują się do swoich rzeczy. Darzą je uczuciem sympatii i chętnie się nimi bawią. Maluchy mają często dobrą pamięć i zabawka, którą dorosły uznałby za niepotrzebną, może być dla nich skarbem. 

Rodzice – minimaliści

W domach, które są zarządzane zgodnie z duchem minimalizmu jeszcze przed pojawieniem się dziecka, nie ma miejsca na kolejne, niepotrzebne zabawki. Rodzice reglamentują ilość przedmiotów, a zdyscyplinowani w procesie zakupu, wybierają rzeczy, które są trwałe, ładne i mają wpływ na rozwój dziecka. Dokonywane są zakupy celowe, a w procesie doboru zabawek uczestniczy cała rodzina w myśl zasady, że lepiej jedna porządna zabawka niż kilka plastikowych pierdółek prosto z Chin. Tacy rodzice sami mają niewiele, otaczają się potrzebnymi i pięknymi przedmiotami, a slogany reklamowe nie robią na nich wielkiego wrażenia. Doskonale zdają sobie sprawę, że głód posiadania jest regularnie podsycany przez wielkie koncerny. Dlatego dobrowolnie ograniczają się do zakupów z drugiej ręki, wybierają starsze kolekcje modnych gadżetów. Dla małego dziecka nie ma jeszcze znaczenia, czy miś, którego tulą do snu, ma określone logo, czy kolejka, która świetnie jeździ po dywanie, przyjechała ze sklepu, czy została przyniesiona w siatce od sąsiadów. Rodzice takich dzieci wcześnie zaczynają rozmowy na temat posiadania i tego, jaką wartość mają przedmioty w naszym życiu. Omawiają z dziećmi temat dzielenia się, oddawania i użyteczności. Zostawiają jednocześnie przestrzeń dzieciom, aby same podejmowały decyzje i budowały własne relacje z przedmiotami.  

Rodzice, którzy zostają minimalistami 

Minimalizm jest świetnym narzędziem, które pomaga wiele usprawnić w życiu. Zmniejszenie ilości przedmiotów, ład i harmonia – rodzice przeładowani ilością rzeczy i obowiązków, którzy marzą o chwili wytchnienia, doceniają zmianę. Pamiętajmy jednak, że nagłe wywrócenie całego domu do góry nogami może być dla dziecka szokiem. Mama, która ładuje swoje ubrania do worków i kartonów, znikające rzeczy z dużego pokoju, wyprzedawane książki – to, co się dzieje, może być dla wielu dzieci szokiem. 

Rozmawiajmy z dziećmi na temat zmiany i nowego stylu życia w naszym domu. Wprowadzajmy zmiany stopniowo i działajmy wspólnie, jako rodzina. 

Matki – minimalistki – terrorystki

Jestem obecna na grupie dla minimalistów, przez którą regularnie przewijają się posty poświęcone wyrzucaniu rzeczy. Porządki w szafach, kuchennych szafkach, na pawlaczach i w piwnicach. Sprzedawanie ubrań i książek, kolekcji płyt CD i DVD. Matki nie znają wytchnienia, ich nowa energia rozlewa się po całym domu i nie zostawia nawet zakamarka wolnej przestrzeni. Przed nimi ostatni bastion: pokój dziecka. 

„Powiedzcie mi jak ograniczyć ilość zabawek moich dzieci. Rozmowy nic nie dają, nie mam już siły.”

No tak, jeśli przez cały dom przeszło minimalistyczne tornado, nic dziwnego, że przedmioty zalegające w pokoju dziecka zaczynają razić. Dom ma teraz nowy, minimalistyczny design, który nijak ma się do przestrzeni pełnej przedmiotów. 

Tymczasem dziecko stawia opór: „Mamo, to moje! Mamo, zostaw”. Rozmowy faktycznie nic nie dają, bo ile można dyskutować na temat każdej karteczki, pojemnika po jajku Kinder, czy sreberka po cukierkach. Zresztą, po co w ogóle dyskutować? Można to przecież jakoś obejść, zrobić to sposobem. 

Sprytne matki-minimalistki 

Na grupie padają różne pomysły. Mamy chętnie dzielą się swoimi patentami, począwszy od tego, aby jeszcze raz porozmawiać z dzieckiem, poprzez wspólne wyrzucanie przedmiotów, na samodzielnym działaniu pod nieobecność dziecka kończąc. Są mamy, które wchodzą do dziecięcego pokoju, gdy ich pociecha jest w przedszkolu lub żłobku i samodzielnie podejmują decyzję, co zostawić, a co wyrzucić. I nie, to nie jest słynny czarny worek, do którego chowane są zabawki na kilka tygodni, tylko normalny worek, który później szybko ląduje w śmieciach. Skoro nie ma dowodów, to nic się nie wydarzyło, prawda?

Dzieci są jednak bystre i doskonale pamiętają swoje zabawki. Świetnie wiedzą, że czegoś brakuje w ich pokoju. Jedna z mam przyznała się do tego, że czasami „nie trafi” i wyrzuci coś, co okazuje się ważne dla dziecka. Wtedy najpierw jest szukanie po całym domu, a gry przyzna się, co zrobiła płacz. Niemniej robi to po raz kolejny i znowu, bo jak można mieć tyle rzeczy?! Rodzicom wydaje się, że dzieci zapominają, że to dla nich nic takiego. 

To przecież nic takiego, jeśli ktoś wchodzi pod Twoją nieobecność do Twojego pokoju, prawda?

To przecież nic takiego, jeśli ktoś grzebie w Twoich rzeczach, prawda?

I wreszcie to nic takiego, jeśli ten ktoś wyrzuca te rzeczy, decydując, co jest dla Ciebie ważne i wartościowe, a co nie, zgodzisz się ze mną?

Te argumenty padają pod takimi postami regularnie. Wiele dorosłych kobiet wspomina żal, poczucie braku bezpieczeństwa i zaufania do mamy, która dotykała i wyrzucała ich rzeczy, gdy były małe. Wraz z Twoim wtargnięciem do pokoju dziecka i grzebaniem w jego rzeczach, dochodzi do nadszarpnięcia Waszych relacji. 

Jak czułabyś się, gdyby ktoś wyrzucił Twoje ulubione ubrania, tylko dlatego, że nie nosiłaś ich przez kilka miesięcy?

Czy byłoby Ci miło, gdyby ktoś wyrzucił Twoje ulubione kolczyki z plastiku, tylko dlatego, że są kiczowate? 

Czy czułabyś się przyjemnie, gdyby Twoje pamiątki z dzieciństwa wylądowały dzisiaj w koszu na śmieci?

Dorośli często dają sobie prawo do przeżywania własnych emocji i uczuć. Robią przestrzeń, aby z czymś się oswoić, przemyśleć jakiś temat. Jednak zdaniem niektórych rodziców dziecko do takich emocji nie ma prawa, a nową dla siebie sytuację ma przyjąć, jako prawdę objawioną. 

Chciałabym przypomnieć tym wszystkim rodzicom, że dr Janusz Korczak mówił, że dzieci to mali dorośli z takimi samymi potrzebami i zasługujący na taki sam szacunek. Dziecko, które przestaje czuć do Ciebie zaufanie, nie przyjdzie, gdy stanie się ofiarą przemocy w szkole. Nie powie Ci w sekrecie o problemie koleżanki, nie będzie Ci się zwierzało z pierwszych uczuć. Po prostu nie będziesz dla niego osobą godną zaufania, nie będzie czuło, że jego sekrety są z Tobą bezpieczne. Będzie szukało utraconego autorytetu na zewnątrz i oby trafiło na kogoś godnego zaufania, kto go nie wykorzysta. Sama wiesz, jak to wygląda – może być różnie. 

Dom ma być spokojnym i bezpiecznym miejscem, w którym mały człowiek uczy się, czym jest słowo „szacunek”. Poznaje je nie dlatego, że codziennie czytacie słownik, ale poprzez Twoją postawę i Twoje zachowanie.  Jeśli nie szanujesz swojego dziecka, nie spodziewaj się więc, że między Wami utworzy się mocna więź – czegoś takiego nie będzie, zabraknie relacji. Później nastąpi lament i wyrywanie włosów z głowy: „Co ja Ci takiego zrobiłam, że nie chcesz się przede mną otworzyć?” „Dlaczego nie przyszedłeś do mnie z tym wcześniej?” „Czemu się do mnie nie odzywasz?” Odpowiedzi na te pytania, które zadają sobie często rodzice nastolatków, należy szukać  we wczesnym dzieciństwie i z pokorą, a może nawet wstydem i niechęcią, przeanalizować dokładnie swoje zachowanie. 

Jak w takim razie rozpocząć minimalistyczną rewolucję w rodzinie?

Stagnacja nie jest naturalnym stanem dla nas – ludzi. Tylko gdy się rozwijamy i zmieniamy, to jednocześnie rośniemy. Dlatego zmiany również te, w które zostają zaangażowane całe rodziny, są potrzebne i często dobre. Pytanie, jak się do nich zabrać, aby wszystko miało ręce i nogi. Działajmy powoli i małym krokami, z szacunkiem do każdego członka rodziny. Zarówno męża – nie, nie można wyrzucać jego roboczych ubrań, ani rzeczy z szafki na narzędzia –  jak i dzieci. Kluczem będzie empatia i zrozumienie. Ważne, aby zaangażować rodzinę w zmiany, wyjaśnić powód, dla którego chcemy ograniczyć ilość przedmiotów. Opowiadać o minimalizmie i uświadamiać, czym jest wstrzemięźliwość w zakupach. Jednocześnie dawać przykład swoim zachowaniem i nie wymagać podążania tą samą drogą. 

Pamiętajmy, że nie każdy może być zainteresowany prostotą, a życie wśród wielu przedmiotów może być dokładnie tym, czego w danym momencie potrzebuje bliska osoba. Dlatego niech podstawą naszej miłości będzie szacunek i zrozumienie – ta zasada dotyczy zarówno dorosłych, jak i dzieci. 

 

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo