Praca logopedy jest jak każda inna. Nieważne czy jesteś lekarzem, aktorem, prawniczką, nauczycielką, logopedą, etc. – masz prawo do pomyłki. Mnie takie pomyłki zdarzają się na okrągło. Gdyby mnie nagrywano, byłoby z czego się pośmiać. Ale do rzeczy.
Przecież chodzi o to, żeby być sobą.
Pani logopeda – zwana przeważnie logopedką, panią logopedią, panią z lustrem, panią co uczy mówić – te trzy ostatnie to akurat określenia prosto z serca dzieci. No ale tak, te ostatnie, czyli „pani co uczy mówić” – ma znaczenie. Bo przecież uczymy mówić. My logopedzi. Tak samo jak matki w domach, tak my w gabinetach, przedszkolach, szkołach i wielu innych miejscach.
Pani uczy mówić – czyli pewnie sama pięknie mówi, pewnie mówi tak, że tylko słuchać, słuchać, słuchać w nieskończoność. Ta pani – zwłaszcza wśród przedszkolaków – potrafi walnąć niezłą gafę. Przyjrzyjmy się temu bliżej.
#1
Idę z dzieckiem do gabinetu, stoi osoba dorosła i mówię do dziecka: „co się mówi pani?” – dziecko, z automatu odpowiada „dzień dobry” i sprawa załatwiona. Po czym siadam i się zastanawiam co ja właśnie powiedziałam, rozkładam te wyrażenie na części pierwsze: „co się mówi pani”. Matko, przecież nie tak powinien brzmieć ten zwrot, powinnam powiedzieć: „przywitaj się z panią”. Okej – myślę sobie, następnym razem powiem poprawnie. No i nie, nie mówię, mówię dalej „co się mówi pani”, bo i mnie tak mówiono. To ewidentnie jakiś nawyk, zapadł mi w głowę i go powtarzam, w dodatku błędnie.
#2
Lubię wtorki, we wtorki mam konsultacje z rodzicami. Im więcej mam takich spotkań, tym bogatsza jestem, i to chyba jest obustronne. Oni przychodzą dowiedzieć się o rozwoju mowy dziecka, a ja – jeszcze nie matka – rejestruję w głowie ważne info o tym, jakie są dzieci, ale również przy takich rozmowach nie trudno o wpadkę. Pewnego razu przyszła mama, piękna, w mojej myśli na jej widok zaświeciła się lampka: „będzie się miło rozmawiało”, mama w ciąży. Od słowa do słowa wytrąciłyśmy się z tematu i przeszłyśmy na inny, w tym przypadku to była ciąża. Padło z mojej strony coś w stylu: „ja jeszcze bezdzietna, a taka stara jestem”, mama grzecznie zapytała „a ile ma pani lat?”, odpowiadam, że 30, a mama – „to tyle samo co ja”. No i jakby nie było – nazwałam mamę dziecka „starą”. Oczywiście mama nie odebrała tego dosłownie, ale jakby padło na innego rodzica? No to klops.
#3
Szkolenie. 100 % odbiorców to kobiety. Gorączkowa atmosfera – dosłownie – na zewnątrz lato stulecia, wewnątrz brak klimy i z 20 kobiet. Nie trzeba więcej chyba nic dopisywać. Już dobijamy do końca, jeszcze ostatnia godzina, a prowadząca (to znaczy ja) głośnym okrzykiem: „cicho baby” z dozą szczerego uśmiechu przekrzyczała towarzystwo. Bycie profesjonalnym to nie lada sztuka i trzeba umieć to opanować, ale i pozwólmy sobie na luz. Dnia następnego nasze grupowe zdjęcie z eventu pojawiło się na fanpejdżu o tytule #cichobaby i przyniosło same przyjemne feedbacki.
I dobiłam do clou tematu, że bycie sobą to najlepsze co możemy dać sobie i innym.
Każdy na tym zyska. Logopeda – dziecko – rodzic. Logopeda – student. Logopeda – partner. Logopeda – dom. Logopeda – ja. A im bardziej autentyczne jesteśmy tym więcej mamy z danej chwili. I pisze to kobieta logopeda, która miewa wpadki – jak każdy – i nadal pozostaje „dobrym logopedą”. Więc jeśli pozwolić sobie na wpadkę i nie przejmować się tym, to czy nie byłoby prościej? Lżej? Byłoby. Śmiejmy się z takich sytuacji, bo jeśli pójdzie coś nie tak, to przecież nie koniec świata. Bo jeśli dziecko na zajęciach na widok zielonej puszki powie, że to „piwo” – pozwalam mu na POMYŁKĘ, nie daję kary, nie dzwonię do rodziców z pretensją, że na zwykłą puszkę powiedział „piwo” – dlaczego więc na taką pomyłkę nie mogę sobie pozwolić?