Change font size Change site colors contrast
Felieton

Jak Małgorzata Kożuchowska uchyliła rąbka kołdry z wielką klasą, a ja poczułam girl power

19 listopada 2019 / Agnieszka Jabłońska

Niedzielna rozmowa przy tostach ze świeżą figą przeszła płynnie z pogody na temat Małgorzaty Kożuchowskiej.

To wykształcona – ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie – aktorka, która pięknie buduje swoją karierę.  Od 1994 roku oglądamy Kożuchowską w przedstawieniach teatralnych, polskich filmach i serialach. Co więcej, aktorka zajmuje się również dubbingiem, a jej głos możemy usłyszeć między innymi w Małym Księciu oraz w dwóch częściach Alicji w Krainie Czarów. 

Hanka Mostowiak – nie będę do tego wracać 

Mogłabym się teraz przyczepić do Hanki Mostowiak i pudeł. Mogłabym powiedzieć, że Kożuchowska grała dziunię z malutkiej wsi i tak właśnie wyglądała w latach 2000-2011, ale tego nie zrobię. Aktorka podjęła decyzję o odejściu z serialu, argumentując, że „nawet najpiękniejsza przygoda musi kiedyś się skończyć”. Ilona Łepkowska i Tadeusz Lampka zmienili scenariusz kolejnych odcinków, by umożliwić koleżance rozstanie z MjakMiłość. Nie o tym chciałam jednak powiedzieć. 

Małgorzata Kożuchowska i jej wizerunek 

Chciałam o Małgorzacie Kożuchowskiej dzisiaj, o kobiecie 48-letniej, która młodnieje w oczach. Jestem zachwycona jej figurą i chylę czoła przed jej niepowtarzalnym stylem. Projektantką, która pomaga Kożuchowskiej tworzyć wyjątkowe kreacje na wielkie wyjścia, jest – jak podają źródła internetowe – Gosia Baczyńska. Chciałabym tutaj zauważyć, że wszystkie stroje, w jakich możemy zobaczyć Kożuchowską, są nie tylko dopasowane do jej figury i podkreślają atuty sylwetki, ale przede wszystkim stanowią spójną całość z osobowością, fryzurą i makijażem aktorki. To nie są kreacje na czerwony dywan, chociaż w takich przepysznych strojach również możemy zobaczyć Małgorzatę. To stroje, które doskonale korespondują z wizerunkiem aktorki. Do mnie to, co widzę na zdjęciach, po prostu przemawia. Małgorzata Kożuchowska jest bardzo atrakcyjną, zadbaną kobietą, która dba o swój wizerunek. Pamiętajmy, że wygląd aktora jest jego wizytówką, a obecność na galach i eventach, gdzie paparazzi czekają z obiektywami, zobowiązuje. 

Cena popularności? 

Media. Polskie media plotkarskie dorównują tym na całym świecie. Śledzą aktorów, piosenkarzy, prezenterów. Starają się robić zdjęcia z ukrycia, z zaskoczenia, na stacji benzynowej, w galerii handlowej – życie polskiego celebryty nie jest wyłącznie usłane różami sławy. Cena popularności? Być może. Przekraczanie zdrowych granicy intymności? Jak najbardziej. Prasa brukowa dostarcza ludziom to, na czym im najbardziej zależy – tanią plotkę i smaczną pożywkę dla hejtu. Tylko ja nie o tym chciałam. 

Zaglądamy pod kołdrę Kożuchowskiej? 

Presja, jaką media wywierały na Małgorzatę Kożuchowską, wyszła daleko poza granicę dobrego smaku. Płodność żadnej kobiety – również księżnych Kate i Meghan – nie powinna być tematem publicznej debaty. Nie żyjemy w średniowieczu, a decyzja o posiadaniu dziecka już dawno przestała być drażniącą kwestią ciągłości rodu i zachowania często kruchej politycznej równowagi w królestwie. Gdy Kożuchowska konsekwentnie odmawiała udzielenia odpowiedzi, pojawiły się głosy, że jest bezpłodna. 

Nie umiem wyobrazić sobie, co czuje kobieta, której macica zaczyna świecić medialnym światłem niczym choinka na Placu Zamkowym i staje się przedmiotem ogólnej troski. Wiem, jak wkurza zaglądanie do łóżka przez bliskie osoby, jedną, dwie, wkładanie nosa tam, gdzie żaden nos nie powinien się znaleźć. Nie chciałabym przekonać się na własnej skórze, jak to jest, gdy do pochwy próbują wepchnąć mikrofon reporterski i kamerę telewizyjną. Zastanawiam się, jakie musi to być uczucie dla dojrzałej kobiety, wspaniałej aktorki i żony. Kożuchowska, słysząc po raz kolejny pytanie o swoją płodność, powiedziała, że nie ma ochoty na In vitro. Wtedy się zaczęło. 

„Nie mam ochoty na coś” – to zdanie nie oznacza, że jestem czemuś przeciwna. Mogę nie mieć ochoty na kanapkę z serem albo nowy film Patryka Vegi, co nie oznacza, że mam już w domu gotowe transparenty i stroje protestacyjne. Mogę nie mieć ochoty na spotkanie z kimś, chociaż darzę tę osobę sympatią. Mogę nie mieć ochoty na procedurę medyczną, jaką jest zapłodnienie metodą In vitro, ale mogę serdecznie trzymać kciuki za kobiety, które wybierają taką metodę walki z bezpłodnością. 

Aktorka z wielką klasą uchyla rąbek kołdry

Małgorzata Kożuchowska powiedziała w jednym z wywiadów, że:

Aktor, wiadomo, jak nie przychodzi do pracy, znaczy, że nie żyje. Po prostu się gra i nikt się nad sobą nie użala. Więc latałam na spektakle, na plan z gorączką, katarem, kaszlem”.

Okazało się, że aktorka potrzebowała zadbać o swoje zdrowie, wyciszyć się. Pod okiem lekarza skorzystała również z naprotechnologii – metody, która ma na celu monitorowanie i utrzymanie zdrowia układu rozrodczego kobiety. Gdy była w zdrowej ciąży z synem dowiedziała się, że przed wdrożeniem leczenia, jej szansa na posiadanie dziecka wynosiła około 2-3%. 

Kożuchowska ambasadorską świadomego macierzyństwa 

43-letnia Kożuchowska została spełnioną mamą. Przez dwie dekady życia zawodowego poznała już smak sukcesu, doświadczyła zawrotnego tempa kariery aktorskiej, miała okazję wziąć udział w wielkich galach, reklamować różne produkty i stać się osobą rozpoznawalną, która podbiła serca fanów w całej Polsce. Małgorzata Kożuchowska konsekwentnie – ciężką pracą i zaangażowaniem – pracowała na to, co osiągnęła. 

To nie ma być tekst pochwalny na cześć utalentowanej polskiej aktorki. To ma być tekst o tym, że często nie trzeba wybierać. Oczywiście podjęcie decyzji o ciąży po 40. roku życia powoduje, że ryzyko wzrasta. Zmniejszają się również realne szanse na zajście w ciążę i jej utrzymanie. ALE różnica między 30-stką, która w mentalności społecznej stała się magiczną granicą, a 40-stką wciąż wynosi 10 lat!

Moja macica moja sprawa? 

Coraz więcej kobiet w Polsce stając przed wyborem kariera albo macierzyństwo, odkłada swoje plany prokreacyjne. Anonimowe dziewczyny mogą liczyć na pełne dezaprobaty spojrzenia koleżanek, docinki własnych matek lub teściowych, a na dokładkę złośliwe komentarze zupełnie obcych osób. Wciąż jeszcze brakuje nam kreowania wizerunku kobiety świadomej, spełnionej, dla której macierzyństwo będzie dopełnieniem, a nie celem samym w sobie. W moim odczuciu Kożuchowska jest doskonałą ambasadorką pięknego macierzyństwa. 

Nie dajmy sobie wmówić, że istnieje jakaś liczba-linia mety, do której musimy mieć już męża, dom, dziecko i psa. Nie pozwalajmy nikomu wchodzić do naszego łóżka z buciorami i określać, kiedy powinno nastąpić poczęcie. Dziecko to nie jest projekt badawczy, nie możemy wykonać próbnego testu i zawiesić całego eksperymentu. Matką nie zostaje się na próbę, chociaż poruszanie się w macierzyństwie, to często jest próba – wytrzymałości fizycznej i psychicznej lub cierpliwości. 

Nie pozwólmy na to, by statystyka i opinie innych wytrąciły nas z określonego kursu. Jeśli mamy cel zorientowany na karierę zawodową, czy rozwój pasji, to możemy dążyć do jego realizacji, a po drodze cieszyć się szczęściem. 

To, że bez dziecka czujemy się spełnione, nie stawia nas w gorszej pozycji w stosunku do koleżanek, które są matkami. To, że żyjemy w klasycznym modelu 2+1 i ani nam się śni rozszerzać rodzinę o kolejną płaczącą i zależną od nas istotę, nie stawia nas na kamieniu z napisem „egoistka”. To, że nosimy zdrową, czwartą ciążę i cieszymy się, jak wariatki również jest powodem do szczęścia. W każdym przypadku ustaliłyśmy nasze aktualne priorytety.

A może ja nie chcę dziecka wcale? 

Decyzja o posiadaniu dziecka to sprawa indywidualna każdej kobiety oraz jej partnera, z którym stanowią rodzinę (wbrew słownikowi języka polskiego i katolickiej propagandzie). 

Podziwiam Małgorzatę Kożuchowską za jej spokojny dialog z polskimi mediami i klasę, jaką zachowała wobec nacisków ze strony wścibstwa środowisk plotkarskich. Podkreślam, że ta kobieta to połączenie elegancji podanej w unowocześnionej pełnej wdzięku i spełnienia zawodowego odsłonie. 

Aktorka może stać się wzorem zarówno dla swoich koleżanek z branży, jak i dla nas – kobiet, które codziennie przyjmują zadawane niechcący lub z premedytacją ciosy na klatę i muszą mocno trzymać stopami kołdrę, żeby nikt nie próbował nam pod nią wepchnąć nosa. Kożuchowska z wielką klasą uchyliła rąbka kołdry i darzę ją ogromnym szacunkiem, czuję girl power.  

Felieton

Jak zrobić dobre pierwsze wrażenie

18 stycznia 2018 / Magda Żarnowska

Przypuszczam, że dla wielu czytelników mogłoby to być szokiem, dla moich znajomych już raczej nie, ale mam wyjątkowy talent do robienia złego pierwszego wrażenia.

Być może nie jest to talent sam w sobie, być może nawet nie jest to moją stałą cechą, natomiast podczas jakichś wyjść czy większych imprez, to mój mąż robi wspaniałe pierwsze wrażenie. Olśniewa wszystkich swym urokiem, erudycją oraz poczuciem...

Przypuszczam, że dla wielu czytelników mogłoby to być szokiem, dla moich znajomych już raczej nie, ale mam wyjątkowy talent do robienia złego pierwszego wrażenia.

Być może nie jest to talent sam w sobie, być może nawet nie jest to moją stałą cechą, natomiast podczas jakichś wyjść czy większych imprez, to mój mąż robi wspaniałe pierwsze wrażenie. Olśniewa wszystkich swym urokiem, erudycją oraz poczuciem humoru. A za nim człapię ja 😉 Momentami urocza neurotyczka zazwyczaj niezadowolona, że w jakiejś imprezie musi brać w ogóle udział.

Mimo, że postanowień noworocznych zazwyczaj nie czynię, tym razem okoliczności wymogły na mnie zmianę, a taką konieczność można przynajmniej zgrabnie opakować w papier z napisem „Postanowienie na 2018 r.”, przez co być może będzie bardziej strawna dla mnie i dla reszty społeczeństwa.

Wszyscy wiemy, że nieszczęścia chodzą parami, a okazuje się, że taką tendencję mają także okazje. I na pewno nie będzie tu mowy o okazjach wyprzedażowych, od których stronię jak mogę (z wyjątkiem internetowych promocji na pięćdziesiąty polarowy koc, który doda „ciepła i przytulności wszystkim wnętrzom”). Mowa tu będzie o okazjach towarzyskich, w które dziwnie obfituje moje życie w ostatnich miesiącach. Szykuję się właśnie do kolejnego wyjścia do ludzi (ostatnie miało miejsce w listopadzie) i postanowiłam zrobić to w końcu rzetelnie, czyli przygotowania obejmą także sferę psychiczną. Przypuszczam, że macierzyństwo kazało mi wypracować nowe schematy zachowań, kiedy to na słowo „zaproszenie” nie reaguję paniką i nie zakopuję się pod kołdrą, a wręcz przeciwnie, nerwowo przestępuję w oczekiwaniu z nogi na nogę, niczym w kolejce do TOI TOIa na imprezie plenerowej. Obiecuję, że dla mnie też jest to niespotykane, ale cała cieszę się na myśl o karnawałowej imprezie w podbydgoskiej gminie, na którą otrzymaliśmy zaproszenie. Myślę, że to też kolejny krok w dorosłość- będę dorosła pełną parą, jakby dotychczasowy dorobek i dochowek o tym wystarczająco nie świadczyły. I pewnie zastanawiacie się, gdzie tu postanowienia noworoczne i cała ta pompa ze wstępu? Że pewnie napiszę, że postanowiłam po prostu regularnie poddawać się zabiegom kosmetycznym wszelkiej maści, aby potem nie robiły mi się zaległości, jakie mogłabym przedstawić na ryc.1, gdybym miała pewność, że nie czytają tego dzieci, mężczyźni ani kobiety karmiące lub w ciąży. Nic z tych rzeczy.

Postanowiłam być SYM-PA-TY-CZNA *nawet dla obcych.

Od kilku dni wertuję poradniki, które mówią o tym, jak nie pogrążyć całego spotkania z nowymi, obcymi ludźmi w mgnieniu oka, czyli po prostu JAK ZROBIĆ DOBRE PIERWSZE WRAŻENIE. Postanowiłam także podzielić się z Wami teorią, bo jak to będzie z praktyką, pewnie życie pokaże.

Okazuje się, że żeby zrobić pierwsze (dobre) wrażenie, mam zaledwie chwilę. Poradniki nie są zgodne. Jedni twierdzą, że od 60 do 90 sekund, inni mówią, że jedynie 11 sekund, rekordzista nawet twierdził, że w 4 sekundy mogę sprawić, żeby ludzie mnie polubili. I być może ma to sens, bo przez te 11 sekund nawet nie zdążę za dużo powiedzieć, co może zagwarantować, że nie znielubią mnie ci wszyscy, którym do gustu nie przypadnie moje (podobno specyficzne) poczucie humoru. Pierwsze wrażenie jest to bowiem coś prawie metafizycznego. Coś, co nasze mózgi generują podświadomie, a potem trzymają się tego, jak przysłowiowy pijany płotu.

W psychologii (i poradnikach) królują żelazne zasady, co do których autorzy są zgodni. Oto one:

Banał – bądź sympatyczny.


Czyli uśmiechaj się! Pewnie nie tak sztucznie, jak tancerze towarzyscy, mniej szeroko, bardziej naturalnie. Niektórzy opisują to nawet jako „promieniowanie szczęściem”. Podobno rozmówca od razu lepiej poczuje się w naszym towarzystwie, gdy będzie widział radość na naszym obliczu. Ha! Ten warunek najpewniej będę umiała spełnić. Sam fakt, że wyjdę z domu, w ładnej kiecce, do ludzi, gdzie będzie muzyka, jedzenie i alkohol, powinien sprawić, że szczery uśmiech nie będzie znikał z mojej twarzy.

Bądź otwarty.

Tu trochę mogą zacząć się już schody, bo abyśmy byli odebrani jako osoby otwarte, musimy utrzymywać taką właśnie postawę ciała. Czyli żadnego splatania rąk na piersi ani zasłaniania się torebką. Frontem do klienta 😉 Żadnej przygarbionej postawy i łypania okiem niczym Gollum. Dodatkowo należy nawiązywać kontakt wzrokowy, ale taki subtelny, trwający zaledwie chwilę, aby rozmówca nie czuł, że nienaturalnie się mu przyglądamy czy zwyczajnie gapimy.

Słuchaj.

Teoretycznie wszystko jasne, ale kto nie słuchał kiedyś „na autopilocie” myśląc równocześnie o niebieskich migdałach, niewywieszonym praniu i o tym, co miał wczoraj na myśli szef, mówiąc „A”, niech pierwszy rzuci kamieniem. Nie dajmy się ponieść swobodnemu śnieniu na jawie podczas pierwszego spotkania z nowymi ludźmi, nawet gdyby uderzająco przypominali naszą licealną koleżankę, za którą nie przepadaliśmy. Słuchajmy aktywnie, zadawajmy dodatkowe pytania, doprecyzujmy. Żeby rozmówca wiedział, że nie strzępił języka po próżnicy.

Ubierz się stosownie do okazji.

I tu śmiechy i chichy pewnie, że to od razu na pewno nie będę umiała się dobrze ubrać. A to wcale nie jest tak. Zdarzyło mi się kilkukrotnie ubrać zupełnie niestosownie, mimo że obiektywnie mój strój nie wywołał żadnego skandalu obyczajowego (jak Bridget Jones). Raz na szkolenie firmowe w nowej pracy przyszłam w stroju służbowym- garsonka i te sprawy, a tymczasem okazało się, że wszyscy pozostali ubrani byli zupełnie na luzie. Za drugim razem sytuacja była całkiem odwrotna. To ja ubrałam się swobodnie, a wszyscy byli w garniturach. Nie życzę tego nikomu. Pewność siebie spadła do zera, a gdyby była taka możliwość, przyjęłaby pewnie wartość ujemną. Tej zasady zamierzam się trzymać i przed wyjściem na imprezę na pewno skonsultuje mój strój z innymi uczestnikami (przynajmniej tymi, których znam). Podobno dobrze się wyróżniać, ale ja jestem z natury nieśmiała i taka sytuacja pogrążyłaby mnie na resztę wieczoru.

Jako ostatnią radę, autorzy podręczników i poradników podają często, aby być sobą.

I proszę Państwa, gdyby bycie sobą przysparzało mi sympatii otoczenia, pewnie nie musiałabym przebrnąć przez poprzednie punkty 😉. A tak na serio, okazuje się, że czegokolwiek nie zrobimy, to i tak nasze prawdziwe ja wylezie przy bliższym poznaniu. Dodatkowo osoby, które zaklinają rzeczywistość i szerokim uśmiechem zupełnie zaprzeczają temu, co czują w środku, często odbierane są po prostu jako fałszywe. Czyli wracamy do punktu wyjścia- cokolwiek robimy, róbmy to naturalnie, z głową i z umiarem. W końcu po co nam znajomi, którzy faktycznie polubili jedynie jakąś wizję nas, a ta wizja nijak nie przystaje do rzeczywistości?

Po przeczytaniu wyżej wspomnianych przewodników i przeanalizowaniu licznych porad, (o dziwo!) nie zrezygnowałam z zamiaru wyjścia na imprezę. Zamierzam być tam, dobrze się bawić i po prostu schować w kieszeń jakieś własne frustracje i neurotyczne zapędy. Nie będę myśleć o praniu ani o zaległościach w pracy. Będę uśmiechnięta i urocza. I może jest szansa, że ktoś wtedy powie, że ten mój mąż jest całkiem spoko, ale za to jaką ma świetną żonę! A jeśli nie, to po prostu mogę utożsamić się z bohaterem filmu o jakże pięknym i wymownym tytule „Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi”. Życie jak sen 😊.

 

 


Designed by Katemangostar / Freepik

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo