Change font size Change site colors contrast
Kultura

Anna Dziewit-Meller o nowej książce ,,Damy, dziewuchy, dziewczyny”

5 października 2017 / Monika Pryśko

Jaki przykład jest potrzebny dziewczynkom, współczesnym nastolatkom?

Potrzebują opowieści o sprawczych, pełnych wiary w siebie i odważnych kobietach. Kogoś, do kogo można by się odwołać w chwili zwątpienia. Ale takich bohaterek potrzebują nie tylko dziewczynki - uważam, że co najmniej tak samo ważne jest mówienie o nich chłopcom - aby zaszczepić w nich przekonanie, że fajnie jest mieć w swojej bandzie dziewczyny. Czy...

Jaki przykład jest potrzebny dziewczynkom, współczesnym nastolatkom?

Potrzebują opowieści o sprawczych, pełnych wiary w siebie i odważnych kobietach. Kogoś, do kogo można by się odwołać w chwili zwątpienia. Ale takich bohaterek potrzebują nie tylko dziewczynki – uważam, że co najmniej tak samo ważne jest mówienie o nich chłopcom – aby zaszczepić w nich przekonanie, że fajnie jest mieć w swojej bandzie dziewczyny.

Czy opowieści o Wandzie Rutkiewicz, Simonie Kossak czy Elżbiecie Drużbackiej mają w sobie, prócz samej ciekawej historii, drugie dno? Może są pretekstem do tego, by w miły sposób przekazać głębszą treść?

Wszystkie moje bohaterki musiały zmagać się z najróżniejszymi przeszkodami, w drodze do celu, te przeszkody zaś łączyło jedno – były związane z ich płcią. Tym, co chciałabym przekazać jest to, jak – mimo społecznego konwenansu, nieprzychylności środowiska, a czasem wręcz oporu rodziny – one wszystkie szły po swoje. Czyli na przykład po edukację.

Ostatnio w The Mother MAG napisaliśmy: ,,Nie marnuj czasu na makijaż. Buduj rakiety!”, kierując artykuł do mam dziewczynek. Chcieliśmy zaznaczyć między innymi różnicę w komunikacji skierowanej do dziewczynek i do chłopców. Czy Pani książka jest przejawem tego trendu, próbą skierowania uwagi dziewczynek na to, co w głowie, nie na twarzy?

Pewnie tak – w końcu niedawno odkryłam na ulotce dołączonej do znanych klocków, że w tej wersji dla chłopców nie ma rysunku drapiącego się po głowie chłopca – jest po prostu instrukcja. Dziewczynka otrzymała najpierw przekaz – nim weźmiesz się do roboty  – pomyśl. Ale chciałabym zaznaczyć, korzystając z obecności w mojej książce projektantki mody Barbary Hulanicki, że nie ma niczego złego w dbaniu o siebie i swój wygląd. Nie dajmy się wciągnąć w odwrotną grę stereotypów – że jak ładna, to na pewno głupia, a feministce nie przystoi czerwona szminka.

Pod koniec książki Pani zaznacza: ,,Jeśli dobrze pamiętam, zdaniem, które powtarzałam ci najczęściej, było to, że kiedyś dziewczynki nie miały podobnych szans jak chłopcy, zwłaszcza możliwości edukacji, a przez to ich wielkie talenty często się marnowały.” Czy uważa Pani, że młode kobiety i dziewczynki nie korzystają w pełni z tej możliwości?

Oczywiście – wystarczy rozejrzeć się po świecie. Są kraje, w których dziewczynkom odmawia się prawa do nauki, nie inwestuje się w ich rozwój. Czasem wynika to na przykład z braku dostępności tamponów czy podpasek dla miesiączkujących dziewcząt, które na ten czas – jako nieczyste – zatrzymywane są w domach, mając przez to kłopoty w nauce. A po co inwestować w edukację kogoś, kto ma kłopoty w nauce? I tak błędne koło się zamyka. A wystarczyłoby tak niewiele!

 

Jakich 3 rad udzieliłaby Pani młodej dziewczynie?

Nie czuję się władna by dawać komuś rady jak żyć. Ale mogę powiedzieć, jak sama żyć bym chciała – nie bojąc się i mając odwagę mówić głośno o sprawach, które mnie bolą.  Na pewno warto jest mieć dookoła siebie jakieś inne mocne i mądre kobiety, warto takich szukać.

Co łączy wszystkie bohaterki Pani książki, prócz tego, że były odważne? Czy dobrała je Pani według jakiegoś klucza?

Wybrałam te, które żyły po swojemu, a przy tym wydały mi się po prostu ciekawe. Proszę pamiętać, że to jest książeczka dla dzieci, a dzieci lubią dobre opowieści. Życiorysy moich bohaterek to gwarantują.

Czy do którejś z bohaterek ma pani szczególny sentyment?

Do Narcyzy Żmichowskiej i jej Entuzjastek. Lubię te działające u podstaw postaci, które biorą na swoje wątłe barki wszystkie ciężary świata. Dzięki takim ludziom jak one kobiety w Polsce naprawdę zyskały podmiotowość.

Ciało

Purite – coś więcej niż efekt wow

5 września 2017 / Monika Pryśko

Rozmowa z Szymonem Kaźmierczakiem, człowiekiem, który udowadnia, że z użyciem wyłącznie naturalnych składników można tworzyć kosmetyki które pięknie pachną, wściekle się pienią i połyskują jak księżycowy pył.

To jest wstęp do tego, by przedstawić Wam markę Purite. Przejrzałam uważnie stronę Purite, bo naturalne kosmetyki to coś, co sama ostatnio wybieram coraz chętniej, co do mnie trafia. Zastanawia mnie tylko jedno - skoro jest...

Rozmowa z Szymonem Kaźmierczakiem, człowiekiem, który udowadnia, że z użyciem wyłącznie naturalnych składników można tworzyć kosmetyki które pięknie pachną, wściekle się pienią i połyskują jak księżycowy pył. To jest wstęp do tego, by przedstawić Wam markę Purite.

Przejrzałam uważnie stronę Purite, bo naturalne kosmetyki to coś, co sama ostatnio wybieram coraz chętniej, co do mnie trafia. Zastanawia mnie tylko jedno – skoro jest możliwe tworzenie prawdziwie naturalnych kosmetyków, dlaczego jest tak dużo chemii na półkach w drogeriach?

Nie jest to nadto odkrywcze, ale chodzi o koszty. Większość kosmetyków dostępnych w drogeriach, zawiera substancje ropopochodne i wodę, czyli dwa najtańsze surowce. Połączenie wody z ropą pozwala trzymać kosmetyk na półce długo, bo nie ma prawa nic się z nim stać. Produkt jest stały, tzn. niezależnie od czasu i sposobu przechowywania nie zmienia konsystencji ani zapachu, ponadto poszczególne partie nie różnią się od siebie. Produkt ma być bezpieczny, przewidywalny i trwały poprzez zawartość niezliczonych chemicznych dodatków. A tymczasem to ta wszechobecna chemia w kosmetykach, pożywieniu i ubraniach nas wykańcza.

Tylko że na przykład ja nie biorę pod uwagę tej trwałości. To że coś może długo stać na półce, to dla mnie żaden wyznacznik, który miałby wpływ na moją decyzję zakupową. Zastanawiam się, czy wybrać ten dostępny online, ten który wygląda jak z apteki, czy ten w drogerii w plastikowym słoiczku.

Akurat tutaj nie zawsze ocena klienta jest dla producentów najważniejsza, liczy się też opinia dystrybutora. Gdy produkuje się kosmetyki, które mają termin przydatności do użycia do kilku lat, wtedy nie pojawiają się żadne dodatkowe koszty ani dla producenta, ani dla dystrybutora. Liczy się też wymagany sposób przechowywania.

W Purite kosmetykiem, który ma najdłuższy termin przydatności, jest mydło, które zachowuje swoje najlepsze właściwości przez dwa lata. Wszystkie pozostałe kosmetyki, które są tworzone na bazie oleju, mają termin ważności zgodny z jego terminem ważności. Jest to najczęściej rok czasu. Kosmetyki na bazie wody roślinnej, bardzo wrażliwej na wpływ czynników zewnętrznych, mają termin ważności tylko pół roku. Dodatkowo stosujemy opakowania, które mają zapewnić jak najlepszą trwałość produktu.

Ja na przykład od jakiegoś czasu codziennie sięgam po olej z orzechów laskowych i uwielbiam natychmiastowy efekt, który daje – skóra jest miękka, ładnie pachnie. I nie zastanawiam się, co z moją skórą będzie za jakiś czas, podoba mi się to, co czuję w danym momencie.

Nasze klientki już myślą o tym, by efekt, który chcą uzyskać, utrzymał się nie tylko przez godzinę. Poza natłuszczeniem i tym natychmiastowym efektem ,,wow’’ chcą dostarczać skórze substancji, które zadbają o to, by za 10 lat można było cieszyć się młodą i świeżo wyglądającą skórą. Często składniki odpowiedzialne za świetny efekt początkowy przy dłuższym stosowaniu mają zły wpływ na wygląd skóry. Sporo kosmetyków jest komponowanych z nastawieniem na natychmiastowy efekt, który jest tak pożądany, a w rzeczywistości maskuje prawdziwy problem, który po czasie wraca i to ze zdwojoną siłą.

Szczęśliwie nasi użytkownicy mają coraz większą wiedzę, tak jak w przypadku na przykład jedzenia organicznego, tak i w temacie pielęgnacji. Przykładowo, bardzo popularny olej arganowy, o świetnej renomie, przy codziennym używaniu przez długi czas może wysuszyć skórę. Dopiero odpowiednie zbilansowanie składników, skomponowanie ich da odpowiedni efekt.

Nastawiamy się na świadomych ludzi, którzy nie tylko doceniają przemyślane receptury naszych kosmetyków, ale także opakowania, podlegające recyklingowi (szkło, papier), nasze dążenie do idei zero waste, oraz działanie lecznicze, które mają używane przez nas składniki. Z takimi odbiorcami wchodzimy w trwałą relację i o to nam właśnie chodzi.

 

 

Wydaje mi się, że mimo całej naszej świadomości w dokonywaniu zdrowych wyborów, potrzebna jest edukacja w tym zakresie. Wszyscy odrzucamy chemię, sprawdzamy składy produktów, skupiamy się na naturalnych wyborach – to właśnie ta granica uspokaja nasze sumienia i nie zgłębiamy tematu dalej.

To dlatego na naszej stronie są bardzo długie opisy. Staramy się wytłumaczyć klientom mechanizm działania każdego kosmetyku. Dlaczego połączenie jednej substancji z inną daje taki efekt? Niektórzy mówią, że te opisy są za długie, my wierzymy, że są potrzebne.

Na co jeszcze zwracają uwagę Wasze klientki?

Odnoszę wrażenie, że fanami naszej marki są osoby świadome i dobrze wyedukowane. Pierwsze, co robią, to czytają skład kosmetyków. Oczywiście zwracają też uwagę na to, jak wyglądają nasze kosmetyki i świetnie, bo staramy się odbijać od typowo ekonomicznego wizerunku.

Wasze opakowania są piękne! Jesteśmy pokoleniem, które bardzo zwraca uwagę na to, jak wygląda produkt, które kupuje oczami.

To zasługa Sebastiana Kubiaka, który dba o to, jak kosmetyki Purite wyglądają… Nasi klienci doceniają naszą estetykę i mamy tego świadomość. Co więcej, nasze opakowania są przyjazne dla środowiska. To jest dla nas bardzo ważne.

Opowiedz o terapeutycznych właściwościach Waszych kosmetyków. Jak sobie zrobić spa i jak poczuć tę terapeutyczną moc nawet wtedy, gdy ma się dla siebie 15 minut w ciągu dnia?

Terapeutyczna moc składników, których używamy, czyli ziół i olejków eterycznych, towarzyszy przez cały dzień, cały dzień nosi się je na skórze. To, że poświęcimy 3 minuty, by nałożyć kosmetyk, nie oznacza, że działa on tylko przez te 3 minuty. Jeśli zastosuje się na twarz pokrzywę, jej działanie antybakteryjne będzie odczuwalne nie tylko w danej chwili, ale cały proces terapeutyczno-pielęgnacyjny potrwa o wiele dłużej. Oczywiście nasze kosmetyki nie są lekami, ale dbamy o to, by poprawiały nastrój poprzez aromaterapię oraz stymulowanie skóry do walki z problemami. Rośliny i zioła, olejki, które stosujemy mają powodować poprawę humoru i poprawę kondycji skóry.

Czy zdarzają się pytania od klientek typu – potrzebuję czegoś, by dodać sobie energii codziennie rano. Czy dostanie od Was konkretną odpowiedź?

Teraz klientki najczęściej pytają, co zrobić ze skórą suchą lub naczynkową, co zrobić z podrażnioną skórą u dziecka. Dostajemy dużo zwykłych ludzkich pytań i na nie staramy się znaleźć odpowiedź. Bo problemy skórne dotykają coraz więcej osób. Przemyślana terapia daje świetne efekty.

Temat, by dodać sobie energii rano, wyeliminować jesienną chandrę, lub zwyczajnie dodać sobie odwagi… to temat, który wymaga jeszcze dopracowania… więc to ciągle tajemnica. Mamy nadzieję, że do końca roku wszystko będziemy mogli zaprezentować.

To jest fajne, bo ludzie kupują nie tylko opakowanie, ale też szukają konkretów i dobrze, że mogą je tu znaleźć.

Nasze klientki kupują wiedzę, rzeczowość i składniki, które działają.

 

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo