Change font size Change site colors contrast
Kultura

Czy cyberprzemoc przestała robić na nas wrażenie? 

16 września 2023 / Agnieszka Jabłońska

Rozwój mediów społecznościowych sprawił, że często żyjemy jedną nogą „tutaj” – we własnym domu, kapciach i na kanapie, a drugą „tam” w internetowym świecie nieograniczonych możliwości.

„Tam” jest zawsze bardziej: bardziej radośnie, bardziej kolorowo, bardziej minimalistycznie, bardziej romantycznie. Jeśli uwiera Cię „tutaj” i coś Ci w życiu nie pasuje, wystarczy, że odblokujesz telefon i jesteś już po drugiej stronie. Tylko uważaj na cyberprzemoc!

W internetowym świecie jest trochę jak w zaczarowanym lesie. Wszystko jest piękne i błyszczące. Influencerki posypane gwiezdnym pyłem najnowszego filtra, dzieci ubrane w piękne stroje – mali chłopcy w muszkach to mój faworyt. Ciasta są jakieś takie bardziej puszyste, niż ten Twój sernik, co urósł, a później opadł… tak ze trzy razy. Kwiaty jakoś lepiej się układają w wazonach, a mieszkania są tak urządzone, że aż Cię skręca w dołku. Niby bez wysiłku, być może z nonszalancją, ale taką na miarę bohemy Nowego Jorku, a nie po-PRL-owskiego osiedla bloków z lat 70.  

Weź trochę internetowego pyłu dla siebie

Nic dziwnego, że zaglądasz na social media, żeby poczuć się lepiej. Bo skoro inni tak mogą jeść sobie codziennie śniadanie w kawiarni i kruszyć na około tymi croissantami z prawdziwym masłem, to może… Sama się przed sobą nie przyznasz, że gdzieś pomiędzy dojazdem do pracy, a chwilą, w której przyłożysz głowę do poduszki, marzysz o takim życiu. Ciekawym, interesującym, pełnym ładnych, pięknie ubranych i ciekawych ludzi. Takich wiesz, żeby i na miasto można było pójść, i o książkach porozmawiać. W Internecie takich ludzi jest pełno! Żeby Twój facet taki był, to by Wam się lepiej żyło po prostu. Jak mąż tej Kasi, co chodziłaś z nią 25 lat temu do podstawówki, a teraz z wypiekami na twarzy śledzisz jej profil na Insta. No, Kaśki mąż to i wygląda, i prezenty daje, i na kolacje romantyczne zabiera. Czasami aż poczerwieniejesz, jak zobaczysz na smartfonie kolejny bukiet róż tak duży, że nie zmieściłby się do żadnego Twojego wazonu. 

Czasem też byś chciała żeby i na Ciebie spadło trochę tego ciepłego światełka zainteresowania. Żeby na  drugim końcu Polski jakaś dziewczyna dała lajka pod zdjęciem Twojego kubka w kropki. Chciałabyś w serduszkach i buźkach znaleźć potwierdzenie, że jesteś fajna. 

Internet taki (nie) bezpieczny 

Skoro „tamten” świat jest taki piękny i tak dobrze można się w nim poczuć, to jest też bezpieczny, prawda? Co złego może Cię spotkać, gdy oglądasz zdjęcia z wakacji swojej koleżanki z biura, wykonujesz ćwiczenia zalecane przez znaną sportsmenkę, czy należysz do grupy poświęconej robieniu na drutach? 

Internet to miejsce, gdzie ludzie są anonimowi. Możesz być Anią z Gliwic, ale Basia z Katowic, z którą regularnie piszesz, może być Tomkiem z Leszna i mieć naprawdę kiepskie myśli, gdy radzisz się Basi, w której sukience lepiej wyglądasz. To jest dla nas jasne. Znamy to zjawisko i wiemy, że trzeba być ostrożną, gdy jesteś w Internecie.  Jednak na fali życia „tam” kwitnie jeszcze jedno zjawisko – cyberprzemoc. I z tym pojęciem trochę się już osłuchałyśmy, dlatego przestało robić na nas wrażenie. To trochę jak z kieszonkowcami na targowisku – jest rynek, trzeba pilnować portfela. Jest sieć, więc trzeba pilnować… no właśnie czego?

Media społecznościowe – dobre, bo w domu 

Media społecznościowe nasz rozluźniają. Czujemy się trochę jak w grupie przyjaciół, na fajnym obozie studenckim albo na wyjeździe integracyjnym.  W domowym zaciszu siedzimy sobie w kapciach, starych dresach i pijemy kakao. Komentujemy zdjęcia, dodajemy posty i ślemy do każdego buźkę i uśmiech. Dzielimy się poglądami, zbieramy lajki i nagle… bach! Dosięga nas cyberprzemoc. 

Ktoś napisał, że jesteśmy grube i brzydkie jak noc, gdy pokazałyśmy fotkę w naszej ulubionej sukience. Dla kogoś mamy kudły, które wyglądają jak mokry pudel, a ktoś inny uważa, że z takimi nogami, to dla nas tylko i zawsze spodnie. Reakcja? „No wiesz, jak publikujesz w Internecie, musisz liczyć się z reakcją.” To jest forma cyberprzemocy! Możesz jej doświadczyć w czasie codziennego, rutynowego zaglądania na Fejsa. 

Slow wyklucza social media 

Otaczanie się miłymi i sympatycznymi ludźmi jest trudne w realu, a w Internecie – niemal niemożliwe. W social mediach może być każdy, weź tylko pod uwagę, że wśród ludzi, którzy mają ponadprzeciętnie rozbudowane życie wewnętrzne, social media stają się dodatkiem lub narzędziem do zbudowania pozycji bloga, wypromowania kanału lub dzielenia się fajnymi akcjami. 

Tort influencerski taki duży 

Teraz wyobraź sobie, że jesteś influencerką, a media społecznościowe to miejsce, w którym pośrednio lub bezpośrednio zarabiasz pieniądze. Robisz to, polecając określone produkty, usługi i miejsca oraz dzieląc się swoimi opiniami. Użyczasz swojego wizerunku za pieniądze lub budujesz własną markę. Pracujesz na swój wizerunek i swoją rozpoznawalność. Kiedy masz największe szanse na sprzedaż? Gdy zbudujesz dużą społeczność osób, które polubią Ciebie i Twój styl życia, czyli wizerunek, jaki kreujesz w Internecie.  

Społeczeństwo uważa, że współczesny influencer to taki bohater-coach, który pojawił się w Internecie, aby nauczyć nas, jak mamy żyć. Jego doświadczenia są zawsze pełniejsze – on to potrafi jakoś tak przedstawić… jego emocje zawsze są bardziej dopasowane do okazji, a jego życie wspaniałe. Dlaczego nie mamy go naśladować? Wspaniała praca, wolność – spacer o godzinie 12.30 w październikowy, słoneczny dzień – poproszę! Sesja foto dla znanej marki z artykułami wyposażenia wnętrz – bardzo spoko. Zaproszenia na liczne eventy, prezentacje i  to najlepiej w Warszawie – świetnie! 

Obarczać kogoś – tak miło 

Zrzucamy na barki ludzi – często bardzo młodych – ogromną odpowiedzialność. Obarczamy kogoś, kto umie robić piękne zdjęcia i ma cokolwiek ciekawego do powiedzenia, odpowiedzialnością za to, jaki kupimy krem, jaką bluzkę i gdzie zjemy obiad na mieście. A później mamy pretensje, bo krem kosztował 100 złotych, a wylazły nam po nim wielkie krosty, bluzka źle na nas leży, a w restauracji podali przesolone ziemniaki. Nie ma luzu, nie ma pozwolenia na pomyłkę. „Jeśli jesteś influencerką i ja Cię lajkuję, to Ty masz mi gwarantować, że to, co polecasz, jest świetne. A jeśli nie, to ja Cię pokażę.” Tak zaczyna się cyberprzemoc. 

Internet śmiał się, gdy influencerki potraciły pracę – sponsorów i płakały, bo nie wiedziały, co mają dalej robić. Ich kariera się załamała, a one były po prostu zdruzgotane. Posypał się jad komentarzy, zaczęła się spirala cyberprzemocy. „Influencer to nie zawód!” „Płacze, bo już nie dostanie ciuchów za darmo” „Było się uczyć, a nie w social media siedzieć” „Dobrze jej tak, nie miała żadnej porządnej pracy.” To była właśnie cyberprzemoc. 

Dlaczego wartościujemy ludzi, jako tych, którym warto współczuć i tych, którym się należy? Serio? Uważasz, że zaproszenie do swojego świata 100-200 tysięcy osób nie wymaga wysiłku? Naprawdę myślisz, że przygotowywanie ciekawych postów i pięknych zdjęć wciąż i wciąż nie zajmuje czasu? A odpowiadanie na komentarze, na maile? 

Fanpejdż nie dla Ciebie 

Znana sportsmenka-celebrytka dostaje na swoim profilu pytanie. Pytanie być może jest uszczypliwe, może napisane w złym tonie. Może jego ukrytą intencją jest kogoś obrazić i komuś dopiec, a może doszło do wielkiego nieporozumienia. Dziewczyna, która je zadaje, zostaje zmieszana z błotem przez prawdziwe fanki, a następnie przez samą celebrytkę. To również jest cyberprzemoc, zauważ jednak, że prześladowcą nie musi być osoba, do której należy fanpejdż. W tę rolę mogą łatwo wcielić się jej fanki. 

Wina, odpowiedzialność i cyberprzemoc 

Jeśli ta dziewczyna zrobi sobie później krzywdę, to kto będzie ponosił winę, a kto odpowiedzialność? Czy mamy prawo oczekiwać od influencera, że będzie zwracał uwagę, co dzieje się na jego fanpejdżu? A czy mamy prawo wymagać od szefa, że będzie wiedział, co dzieje się wokół jego firmy?  Czy możemy wymagać, aby gwiazdy rocka dbały o bezpieczeństwo swoich fanów na koncertach? Zobacz, tak! Tak, tego właśnie oczekujemy. Dlaczego więc tak łatwo przychodzi nam usprawiedliwianie kogoś, kto jest twarzą social mediów? Czy szturchnięcie na koncercie albo wejście między dwie pijane osoby to mniejsza trauma niż otrzymanie setki obraźliwych wiadomości dziennie? 

Internet – trudno się bez niego obejść. 

Prawdziwe fanki znanej celebrytki znajdują prywatne konto, zaczynają pisać obraźliwe komentarze. Tworzą fejkowe konta, zaczynają prześladować bliskie osoby i znajomych. Wiesz, że zdarzały się przypadki włamań na konto? Niech dziewczyna wie, że z tą celebrytką się nie zadziera. Miejsce wygodne, bezpieczne, szybko staje się miejscem nieznanym. Na myśl o włączeniu fejsbuka, na którym przecież są znajomi i rodzina, który tak świetnie powiadamiał o ważnych wydarzeniach, na którym można było rozmawiać z klientami. Co wtedy zrobić? 

Upubliczniając swój wizerunek, dajesz prawo innym do współuczestniczenia w tym, co robisz. Dajesz prawo do zadawania pytań i dzielenia się wątpliwościami. Nie inwestujesz tylko w miłe i łatwe. W związku z tym bierzesz na swoje barki również odpowiedzialność. Chociażby za to, aby Twoje standardy wiodły prym na Twoim fanpejdżu „W moim domu nie będziesz robić takich rzeczy!”. 

Czy jednak fanpejdż jest prywatnym miejscem? Nie, jeśli zaprosimy do niego 1 000 000 ludzi. Wtedy staje się prężnie działającą społecznością, którą trzeba zarządzać i której trzeba pokazać, jakie są standardy. To Ty, jako influencerka, nadajesz ton wypowiedziom na Twoim profilu, to Ty masz moc ustalania zasad. 

Czy możemy w takim razie udawać, że nie wiemy, co się dzieje? Czy masz prawo schować głowę w piasek i nie rozwiązywać piątej w tym tygodniu gównoburzy? Jasne, jesteś tylko człowiekiem. Z drugiej strony od tego jest moderacja i jeśli jakiś influencer nie ma moderacji komentarzy, czy to go zwalnia z odpowiedzialności?

Możemy spojrzeć na to w ten sposób, że influencer to marka i wizerunek, który służy do zarabiania pieniędzy. Nie żywy człowiek, bo nie poznajemy człowieka. Dostajemy tylko finalny produkt – piękną oprawę fajnych treści. Wiele pracy, dużo determinacji. 

Czy właściwe osoby dostają od nas tabliczkę „autorytet”? 

Zastanawiałaś się kiedyś, czy Ola z Opola chciała stać się ekspertem w sprawie oszczędzania? Miała być może jakiś pomysł i plan, gdy zakładała swojego bloga, a później kanał na YT. W pewnym momencie wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli, a gdy przyszła propozycja napisania książki, Ola nie wiedziała, co się dzieje. Nagle okazało się, że ma fanpejdż i lubi ją kilkadziesiąt tysięcy osób. Blog ma kilkaset tysięcy wejść, a ona jest „sławna”. Pojawiają się pytania, komentarze, Ola chce na wszystkie odpowiedzieć. Nie daje rady, więc zakłada grupę. Ktoś z grupy wyłudza pieniądze na jej książki, podobno ona o tym wie. Wylewa się fala hejtu „Mogła ogarnąć to lepiej” „Mogła sprawdzać, kogo przyjmuje na grupę”. Ola zostaje zaszczuta. Jej siostra dostaje obraźliwe komentarze, jej chłopak odbiera dziwne połączenia z Messengera. Ola nie może dodać zdjęcia z wakacji, gdy to zrobiła ostatnio, pojawił się komentarz, że „pojechała za moje, ukradzione pieniądze”. 

Czy presja i odpowiedzialność nie są za duże w dzisiejszych social mediach? 

Oczekujemy, że wraz z rozwojem kanału, jego założyciel będzie przedstawiał nam nowe, ciekawsze treści, zmieniał formułę, inwestował w nowy sprzęt. Oczekujemy, że wciąż będzie miał coś nowego do powiedzenia, nowe produkty do polecenia i że u niego to będzie fajnie. Oburzamy się jednak, gdy uczciwie informuje, że post jest sponsorowany, gdy ma czelność testować odkurzacza-robota za 5 tysięcy, bo jakim prawem?! Jesteśmy złe, gdy make-up artystka nie chce zrobić rozdania i oddać kosmetyków, których nie używa – „Przecież ma pełną szufladę!”, wkurzamy się na trenerkę, która zupełnie za darmo publikuje swoje treningi, że nie dodaje nowego filmiku, co drugi dzień. Zawieszamy poprzeczkę tak wysoko, że sami musimy mocno zadrzeć głowę, aby ją w ogóle zauważyć. Tymczasem celebryta ma tam być i jeszcze podejmować wysiłki, aby ją przekroczyć. Chce nosić ubrania? Niech będą etyczne, szyte w Polsce, z organicznej bawełny, a do ich prania używa produktów, które nie niszczą planety. Niech odżywia się zdrowo, ale nie w ramach współpracy na mieście, niech gotuje w domu z bio produktów, ale nie w garnkach, które testował w ramach współpracy. Niech się pięknie maluje, często zmienia sukienki  fryzury i poleca nam swoje produkty, byleby nie były za drogie, bo my nie będziemy tak rozrzutnie tracić pieniędzy na kosmetyki. 

Czy mamy prawo oczekiwać od influencerów etycznego i empatycznego postępowania? 

Podkreślę, że nakładamy na barki influencerów olbrzymią presję. Oczekujemy, że będą się czuli odpowiedzialni za nas, za planetę, za społeczność lokalną. Jednocześnie chcemy, aby uszanowali nasze zdanie, liczyli się z nami i publikowali materiał, którego my oczekujemy. Oni często to robią, kosztem jakiejś fajnej współpracy sponsorowanej, kosztem jednej, czy dwóch zarwanych nocy. 

U niektórych wciąż jest miło i serdecznie i empatycznie, czujemy się częścią społeczności. Bo przecież tego pragniemy, prawda? Aby słynna trenerka pamiętała, że Kasia ma trójkę dzieci i z jej pomocą schudła już 5 kg –  „Świetnie Ci idzie, Kasiu, jestem z Ciebie dumna”, albo żeby ta psycholożka, co ma takie fajne podcasty, trzymała za nas kciuki – „Pamiętam Marysiu, że miałaś problem z jedzeniem słodyczy, cieszę się, że je ograniczyłaś”. 

Inni się po prostu uodparniają. Dają nam treści, jakie są w stanie stworzyć, ale sprawdzają je kilkanaście razy przed publikacją. Robią po kilkaset ujęć, zanim jakieś wstawią na swój profil. Dbają o swój biznes i nie pozwalają sobie na popełnianie w nim błędów. Kochają to, co robią i to, jak wygląda ich życie. Jednocześnie nie chcą się angażować, chcą być twarzą/wizerunkiem/marką, którą profesjonalnie zarządzają. 

Inni walczą o swój kawałek przestrzeni w sieci, o ludzkie traktowanie. O szacunek do ich słabości, o prawo do bycia sobą. Chcą publikować, dzielić się swoim życiem i pasjami. I wiesz, ja uważam, że to wymaga cholernie dużo odwagi, żeby zaprosić 5000 osób do swojego domu, do swojej lodówki, czy kuchni. Pokazałabyś, jak nakładasz makijaż 100.000 ludzi? A może zatańczyłabyś przed nimi? Rozsądne influencerki, które wciąż pozostają sobą na swoim kawałku podłogi, mają trochę blizn i urosła im już całkiem gruba skóra, ale angażują się i potrafią wyznaczać twarde granice. Praktykują bycie bez cyberprzemocy, na ich fanpejdżu nie zrobisz gównoburzy, nie ponarzekasz sobie i nie wdasz się w pyskówkę. Dla wielu osób jest tam nudno.  Dlatego zdarza się, że na nich narzekamy w kuluarach „No nie uwierzysz, jak ta influencerka potraktowała swoją fankę!” A jednak, uwierzę, bo skoro social media próbują burzyć wszystkie granice, to my je teraz musimy postawić na nowo.

Kultura

Najbardziej uzależniające seriale na Netflixie!

27 marca 2018 / Aleksandra Kowalewska

Z pewnością każdy z nas ma swoje określone kryteria, jednak pierwszym sygnałem decydującym o tym, że to akurat ten, to zarwana noc.

Nie ma co się oszukiwać, każdy z nas na pewno trafił na serial, który nie dał mu położyć się spać o czasie. Są seriale, które nie pozwalają mi opuścić ich bohaterów przez kilka dobrych godzin i zanim się obejrzę już żegnam...

Z pewnością każdy z nas ma swoje określone kryteria, jednak pierwszym sygnałem decydującym o tym, że to akurat ten, to zarwana noc. Nie ma co się oszukiwać, każdy z nas na pewno trafił na serial, który nie dał mu położyć się spać o czasie. Są seriale, które nie pozwalają mi opuścić ich bohaterów przez kilka dobrych godzin i zanim się obejrzę już żegnam się z sezonem i zaczynam kolejny. Wtedy wiem, że to dobry serial i robię wszystko, aby podzielić się tym z innymi.

 

Netflix wyszedł nam naprzeciw z propozycją seriali.

Niektóre z nich mogłyby konkurować z pełnometrażowymi filmami, zaskakując jakością, obsadą, oryginalnością scenariuszy i gamą różnorodności. Co najlepsze, Netflix nie zwalnia, a wręcz podkręca tempo. W 2018 roku ma zamiar wydać około 700 filmów, seriali i programów telewizyjnych. Nie dziwi mnie, że znaczna część klientów Netflixa zrezygnowała z telewizji kablowej, uznając ją za całkowicie zbędną.

,,Stranger Things’’ to serial o którym mówił i mówi każdy.

Z kimkolwiek bym nie rozmawiała, padało pytanie hej widziałaś Stranger Things? Stawało się to dla mnie męczące. Nastała pewnego rodzaju epidemia, przed którą mało kto się uchronił. W Warszawie, na Powiślu powstał nawet mural przedstawiający znaną scenę z serialu. To było istne szaleństwo, a Stranger Things odniósł niewyobrażalny sukces. Dość długo wzbraniałam się przed włączeniem tego serialu. Podchodziłam do niego z dużą dozą niepewności i byłam zdecydowanie na nie. Wynikało to z tego, że nie jestem fanką gatunku science fiction. Mike, Dustin, Lucas i Will szybko sprawili, że moja opinia zmieniła się diametralnie. Klimat serialu Stranger Things jest totalnie magiczny, przenosi nas do czarujących lat 80, przedstawia całą kwintesencję tego okresu. Ten serial to prawdziwa podróż w czasie, powrót do dzieciństwa. Co chwilę mrugnięcie oka w stronę widza muzyką z kaset magnetofonowych, przepięknymi samochodami, plakatami. Kilka minut serialu, a ja zaczynam darzyć sympatią bohaterów serialu, chłopcy wprowadzają nas w swój świat, pokazują jak wspólnie spędzają czas i jak ważna jest ich przyjaźń. Rozgrywki gry planszowej prowadzone w zaciszu piwnicy domu Mike’a są niemal grą o śmierć i życie. Gdy niespodziewanie ginie jeden z nich okazuje się, że bohaterowie będą musieli zmierzyć się z prawdziwym zagrożeniem w realnym świecie, a poruszać się będą po planszy swojej ulubionej gry.

,,Narcos’’ bez wątpienia jest równie znany.

Od dłuższego czasu zajmuje mocną pozycję w rankingu najchętniej oglądanych seriali na Netflix. Serial jest dowodem na to, że życie pisze najlepsze scenariusze. Kapitalna, kolumbijska muzyka, przepiękne zdjęcia oraz wręcz niewiarygodna historia jednego z największych bossów narkotykowych, Pablo Escobara. Serial ukazuje nie tylko to, jak wyglądała cała kokainowa machina, ale także wprowadza do domu głównego bohatera. Przyznaję się, że obejrzałam ten serial od początku do końca dwa razy. Napięcie jakie towarzyszy każdemu odcinkowi sprawia, że nie jesteśmy w stanie rozstać się z serialem na dłużej. Niestety obecnie nie wiadomo jakie będą dalsze losy serialu. Jeden z członków ekipy, Carlos Muñoz Portal, został bestialsko zamordowany podczas poszukiwań nowych lokalizacji do kręcenia serialu. Do dziś nie wiadomo kto stoi za jego śmiercią. Niemal w tym samym czasie, brat Pablo Escobara zażądał od Netflixa potężnego odszkodowania za bezprawne użycie wizerunku oraz historii Pablo. Netflix poważnie zastanawia się czy dalsza kontynuacja serialu będzie jeszcze możliwa, dlatego też dla fanów tej tematyki proponuje alternatywę, którą jest równie dobrze oceniany serial, opowiadający o meksykańskim bossie narkotykowym, El Chapo. Niestety ja jeszcze go nie obejrzałam, ale mam go na swojej liście.

 

Piper wiedzie spokojne, wygodne życie u boku narzeczonego.

Pewnego dnia spada na nią wiadomość, która sprawia, że jej dotychczasowa rzeczywistość obraca się do góry nogami, a ona nie mając na to wpływu musi po prostu się z tym zmierzyć. Zostaje umieszczona na okres piętnastu miesięcy w więzieniu dla kobiet. Zaczyna obcować z ludźmi, z którymi w normalnym życiu z pewnością nie miałaby do czynienia. Śmiałam się i płakałam razem z bohaterkami. Serial porusza problemy kobiet, ukazuje nam margines społeczny, kobiecy margines społeczny, co sprawia, że treść całego serialu jest oryginalna i kontrowersyjna. Z odcinka na odcinek obserwujemy jak Piper się zmienia, jak przestaje wierzyć we wszystko w co do tej pory wierzyła, jak przewartościowuje się jej życie. ,,Orange is The New Black’’ jest serialem zdecydowanie wartym uwagi.

,,F is the Family’’, animowany serial komediowy dla dorosłych.

Pierwsze co mnie zachwyciło to czołówka, zabawna, ale też z drugiej strony bardzo prawdziwa. Przedstawia klatki z życia głównego bohatera, Franka Murphy. Szybko okazuje się, że czołówka mówi najwięcej o całym serialu. Amerykańska rodzina mieszkająca w domu z ogrodem na przedmieściach, trójka dzieci, pies i ich codzienne perypetie. Wydaje się idealnie, ale tak nie jest. Serial ukazuje codzienne zmagania głównego bohatera z rzeczywistością w jakiej się znalazł. Skierowany do fanów takich seriali jak South Park.

,,Black Mirror’’. Pozycja moim zdaniem dość kontrowersyjna i naprawdę mocna, przekonałam się o tym niemal od razu.

Po pierwszym odcinku pierwszego sezonu doznałam szoku i rozstałam się z serialem na dłuższą chwilę, by wrócić do niego i totalnie się wkręcić. Otwiera oczy, wzbudza niepokój i porusza bardzo ważne kwestie. Współczesny świat, nafaszerowany technologią, zmieniającą wszystkie sfery naszego życia. Ten serial wybiega naprzód, pokazuje do czego to wszystko nas prowadzi, w jaki sposób się na nas odbije, jak nierozważnie używamy coraz to nowszych wynalazków technologicznych, uzależniamy od nich swoje życie. Nowy odcinek, nowa historia, przedstawiona w brutalny i mocny sposób. Serial jest dość ciężki, jednak warty uwagi, oryginalny i trafiający w sedno.

Na koniec zostawiłam serial ,,Grace and Frankie’’, czyli duet idealny.

Na niedzielne wieczory, dla rozrywki, śmiechu i rozluźnienia przed kolejnym tygodniem pracy. Serial opowiada historię dwóch, całkowicie różnych kobiet, mogłabym nawet powiedzieć, że pochodzących z totalnie innych światów. Poukładana, zawsze pięknie wyglądająca i dbająca o każdy szczegół Grace. Z drugiej strony lekko ekscentryczna, paląca jointy, hipiska Frankie. Kobiety zdecydowanie nie darzą się sympatią, po prostu znają się ze względu na to, że ich mężowie przyjaźnią się od wielu lat i co jakiś czas spotykają się we czwórkę. Podczas jednych z takich spotkań mężowie obu pań ogłaszają nieco szokującą nowinę dotyczącą ich przyszłych planów. Mianowicie okazuje się, że Robert i Sol są kochankami, nie mogą dalej ukrywać się ze swoim wielkim uczuciem i niestety muszą opuścić swoje partnerki, aby w pełni poświęcić się swojemu związkowi. Grace i Frankie nie są całkiem młode, więc grunt lekko osuwa im się pod nogami. Mimo niechęci do siebie zamieszkują razem w domku nad morzem i próbują jakoś ogarnąć sytuację, na którą nie mają już żadnego wpływu. Czeka ich masa świetnych historii, z czasem rozwija się z tego niezwykła przyjaźń. Serial ukazuje siłę kobiet i samego człowieka, w naprawdę lekki i zabawny sposób. Polecam na poprawę humoru 🙂

Cóż, w 2018 roku, Netflix nie zwalnia.

Tak jak wspomniałam wcześniej, to nie koniec jeżeli chodzi o produkcję seriali. Z moich obserwacji wynika, że lubimy seriale, które dostarczają nam silnych emocji, mają w sobie tajemnice, a także zapowiedź czegoś niezwykłego, dostarczają odpowiednią dawkę adrenaliny, takie też seriale trzymają mocne pozycje w rankingach. Niesamowicie promowany serial science fiction Altered Carbon, w roli głównej szwedzki aktor Charles Joel Nordström, którego zresztą uwielbiam. Myślę, że każdy wiedział o wystawie w Warszawie zapowiadającej premierę serialu. Następnie Seven Seconds, morderstwo i tajemnica. Przygotowywany jest także serial kryminalny Dogs of Berlin. Historia dwóch całkiem różnych detektywów, którzy zostają zmuszeni do wspólnego działania przeciwko berlińskiemu światu przestępczemu. Pojawi się także taka pozycja jak Everything Sucks, widziałam trailer i mimo tytułu, który nie trafia do mnie, zapowiada się całkiem nieźle. Zbuntowana młodzież i ich nastoletnie problemy. Mogłabym tak godzinami, wymieniać i wymieniać. Ja mam nadzieję, że pojawi się też coś zabawnego i lekkiego. Netflix nie pozwoli nam z nim zerwać na dłużej, także bądźcie czujni, nowości tuż tuż.

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo