Change font size Change site colors contrast
Ciąża

Niepłodność? Nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem…

8 lutego 2023 / Monika Pryśko

Nie znam osobiście pary, która bezskutecznie stara się o dziecko.

O dwóch takich parach tylko słyszałam. Czy to znaczy, że w moim najbliższym otoczeniu wszystkie kobiety z łatwością zachodzą w ciążę, a ich partnerzy nie mają problemów z płodnością? Nie. To znaczy, że o problemach z zajściem w ciążę się nie mówi wprost. Często nie mówi się wcale.

Choroba niepłodności jest społecznie wstydliwa, choć gdy o niej rozmawiamy, jesteśmy pełni empatii i zrozumienia. Współczujemy parom, które nie mogą zajść w ciążę, choć nadal nie wiemy, co jest przyczyną tych trudności.

Niewiedza rodzi domysły. Niewiedza tworzy bariery. 

Narine Szostak  jest twórczynią kampanii społecznej #JestemN97 mającej na celu wsparcie procesu wyjścia z tabu niepłodności.

 

Monika Pryśko: Co oznaczają dwa hasztagi, które są swoistym hasłem Twojej kampanii społecznej #JestemN97

Narine Szostak: One są bardzo wymowne, choć na pierwszy rzut oka mogą nic nie mówić. N46 i N97 to są medyczne oznaczenia choroby niepłodności żeńskiej i męskiej w międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10. 

 

Skąd te cyferki?

Tych cyferek jest bardzo dużo, bo każda przypadłość i każdy symptom wymaga innej klasyfikacji, natomiast ja się skupiłam na tych dwóch głównych, które niepłodność określają w sposób bardzo dobitny, które mówią jedno — chodzi o chorobę niepłodności.

Jak myślisz, to jest taki temat, że nie możemy znaleźć słów, dlatego musimy posiłkować się cyferkami?

Zastanawiałam się, w jaki sposób stworzyć język mówienia o niepłodności, niekoniecznie używając tego słowa. Bo to słowo jest trudne, szczególnie emocjonalnie. I często nie chce przejść przez gardło tym, którzy przez lata starają się o dziecko.  

 

Wydaje mi się, że to jest trudne, ponieważ jak już nazwiesz tę niepłodność, to ta niepłodność staje się faktem niezaprzeczalnym, a póki nie wyrazisz tego wprost, to jeszcze możesz mieć nadzieję, że to chwilowe, że to przejdzie. 

Stąd też te hasztagi. To jest nazwa choroby, której nie musimy wprost nazywać niepłodnością. Możemy o tym mówić, nie używając tego słowa, które wielu z nas nie przechodzi przez gardło.

 

Kiedy niepłodność została nazwana chorobą? Mam wrażenie, nie używało się słowa choroba w kontekście niepłodności. O trudnościach w zajściu w ciążę mówiło się, jakby to zależało do losu. 

Dokładnie, niepłodność to był los, kara boska, karma… Tylko zastanawia mnie, dlaczego w ten sposób nie mówimy o innych chorobach? Nikt nie mówi, że choroba nowotworowa to los czy kara boska. Mówi się: masz raka płuc, doigrałeś się, trzeba było tyle nie palić. Znamy przyczynę, przy niepłodności często nie. 

Regularnie przecież się słyszy: „Bóg obdarzył ich dziećmi”, co czasem brzmi, jakby był z góry ustalony przydział na dzieci, co nie ma żadnego związku z ciałem, fizycznością i procesami zachodzącymi w ciele, tylko z decyzją istoty ponad nami. To jest poza ludzką decyzyjnością. 

Czy to los za mnie zdecydował? Spójrzmy na to inaczej. Mam 13 lat i dostaję ataku bólu spowodowanego wyrostkiem robaczkowym. Trafiam do szpitala, gdzie mam operację. Po kilku latach mam kłopoty z  miesiączkami, jestem młodą kobietą i nie mam pojęcia,  co się dzieje w moim organizmie. Natomiast okazuje się, że taki wyrostek robaczkowy, taka rutynowa operacja potrafi wiele zniszczyć w organizmie kobiety. Patrząc na to pod kątem losu, to nie jest to los, a sekwencja wydarzeń, których my ze sobą nie wiążemy. 

To trudne, bo gdy nie pragniesz niczego więcej poza dzieckiem, nie jesteś psychicznie w stanie wtedy tych kropek połączyć. Czasami tak zwyczajnie po ludzku łatwiej jest przetrwać w tej chorobie myśląc, że to los zadecydował. Wtedy można wierzyć, że los się odmieni. Los jest traktowany jako nadzieja. Los trwa, a to pozwala myśleć, że jeszcze nic nie jest przesądzone.

 

Przerzucanie odpowiedzialności na los przynosi ulgę? 

To mechanizm, nabyty sposób myślenia, narzucony przez społeczeństwo. Bo my społecznie postrzegamy niepłodność jako coś, co nie zależy od nas. 

Przez szereg lat naszego życia przechodzimy przez wiele dolegliwości, które wskazywały na to, że mogą w przyszłości zaistnieć problemy z płodnością. Ludzie narzucają nam jednak pewien sposób myślenia, sugerując, ze niepłodność to kara, często pomijają po prostu aspekt zdrowotny. Nakłada się na nas poczucie winy, że może faktycznie zasłużyłyśmy na to, że może, zamiast robić karierę, powinniśmy wcześniej postarać się o dziecko? 

Jesteś osobą wierzącą?

Wiara w cokolwiek, w Boga, w energię, w medycynę wspiera proces leczenia niepłodności. Jestem za tym, by wspierać się wiarą i duchowością, bo ona nas tylko uspokaja. Nie ma w tym nic złego, to dobrze, jeśli mamy sposób, który pomaga nam znaleźć balans, między tym, co czujemy, chcemy i możemy. 

 

Czy spotkałaś się z takim nastawieniem, że kobiety z chorobą niepłodności są traktowane jak zgniłe jajko, z którym nie wiadomo, jak się obchodzić?  Z jednej strony para walczy o rodzicielstwo, z drugiej strony bliskie im osoby zastanawiają się, czy zaprosić na pępkowe, bo może być im przykro…

Medal ma dwie strony. Osoby, które bezskutecznie starają się o dziecko, nie mówią o swojej chorobie, nie otwierają się w swojej społeczności, w swoim najbliższym otoczeniu, wiec bliscy często nie wiedza, z czym się zmagają. A skoro nie wiedzą, to nie mają pojęcia, jak się zachować, by nikogo nie urazić. 

 

Bo ciężko mówić o zazdrości i tych wszystkich trudnych emocjach, których się często wstydzimy. 

Jest oczywiście zazdrość, i to jest naturalne. Ty jesteś w ciąży, a ja nie. Gdy ten ciążowy brzuszek wydaje się być nie do osiągnięcia, oglądanie innych kobiet, które cieszą się swoim macierzyństwem, bywa frustrujące. Natomiast osoby w naszym otoczeniu, nie wiedząc, z czym się zmagamy, nie wiedzą, jak z nami rozmawiać, a my oczekujemy, że inni będą się domyślać, jak się czujemy i czego potrzebujemy. To jest patowa sytuacja, tak się nie da. Widzę, że jest to jeden z głównych problemów par starających się o dziecko, unikanie rozmów tylko pogłębia schemat. 

 

Dlatego wkładasz kij w mrowisko? 

To jest mój cel, by zachęcać kobiety i mężczyzn, by ujawnili swoją chorobę. Często jest tak, że z góry zakładamy, że rodzina nas nie zrozumie, a gdy ona się dowiaduje o problemie, o tym, co się u nas i z nami dzieje, to pojawia się czułość i wsparcie. Sytuacja zaczyna wyglądać inaczej niż zakładaliśmy. 

 

I wtedy człowiek się orientuje, że ukrywał się niepotrzebnie. 

To ukrywanie spowodowane jest wstydem. Poczuciem, że jestem niekompletną kobietą, mężczyzną. A wiadomo, facet musi spłodzić syna, posadzić drzewo i zbudować dom. No właśnie nie musi!!

 

Kobieta też nie musi rodzić dzieci. 

To, że ktoś nie może mieć dzieci z przyczyn medycznych, nie oznacza, że inni nie mogą nie chcieć mieć dzieci, mimo że mogą mieć.

Dopóki my o tym nie mówimy, to wszyscy mają pretensje i pytają, czemu my nie mamy tych dzieci. A my nikomu nie mówimy dlaczego, a można by powiedzieć: nie mogę mieć dzieci, staramy się to zmienić, jeśli możesz, to mnie po prostu wspieraj, ale pytania o to tego nie przyspieszą.

 

Czy jakaś konkretna sytuacja spowodowała, że postanowiłaś zareagować właśnie taką kampanią?

Walczyłam o moją córkę 10 lat. Moja córka pojawiła się na świecie dzięki metodzie in vitro. Natomiast przez te lata przeszłam długą drogę, od lekarzy, uzdrowicieli, po zielarzy. Przerobiłam wszystko. Kobieta w desperacji sprawdza wszystkie opcje. Dziś z perspektywy czasu się z tego śmieję, ale te wszystkie próby były mi potrzebne, by dojrzeć, by zbudować gotowość na wejście w procedurę in vitro. Wiem, ze wielu osobom, tak jak i mnie, decyzja o in vitro nie przyszła z łatwością. 

 

A czemu ta droga jest tak długa?

To diagnostyka trwa bardzo długo i gdy przez lata nie wiesz, co ci dolega, probujesz się dowiedzieć i nie jest to proste. Trudno jest wejść w proces in vitro nie wiedząc, co ci dolega i co spowodowało niepłodność. Dokładnie przed tym samym dylematem stałam ja.  Chciałam wiedzieć, co u mnie w ciele nie działa tak, jak należy. Co jest prawdziwą przyczyną problemów z zajściem w ciążę. Nasz lekarz bardzo naciskał na in vitro, gdyż miałam niedrożne jajowody. Okazało się też, że miałam guzka na jajniku, który został zbagatelizowany. Usłyszałam, że nie ma on wpływu na podejście do in vitro. Postanowiłam zbadać na własną rękę, czy mogę udrożnić moje jajowody, choć podobno w Polsce się tego nie zaleca. Ale ja chciałam się dowiedzieć. 

 

To Ci powiedziała intuicja, przeczucie? 

Uczulam inne dziewczyny, by słuchały swojej intuicji, bo ona nie zawodzi. Postanowiłam sprawdzić to w Armenii, kraju mojego pochodzenia. Gdy leżałam już na stole operacyjnym, w celu udrożnienia jajowodów, okazało się, że moja operacja nie będzie trwała 30 minut, ale prawie 4 godziny. Okazało się, że są tam ogromne zrosty, stany zapalne, asymetria jajników. Guz, który w Polsce został zbagatelizowany, był wielkości małego jajka. 

Dziś uważam, że powodzenie procedury in vitro zawdzięczam temu lekarzowi, który zrobił mi operację, który moje narządy doprowadził do jako takiej równowagi. Dzięki temu dziś jestem mamą córki. 

 

Czy jest różnica między niepłodnością kobiecą a męską, w kontekście wstydu i akceptacji społecznej?

Niepłodność w sferze psychicznej nie dostrzega płci, ona tak samo dotyka kobiety jak i mężczyzn, natomiast mam wrażenie, że w ogóle ta niepłodność męska jest jeszcze bardziej spychana na bok. Wiele wspierających komunikatów jest skierowanych tylko do kobiet. Nie słyszymy o tym, jak leczyć azoospermię, ale wiemy już więcej na temat endometriozy. 

 

Jednak kobiety są bardziej skore do dzielenia się trudnymi chwilami.

Mężczyźni też się bardzo dobrze kamuflują. Natomiast gdy wejdziesz do kliniki niepłodności, to w kolejce czeka tyle samo kobiet, co mężczyzn. Statystyki mówią bardzo jasno, że 20-30% niemożności zajścia w ciążę wynika z czynnika męskiego. A do 2050 roku ten odsetek wzrośnie nawet do 50%. 

 

Dlaczego tak jest?

Bo niepłodność to choroba cywilizacyjna, tak jest określana przez WHO. Na niepłodność wpływa cala masa czynników, i świadomość tego jest kluczowa, by temu przeciwdziałać. Ale by tak się stało, potrzebna jest edukacja, bo wciąż w społeczeństwie jest przekonanie, ze to kobiecie tyka zegar biologiczny, a facet może mieć dzieci zawsze. A tak nie jest. 

 

Chciałabyś to zmienić?

Marzę o tym, by osoby niezależnie od płci, borykające się z niepłodnością, nie bały się mówić o swojej chorobie, bo wiem, że mówienie o niej otwarcie wspiera proces leczenia, wspiera nas psychicznie, bo nie czujemy presji, by ukrywać swoją historię. 

 

Przeczytałam w książce „Terapia przez pisanie”, że samo ukrywanie tajemnicy jest cięższe emocjonalnie niż posiadanie tejże tajemnicy.

To wszystko dewastuje naszą psychikę, a przecież my musimy funkcjonować i mieć energię w sferze zawodowej, osobistej, towarzyskiej. Ile kobiet ukrywa w pracy, że właśnie przechodzi procedurę in vitro? I jak bardzo byłoby im lżej, gdyby to było jasne i nie musiałyby kombinować, kiedy zrobić sobie zastrzyk w brzuch, żeby nikt nie zobaczy.  To jest ogromny stres! To wielka ulga móc śmiało powiedzieć: czasami mogę być mniej dyspozycyjna, chciałabym, byś o tym wiedział / wiedziała, potrzebuję wsparcia. Ludzie mają serce i to po właściwej stronie. Warto zrobić ten krok, bo to jest tylko dla naszego dobra. 

 

Warto jest zacząć zmianę od rozmowy, zamiast zmieniać nieprzygotowanych ludzi. Przygotowujesz ludi do zmiany?

Nie da się tego zrobi inaczej. Zachęcam do opowiadania swoich historii, one będą nam służyć i będą wspierać proces zwiększenia świadomości u osób, które nie są zainteresowane osobiście, ale może znają kogoś, kto walczy o bycie rodzicem.

 

___

 

Autorka zdjęć: Patrycja Toczyńska

Rozmowy

12 pytań do mediatora sądowego. Rozmawiajmy!

2 lutego 2021 / Monika Pryśko

Żyjemy w czasach bardzo trudnych, powiedziałabym, że nawet konfliktowych.

Nie umiemy ze sobą rozmawiać, pandemia i związane z nią napięcia wpłynęły na nasze związki. Zresztą, podobno początek roku jest zawsze trudny dla par i wtedy najwięcej małżeństw się rozpada. Czyli z kryzysu wpadamy w kolejny kryzys. Ze zmęczenia pandemią i brakiem porozumienia w związku wpadamy w kryzys rozwodowy, często jeszcze trudniejszy. Dlatego dziś 12 pytań do Igi Witkowskiej, mediatora sądowego.

Monika Pryśko: Zacznijmy od hasła: mediacje. Myślę, że warto krótko opisać, czym jest mediacja. Wiesz dlaczego? By gdy ja przechodziłam przez rozwód, nikt nie powiedział mi o tym, że mogę skorzystać z pomocy mediatora. Mnie też mediacje kojarzyły się tylko jako narzędzie biznesowe. Jakże byłoby lżej, gdybym skorzystała z pomocy mediatora!  

Iga Witkowska: Mediację można określić jako dobrowolne i poufne rozwiązywanie sporu między stronami konfliktu w obecności i z pomocą bezstronnego, neutralnego i zaakceptowanego mediatora.

Mediator jest osobą, która pomaga poukładać wszystkie formalne i te prywatne kwestie związane z rozwodem czy rozstaniem. Czuwa, aby proces mediacji przebiegał w sposób kulturalny i z poszanowaniem obydwu stron, posiada również wiedzę, aby kwestie, które są omawiane i ostatecznie spisywane w ugodzie, były zgodne z prawem. 

 

Jestem pewna, że wiele osób by zapytało: po co mi to? 

Rozmowa w obecności bezstronnej osoby daje możliwość skupienia się na faktach i rozwiązaniach, a nie na przeszłości i obwinianiu strony przeciwnej. Mediator powinien mieć również na uwadze dobro małoletnich dzieci, gdyż strony pozostające w konflikcie często zapominają, że największe konsekwencje ponoszą dzieci.
W czasie spotkań mediacyjnych staramy się omówić wszystkie sporne kwestie, rozważamy różne rozwiązania, dajemy czasem chwile na przemyślenie konsekwencji z proponowanych rozwiązań. 

 

Po co ludziom mediator, skoro zatrudnili już prawnika przy sprawie rozwodowej? Pytam o to na początek, bo domyślam się, że takie dylematy mogą mieć osoby w kryzysie. 

Mediator w przeciwieństwie do prawnika stoi pośrodku i szuka rozwiązań, a nie broni racji klienta – taka jest główna różnica pomiędzy prawnikiem a mediatorem.

Decydując się na mediacje, bardzo często możemy zrezygnować z zatrudniania pełnomocnika i przez cały proces rozwodowy możemy przejść samodzielnie.
Co najistotniejsze, mediacje skracają cały proces rozwodowy, czyli oszczędzamy czas. 

Oszczędzamy również pieniądze, ponieważ koszty mediacji są znacznie mniejsze niż zatrudnianie pełnomocnika (adwokata czy radcę prawnego). Mediacje są również mniej stresujące, gdyż pracujemy nad porozumieniem, a nie skupiamy się na dowodach, winie i szukaniu świadków. Tak więc mamy same korzyści.

 

Na jakim stadium kryzysu przychodzą do Ciebie po pomoc Klienci? Czy mediator to ostatnia szansa, czy bardziej profilaktyka? 

Zazwyczaj trafiają do mnie osoby, które podejmują decyzje o tym, że chcą coś zmienić w swojej relacji. W większości są to osoby, które podjęły wstępną decyzję o rozstaniu. Natomiast czy formalnie dochodzi do rozwodu, to już bywa różnie. W trakcie mediacji staram się udrożnić komunikację w związku, gdyż to jest zazwyczaj największy problem. Czasem strony w trakcie mediacji dostają drugą szansę na odbudowanie związku, podejmują decyzję o wspólnej terapii, a mediacja jest tylko początkiem do tego, aby pracować nad związkiem, w którym wciąż tli się uczucie. 

 

Jakie pytanie na początku pada najczęściej?

Po co mi te mediacje i co mi to da?
Tak! Jak już wspomniałam powyżej, mediacje to same korzyści, skracamy czas całego procesu, oszczędzamy pieniądze i stres. Możemy zająć się wszystkimi aspektami związanymi z rozstaniem, planem opiekuńczym dla dzieci, alimentami i podziałem majątku. Czyli kompleksowo. 

Czy będzie nas Pani godzić?
Nie, mediacje mają prowadzić do znalezienia rozwiązania akceptowalnego przez obydwie strony. Jeżeli strony są gotowe na rozstanie, nikt na siłę nie będzie starał się przekonać, że należy trwać w związku. Mediacje mogą pomóc w komunikacji, mogą uświadomić obszary, w których jest konflikt, natomiast nie są terapią.

Czy jeżeli rozwód jest już w toku, to możemy mediować?
Tak! Mediować możemy na każdym etapie postępowania sądowego, zarówno przed jak i w trakcie trwającego procesu. 

 

Niestety w naszym społeczeństwie wiedza na temat mediacji jest wciąż znikoma, stąd czasem dość abstrakcyjne pytania. Osobiście bardzo zależy mi na edukowaniu w tym zakresie, dlatego bardzo często zapraszam osoby zainteresowane na darmowe konsultacje w tematach mediacji, aby rozwiać wszelkie wątpliwości klientów. 

 

Czy ustalenia zapisane podczas mediacji mają moc prawną?

Ustalenia, do których dochodzimy w trakcie procesu mediacyjnego, spisujemy w Ugodzie Mediacyjnej, jest to jak najbardziej dokument wiążący i ma moc umowy cywilnoprawnej. 

Dz. U. z dnia 17.11.1964 KPC .Art 183 15 § 1. Ugoda zawarta przed mediatorem, po jej zatwierdzeniu przez sąd, ma moc prawną ugody zawartej przed sądem. Ugoda zawarta przed mediatorem, którą zatwierdzono przez nadanie jej klauzuli wykonalności, jest tytułem wykonawczym.

 

Rozmawiałam ostatnio z prawnikiem, który powiedział, że teraz, w dobie pandemii, na zakończenie sprawy rozwodowej trzeba czekać nawet kilka lat. Czy mediacje mogą zastąpić długą sprawę rozwodową?

Prawdą jest, że od lat sądy są przeciążone, a w dobie pandemii na pierwszy termin posiedzenia sądowego czeka się około 8 nawet do 14 miesięcy.

Mediacje jak najbardziej mogą przyspieszyć procedurę rozwodową. Jeżeli strony zdecydują się na mediacje jeszcze przed złożeniem pozwu, możemy na drodze mediacji sporządzić ugody, które następnie z pozwem są składane do sądu. Dla sądu jest to informacja, że strony osiągnęły  porozumienie w ważnych kwestiach, dlatego sąd nie musi planować wielogodzinnych posiedzeń, a wszystko zamknie się z trakcie jednego spotkania. 

 

Jak przygotować się na spotkanie z mediatorem? 

Najważniejsze jest wiedzieć, czego oczekujemy od osoby, z którą mediujemy.

Warto jest spisać nasze propozycje i przeanalizować, z czego jesteśmy w stanie zrezygnować i na jakie ustępstwa jesteśmy gotowi. W przypadku podziału majątku należy przygotować wszelkie dokumenty i oszacować wartość przedmiotów do podziału.
Przemyśleć kwestie logistyczne w aspekcie opieki nad dziećmi i kontaktów.

Wszelkie te kwestie omawiam jeszcze przed pierwszym spotkaniem.

 

Gdzie najczęściej odbywają się mediacje – w specjalnym miejscu, czy na przykład też w kawiarni, czy mieszkaniu jednej ze stron?

Mediacje z założenia powinny odbywać się w miejscu neutralnym dla obydwu stron. Kawiarnia nie jest odpowiednim miejscem na mediacje, gdyż warto, aby przestrzeń do spotkań dawało poczucie intymności. Mieszkanie jednej ze stron może być alternatywą, jeżeli obydwie strony zaakceptują takie miejsce. Pokój mediacyjny jest zbliżony do gabinetu psychologa czy terapeuty, powinien zapewniać poczucie bezpieczeństwa, ale nie rozpraszać uwagi od merytorycznych kwestii spotkań.

 

Mediator to osoba bezstronna, która ułatwia komunikację, ponieważ w jego towarzystwie można ustalić pewne sprawy z mniejszym natężeniem emocjonalnym. Zastanawia mnie, czy mediator może być świadkiem jednej ze stron? Czy może być wezwany do Sądu w sprawie pary, w której mediacji uczestniczył?

Mediator nie może być wezwany na świadka, chyba że obydwie strony wyrażą na to zgodę.

 

Jakimi kryteriami powinniśmy się kierować, szukając mediatora w ważnej dla nas sprawie?

Ja zawsze kieruje się poleceniami, szukając specjalistów, ekspertów różnych dziedzin. Natomiast zawsze można sprawdzić i wybrać mediatora na stronie sądu. Każdy sąd posiada listę stałych mediatorów, która jest dostępna na stronie internetowej. Należy też pamiętać, że w trakcie mediacji możemy zmienić mediatora albo zrezygnować z mediacji, ponieważ jest to proces dobrowolny, nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji prawnych i rezygnacja nie powinna mieć wpływu na ostateczny wyrok sądowy.

 

Czy mediacje to długi proces? Zastanawiam się, czy są przypadki, w której wystarczy jedno spotkanie. 

Mediacje z założenia powinny trwać do 3 miesięcy, natomiast wszystko zależy od determinacji stron. Zdarza mi się, że mediacje kończą się ugodą na drugim spotkaniu, ale dotyczy to stron, którym zależy na szybkim rozwiązaniu konfliktu. 

 

_

Iga Witkowska. Mediator Stały przy Sądzie Okręgowym w Warszawie, mgr Zarządzania zasobami Ludzkimi, marketingowiec i PRowiec. Absolwentka i uczestniczka wielu szkoleń i kursów z zakresu mediacji, negocjacji i prawa rodzinnego w Polskim Centrum Mediacji oraz Centrum Szkoleń Prawnych. Specjalizuje się głównie w mediacjach cywilnych rodzinnych, rozwód, plan opiekuńczy, alimenty, podział majątku, oraz mediacjach w biznesie, spory dotyczące realizacji umów, warunki spłat należności, konflikty pracownicze. Edukuje i propaguje mediacje jako pozasądową formę rozwiązywania sporów. Uczy pozytywnej komunikacji bez agresji. Autorka strony https://rozwodinaczej.eu/

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo