Jesienią 2017 roku ruszyła kampania społeczna ,,Dziecko w Rozwodzie’’, która zwraca uwagę na sytuację dziecka, gdy rozpada się jego rodzina oraz uwrażliwiająca rodziców na dziecięce emocje.
Z mediatorem rodzinnym Agnieszką Tulin-Kardaś i psychologiem Agnieszką Dżaman, inicjatorkami akcji ,,Dziecko w Rozwodzie’’ ze Stowarzyszenia Rodzin Pelikan w Gdańsku rozmawiała redaktor naczelna TMM Monika Pryśko.
Monika Pryśko: Czy rodzice, z którymi macie kontakt, lubią swoje dzieci?
Agnieszka Dżaman: Nie widzą swoich dzieci. Widzą swój problem, swoje emocje związane z osobą, z którą się rozstały.
Agnieszka Tulin: Gdy rodzice mówią, że kochają swoje dzieci i robią wszystko dla ich dobra, to ja im wierzę. Ostatnio przywiązałam się do hasła ,,obraz wroga’’, które określa, jak postrzegamy drugą osobę, poprzez filtry, które nakładamy. Jeżeli dzieje się coś złego w relacji, to nasz mózg robi wszystko, byśmy siebie samych postrzegali jako dobrą osobę. A skoro dzieje się coś niedobrego, ktoś musi być za to odpowiedzialny. To jest przerzucanie odpowiedzialności na drugą osobę. Jeśli wychodzi się z założenia, że jestem ,,ta dobra’’, a druga strona jest przyczyną konfliktu, wybiórczo przyjmujesz słowa czy zachowania drugiej osoby. Odbierasz tylko to, co pasuje do negatywnego obrazu osoby.
MP: Czyli wszystko, co potwierdza naszą rację.
AT: Żeby mieć poczucie, że jest się w porządku. Ten ,,obraz wroga’’ powoduje, że skupiamy się, by sobie i innym udowodnić, że druga strona ma złe intencje, że kłamie. Zacierają się dobre wspomnienia, bo przestają pasować do tego obrazu, a wtedy dobro dziecka staje się tylko pojęciem. Człowiek nie ma świadomości, że to, co robi, dziecku nie służy.
MP: Jaka sytuacja była impulsem do zainicjowania akcji ,,Dziecko w Rozwodzie’’?
AD: Agnieszka, pamiętasz tego mejla?
AT: ,,Nic, nikt, nigdy i w żaden sposób nie przekona mnie do żadnych mediacji, negocjacji, ugód…
AD: ,,… nie zawracaj mi głowy, bo jestem zajęta patrzeniem na błękitne niebo.’’
AT: To była odpowiedź matki na propozycję ojca, żeby spotkać się na mediacjach. Ten sam ojciec chciał zapisać ich wspólne dzieci na warsztaty, na co owa kobieta też się nie zgodziła.
AD: ,,Dziecko w Rozwodzie’’ powstało z bezradności wobec sytuacji dziecka w obliczu rozpadu rodziny, które nie dość, że często pozostaje niewidzialne, to jeszcze jego dobro rodzice utożsamiają z własnym dobrem. A to nie są te same dobra.
MP: Z czym kobiety na warsztatach czy mediacjach mają największy problem?
AD: Z odłączeniem emocji. Żeby zauważyć więcej, trzeba chociaż spróbować te emocje puścić.
AT: Dlatego na naszych warsztatach najpierw mówimy o potrzebach dzieci. Potem mówimy o konsekwencjach zaniedbania tych potrzeb, a na końcu tłumaczymy rodzicom, że do mediacji trzeba być gotowym. Nawet jeśli nie mogą czegoś zaakceptować, to powinni umieć wysłuchać argumentów drugiej strony, dopuścić możliwość, że ta druga strona też ma prawo mieć i okazać jakieś swoje potrzeby czy oczekiwania.
AD: Ogromną siłą naszych warsztatów jest to, że rodzice nie widzą siebie nawzajem, bo rodziców, jeżeli zgłaszają się oboje, rozdzielamy do odrębnych grup, natomiast poznają osoby innej płci o podobnej historii. Okazuje się, że ten mężczyzna i ta kobieta mają ludzką twarz. Nie zobaczyliby tego, gdyby na tych warsztatach mieli wysłuchać np. swojego partnera.
MP: Wyobrażam sobie, że tej motywacji do porozumienia może z czasem zabraknąć.
AD: Trudno przyjąć, że druga strona też chce dobrze dla dziecka. I to jest blokada, która uniemożliwia myślenie o tym, że konsekwencje wynikające z rozstania często nie są winą i intencją drugiej strony. Większość energii ucieka kobietom na notowaniu potknięć i szukania błędów.
MP: Trudno jest rozmawiać?
AD: Myśląc o dziecku, najważniejsze jest porozumienie między rodzicami, w każdej sytuacji. Przejścia tych ludzi są różne. Jedna strona wyszła ze związku, druga została z ogromnym bagażem emocji, bo np. została zdradzona albo porzucona. W dodatku nie zdawała sobie sprawy, że coś złego się dzieje. Ludzie do tego stopnia nie rozmawiają, że jedna strona nie wie, że druga myśli o rozstaniu.
MP: Mnie osobiście uderza schemat, że rozstanie równa się wojna.
AT: Niektórzy nie mogą uwierzyć, że można układać się ze skonfliktowaną osobą.
AD: Tu powinno się zadać pytanie – gdzie w tym wszystkim jest dziecko? Dziecko jest niewidoczne, natomiast widoczny jest nasz konflikt, nasze emocje, związane z tym, co druga strona nam zrobiła.
AT: Subiektywne poczucie sprawiedliwości domaga się, żeby ktoś został ukarany. Ta złośliwość, ten odwet to tak naprawdę oczekiwanie, że będzie sprawiedliwie, że ta druga strona też poczuje ból. Sami chcemy wymierzać tę sprawiedliwość, a ta potrzeba jest bardzo ludzka.
AD: Człowiek potrzebuje zadośćuczynienia, tylko pytanie za jaką cenę. Czy tą ceną jest dalsze spokojne życie dziecka? Pytam skonfliktowanych rodziców, czy rozumieją, co czuje dziecko. Czy oni widzą i rozumieją, że to dziecko ma dwoje rodziców, którzy się nienawidzą, nie rozmawiają ze sobą. A dziecko ma ciężar tej sytuacji na sobie. Pytam też, jak chcą, żeby dziecko ich oceniło, gdy już będzie dorosłe. Dopiero wtedy zmieniają perspektywę widzenia.
MP: Czy trafia do rodziców argument, że dziecko kopiuje zachowania rodziców i że w przyszłości może powielić ich schemat?
AD: Jeśli widzą te schematy, to tak.
MP: A jeśli tylko jedna osoba zaczyna zdawać sobie z tego sprawę?
AT: Nawet jeśli tylko jedna osoba jest aktywna, uczęszcza na warsztaty i zdobywa wiedzę, jej zmiana nastawienia inicjuje jakiś proces. Drugi rodzic zaczyna być po prostu ciekawy, o co chodzi. A nawet jeśli motywacją jest sam fakt, żeby ta druga strona nie była w czymś lepsza przed sądem, to to też jest dobre. Bo jak już ci rodzice przyjdą na warsztaty, życie ich i ich dziecka się zmienia.
AD: Miłe są chwile gdy dzwoni telefon, a w słuchawce słyszymy, że była żona czy były mąż był na warsztatach i ja też chcę przyjść. Widać, że pomimo konfliktu, gdzieś w tych ludziach zaczynają się zmiany.
MP: Od czego zwykle zaczyna się zmiana, gdzie jest punkt A?
AT: Zwykle zaczyna się od problemów w szkole. Dziecko nie radzi sobie emocjonalnie z tym, czym jest obciążane. Więc zanim rodzice trafią na warsztaty, zwykle obeszli już dwóch, trzech terapeutów, i za każdym razem słyszą, że dziecku potrzebne jest działanie rodziców. Terapia dziecka nie pomoże, jeśli nie będzie zmiany w nastawieniu dorosłych. A większość naszych kursantów to osoby przysłane przez MOPR, z niebieskimi kartami, z akcjami wzywania policji na siebie nawzajem, z kłopotami z dziećmi.
MP: I wtedy zaczynają się problemy?
AT: Rodzice bardzo chcą wspierać swoje dzieci, tylko na początku oczekują, że to się odbędzie poza nimi. Myślą, że zaprowadzą je do specjalisty, który gładko przeprowadzi dziecko przez kryzys. Przerzucają odpowiedzialność za problem na dziecko.
AD: A problem jest wynikiem ich zachowania. Sama sytuacja rozwodu dla dziecka jest trudna, ale ona nie jest na tyle zaburzająca, żeby nie można było wyprowadzić z niej dziecka. Zaburzające jest to, co się dzieje później.
MP: Chodzi też o przerzucanie się odpowiedzialnością?
AD: Kto z nas chce myśleć o sobie jako o przyczynie złych zdarzeń? Chcemy widzieć, że ta druga strona jest odpowiedzialna. I tu jest pytanie o gotowość i dojrzałość tych ludzi. Matka, która przeżywa rozstanie, nie zdaje sobie sprawy, że jej emocje trafiają bezpośrednio w dziecko, co później powoduje objawy. Dziecko czuje się niepewnie, chce wspierać matkę, na co nie jest gotowe ani psychicznie, ani emocjonalnie. Często nie jest też gotowe na wiedzę, którą dostaje. Bardzo ciężko jest się powstrzymać od komentarzy na temat np. ojca dziecka.
MP: Rodzinne rozmowy to skarbnica wiedzy, która często trafia do osób, które nie powinny ich słuchać.
AD: Matki mówią, że to wręcz dobrze, że dziecko wie, jaki jest ojciec.
AT: Albo że szanują to, że dziecko nie chce z nim utrzymywać kontaktu. Że one nie mogą w to ingerować.
AD: Mówią, że to jest forma ochrony dziecka.
AT: Dziecko, nawet jak odrzuca ojca stając za matką, przeżywa potem wielkie wyrzuty sumienia, bo ono czuje sie nie w porządku.
AD: Ono chce zabezpieczyć matkę i jej uczucia, chce ją wesprzeć.
AT: Czytałam o tym, że czasem to taka nieświadoma strategia, że dziecko walczy w ten sposób o przetrwanie, czyli wybiera tego opiekuna, który jest bardziej dostępny, co do którego ma nadzieję, że będzie zawsze. Żeby nie stracić obojga rodziców, opowiada się po stronie jednego.
AD: Nie zapominajmy, że dziecko przeżywa też własne emocje i problemy. Ma problem ze stałością obiektu, nie wie, że jeśli jedno z rodziców się wyprowadziło i porzuciło – bo to jest porzucenie – to drugie tego zaraz nie zrobi. Gdy rodzic wyprowadza się w domu, u dziecka automatycznie włącza się uczucie porzucenia. Gdy jest już nastolatkiem, rozumie sytuację, a mimo to często czuje się zranione, odrzucone. Bezpośrednią konsekwencją są problemy z zaufaniem wobec płci przeciwnej oraz lęk przed tworzeniem związków.
MP: Co jest jeszcze bardzo typowe dla takich sytuacji?
AD: Niechęć wobec rodzica, który odchodzi.
AT: Nie zawsze jest tak, że matki manipulują dziećmi. Czasem jest to strategia wybrana przez dziecko, ale i tak rodzic, który jest przez dziecko odrzucany, oskarża swojego byłego partnera. Czasami psychika dziecka kieruje się swoimi prawami.
AD: Rodzice dopatrują się złych intencji drugiej strony. Bardzo łatwo jest zacząć myśleć, że skoro dziecko nie chce iść do taty, to znaczy, że ten ojciec jest zły. Z drugiej strony ojciec myśli, że matka nastawia dziecko przeciwko niemu i koło się zamyka. To jest właśnie strefa komfortu niektórych rodziców, z której ciężko im wyjść.
MP: Kiedy rodzice wychodzą z tej strefy komfortu. Kiedy nastolatek ma za sobą próbę samobójczą, a trzecioklasista notorycznie wagaruje?
AT: Wcześniej. Rodzice kochają swoje dzieci i widzą, co się z nimi dzieje, ale zanim spojrzą na siebie, robią pielgrzymki po poradniach, psychologach, wychowawczyniach. Ze wszystkimi rozmawiają, angażują wiele osób, by pokazać, jak im zależy na dobru dziecka, ciągle nie przyjmując swojej odpowiedzialności za to, co się dzieje. Szukają wsparcia z zewnątrz. Natomiast takie zachowania skrajne mogą zmobilizować rodziców do spojrzenia na siebie. Skoro wszystko zawiodło, a problemy się pogłębiają, to czas wziąć się za siebie.
AD: Niekoniecznie od razu dziecko ma objawy traumy, którą rodzice mu zgotowali przez eskalację swojego konfliktu.
AT: Byłyśmy na konferencji, gdzie głos zabrała pani ordynator ze szpitala psychiatrycznego. Mówiła, że w tej chwili na oddziale ma tam dwa przypadki anoreksji, trzy próby samobójcze, przypadek bulimii i samookaleczania. To są dzieci 12-15 lat, które nie radzą sobie z emocjami, skrajne przypadki.
MP: Jestem przekonana, że gdyby rodzice byli świadomi tych konsekwencji, nieszczęśliwych dzieci byłoby o wiele mniej. Mamy jeszcze wiele lekcji do odrobienia.
AT: W prawie rodzinnym mają się pojawić zmiany, to znaczy, że mediacja pierwsza, pojednawcza ma być obowiązkowa. Bo do tej pory była dobrowolna. Strony szły na nie bez entuzjazm, na zasadzie – idę bo muszę, bez intencji, żeby faktycznie szukać porozumienia. I wydaje mi się, że ta zmiana w prawie niewiele zmieni. Ja bym bardziej zaproponowała taką opcję, że w momencie, gdy jakiś pozew wpływa do sądu, rodzice odbywają warsztaty edukacyjne. Dostają porcję wiedzy na temat potrzeb dzieci, możliwych skutków i zagrożeń, i tego, co mogą z tym zrobić. To jest to, co robimy teraz.
MP: Czyli mediacje to kolejny krok?
AD: Najpierw buduje się gotowość do podjęcia działań, edukacja.
MP: Czy można skutki zaniedbania rodzicielskiego naprawić?
AD: Nigdy nie jest za późno. Być może to, czego nie da się do końca naprawić, można jakoś zniwelować, zawsze jest na to dobry czas. Na szczęście coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że dziecku należy pomóc. Gorzej ze świadomością, że pomóc należy się również nam, dorosłym. Żeby pomóc dziecku, trzeba najpierw pomóc sobie.
____________________________________________________________
Weź udział w warsztatach dla rozwodzących się bądź rozwiedzionych rodziców.
Więcej informacji: www.dzieckowrozwodzie.pl
____________________________________________________________
zdjęcia: Robert Sęk / Melonure Collective