Change font size Change site colors contrast
Felieton

AGD – najlepszy przyjaciel człowieka

13 grudnia 2017 / Magda Żarnowska

Kiedy, jako mała dziewczynka, po raz pierwszy rozszyfrowałam poprawnie skrót AGD, byłam z siebie niesamowicie dumna.

Nie przypuszczałam wtedy jeszcze, że jako kobieta dorosła, można pokusić się nawet o stwierdzenie „odnosząca sukcesy zawodowe” cały asortyment składający się na AGD będę darzyć tak ogromnym uczuciem. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez tych sprzętów. Co innego wakacje, wyjazdy do ciepłych krajów, a co innego egzystencja...

Kiedy, jako mała dziewczynka, po raz pierwszy rozszyfrowałam poprawnie skrót AGD, byłam z siebie niesamowicie dumna. Nie przypuszczałam wtedy jeszcze, że jako kobieta dorosła, można pokusić się nawet o stwierdzenie „odnosząca sukcesy zawodowe” cały asortyment składający się na AGD będę darzyć tak ogromnym uczuciem. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez tych sprzętów. Co innego wakacje, wyjazdy do ciepłych krajów, a co innego egzystencja w Polsce, z naszym kapryśnym, nieprzewidywalnym klimatem.

 

Mamy grudzień, zbliżają się Święta, wszyscy mamy mnóstwo wydatków. W głowie piętrzą się pomysły na prezenty, świąteczne dekoracje, akcje charytatywne, wykwintne potrawy. Budżet dociskany butem nawet nie próbuje się domknąć i coraz częściej zaczynam rozumieć sens przysłowia „zastaw się, a postaw się”. Podchodzę do tego na zimno, w końcu grunt to strategiczne planowanie, a mąż miał coś wspólnego z logistyką, więc komu, jeśli nie nam, powinno udać się wszystko zorganizować skutecznie i z gracją. Naturalnie w takim gorącym okresie Wszechświat próbuje nam udowodnić, że nie wszystko uda się zaplanować. I wiecie co? Wszechświat zdecydowanie ma rację.

Ponieważ do miana Perfekcyjnej Pani Domu jest mi szalenie daleko, w tym roku postanowiłam się bardziej postarać.

Kiedy mój mąż przekonywał zamrażarkę, aby zmieściła w sobie jeszcze jedną porcję mięsa, przy pomocy kuchennego tłuczka, orzekłam, ze to najwyższy czas być bohaterem we własnym domu. Nie wiem, co mnie napadło, ale w środku wieczornego rytuału, zwanego potocznie zabawą z dziećmi w piratów, zadecydowałam, że teraz, natychmiast należy ROZMROZIĆ LODÓWKĘ. (Miejsce to zasługuje także na przytoczenie krótkiej studenckiej anegdotki, kiedy to moja najlepsza na świecie współlokatorka dosłownie zabiła naszą lodówkę nożem. Próbując, przy użyciu noża, odkuć z zamrażarki samotnego kotleta dokonała nieumyślnie mordu na lodówce. Zadźgała ją na miejscu, uwalniając freon z układu chłodzącego i pozamiatane. Musiałyśmy się zrzucać na nową. I jeszcze pozbyć się zwłok starej.)

Nigdy wcześniej nie przychodziły mi do głowy takie pomysły.

Nawet mąż, tym tłuczkiem w lód uderzał bez żadnych podtekstów. Nie sugerował wówczas, że jego mama wykonuje ten zabieg regularnie i dlatego w jego rodzicielskim zamrażalniku na co dzień nie spotka się arktycznej pokrywy lodowej. Nie zmuszał, nawet nie próbował przekonać, że rozmrażanie lodówki jedynie w związku z przeprowadzką zdarza się zdecydowanie za rzadko. Nikt nie wywierał na mnie presji, sama to postanowiłam i naprawdę zrobiłam. Całkiem szybko i wyjątkowo skutecznie. Sprawnie, posiłkując się garnkiem z gorącą wodą i mopem. I myślałam, że jestem mistrzem. Że przechytrzyłam system, zastosowałam uderzenie wyprzedzające, bo oto JA JESTEM DOROSŁA, jestem PANIĄ TEGO DOMU i żadne sprzęty AGD nie będą mi dyktowały własnych warunków.  Byłam z siebie dumna, jak Tom Hanks w „Cast Away”, kiedy udało mu się rozniecić ogień. W dokładnie ten sam sposób ja okiełznałam żywioły.

I kiedy już myślałam, że inne podobne panie domu będą na moją cześć układały poematy, a przynajmniej deklamowały zgrabne fraszki, że mąż pochwali, poklepie po ramieniu, doceni,  nastąpił ciąg niefortunnych zdarzeń, które pokazały mi, jakie miejsce zajmuję ja, w całej domowej hierarchii sprzętów AGD.

Następnego dnia po wygranej walce z lodówką, płynąc na fali wznoszącej, postawiłam nastawić pranie.

W zasadzie nic dziwnego. W domu, w którym są małe dzieci, pralka jest włączona tak często, jak telewizor u emerytów. Ten dzień był jednak wyjątkowy. Nasza pralka stoi w kuchni i akurat tam bawiłam się tego wieczora z dziećmi. Zapalone było delikatne światło i wierzcie lub nie, ale mocno zaangażowałam się w zabawę. I wtedy właśnie mój syn zadał kluczowe pytanie: „Mamo, a dlaczego tu jest woda?”. Okazało się, że woda wypływała z zaworu od filtra pralki i zanim się zorientowałam, wypłynęła już praktycznie cała zawartość bębna, a mi nie pozostało nic innego, jak pobawić się z dziećmi w POWÓDŹ.

Prawdziwy bohater mojego domu po powrocie dokręcił wszystko tak, jak trzeba i było już w porządku.

Do czasu…

Ten post nie jest postem sponsorowanym i nie pisałam go przy współpracy z żadnym producentem AGD. A szkoda. Bo gdyby tak było, być może miałabym w domu sprawne sprzęty.

Otóż pralka, po szybkiej poprawce związanej z filtrem, prała jak głupia. A może ja prałam jak głupia. Mniejsza z tym, kto był głupi, ważne, kto nie ogarnął wyzwania „Sześciu prań przez jeden weekend”. Pralka walczyła, szamotała się, dzielnie wirowała, a na koniec coś gruchnęło, grzmotnęło i koniec. I takim oto sposobem do Świąt zostały jakieś 2 tygodnie, wydatków multum, prania jeszcze więcej, a pralki nie ma. Czekam na naprawę i trzymam kciuki, żeby to jednak była błahostka. Z pralką trochę się już znamy i szkoda byłoby zaprzepaścić tak wspaniałą przyjaźń.

W związku z powyższym, jeśli myślicie, że tylko Wy nie ogarniacie tych Świąt, że z każdej strony nowe zobowiązania i nowe wydatki, wyobraźcie sobie proszę mnie, piorącą świąteczne zasłony ręcznie w wannie, a następnie czekającą co najmniej do Wielkiej Nocy na to, aż ścieknie z nich woda i będzie można je bezpiecznie powiesić. Wszak mogę zagwarantować sobie i Wam, że po powieszeniu zbyt mokrych zasłon, znając życie, spadłyby mi też karnisze, zabierając ze sobą połowę tynku ze ściany (o ile oczywiście ściana uszłaby z życiem).

Strach pomyśleć, że przede mną jeszcze pieczenie pierniczków .


Designed by peoplecreations / Freepik

Styl życia

Schyłek lata

9 września 2018 / Agnieszka Jabłońska

Uwielbiam ostatnie dni sierpnia i cały wrzesień.

Jestem ogromną fanką pięknych zeszytów, ostrych ołówków i przebarwionych liści. Co jeszcze uwielbiam w schyłku lata: zimne poranki, gdy powietrze aż drażni płuca i można już owinąć szyję delikatnym jak mgiełka szalem (a nawet trzeba, bo zapalenie gardła i jego koleżki już stoją za rogiem), chłodne, wieczorne powietrze, które wypełnia pokój na równi z wczesnym zmierzchem...

Uwielbiam ostatnie dni sierpnia i cały wrzesień. Jestem ogromną fanką pięknych zeszytów, ostrych ołówków i przebarwionych liści. Co jeszcze uwielbiam w schyłku lata:

  • zimne poranki, gdy powietrze aż drażni płuca i można już owinąć szyję delikatnym jak mgiełka szalem (a nawet trzeba, bo zapalenie gardła i jego koleżki już stoją za rogiem),
  • chłodne, wieczorne powietrze, które wypełnia pokój na równi z wczesnym zmierzchem (i trzeba zapalać światło, ale od czego są designerskie lampy z IKEA?),  
  • kubek zielonej herbaty wieczorem, który sprawia, że ciepło dochodzi nawet do koniuszków palców u stóp (a jeśli nie podchodzi, to można założyć skarpetki najlepiej w kotki!),
  • rynek (mój ukochany Rynek Bałucki, dla mnie archetyp wszystkich rynków, chociaż zmienił się nie do poznania przez 25 lat) i ogrom świeżych warzyw i owoców, w cenach, które sprawiają, że zamieniam się w strongwoman, a  moje ręce są taaaaaakie długie, gdy próbuję donieść wszystko do samochodu na jeden raz (ej, że ja nie dam rady?)
  • mniejszą się ilość rzeczy wkładanych do pralki, bo nie trzeba zmieniać koszulek trzy razy dziennie, a wywieszone pranie wciąż schnie jeszcze wystarczająco szybko, by po kilku godzinach można je było schować do szafki (no wiesz, mniej prania, mniej prasowania – znasz to?).  
  • chce mi się porządkować przestrzeń. Przegląd ubrań robię z przyjemnością dwa razy do roku na przełomie lata i jesieni oraz zimy i wiosny. Uwielbiam wyciągać z worków próżniowych ubrania, wieszać je w szafie, przeglądać i oglądać,  segregować. Schyłek lata do doskonały czas na domowe porządki,
  • mycie okien, to dla mnie takie medytacyjne szykowanie się do jesieni. No i kolorowe liście jakoś lepiej wyglądają przez błyszczącą szybę (wiem, zaraz spadnie deszcz, ale ja sobie tak właśnie przed tym deszczem lubię okno machnąć, to taki rodzaj masochistycznej przyjemności powiedziałabym),
  • mogę nosić sandały do zwężanych, jasnych jeansów. W ciągu dnia, gdy robi się przyjemnie ciepło, zdarza się, że zmieniam buty z zakrytych na sandały. Bardzo pasuje mi ten look, lubię to,
  • mogę znowu jeść rozgrzewające zupy i inne dania, ważne, żeby były gęste od warzyw i sosu. Przez całe lato wybieram lekkie sałatki, ale schyłek tej pory roku rządzi się swoimi prawami,
  • spacery po parku i po lesie. Las na kilka dni przed nadejściem jesieni jest naprawdę magicznym miejscem, a pobyt w nim relaksuje i sprawia, że chce się żyć. Mam las kilkanaście minut od domu, wygrałam na loterii.

Wiesz, że Japończycy wierzą w cudowną moc Shinrin-yoku, czyli kąpieli leśnej?

To doskonały sposób, by wzmocnić więź człowieka z naturą, która w naszych czasach jest mocno nadszarpnięta. Może w Polsce nie jest tak źle, w końcu mamy zakorzenione w tradycji wyprawy na grzyby i jagody, a także wspaniałe leśne obszary warte zwiedzania. Człowiek, który akceptuje swój związek z naturą, jest spokojniejszy i szczęśliwszy.  Zastanów się, kiedy ostatnio byłaś w lesie, włóczyłaś się bez celu po miękkiej ściółce i wsłuchiwałaś w koncert, jaki daje zupełnie za darmo natura? Schyłek lata to najlepszy moment, by spędzić kilka chwil w lesie.


  • zmieniam perfumy i biżuterię. Mam dwa ulubione flakony na wiosnę i lato oraz na jesień i zimę. Z przyjemnością po lekkiej zapachowej mgiełce wracam do sprawdzonych, cięższych perfum, które mają dla mnie najpiękniejszych zapach na świecie. Czuję się gotowa na jesień i pierwsze przymrozki, a nawet na ciepłą czapkę (nieeee, na to nigdy nie jest się gotowym, to się po prostu dzieje).

A ty, za co uwielbiasz schyłek lata?

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo