Wakacje – któż z nas o nich nie marzy. Chociaż nie wszyscy możemy sobie pozwolić na dalekie zagraniczne podróże, nawet wypoczynek nad polskim morzem czy w górach brzmi świetnie.
Szczególnie, gdy Twoje dziecko jest jeszcze na tyle małe, że urlopu nie musisz planować w miesiącach stricte wakacyjnych. Czemu więc nie korzystać z tego przywileju? Aha, wszyscy mówią Ci, że maluch i tak nic z wyjazdu nie zapamięta, a Ty umęczysz się bardziej niż odpoczniesz i lepiej zostać w domu? A może rozważasz opcję: zostawimy u dziadków, a sami wypoczniemy? To też jest myśl, jednak w dzisiejszym wpisie spróbuję przekonać Cię do tej pierwsze opcji, bo uwierz mi – warto.
Nasze pierwsze wspólne wakacje
Kilka tygodni temu, po raz pierwszy od blisko dwóch lat, udało nam się wyjechać gdzieś razem na dłużej. I nie był to weekend u jednych czy drugich rodziców, ale pierwsza zagraniczna podróż w powiększonym gronie. Dlaczego czekaliśmy tak długo? Głównym czynnikiem były chyba finanse, bo gdyby zależało mi na wypoczynku gdzieś w kraju, zrobilibyśmy to dużo szybciej. Przejdźmy jednak do konkretów. Nasza wyprawa odbyła się na przełomie lutego i marca, a więc przypadła na czas największych mrozów w Polsce. Tak, tak – pojechaliśmy wygrzać tyłki, kiedy Wy marzliście w naszym ukochanym kraju (zapracowaliśmy na urlop – to mieliśmy ciepło, jak chcieliśmy, ot co!). Burżuje z nas żadne, wszystko było prostą kalkulacją: ma być nie za drogo, nie za daleko i nie za ciepło. Wszystkie te aspekty sprawiły, że wybór padł na Fuerteventurę, jeszcze przed największym oblężeniem turystów i w temperaturach, które przypominały naszą wiosnę. Ale mniejsza o to. Niezależnie od tego, jaki będzie cel Waszej destynacji, do każdej wyprawy, szczególnie z małym dzieckiem, warto się poważnie przygotować. Jak? Spieszę z wyjaśnieniami.
Wybór celu
Sprawa nie wydaje się tak oczywista, gdy ma z nami podróżować jeden mały człowiek. Domyślam się, że robi się jeszcze bardziej skomplikowana, gdy podróżuje ich więcej. Ale do meritum. Nie zapytasz przecież rocznego dziecka – czy chce robić babki z piasku czy bawić się w śniegu. Niemniej jednak musisz brać pod uwagę wiele aspektów i wymogów małej istotny. Jeśli planujesz podróż w obrębie naszego kraju, będzie Ci łatwiej. Niezależnie od tego, gdzie pojedziesz, zawsze się dogadasz i załatwisz prawie wszystko (mam tu na myśli ewentualne szukanie aptek czy niespodziewane wizyty u lekarza). Niezależnie od aury pogodowej i nastrojów malucha – poradzisz sobie nawet w najmniejszej wsi w Bieszczadach. Kiedy jednak marzy Ci się zagraniczna podróż, pod uwagę musisz brać chociażby kwestie klimatyczne, zmiany czasowe, ubezpieczenie zdrowotne (i dodatkowe szczepienia), jedzenie czy zakwaterowanie. Jeśli kiedyś wystarczało Wam podróżowanie z bagażem podręcznym na drugi koniec globu, z załatwianiem noclegu na miejscu i jedzeniem byleczego, z dzieckiem niestety nie będzie tak łatwo.
Planując podróż, pomyśl przede wszystkim o jego wygodzie.
Dlaczego my wybraliśmy Wyspy Kanaryjskie? Bo w tym okresie jest tam ciepło, ale nie gorąco, co było niezwykle istotne dla mnie i dla córy. Bałam się zarówno drastycznej zmiany temperatury, jak i innego klimatu, ale dzieci chyba dość szybko adaptują się do nowych warunków. Zdecydowanie szybciej niż ja 🙂 Po drugie, 5 godzin lotu wydawało mi się maksymalnym czasem, który na pierwszy raz jest w stanie przeżyć moje dziecko w jednej przestrzeni. Nina jest żywiołowym malcem i bałam się, że i z tym będzie problem, ale dzielne zniosła podróż, a żaden współpasażer nie chciał nas zamordować, więc chyba można mówić o małym sukcesie. Jeśli jednak masz spokojnego malucha, który prześpi kilka godzin lotu lub będzie w spokoju bawił się na siedzeniu, myślę, że spokojnie możesz myśleć o siedmio-, ośmio- czy nawet dwunastogodzinnym locie. Po trzecie, niezwykle istotne było dla mnie, by był to kraj w obrębie UE. Czemu? Jestem dość przezorna i wolę dmuchać na zimne. Tak wiem, do Afryki czy Azji też dotarła cywilizacja, ale jednak co kraj europejski, to i inne standardy opieki medycznej. Być może to krzywdzące stereotypy, a wszystkim i tak rządzi przypadek – wszak w Polsce, europejskim kraju, też można trafić na Izbę Przyjęć wyjętą żywcem z najgorszego horroru…
Sprawy papierkowe
Oczywistym jest, że wyjeżdżając z dzieckiem za granicę, potrzebujemy dokumentu potwierdzającego jego tożsamość. Nie wystarczy książeczka zdrowia (ale też ją zabierz). Maluchowi przed wyjazdem należy wyrobić paszport lub dowód osobisty. Jeśli więc jeszcze go nie ma, złóż wniosek odpowiednio wcześnie przed wyjazdem. Kolejną ważną sprawą, jeśli planujecie wakacje poza Polską, jest wyrobienie Europejskiej Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego (EKUZ), która potwierdza prawo do korzystania na koszt NFZ z niezbędnych świadczeń zdrowotnych w czasie tymczasowego pobytu na terenie innego państwa członkowskiego UE/EFTA. Co ważne, jej wyrobienie jest bezpłatne i zazwyczaj wydawana jest od ręki. Na jeszcze dalsze podróże potrzebna może okazać się również wiza – wszystko zależy od kraju. Prócz podstawowego pakietu zdrowotnego postanowiliśmy wykupić również dodatkowe ubezpieczenie na czas naszego wyjazdu. Całe szczęście z niego nie skorzystaliśmy i być może było to nadgorliwe z naszej strony, jednak miałam większy spokój ducha. Jeśli i Tobie na tym zależy – polecam. Wszak przezorny zawsze ubezpieczony.
Pakowanie walizek
Cała logistyka zaczyna się na dwa-trzy dni przed wyjazdem. Kiedy zaopatrzysz się już we wszelkie niezbędne klamoty, co w naszym przypadku wiązało się z niemałym wydatkiem i nagimnastykowaniem się (znajdź dwulatce sandały w środku zimy!), zabierz się do pakowania. Przemyśl każdą rzecz wkładaną do walizki kilkakrotnie. Ciuchy zroluj, by zajęły jak najmniej miejsca. I najważniejsze – jeśli podróżujecie jak my, 2+1, do każdego dużego bagażu zapakujcie ubrania każdego członka rodziny. Dlaczego pomysł „walizka mamy” i „walizka taty” się nie sprawdzi? A co jeśli jedna z nich zaginie podczas załadunku samolotu i odzyskacie ją dopiero po kilku dniach?
Lepiej być przygotowanym na każdą ewentualność.
Prócz niezbędnej odzieży, butów czy kosmetyków, polecam także zaopatrzyć się w podstawowe leki dla malucha i termometr. Tak wiem, przecież gdzieś zawsze znajdzie się apteka. Tylko czy na pewno będziesz chciała jej szukać w środku nocy, gdy dziecko obudzi się z blisko czterdziestostopniową gorączką? Poza tym, przecież w domu coś już masz, nie będą to więc dla Ciebie dodatkowe koszta, które musiałabyś ponieść na wakacjach. Nawet jeśli ze względu na nadbagaż musiałabyś zrezygnować z jednej pary spodni, uwierz mi – warto. A ciuchy zawsze można przecież przeprać na miejscu, jeśli okaże się, że zabrałaś za mało. Do bagażu podręcznego, prócz najcenniejszych rzeczy, takich jak aparat czy latop, zabraliśmy również jedzenie dla dziecka (dla tych, którzy nie wiedzą – możesz wnieść je na pokład samolotu w ilościach dostosowanych do wieku Twojego malucha), dodatkowe ubranka na zmianę, pieluchy, chusteczki, krem i wszystkie możliwe umilacze świata, czyli zabawki, którymi Nina zajęła się podczas lotu. Co było w plecaku?
Wyjścia awaryjne
Prócz standardów takich jak nowe kolorowanki z naklejkami (tylko one są w stanie przyciągnąć uwagę mojego dziecięca na więcej niż 10 minut) i kredki, zabrałam również jej ulubione pluszaki i kilka mniejszych zabawek, takich jak klocki, dmuchana piłka czy małe figurki. Wszystko zależy od upodobań Twojego szkraba, pamiętaj jednak, aby na czas lotu, dostał coś, czego jeszcze nie zna lub nie pamięta. Równie dobrze może być to jakaś pasjonująca układanka czy książeczka. Całe szczęście podczas naszego lotu córa była tak zafascynowana, że nie musieliśmy uciekać się do przekupstwa i puszczania jej bajek na laptopie, ale również na taką ewentualność byliśmy przygotowani. Jeśli dziecko jest malutkie pamiętaj także o zabraniu smoczka (my zakończyłyśmy już kp, więc tylko ta opcja wchodziła w grę) lub czegoś do picia np. ze słomką. Dzieci dość dotkliwie znoszą zmiany ciśnienia i tylko ruch ssący pomaga im zniwelować nieprzyjemne uczucie w uszach. Jeśli masz taką możliwość, zaplanuj również lot w porze, w której zazwyczaj Twoje dziecko śpi. Chociaż nasza pora była nieoczywista, fakt wczesnego wstawania i multum emocji sprawiły, że swój pierwszy lot samolotem, Nina w połowie przespała, nic nie robiąc sobie z tego, że matce drętwiały ręce od niewygodnej pozycji.
Dokładny plan podróży
Spontany są fajne, ale zaplanowane wakacje, to spokojna i zrelaksowana głowa. A przynajmniej, jeśli chodzi o wakacje z dzieckiem. Owszem, fajnie jest wyskoczyć na weekend za miasto, czy wsiąść w pociąg i pojechać zobaczyć morze. Ale wakacje za granicą, to w moim pojęciu wyższa logistyka. Nie mówię, że musisz od razu mieć zaplanowany każdy dzień co do minuty, ale dobrze jeszcze przed wyjazdem pomyśleć o tym, co chcielibyście zwiedzić i czym będziecie się poruszać. Pozwoli Ci to nie tylko lepiej zaplanować budżet, wszak przejazdy czy bilety wstępu kosztują, ale także przewidzieć ewentualne zamienniki czy plany B i C. Chociaż z dzieckiem wszystko bywa nieprzewidywalne, naprawdę można z nim zwiedzać. Co więcej, mam wrażenie, że zobaczyłam znacznie więcej ciekawych rzeczy, których na pierwszy rzut oka zupełnie bym nie dostrzegła, gdyby nie Nina. Dziecko patrzy na świat zupełnie inaczej i warto mu czasem pozwolić być małym przewodnikiem-odkrywcą. Nawet jeśli kłóci się to z Twoją wizją zwiedzania, jeśli masz taką możliwość…
…wrzuć na luz!
Nie wszystko musi przecież iść zgodnie z planem. Ba! To właśnie te najmniej planowane wydarzenia potrafią być najpiękniejsze. To nic, że nie zjedliście w restauracji, którą wyszukałaś sobie w TripAdvisorze. Herbatniki przegryzane jabłkiem nikomu jeszcze nie zaszkodziły. Spóźniliście się na zachód słońca? Bywa. Rozgwieżdżone niebo jest równie intrygujące dla malucha. W całych tych logistycznych manewrach nie zapominaj o tym, po co wyjechaliście. Żeby odpocząć. I chociaż być może nie będzie to leżenie plackiem kilka godzin na plaży, pomyśl, że nie będziesz mieć na głowie sterty brudnych garów, niewyprasowanych gaci, stosu papierów na biurku w pracy i wiecznie nieugotowanego obiadu. A to chyba można już nazwać odpoczynkiem, czyż nie? Ja pod tym względem wypoczęłam niesamowicie.
Wspomnienia, emocje i nowe umiejętności
Wakacje z dzieckiem to przede wszystkim wspomnienia. Chociaż utrwalane wyłącznie na zdjęciach, filmach i w Twojej głowie, zostaną na długo. To chwila, którą poświęcasz przede wszystkim Waszym rodzinnym relacjom. Masz czas. Nie spieszysz się. Dostrzegasz to, czego w codziennej gonitwie nie zauważasz. A dziecko, ma Cię 24 godziny na dobę. I uwierz mi, niczego więcej do szczęścia nie potrzebuje. Przy Tobie czuje się pewnie i bezpiecznie. Może odkrywać świat i poznawać nowe umiejętności. Podczas naszego wyjazdu Nina rozwinęła się niesamowicie. Zarówno pod względem socjalnym, jak i kinetycznym. Nauczyła się nowych słów, zaczęła precyzyjniej wyrażać emocje. Przywieźliśmy do Polski inne dziecko. Czy gdybyśmy nie wyjechali, nie zdobyłaby tych umiejętności? Zdobyłaby. Być może później, a może po prostu byśmy ich nie zauważyli w natłoku codziennych obowiązków. Patrząc na nią, nie sposób zaprzeczyć staremu przysłowiu, że „podróże kształcą”.