Change font size Change site colors contrast
Kultura

Dead man walking.

2 kwietnia 2019 / Marta Osadkowska

Według raportu Amnesty International w 2017 roku kara śmierci była zakazana w 106 krajach.

W 142 państwach nie jest praktykowana. Unia Europejska w 2002 roku bezwzględnie zniosła ten wymiar kary, także w stanie wojny. Większość państw o demokratycznym systemie władzy nie stosuje kary śmierci, wyjątkiem są Indie, Japonia i Korea Południowa. Większość stanów USA zezwala na jej stosowanie, są wśród nich takie, gdzie...

Według raportu Amnesty International w 2017 roku kara śmierci była zakazana w 106 krajach. W 142 państwach nie jest praktykowana. Unia Europejska w 2002 roku bezwzględnie zniosła ten wymiar kary, także w stanie wojny. Większość państw o demokratycznym systemie władzy nie stosuje kary śmierci, wyjątkiem są Indie, Japonia i Korea Południowa. Większość stanów USA zezwala na jej stosowanie, są wśród nich takie, gdzie się ją orzeka, ale nie wykonuje.

Dawniej wykonanie kary śmierci było teatrem ku przestrodze i uciesze gawiedzi. Każdy mógł przyjść obejrzeć stosy, gilotyny lub rozczłonkowywane ciała.

Dziś w Stanach Zjednoczonych egzekucje odbywają się w więzieniach, za zamkniętymi drzwiami i tylko kilkoro ludzi może w nich uczestniczyć. Do 1999 roku najpopularniejszym narzędziem wykonania wyroku było krzesło elektryczne. To zmieniło się po brutalnej egzekucji jednego ze skazańców, który zalał się krwią po podaniu zbyt małej dawki woltów. Po tym wydarzeniu, którym długo żyła amerykańska opinia publiczna, zmieniono metodę wykonywania egzekucji na śmiertelny zastrzyk. Krzesło używane jest na świecie w pięciu miejscach: w czterech stanach USA i na Filipinach, gdzie zostało wprowadzone podczas amerykańskiej okupacji.

Kto jest skazywany na karę śmierci?

Ci najbardziej okrutni mordercy, którzy z premedytacją i świadomie (ewentualnie pod wpływem środków odurzających) pozbawili życia drugiego człowieka lub wielu ludzi, często w sposób bestialski. Kim są zatem kobiety, które wchodzą z nimi w związki, gdy odsiadują karę oczekując na ostateczny wyrok? Kim są te, które widzą w nich kandydatów na partnerów i mężów? Na to pytanie odpowiada Linda Polman w książce „Laleczki skazańców”.

Hester, od dwudziestu lat znudzona żona, o możliwości korespondowania z więźniami, dowiedziała się z telewizji.

Poczuła, że może być dla kogoś najważniejsza. Że dla małżonka nie jest, upewniła się, gdy swoje długie blond włosy ścięła na krótko i zafarbowała na czerwono, a on nawet nie zauważył. Forrest traktował ją jak królową, pisał codziennie, czekał na spotkanie. Gdy po półrocznej wymianie korespondencji, wreszcie mogła go odwiedzić, już wiedziała, że chce z nim być. Na następne spotkanie, po roku, przyjechała już jako rozwódka i przyjęła oświadczyny więźnia. Kiedy ten silny, młodszy o prawie dwadzieścia lat, przystojny mężczyzna komplementuje ją i zauważa kolor nowej szminki, Hester czuje się jak bogini.

Poślub skazanego na śmierć – radzi spotkanej kelnerce, trzykrotnie zamężnej z katującymi ją brutalami – Nie może cię uderzyć, nie chrapie do ucha. Naprawdę uważam, że są idealni. Nie mogą dotknąć niczego innego, tylko twojego serca. Mężczyzna w celi śmierci musi podbić kobietę listami i starać się podtrzymać oczarowanie.

To dla niego jedyny kontakt ze światem zewnętrznym, często też jedyna szansa na rozmowę pełnymi zdaniami.

Gunkje z walki o ocalenie skazańca, uczyniła sens życia, do tej pory raczej nudnawego.

„Swojego” więźnia, Hanka, nazywa tamagotchi, bo niczym to zwierzątko w breloczku, musi go nakarmić, napoić i zadbać o jego poziom szczęścia. Jeśli nie wyślesz im dość pieniędzy na zakup pasty do zębów, mydła do golenia i szamponu, to się zaniedbują. Jeśli nie wyślesz im dość pieniędzy na tabletki witamin i puszki tuńczyka, to umierają na szkorbut. Ma się kim opiekować, dla kogoś znowu jest ważna. I okazało się, że ta kobieta, która nigdy nie umiała żadnego postanowienia doprowadzić do końca, która była obiektem drwin i pobłażliwych komentarzy, zorganizowała komitet obrony i zebrała ponad sto tysięcy dolarów na uratowanie Hanka. Celu nie osiągnęła, ale na pewno nikt już nie mówił, że jest tylko starą, zrzędliwą babą.

Psychiatrzy uważają, że kobiety wchodzące w związki z przestępcami są słabe psychicznie, bezradne i nawiedzone.

Zjawisko jest na tyle popularne, że uznane zostało za chorobę i doczekało się nazwy: hybristofilia. Słownik psychiatryczny definiuje hybristofila jako osobę podniecająca się i zafascynowaną kryminalistami, którzy popełnili ciężkie przestępstwa. Są tacy, którzy widzą w tych kobietach potrzebę matkowania i znajdowanie sensu swojej egzystencji w opiece nad biednym mordercą. Inni uważają, że kobiety w ten sposób realizują swoje wielkie marzenie o wpłynięciu na zdemoralizowanego mężczyznę i ocaleniu go poprzez zmianę. Jest też teoria, że czują się przez to silniejsze, jakby przesiąkały brutalnością swoich zamkniętych partnerów. Często są to kobiety po przejściach, które w dotychczasowych związkach doświadczyły głównie przemocy i poniżenia. Teraz mogą kogoś kochać i pozostać bezpieczne.

Ta książka nie jest tylko spisem historii miłosnych, które pisane są przez kraty.

Są one raczej pretekstem do opisu więzień, amerykańskiego systemu, a także dokładnego raportu z wykonanych egzekucji i prowadzących do niej dni. Jak to jest ze słynnym ostatnim posiłkiem i kto ma prawo do zapisania swych ostatnich słów? Jaki jest stosunek społeczeństwa do więzień o zaostrzonym rygorze? Jak pracują adwokaci z urzędu? Autorka bierze na warsztat Teksas, bo to stan słynący z wyjątkowo surowych mieszkańców, ostrych zasad i wysokiego wskaźnika wykonywanych wyroków. Dla przykładu za kradzież krowy grozi kara ośmiu lat więzienia i nikogo to nie szokuje, bo krów się w Teksasie nie kradnie. To także stan, w którym trzy lata gubernatorem był późniejszy prezydent George W. Bush, który w trakcie swojej kariery na tym stanowisku podpisał pięćdziesiąt dziewięć nakazów egzekucji i nie uhonorował żadnego wniosku o odroczenie wyroku. Nawet tego od papieża.

Dyskusja o karze śmierci trwa nieustannie, podobnie jak walka o ograniczenie dostępu do broni.

Argumenty są od lat te same po obu stronach, kompromis nie wydaje się możliwy. Linda Polman w swojej książce nie ocenia i nie wydaje wyroków. Ale choć nie staje jasno po żadnej ze stron, nie dodaje komentarzy od siebie, to wydźwięk książki „jest na nie”.

Felieton

Tofik zgłasza veto! Czyli czego nie powinno być w naszej rzeczywistości

13 listopada 2019 / Paulina Kondratowicz

Nie jesteś dziwny – jesteś oryginalny!

Pamiętacie ten tekst ze skeczu o Tofiku autorstwa znanego kabaretu? Kilkanaście lat temu był nawet śmieszny, uroczo-naiwnie zabawny, dzisiaj jednak wywołuje u mnie śmiech przez łzy.

W kontekście bieżących wydarzeń społecznych, narodowego ruchu zwalczania jednych przez drugich, mam wrażenie, że taki Tofik to ma dzisiaj przerąbane i lepiej by było dla niego po prostu nie wychodzić z jamy. Z drugiej strony – dlaczego miałby całe życie tkwić w mrokach jaskini, sam ze sobą, skazany na ostracyzm?

Współczesny Tofik albo nosi dumnie przypinkę z flagą LGBT, albo bierze udział w demonstracjach na rzecz praw kobiet, albo jawnie opowiada się za prawem do legalnej aborcji, czym naraża się na nienawiść, atak i agresję ze strony tych, którzy homoseksualistów obwiniają o całe zło tego świata, kobiety domagające się swoich praw i kar dla przemocowych partnerów palili na stosach lub wyśmiewali, a tych, którzy uważają, że abortowanie ciąży to oświecony kawałek suwerenności jednostki, rozstrzeliwali pod ścianą jak to miało miejsce kilkadziesiąt lat temu.

Mocne? Wcale nie. Taką mamy rzeczywistość.

 

Tęcza stanęła kołkiem w oku

Ja naprawdę nie rozumiem tej nagonki na ludzi, którzy wolą tworzyć szczęśliwe związki i sypiać z osobami tej samej płci. Nie rozumiem, dlaczego czyjeś wybory życiowe, czyjeś uczucia, wreszcie seks jest takim problemem dla reszty? Dlaczego obraża się chłopaka całującego czule swojego partnera? Dlaczego uważa się, że dwie kobiety, które wychowują dzieci za potencjalnie niebezpieczne pedofilki?

Przecież w naturze homoseksualizm się zdarza. Jest co prawda procentowo mniejszym zjawiskiem w stosunku do istot heteroseksualnych, ale jest!

Nie mam nic przeciwko wyrażaniu siebie, uważam, że każdy ma prawo sypiać i być z kim chce. Nie uważam też, że zdrowy człowiek (psychicznie) będzie gnębił dzieci ucząc ich masturbacji. Przecież masturbacja jest zdrowa, potrzebna, dobrze wpływa na ogólne życie seksualne, pozwala nauczyć się swojego ciała i niekoniecznie gej czy lesbijka mają w ogóle jej uczyć.

Odsetek nastoletnich ciąż, ba! Ciąż bardzo młodych dziewczyn, wciąż rośnie. Czy to czasem nie oznacza, że problem leży gdzie indziej? Ogromna część społeczeństwa piętnuje i obwinia za całe zło świata ludzi, którzy nie tworzą związków heteroseksualnych, a jednocześnie robi krzywdę własnym synom i córkom poprzez nabożne milczenie na temat seksu, prokreacji, zabezpieczenia przed ciążą, informacjami na temat chorób przenoszonych drogą płciową.

Nie rozmawia z dorastającym synem o tym, że seks z dziewczyną powinien być wyjątkowym przeżyciem, a nie tylko (wybaczcie) posuwaniem. Nie tłumaczy swojej nastoletniej córce, że wcale nie musi dawać “dowodu miłości”, jeśli tego nie chce.

W Polsce realnie nie istnieje porządna edukacja seksualna, stąd też fora internetowe roją się od pytań, potencjalnie głupich, czy płukanie pochwy po stosunku colą pomoże w uniknięciu ewentualnej ciąży.

Ale społeczeństwo woli organizować polowania i krucjaty na roześmianych, tolerancyjnych, NORMALNYCH ludzi, którzy chcą jedynie akceptacji, zrozumienia, dania im szansy na bycie kim chcą i z kim chcą. I wcale nie polują na dzieci, by je wykorzystać. Bo zdrowy psychicznie człowiek nie tknie słabszego. 

 

Aborcyjna paranoja

Jeszcze innym, i chyba bardziej działającym na wyobraźnię nietolerancyjnych, tematem jest prawo do legalnej aborcji.

Według WHO bezpieczne usuwanie ciąży do 12. tygodnia nie wpływa źle i nie jest niebezpieczne dla ciała kobiety. Lekarze i specjaliści opracowali zalecenia oraz listę ostrzeżeń dla kobiet chcących poddać się aborcji farmakologicznej. JEDNAK, nie oznacza to, że ktokolwiek namawia lub zmusza kogokolwiek do tego kroku.

Organizacje zajmujące się pomocą w tym aspekcie ściśle określają, że decyzja ta musi być podjęta świadomie, ze wsparciem bliskich osób, w poczuciu odpowiedzialności za siebie i swoje ciało. W przeciwnym wypadku, jeśli dokonujemy aborcji wbrew sobie, narażamy się na traumę psychiczną i niepotrzebny ból. W Polsce aborcja jest w zasadzie zakazana, a furtka w postaci prawnie ustanowionych wskazań do jej wykonania (np. gdy do ciąży doszło w rezultacie gwałtu) jest w zasadzie jedynie mrzonką. Dochodzi do patologii, kiedy kobiety decydują się kupować pigułki wczesnoporonne na czarnym rynku, płacą ogromne pieniądze za wykonanie zabiegu w podejrzanych warunkach. Mamy co prawda możliwość skorzystania z pomocy organizacji na rzecz legalnej aborcji, wyjazdu do klinik za granicę, ale powiedzmy sobie szczerze – nie każdą stać na takie wydatki.

Zablokowano nam również swobodny dostęp do pigułek 72h po, ponieważ potrzebna jest recepta, często niechętnie przepisywana przez lekarzy. Czy naprawdę ludzie obawiają się, że kobiety będą masowo abortować ciąże, karmić się pigułkami dzień po, a na koniec jeszcze może chwalić wszystkim na Facebooku? Naprawdę społeczeństwo uważa nas za tak głupie i nieodpowiedzialne? Szacuje się, że po pigułki 72h po zgłasza się statystycznie więcej kobiet w wieku 30-40 lat niż nastolatek. Prawda jest taka, że wiele kobiet w potrzebie, z przemyślaną decyzją, pozostaje bez pomocy lub podejmuje ryzykowne zachowania względem własnego ciała, ryzykując utratę zdrowia lub życia. I to jest smutne. I o to walczą czarne marsze, organizacje na rzecz praw kobiet, o to powinni walczyć wszyscy, którym leży na sercu dobro społeczeństwa, którego lwią częścią są kobiety. 

 

Hejt nasz powszedni

Jest takim niechcianym, a jednak powszechnie występującym zjawiskiem. Nauczyliśmy się, że jesteśmy bezkarni wobec oszczerstw, gróźb karalnych czy też jawnego dyskryminowania innych, ponieważ hejt głównie odbywa się w sieci. Wiele osób myśli, że zakładając fejk konto na portalach społecznościowych czy też podszywając się pod kogoś, może swobodnie wypowiadać się w niewybredny sposób na temat zjawisk, osób lub wydarzeń.

Hejt wrósł nam w skórę, oddychamy nim i niby potępiamy, a jednak kiedy wylewa się na ulicach, w tytułach gazet, kiedy co chwilę słyszymy o aktach agresji słownej wobec innych – wzruszamy ramionami. Tak jest.

Żyjemy obok siebie, nie dbając o relacje oraz ochronę tych, którzy nie są w stanie sami się bronić. Zresztą! Co to za kuriozum, by musieć bronić się przed szkalowaniem? Na wierzch wychodzą nasze kompleksy, lęki, nasze wielopokoleniowe zadry i przekonania, których nie zmieni ani ekożycie, ani podmuch XXI wieku wraz z powrotem do wartości iście pacyfistycznych.

Poddajemy się, bo „mądry nie odszczekuje” i „tylko idiota wdaje się w dyskusję z idiotą”. Problem polega jednak na tym, że wyrastamy na narcystyczne społeczeństwo, w którym 99% z nas uważa, że reszta to wariaci i idioci. Wystarczy spojrzeć, jak sprytnie wyłapany hejt i doprowadzony do końca proces sądowy o używanie go może skutecznie uciszyć tych, którzy czują się bezkarni.

Mnie najbardziej przeraża to, że hejtem zajmują się osoby, których nigdy bym nie podejrzewała o takie zachowania. A jednak – pewnie nadal jestem naiwna. I, żeby nie było, że piszę kolejny powód o tym jak to źle i niedobrze, bez refleksji na ten temat. Zamiast hejtu lepiej napisać jego odwrotność. Np. z tej kolorowej tęczy to najbardziej podoba mi się fioletowy, reszty kolorów jakoś nie trawię. Albo… w sumie strach się odzywać. Ważne, by nie być burakiem, a wszystko będzie dobrze! 

 

Jak się baby nie bije to wątroba jej… zostaje świętą!

Ostatni frazes, który toczy moje wnętrze niczym rak – kwestia problemu przemocy.

Oczywiście mogłabym napisać i książkę na ten temat, bo od wielu miesięcy problem ten dogłębnie studiuję, pomagam kobietom i staram się sama też rozwikłać zagadki związane z tym, dlaczego zjawisko to… urosło do rangi normalności w tym naszym kraju.

Niby tak się oburzamy na przejawy przemocy i dyskryminacji. Niby nie chcemy mieć w swoim otoczeniu agresywnych osób. To dlaczego mówi się i, o zgrozo pozwala, że to co w domu zostaje w domu i brudy pierze się w czterech ścianach. Szkoda, że też zmywa krew z tych ścian, barykaduje w pokoju podczas awantury, a w ostateczności zabiera dzieci i ucieka ciemną nocą przed kolejnymi ciosami.

Utarło się przekonanie, że skoro kobieta pozwala sobie na przemoc, to znaczy, że to lubi. Tak jak lubi się lody pistacjowe. Większej bzdury nie słyszałam. I walcząc ze stereotypem mam na myśli uświadamianie tych kobiet, które mają na koncie niejedną ucieczkę i niejedną rozmowę z dzielnicowym, że ten facet mający kilka twarzy nie zmieni się nigdy. Że musi walczyć o siebie, o swoją godność, że nie ma nic gorszego niż narażanie własnych dzieci na bycie w przyszłości DDD i DDA. Nie można traktować swojej buzi jako podręcznego worka treningowego. Frajer, który jej to robi, zasługuje na więzienie i sklepanie. Ale… no właśnie. Wracamy do Polski, gdzie ustawa antyprzemocowa została złagodzona, a o obowiązku opuszczenia mieszkania przez przemocowca wydaje się być nadal daleko przed nami. Dlatego nie zabierajmy fundacjom, organizacjom i programom profilaktycznym środków na pomoc. Bo czasami może przyjść ona za późno… 

Dlatego jeśli jesteś tym Tofkiem, który w jakimś aspekcie jest inny, a przez to wyjątkowy, bo widzi patologie i próbuje z nią walczyć, to przybijam Ci piątkę. Fajnie, że jesteś. Zostań, bo musimy jakoś ponaprawiać to, co wadliwe. Jak nie dla nas, to dla naszych córek, wnuczek, kuzynek czy sąsiadek.

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo