Change font size Change site colors contrast

A później pojawia się pierwsze niepowodzenie na fali sukcesów.

Jedna mała kreska i jedna kropla krwi, które sprawiają, że żołądek przewraca Ci się do góry nogami, a nos robi się czerwony. Hej, supergirls don’t cry, do they? Nie płaczesz, to przecież tylko biologia nic innego. Podział, do którego nie doszło, reakcja chemiczna, która się nie wydarzyła. W tym wszystkim Ty  – taka wolna, taka niezależna i taka wciąż oryginalna, tylko wina pijesz nieco więcej niż zwykle.

Krew na majtkach. Dlaczego na Twoich majtkach jest krew? Dlaczego nie widziała czerwonej plamy ta dziewczyna w kwiecistej sukience, którą widziałaś w Biedronce? Dlaczego nie Wiolka z działu HR, która nie umie odstawić wina na 9 głupich miesięcy? Dlaczego nie sąsiadka, która tydzień przed porodem wiesza firanki w oknach, jakby nie miała nic lepszego do roboty? Dlaczego znowu Ty? Dlaczego słowo „terminacja” kojarzy Ci się z termitami i czujesz jak ból wwierca Ci się w czaszkę?

Pierwsze kopnięcie.

Czy może być coś lepszego niż pierwszy znak, że nosisz w sobie dziecko? To wtedy zaczynasz je tak nazywać, prawda?  Oczywiście w tajemnicy przed światem, bo na zewnątrz to wciąż „tylko płód”, ale Ty wiesz, to Twoje dziecko.

A później okazuje się, że Twoja córeczka – idealna z 10 paluszkami u rączek i u stópek i z oczami, jak jej ojciec – ma wadę serca. Okazuje się, że nie możesz zrobić skóra do skóry, chociaż je miałaś wpisane w planie porodu. Chcesz tylko potrzymać swoją córkę. Nie możesz, Twoim dzieckiem muszą zająć się lekarze. Białe kitle, które uczestniczą w cudzie narodzin, biegną po korytarzu, a Ty słyszysz tylko stukot, jaki wydają ich klapki odbijające się  od twardego, szpitalnego linoleum. Siedzisz na nim później w szpitalnej koszuli, gdy nie masz już siły stać przy inkubatorze. Chciałabyś dziękować komuś, ale nie przychodzą Ci do głowy żadne słowa, bo i za co? Za dwie kreski, za pierwsze usg, za sześć miesięcy oczekiwania, czy za ból i strach, który wykręca Ci wnętrzności od dwóch tygodni?

Robisz sobie zakład, spierasz się sama ze sobą.

Jesteś jak „Matka” z baśni Andersena, idziesz. Nie możesz oddać rąk, bo nigdy jej nie obejmiesz, nie możesz oddać nóg, bo nigdy za nią nie pobiegniesz, nie chcesz oddawać oczu, bo musisz ciągle na nią patrzeć, a głos – i tak nie masz go w gardle. W końcu obiecujesz, zrzekasz się tego, co masz najcenniejsze. Odwieszasz na szpitalnym wieszaku swój talent, swoją skórę. Odnosisz na strych swoje projekty, zakopujesz w najczarniejszym dole własnej podświadomości sukcesy. Liczy się tylko ona i to, że (prze)żyje.

Myślałaś, że Ciebie to ominie, co?

Że syndrom pustego gniazda to tylko na filmach, że życie w zgodzie ze wszystkimi to może być Twoje życie, a nie refren jakieś durnej, hipisowskiej piosenki. Jesteś, zbyt wrażliwa i za mało zorganizowana. Niedopasowana do codzienności, niedostosowana. Nie bawi Cię szykowanie eleganckiego drugiego śniadania od szkoły, nie zgłaszasz się na opiekuna szkolnej wycieczki i po raz kolejny oblewasz sprawdzian na żonę, gdy śpisz do późnego popołudnia w ubraniu na Waszym łóżku. W nocy z kolei nie możesz spać, bo masz jak to wszyscy mówią „za dużo stresów”. Problem polega na tym, że Ty nie masz żadnych stresów, niczego nie masz, jest tylko pustka. Stajesz się pustą przestrzenią, niewypełnioną, białą plamą w domu, niezapisaną kartką, wolną od wszelkiej treści. Łykasz tabletki na sen, ale one tylko działają Ci na nerwy i nie możesz po nich prowadzić samochodu rano.

Gdzie jesteś, Bernadette?

Gdzie Ty się do cholery podziałaś ze swoją pasją tworzenia? Ze swoim wyczuciem i umiejętnością rozwiązywania problemów? Pomiędzy którą zmarszczkę, gdzie schowałaś swoje poczucie humoru i dystans do świata? Bernadette, w tej roli, którą dla siebie wybrałaś nie osiągniesz perfekcjonizmu.  Jesteś zakałą dla społeczeństwa i najwyższa pora, żebyś coś z sobą zrobiła, dziewczyno! Przecież nie powiedziałaś ostatniego słowa, co?

Gdzie jesteś, moja droga?

Gdzie zgubiłaś ten piękny uśmiech – między papką, a pleceniem warkoczyków do szkoły? Między złamaną ręką, a pierwszą pałą z klasówki? Gdzie podziała się Twoja miłość do muzyki i zamiłowanie po poezji? Zostało w samochodzie na parkingu pod szkołą tańca, a może na przedszkolnej wycieczce, gdzie wypadł pierwszy mleczak? Gdzie Twoje plany na życie? Spakowały się i pojechały na wymarzoną podróż do Portugalii? A może utopiłaś je w butelce wypijanego co weekend wina? Może przykryłaś je pierzynką sosu beszamel i upiekłaś w lasagne? A może Twoja radość kreowania przysiadła zmęczona między kolejną porcją modeliny i farbkami plakatowymi za 8,99?

Ja Ciebie będę wołać.

Nie przestanę, dopóki mnie nie usłyszysz i nie weźmiesz do ręki książki i nie zaczniesz śmiać się w głos albo śpiewać. Będę Cię szukać, bo musisz znowu pisać pierwsze, piec torty i robić tabele przestawne w Excelu. Będę szła za Tobą, bo wcale tak daleko nie odeszłaś, bo chociaż minęły lata, nie pokonałaś aż tak wielkiego dystansu, jak dzisiaj uważasz. I możesz mi zaprzeczać, ile chcesz, ale złapię Cię babo za kudły i wyciągnę z Ciebie tę świetną laskę, która po prostu śpi.

Czy ja dobrze widzę moja droga, kącik Twoich ust podnosi się nieznacznie do góry?

XVIII wiek przyniósł mądrość, zgodnie z którą, Żydzi, zachowując wstrzemięźliwość seksualną w okresie menstruacji, zapobiegają rozprzestrzenianiu się trądu. W XX wieku uznawano wierność i monogamię mężów za sprzeczną ich naturze – mężczyznom zalecano częste kontakty seksualne w obawie o ich zdrowie psychiczne. Kobiety z wyższych sfer traktowano zaś, jako oziębłe, urodzone do monogamii i dbania o  małżeńskie pożycie lub – w przypadku panien niżej urodzonych – idealne do zawodu prostytutki. To wiemy już  co nieco na temat mitów, z jakimi musiało radzić sobie pokolenie naszych dziadków. Pierwszy wibrator do użytku domowego i filmy pornograficzne na nieśmiertelnych kasetach VHS pojawiły się dopiero w 1988 roku!

A jakie mity na temat seksu powtarzane są dzisiaj – w  czasach, w których wystarczy wejść do sieci, by za pomocą kilku prostych haseł dowiedzieć się… czasami o wiele więcej, niż w ogóle chciałyśmy wiedzieć?

Oto fakty i mity na temat seksu w XXI wieku uprawianego w samotności, we dwoje, w trójkącie, z zabawkami i bez. Co powtarzamy szeptem przy rodzinnym stole, piszemy na karteczkach w pracy i poważnym tonem referujemy przez telefon?

MASTURBACJA TO ZBOCZENIE, KTÓRE PROWADZI DO RÓŻNEGO RODZAJU CHORÓB

Mit: Masturbacja jest naturalna i bezpieczna, pozwala poznać swoje ciało i potrzeby seksualne, a także – jeśli zachodzi taka potrzeba – rozładować napięcie.

Fakt: nadmierne zainteresowanie cudzą masturbacją to zboczenie, które prowadzi do różnego rodzaju chorób.

MASTURBUJĄ SIĘ TYLKO MĘŻCZYŹNI W CZASIE OGLĄDANIA PORNOLI 

Mit: Masturbują się zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Robią to w różnych okolicznościach – pod prysznicem, na domowej kanapie, przed zaśnięciem. Czasami jedno robi „to”, a drugie patrzy – to świetny element gry wstępnej – polecamy!

Fakt: Oglądanie filmów, tak samo jak czytanie może prowadzić po pobudzenia seksualnego, którego efektem będzie masturbacja. Pamiętamy, że każdego będzie podniecać co innego – jednego kwiatki, innego pierwiastki chemiczne lub… cegła dziurawka.

SEKS BEZ ORGAZMU SIĘ NIE LICZY! 

Mit: seks to wielka przyjemność dla partnerów, okazja do poczucia wzajemnej bliskości na poziomie fizycznym i emocjonalnym. Nie każdy stosunek kończy się orgazmem, ale każde zbliżenie powinno odbywać się za przyzwoleniem obu stron!

Fakt: Wielu mężczyzn liczy na spektakularny kobiecy orgazm, czasami mają na niego szansę jak na wygraną w Lotto – kobiety nie zawsze szczytują z fajerwerkami, emocjonalne odprężenie może być dla nich formą przeżywania seksualnej satysfakcji.

W CZASIE DOBREGO SEKSU KOBIETY TEŻ MAJĄ WYTRYSK!

Mit: To, co powszechnie nazywamy „kobiecym wytryskiem” to wydzielenie się większej ilości ejakulatu pod wpływem pobudzenia seksualnego i osiągnięcia orgazmu.

Fakt: Nie każda kobieta wydziela ejakulat. Te, które tego nie robią,  również mają udane życie seksualne. To trochę jak ze śpiewaniem pod prysznicem – czasami o satysfakcji z kąpieli świadczy błoga cisza.

JAK MAŁY CZŁONEK, TO TYLKO SEKSIK (BEZ SZANSY NA SEKS)? 

Mit: wielkość męskiego członka zazwyczaj nie ma znaczenia, dlatego panowie mniej obdarzeni przez naturę również mogą mówić głośno i z dumą o swoim udanym życiu seksualnym, o mniej udanym też – ej, ludzie, rozmawiajmy o seksie!

Fakt: Niektóre kobiety wolą, gdy męski członek jest standardowej długości lub mniejszy, ponieważ wtedy czują się bardziej komfortowo w czasie stosunku. To jak z samochodem, jedna dziewczyna czuje się super w szerokim Renault, drugiej Francuz w ogóle nie rusza i wybierze Niemca w wersji kombi, a trzecia daje gazu swoim stylowym Fiatem 500 i uważa, że Włosi rządzą.

CHCESZ DUŻEGO CZŁONKA? OBEJRZYJ JEGO STOPY, NOS, PALCE, USZY ORAZ… KLATKĘ PIERSIOWĄ

Mit: Jeśli chcesz przekonać się, jak dużego członka ma facet, musisz obejrzeć… jego członka. Sorry kochana, innej drogi nie ma. Rada od nas: nie zapomnij przyłożyć linijki, jeśli zależy Ci na uzyskaniu dokładnego wyniku, my jednak polecamy pomiar ręczny, który daje o wiele więcej przyjemności.

Fakt: Od wieków szukano sposobu, by w szybki i prosty sposób określić, jak mężczyzna został obdarzony przez naturę. A może w XXI wieku – tak dla odmiany – skoncentrować się na jego wnętrzu? Po której intelektualnej dyspucie Twój facet zaciągnie Cię do łóżka?

I PAMIĘTAJ SIOSTRO – ŻADNEGO CAŁOWANIA!

Mit: To, czy facet lubi się całować, zależy od… faceta – jego upodobań i preferencji! Czy Ty lubisz jeść czekoladę przed okresem? Nie? Dziwna jesteś…

Fakt: Niektórzy faceci nie lubią się całować, nie lubią koni, czy koloru bordowego – co z nimi zrobisz? Wybierzesz opcję „niekompatybilny” w aplikacji, czy dasz szansę?

TWÓJ FACET NIE CHCE SEKSU?! PEWNIE MA INNĄ!

Mit: Mężczyźni nie zawsze mają ochotę na seks, czasami mogą chcieć się poprzytulać, a czasami jechać na ryby w męskim gronie (wtedy piją piwo i zdarza się, że przeklinają).

Fakt: Jeśli Twój facet nie chce seksu, to znaczy, że coś dzieje. Porozmawiaj z nim – tylko na miłość boską, daj mu, dziewczyno dojść do słowa! –  i zadbaj, żebyście znaleźli chwilę tylko dla siebie!

PODCZAS MIESIĄCZKI NIE MOŻNA ZAJŚĆ W CIĄŻĘ

Mit: Plemniki żyją w drogach rodnych kobiety, w których jest wilgotno i ciepło nawet – uważaj! – do 5 dni po stosunku. Teraz matematyka: miesiączka to pierwszy dzień Twojego cyklu, trwa zazwyczaj około 5-8 dni. Owulacja, czyli czas, w którym jesteś gotowa, by zajść w ciążę, wypada między 12 a 15 dniem Twojego cyklu. Jeśli kochasz się w 3 dniu miesiączki, to teoretycznie nie masz szansy, żeby zajść w ciążę. Weź jednak pod uwagę, że Twój cykl może ulec skróceniu i jajeczkowanie będzie wcześniej – plemniki tylko na to czekają!

Fakt: Pierwszego dnia miesiączki jest minimalne ryzyko zajścia w ciążę, ale pamiętaj również o komforcie i zdrowiu swojego faceta – załóżcie w tym czasie prezerwatywę i kochajcie się do woli!

JAK ON NIE DOJDZIE W TOBIE, TO CIĄŻY NIE BĘDZIE

Mit: Preejakulat to taka wydzielina, która zawiera żywe plemniki. Jej produkcja rozpoczyna się, gdy Twój facet jest mocno podniecony – wejście w Ciebie na pewno go podnieci, więc jeśli nie chcesz wpadki, zabezpieczcie się, stosując odpowiednie środki.

Fakt: Zajście w ciążę, jeśli Twój partner w Tobie nie dojdzie, to jak wygrana w Lotto. Zastanów się jednak, która informacja bardziej Cię ucieszy i jak szybki refleks ma Twój facet?

SEKS W PREZERWATYWIE JEST NIEWYGODNY – LEPIEJ BEZ 

Mit: Na rynku jest dostępnych tak wiele prezerwatyw, że na pewno znajdziecie taką, która spełni Wasze oczekiwania. Pamiętaj, Twoje zdrowie oraz ochrona przed niechcianą ciążą – to priorytet.

Fakt: Doznania w czasie seksu w prezerwatywie będą inne niż bez. Ciężko jest zastąpić kontakt gołej skóry, ale możecie skorzystać z gumek, które mają dodatkowe wypustki lub zapach – szukajcie sposobu, by urozmaicić swoje życie seksualne!

SEKS W CIĄŻY JEST ABSOLUTNIE ZAKAZANY, BO ZROBI KRZYWDĘ DZIECKU!

Mit: W zdrowej ciąży możesz uprawiać seks, znajdź wygodną dla siebie pozycję. Zadbaj o swój komfort i sprawdź, czy na pieska, na łyżeczkę, a może na jeźdźca, da Ci najwięcej rozkoszy – łagodnie eksperymentujcie!

Fakt: W ostatnim trymestrze orgazm może wywołać skurcze macicy i doprowadzić do porodu, dlatego zapytaj wprost swojego ginekologa o współżycie na koniec ciąży. Niektórzy lekarze zalecają odbycie stosunku lub łagodną stymulację ciężarnej w wyznaczonym do porodu terminie, by przyspieszyć przyjście dziecka na świat – brzmi nieźle, co?

OCHOTA NA SEKS ZMNIEJSZA SIĘ I ZNIKA WRAZ Z WIEKIEM 

Mit: Mamy w Polsce takie piękne przysłowie – „w starym piecu diabeł ogień pali”, więc wskakuj w seksowną bieliznę lub z niej wyskakuj – Ty wiesz najlepiej, co Was kręci – i zorganizuj pikantny wieczór tylko we dwoje.

Fakt: W okresie menopauzy spada ilość żeńskich hormonów, dlatego niektóre kobiety mają mniejszą ochotę na seks, ALE to nie znaczy, by zrezygnować ze zbliżeń, pieszczot i robienia tego, na co tylko macie ochotę!

SEKS W ŚREDNIM WIEKU JEST BEZPIECZNY – NIE MA SZANS NA CIĄŻĘ

Mit: Jeśli myślisz, że po 40-stce lub na początku menopauzy jesteś bezpłodna, możesz być bardzo zaskoczona! Zanim zdecydujesz się na radosny seks bez zabezpieczenia, umów się na wizytę do lekarza ginekologa i dokładanie zbadaj swoje hormony.

Fakt: Wiele kobiet po 45-50. roku życia ma bardzo małe szanse, żeby zajść w ciążę, w tym wypadku warto jednak dmuchać na zimne, jak myślisz?

CAŁE ŻYCIE NIE MIAŁAM ORGAZMU, WIĘC DLACZEGO NA STAROŚĆ MA SIĘ COŚ ZMIENIĆ? 

Mit: Kobiety z wiekiem często zaczynają odczuwać większą przyjemność z seksu. Dlaczego? Jako 50-latki jesteśmy bardziej dojrzałe, świadome naszych wad, ale przede wszystkim zalet. Mamy w sobie odwagę i mądrość, wiemy, co sprawia nam przyjemność i jak to osiągnąć. Dojrzały seks to zupełnie nowy wymiar bliskości – koniecznie spróbuj „la vida loca”!

Fakt: Niektóre kobiety nie odczuwają orgazmów pochwowych, ale łechtaczkowe, czy sutkowe dają im wiele satysfakcji. Panie w wieku dojrzałym mogą eksperymentować i sprawdzać, w jakie rejony zaprowadzi je ścieżka radosnego, dojrzałego seksu!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przekonaj się sama, jak zadbane i sprawne mięśnie dna miednicy – inaczej mięśnie Kegla – ułatwią rodzenie siłami natury, poprawią jakość Twojego życia seksualnego po naturalnym porodzie i oddalą widmo nietrzymania moczu.

Co powinnaś wiedzieć o mięśniach dna miednicy?

Miednica jest tworzona przez zespół kostno-stawowy i stanowi połączenie między kręgosłupem a nogami. Tak naprawdę masz, tak jak każda kobieta dwie miednice – mniejszą i większą! Są one połączone ze sobą za pomocą kresy granicznej. W miednicy znajduje się macica, więc w czasie ciąży silne kości pełnią funkcję naturalnej osłony. Swobodny wzrost płodu jest możliwy, ponieważ w trakcie ciąży dochodzi do rozejścia się kości miednicy. Dzieje się to za sprawą hormonów, które rozluźniają więzadła i stawy. Twoja miednica składa się również z mięśni. W okresie ciąży niezwykle istotną funkcję pełnią te połączone z macicą i zlokalizowane na dnie miednicy. Mięśnie dna miednicy utrzymują przez całą ciążę rosnącą macicę. Składają się one z dwóch rodzajów włókien wolno- i szybkokurczliwych. W czasie porodu rozluźniają się maksymalnie po to, by miednica mogła rozszerzyć się i otworzyć, a Ty – wydać na świat dziecko. Panowanie nad nimi pozwala – poprzez rozluźnienie – na łagodne wyjście główki dziecka. Silne mięśnie wpływają również na elastyczność krocza i chronią je przed popękaniem. Co najmniej 6 kilogramów – tyle waży płód, litr płynu owodniowego, macica i łożysko pod koniec ciąży. Wyobraź sobie teraz, jak olbrzymią pracę muszą wykonywać i jakie powinny być silne Twoje mięśnie dna miednicy!

Jak powinny działać Twoje mięśnie Kegla?

Z mięśni dna miednicy korzystasz nie tylko w okresie ciąży i porodu. Są one niezbędne w codziennym funkcjonowaniu – umożliwiają oddawanie moczu oraz defekację. Ich ważną funkcją jest zamykanie – to dzięki nim możesz utrzymać mocz i stolec. Silne mięśnie dna miednicy zapewniają stabilizację ciała i są Twoim sprzymierzeńcem w walce o piękną, wyprostowaną sylwetkę. Co więcej, jeśli masz mocne mięśnie, będziesz czerpała większą satysfakcję ze swojego życia seksualnego również po ciąży i naturalnym porodzie!

Sprawdź, czy masz sprawne mięśnie dna miednicy

Pewnie wydaje Ci się, że skoro nie masz problemu z nietrzymaniem moczu z Twoją miednicą i jej mięśniami wszystko jest w porządku. Jeśli rodziłaś siłami natury, to pewne jest, że poród osłabił Twoje mięśnie Kegla. Pierwszym objawem będzie właśnie nietrzymanie moczu. Mogą również wystąpić problemy w czasie współżycia. Pamiętaj jednak, że osłabione mięśnie miednicy mogą nie dawać żadnych objawów przez kilka lat! Dlaczego nikt wcześniej Ci o tym nie powiedział? Niewielu lekarzy wykonuje badanie sprawności mięśni dna miednicy po porodzie. Jak możesz sama sprawdzić, czy Twoje mięśnie są sprawne? Wykonaj prosty test w czasie oddawania moczu. Usiądź wygodnie na sedesie i spróbuj zatrzymać strumień moczu, mocno zaciśnij przy tym krocze. Jeśli Ci się uda, należy założyć, że z Twoimi mięśniami jest wszystko w porządku. Jeśli będziesz miała osłabione mięśnie, to mocz mimo wszystko będzie wypływał, a Ty nie będziesz umiała nad tym zapanować – pora udać się do lekarza!

Skąd wiadomo, że Twoje mięśnie Kegla są słabe?

Test z zatrzymaniem moczu możesz wykonać sama w warunkach domowych. Jednak fachową, pełną diagnozę może wystawić lekarz ginekolog w czasie badania, fizjoterapeuta lub specjalista fizjoterapeuta uroginekologiczny, do którego powinny zapisywać się wszystkie kobiety po porodzie. Pierwszym sygnałem, że z Twoimi mięśniami Kegla jest coś nie tak, będzie nietrzymanie moczu i nie chodzi tutaj wcale o to, że się raz porządnie posikasz. Niewielkie ilości moczu – kilka kropelek – mogą wylatywać w czasie intensywnego śmiechu, czy wysiłku fizycznego, a nawet kichania lub kaszlu! Zauważysz również, że ciągle odczuwasz parcie na mocz oraz ucisk w pochwie. Osłabione mięśnie dna miednicy mogą utrudnić utrzymanie stolca, a także powodować ból w dolnym odcinku kręgosłupa. Możesz również mieć uczucie, że zaraz coś Ci wypadnie z pochwy – w skrajnych przypadkach tak właśnie dzieje się z macicą – wypada! Problemy ze współżyciem takiej jak ból w czasie stosunku, czy dyskomfort, również mogą wskazywać na osłabienie mięśni Kegla. Czy Twoje mięśnie będą słabsze jedynie na skutek ciąży i porodu? Nie, negatywny wpływ na ich siłę mają: siedzący tryb życia oraz starzenie się – z wiekiem Twoje mięśnie zanikają, a zastępuje je tkanka łączna o zdecydowanie mniejszej kurczliwości.

Zadbaj skutecznie o swoje mięśnie dna miednicy

O mięśnie dna miednicy najlepiej zadbać przed porodem po to, by urodzić szybko i spokojnie siłami natury. Jakie działania możesz podjąć, by wzmocnić swoje mięśnie dna miednicy? Możesz wykonywać określone ćwiczenia fizjoterapeutyczne lub korzystać z tych zalecanych przez nauczycieli jogi i pilatesu. Chcesz szybko osiągnąć satysfakcjonujące efekty? Skorzystaj z bezpiecznych i wygodnych kulek gejszy.

Kulki gejszy – Twój intymny przyrząd do ćwiczeń

Nowoczesne kulki gejszy, inaczej kulki waginalne, takie jak Kehel Joy ON są wykonane z bezpiecznego silikonu. Materiał ten nie powoduje podrażnień, jest higieniczny – łatwy w czyszczeniu. Kulki będziesz używała po to, by wymusić pracę mięśni Kegla. Mięśnie dna miednicy będą zaciskać się i rozkurczać, by utrzymać gadżet w środku. Wkładasz je do pochwy po nawilżeniu żelem – lubrykantem na bazie wody.  Systematyczne używanie kulek wzmacnia mięśnie dna miednicy.

Jak efektywnie korzystać z kulek gejszy?

Kulki gejszy nosisz w pochwie codziennie przez kilka, a maksymalnie kilkanaście minut. To krótki, ale bardzo efektywny trening. Nowoczesne kulki gejszy Kehel Joy ON są sterowane aplikacją, którą obsłużysz wygodnie za pomocą swojego smartfona! Kulki wibrują po to, by wymusić efektywną pracę mięśni. Mają zamontowany silniczek, który na podstawie odczytu z sensora wybiera odpowiedni dla Ciebie program stymulacji mięśni. Do wyboru są cztery programy ćwiczeń– w przypadku połączenia z aplikacją – oraz dwa w trybie offline. Co daje Ci nowoczesna aplikacja? Możesz zapisywać i kontrolować swoje postępy, dzięki temu będziesz dokładnie wiedziała, kiedy zakończyć trening. Za pomocą smartfona możesz zdać się na odczyt sensora lub dowolnie regulować intensywność wibracji i w pełni korzystać z zalet automatycznych programów.

Dla kogo są kulki gejszy?

Pewnie zastanawiasz się, czy możesz używać kulek gejszy? To produkt dla każdej kobiety, która chce poprawić pracę swoich mięśni dna miednicy. Sprawdzi się zarówno w przypadku pań, które przechodzą menopauzę, jak i młodych kobiet, które dopiero planują zajście w pierwszą ciążę. Kulki gejszy mogą pomóc wrócić do formy również pacjentkom po operacjach ginekologicznych. Kto powinien zachować ostrożność w czasie stosowania kulek? Kobiety po porodzie przed pierwszym zastosowaniem kulek powinny zasięgnąć porady profesjonalnego fizjoterapeuty uroginekologicznego, który oceni, w jakim stanie są ich mięśnie dna miednicy. Dziewice powinny zastanowić się nad stosowaniem kulek gejszy, które mogą przerwać błonę. Nie zaleca się stosowania kulek gejszy w czasie miesiączki oraz gdy wstępuje stan zapalny pochwy.

Mięśnie dna miednicy – tego unikaj!

Poproś ginekologa, by na najbliższej wizycie kontrolnej, którą powinnaś odbywać raz w roku – zapisz się teraz! –  zbadał siłę Twoich mięśni dna miednicy. Czego powinnaś unikać, jeśli zależy Ci na zdrowych i silnych mięśniach Kegla? Zrezygnuj z popularnych ćwiczeń na trampolinach, chyba że ćwiczysz pod okiem doświadczonego instruktora, który wiele czasu i wysiłku włożył w to, żeby nauczyć Cię prawidłowego poruszania na trampolinie i pracy z ciałem.

Kulki gejszy możesz stosować, jeśli chcesz wzmocnić swoje mięśnie dna miednicy, poprawić jakość życia seksualnego po porodzie  i oddalić widmo nietrzymania moczu.

Koniec roku i początek nowego to dobry czas na zrobienie krótkiego podsumowania i przyjrzenie się sobie. To czas, w którym warto usiąść wygodnie w fotelu z lampką wina, filiżanką dobrej kawy albo kubkiem herbaty (dla każdej z nas coś miłego) i porozmyślać nad kolejnymi 365 dniami, które niedawno minęły. Co udało się osiągnąć? Co się zmieniło? Czym ten rok różnił się od poprzednich?

Chyba jestem podatna na trendy społeczne, bo wciąż powraca u mnie temat minimalizmu. Wiem, że jest jeszcze wiele do zrobienia. Nie wystarczy raz przejrzeć szafy i półki z kosmetykami, ogłosić światu jednej akcji denko (zużywanie do końca wszystkich produktów do pielęgnacji i higieny bez kupowania nowych), ugotować obiadu z resztek i opróżnić półki w zamrażarce, żeby nazwać się dumnie „,minimalistką”.  

Cieszę się, że minimalizm jest modny. Podoba mi się, że powstają grupy, na których ludzie chwalą się swoimi zdjęciami przed i po, że są miejsca w sieci, gdzie można znaleźć wsparcie. Podoba mi się, że wydawanych jest tak wiele książek poświęconych tej tematyce. Trochę mniej zachwyca mnie „ubranie w minimalistycznym stylu”, „100 przedmiotów, które musi mieć prawdziwy minimalista”, „nie jesteś minimalistką jeśli…” albo minimalistyczne kolekcje domów mody.

Nie powiem, że jestem minimalistką  

Minimalizmem interesuję się aktywnie od prawie 6 lat. Nie jestem pewna, czy mogę powiedzieć o sobie, że jestem minimalistką. Ten trend ma wymiar fizyczny: ograniczanie zakupów i  zmniejszanie stanu posiadania oraz emocjonalny: wartościowanie emocji, wyciszanie. Wszystko jest procesem, nigdy się nie kończy. Jak raz zaczniesz zmniejszać stan posiadania, gwarantuję, że po jakimś czasie dojdziesz do wniosku,  że wciąż przytłacza cię nadmiar. Jak raz odetniesz się od toksycznej osoby, nigdy już dobrowolnie nie wejdziesz w taką relację.

Wiem, że na obrazkach w sieci wygląda to inaczej. Spektakularne przemiany, puste pokoje, wolne wieszaki w szafie, wielkie worki poustawiane w równym rządku. Czarny i biały złamany szarym. Nowe ubrania, gadżety i akcesoria – koniecznie minimalistyczne. Marzenie dla przytłoczonych nadmiarem. Diametralna zmiana na wyciągnięcie karty kredytowej.

Pamiętaj jednak, że w rzeczywistości minimalizm jest jedynie narzędziem, nie celem samym w sobie. Jeśli osoba z talentem plastycznym, weźmie do ręki ołówek, powstanie ciekawy rysunek. Ja mogę jedynie coś nabazgrać – to my definiujemy wykorzystanie narzędzia i efekty, jakie uda się osiągnąć z jego pomocą.

Co mnie przekonało do minimalizmu?

Dlaczego minimalizm? Miałam wewnętrzne poczucie chaosu, potrzebowałam ogromnych zmian. Wpadła mi w ręce książka Dominique Loreau (no dobra, sama ją kupiłam, na wyprzedaży w Internecie) i wszystkie elementy układanki trafiły na swoje miejsce.

Jakie to uczucie? Można je porównać do wyjazdu na wspaniały urlop. Spędzasz kilka godzin w podróży, docierasz na miejsce i stoisz przed przepięknym domkiem. Masz w dłoni jakieś 20 kluczy, a przed sobą jeden zamek. Zastanów się, której próbie trafia cię szlag? Mnie zapewne około 8 zaczęłyby trząść się ręce. Historia ma jednak happy end i w końcu poturbowana psychicznie (aż chciałoby się powiedzieć: „jak to na urlopie”), wchodzisz do wymarzonego wnętrza. Wiesz o czym mówię? Tak się czułam, gdy czytałam kolejne akapity książki – to był próg do mojego wakacyjnego, wymarzonego domu. Jaka byłam zdziwiona, gdy okazało się, że mogę przy odrobinie wysiłku (haha, no dobra, mogę męcząc się niczym matka bliźniąt, wół pociągowy albo pies husky ciągnący zaopatrzenie dla całej wioski), zostać w nim na zawsze.

68 miesięcy z minimalizmem

W międzyczasie dwie przeprowadzki, milion kupionych przedmiotów, kilka bolesnych finansowo i ambicjonalnie pomyłek zakupowych i totalnie zgubienie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym. Pamiętaj, że gdy coś zakładamy, nasze plany powinny być miękkie niczym plastelina, zwłaszcza, gdy dotyczą spraw wewnętrznych. Tak naprawdę nie możesz dzisiaj jednoznacznie określić, jakim człowiekiem będziesz za kolejne 365 dni. Wiele może się wydarzyć – znajdziesz się w sytuacjach, które dzisiaj są poza granicą twojej wyobraźni. Jestem przekonana, że nie zabraknie w Twoim życiu ludzi, a ich obecność może mieć różny wpływ na twoje życie.

Czego  mnie nauczył minimalizm w mijającym roku?

  1. Doceniania tego, co mam – im mniej przedmiotów wokół mnie, tym większą radość odczuwam z używania każdej pięknej rzeczy.
  2. Łatwo wpaść w pułapkę idealizmu – szukanie idealnej torebki, najlepszej torby na zakupy, czy najpiękniejszej bluzki to dobry i skuteczny sposób na dodanie sobie zmarszczek.
  3. Wciąż wolę być niż mieć, ale lubię swoją poduszkę finansową.
  4. Liczą się ludzie, nie rzeczy – każdą rzecz można zastąpić inną o podobnej funkcjonalności, niech ci nawet do głowy nie przyjdzie, że możesz zastąpić ludzi.
  5. Warto postawić na przeżycia – czasami, szczególnie, gdy nie ma się pomysłu na prezent dla bliskiej osoby, można podarować jej to, co ma się najcenniejszego – czas. Wspólne przeżywanie i odkrywanie nowych miejsc, smaków, czy emocji jest bardzo cenne.
  6. Chwilowy brak równowagi w życiu może prowadzić do przeniesienia środka ciężkości w inne miejsce – to, że dzisiaj jedna rzecz jest dla ciebie najważniejsza, wcale nie znaczy, że za kolejne 365 dni na pierwszym miejscu nie znajdzie się inna.
  7. Mogę pozwolić sobie czasami na luksus lenistwa i bycie… szczęśliwą.

Dlaczego nie zachęcam cię do minimalizmu? To proste, w to miejsce proszę cię, abyś zaczęła się po prostu kierować zdrowym rozsądkiem. Miej tyle rzeczy, ile jest ci potrzebne oraz sprawia, że jesteś szczęśliwa. Otaczaj się ludźmi, którzy podsadzają cię do góry nawet, jeśli czasami wierzgasz nogami obrażona. Postaraj się przez kolejne 365 dni być po prostu szczęśliwą – każdego  dnia po troszeczku i pamiętaj, uśmiech na twarzy mogą wywoływać również drobnostki.

 

Niebo jest niebieskie, lody zimne i smaczne, słońce grzeje. Jest przepięknie, spokojnie i dobrze. Jestem zrelaksowana, wyciszona i bardzo zadowolona. Mam włączony tryb slow, jestem miękka jak waciki z organicznej bawełny. Pozwalam sobie na słabość, na naturalność.

Mało jest takich chwil w życiu, prawda? Kiedy ostatnio czułaś się doskonale zrelaksowana i wolna od wszelkiej odpowiedzialności? Kiedy żyłaś tylko tu i teraz?

(Bardzo dobrze w odkrywaniu siebie i głębokim odczuwaniu pomaga joga nidra, czyli rodzaj medytacji prowadzonej przez nauczyciela. Można wiele zmienić w swoim wnętrzu podobno, tak mówią, ja nie wiem – zawsze wtedy zasypiam).

Gdy wszystko zaczyna się walić, podobno najlepszą rzeczą jest przetrzymać.

Ja wolę działać, sięgam więc po to, w czym jestem dobra. Umiem organizować i zarządzać, mam skilla i wiedzę w tym zakresie. Trochę się miotam, czasami płaczę, ale robię swoje.

W życiu każdej z nas przychodzi taki moment, gdy jest bardzo trudno i nie pozostaje jej nic innego jak być silną. W momencie, w którym pora na największe załamanie, na płacz i histerię, zaciskamy zęby i bierzemy wszystko na klatę lub barki (sorry, ja mam płaskoklacie, trzeba sobie radzić). Spływa na nas niczym Niagara olbrzymi spokój, doszłyśmy do końca, do kresu wytrzymałości i nagle stoimy twardo, całkiem spokojne.

Jesteśmy kobietami – skałami.

Trwamy, gdy szaleje sztorm, gdy rozbijają się o nas fale wyrzutów, statki wymówek i smagają nas bezpodstawne oskarżenia. Jesteśmy twarde, silne i znajdujemy w sobie wciąż nowe pokłady spokoju, by hamować tsunami bezsilnej złości naszych bliskich. Rozróżniamy wołanie o pomoc od bełkotu słów, które mają ranić. Umiemy postawić się i trwać, czekać na rozwój wydarzeń.

Jesteśmy kobietami – skałami. Wystarczająco silnymi, by zatrzymać cały świat, by oparł się nas partner i dom, rodzice. By emanować spokojem, gdy życie wydaje niesprawiedliwe wyroki, gdy do domów włamuje się cierpienie, a do drzwi spokojnie puka śmierć.

Jesteśmy kobietami – szamankami połączonymi z naturą, nawet jeśli odpychamy to od siebie. Czasami mamy sny, czasami w ostatniej chwili zmieniamy plany, gramy w oszukać przeznaczenie i mamy cholera, skilla.

Jesteśmy kobietami – skałami. Czasami musimy wziąć na siebie tyle, że nigdy nie uwierzyłybyśmy, że jesteśmy w stanie podźwignąć taki ciężar. A później coś się dzieje i nie mamy wyjścia, musimy być silne. Nie dajemy się zranić, nie pozwalamy, by ktoś oplatał nas swoim cierpieniem. Pomagamy, dajemy z siebie bardzo dużo, ale nigdy do końca.

Pamiętaj, gdy ktoś się na tobie opiera, musisz zostawić margines bezpieczeństwa.

Masz prawo odmówić, postawić rozsądne granice. Masz prawo czuć się źle, pozwolić sobie na przerwę, na odpoczynek. Masz prawo wyjść na chwilę, cicho zamykając drzwi. Masz prawo tańczyć, pić wino i śmiać się, nawet jeśli stajesz się powiernikiem cudzego cierpienia. Masz prawo odreagować, zmyć łzami radości porywający cię smutek. Jesteś kobietą – skałą, przez cały czas masz prawo do siebie.

 

Jak to jest, że gdzieś między lalką Barbie a pierwszym goleniem nóg, przestajemy czuć się wyjątkowe? Jako małe dziewczynki mamy całą odwagę świata. Śnimy o tym, kim będziemy w przyszłości. Piegi na nosie, niski wzrost, czy długi drugi palec u stopy nie przeszkadzają nam, żeby marzyć o karierze piosenkarki, nauczycielki, czy naukowca.

Pamiętasz tamte czasy? Miałyśmy tyle pomysłów.

Nie było jeszcze komputerów, może tylko w bardziej zamożnych domach, rodzice nabywali niewygodne monitory i biurka z wysuwaną półeczką na klawiaturę i czasami można było iść i na zmianę grać w „Króla Lwa”. Chciałyśmy być pisarkami, dziennikarkami, a w zabawach najważniejsze było, która będzie chłopakiem (żadna nie chciała). Zaczytywałyśmy się w książkach Musierowicz, Montgomery i oglądałyśmy ,,Czarodziejkę z księżyca’’. Gdy chciałyśmy wiedzieć, czym jest pantofelek albo gdzie leży Zielona Góra, musiałyśmy wertować encyklopedie dla dzieci, dla dorosłych, czy atlasy geograficzne. Nosiłyśmy śmieszne spinki do włosów i kolorowe pojemniki na śniadanie. Zdecydowanie ważniejsze od tego, jak wyglądamy w krótkich spodenkach na w-fie, było to, w której drużynie zagramy w zbijaka i czy nie będziemy grzać ławy podczas meczu koszykówki.

A później zaczęłyśmy dojrzewać.

Nagle okazało się, że przez jedne wakacje niektóre z nas wystrzeliły w górę i ich nogi zrobiły się szczupłe i długie. Innym urosły włosy pod pachami, w klasie pojawiły się właścicielki biustów i zaokrąglonych bioder, które mogły na szkolnych dyskotekach wywijać do hitów Spice Girls jak nigdy wcześniej.  Z rozmów na temat puzzli i bohaterów kreskówek szybko przeszłyśmy na najlepsze maszynki i kremy do golenia, farby do włosów i biustonosze. Zaczęłyśmy podkradać mamom tusze i lakiery do paznokci. Przestały nam się podobać bluzki z kotkami, wolałyśmy obcisłe koszulki i modne kurtki jeansowe. Czapki lądowały na dnie zarzuconych na jedno ramię plecaków. Zaczął wykształcać się nasz gust muzyczny i Majka Jeżowska stała się w pewnym momencie szczytem obciachu, a z sali zabaw mogłyśmy co najwyżej odbierać młodsze rodzeństwo.

Chłopcy zaczęli na nas inaczej patrzeć jakoś między lutym a majem, może w piątej klasie?

Zaczęłyśmy odróżniać się i wyróżniać. Niektóre z nas znalazły się w centrum zainteresowania, na dyskotece nigdy nie podpierały ścian, a chłopcy ciągnęli je za staniki tak często, że miały siniaki na plecach. Inne stały się niewidzialne. Te, które zaczęły dojrzewać za wcześnie – ich czoła i policzki pokrył trądzik, a włosy przetłuszczały się nawet po codziennym myciu. Te, które zaczęły dojrzewać później, pozostawały niezauważone. Szkolny światek umieścił na nich zasłonę, bywały, ale nie były jego częścią.

Zaczęłyśmy dążyć do bycia w samym centrum wszystkich wydarzeń.  

Koleżanka, którą do domu odprowadzało dwóch kolegów przesyłających sobie nienawistne spojrzenia, była szczupła i zgrabna, miała ładne włosy. Inna miała ciemną karnację i adoratora, który jeździł pod jej dom na rowerze. Stał pod furtką nawet wtedy, gdy mama mówiła, że nie ma jej w domu. Te pierwsze przejawy zainteresowania nobilitowały nas, dodawały nastoletnich piórek. Szukałyśmy powodów, dlaczego jedna z nas nigdy nie musi nieść swojego plecaka i dostaje najwięcej kartek walentynkowych? Dlaczego do drugiej chłopcy z ławki pod oknem piszą miłosne liściki i pozwalają jej pić ze swojej butelki?

Co jest ze mną nie tak, że chłopcy nie są dla mnie tacy mili?

Jeszcze wtedy nie rozumiem, że mam cięty język i wybuchowy temperament. Umiem uderzyć kolegę w twarz, gdy w zabawie nazwie mnie „szmatą” i przekonać nauczyciela, żeby przełożył nam niezapowiedzianą kartkówkę. Czytam więcej książek w ciągu roku szkolnego niż pół klasy razem wzięte i mam najlepsze oceny z przyrody. Jeszcze wtedy nie dociera do mnie, że za parę lat mój niski wzrost nie będzie miał znaczenia i okaże się, że jestem po prostu kompaktowa. Teraz koleżanki są o wiele wyższe ode mnie, mają dłuższe nogi, lepiej wyglądają w większości ubrań. Ich mamy potrafią czesać wymyślne fryzury. Nie mogę jeszcze wiedzieć, że będę umiała wykonać perfekcyjny makijaż oka i zrobić sobie dobierańca. Będę miała wady (ha, jakże dużo!) i zalety, a mój wygląd zejdzie na dalszy plan.

Gdy jestem nastolatką, mój wygląd jest na pierwszym planie ( i dobre oceny, bo mama jest baaardzo wymagająca).

Dochodzę do momentu, w którym nie lubię siebie. Jestem pyskata, kłócę się z nauczycielami i nie daję dmuchać w kaszę nawet największym łobuziakom. Wracam jednak do domu i częściej czuję się smutna niż szczęśliwa. Gubię gdzieś po drodze dziecięcą beztroskę i wiem już, że nigdy nie będę Anią, Basią i Zosią. Nasze zabawy lalkami, czy ciastoliną zamieniają się w „prawda czy odwaga” i obgadywanie koleżanek i kolegów z klasy. Łączymy znajomych w pary, wróżymy z wosku i z liści akacji, wiążemy magiczne sznureczki i próbujemy ukraść zdjęcie naszych sympatii (no dobra, wyłudzić), żeby rzucić czar na niczego nieświadomego przyszłego ukochanego. Przy tym wszystkim nie lubimy siebie, ja siebie nie lubię.

Wiesz co? Gdybym dzisiaj spotkała tę małą dziewczynkę, która nie nosiła okularów, chociaż nie widziała numeru nadjeżdżającego autobusu, bo chłopcy się z niej śmiali, powiedziałabym jej, że to minie.

Że jeszcze jakiś czas nie będzie się mogła odnaleźć w tym, co ją otacza. Że przyjaźń z kobietami będzie dla niej już zawsze wyższą szkołą jazdy. Że najważniejsze w tym wszystkim to polubić siebie. I zmienić to wszystko, na co ma realny wpływ (waga, czy krzywy zgryz) i zaakceptować to wszystko, czego zmienić się nie da (wzrost, czy budowa ciała). A teraz może jeszcze spokojnie bawić się lalkami, układać mikstury w laboratorium i rysować portrety swojego ulubionego wokalisty (tej sympatii będzie się za parę lat wstydzić).

Chciałam ci powiedzieć, że ta mała dziewczynka jest gdzieś w tobie.

I możesz ją zapewnić właśnie teraz, że wszystko jest w porządku, że jest dokładnie tak, jak miało być. A jeśli nie, to na pewno dacie radę. Razem możecie wszystko: ona i ty. Jesteście wyjątkowe, jesteście piękne i zasługujecie na wszystko, co najlepsze. No, weź to poczuj!

 

 

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo