Pierwsze, bardzo doraźne, to… chrupki kukurydziane!
Pamiętam, jak dawno temu wiedziałam Wszystko O Wychowaniu Dzieci, bo sama nie miałam ani jednego. Wtedy, jako że nie byłam jeszcze nawet w ciąży, byłam istną Krynicą mądrości, która wiedziała, co jest dla dzieci dobre i zdrowe. Na tej liście zdecydowanie nie było chrupek kukurydzianych. Obecnie tak przeze mnie cenionych, jako chwilowy uciszasz niemowlęcia. Nobla dla wynalazcy chrupek!
Drugim światełkiem w tunelu był pomysł, który nieoczekiwanie mnie nawiedził. Pomysł odkrywczy jak niemalże Ameryka. Obijał się cicho w mojej schorowanej głowie jednym słowem…
Laryngolog!
Kochany pamiętniczku, teraz jest to oczywiste, ale mam nadzieję, że już niedługo będzie co najmniej dziwne. Otóż mamy rok 2020, a to rok z wirusem i nie można tak sobie pójść do lekarza. Pierwszy antybiotyk otrzymałam jako owoc teleporady, po godzinie wiszenia na słuchawce celem skontaktowania się z nocną i świąteczną pomocą medyczną. Ja naprawdę cenię sobie wiedzę fachową lekarzy i bardzo szanuję lata, które spędzili, aby się wyedukować. Rozumiem, że boją się o własne życie i nie chcą się zarazić wirusem. Wszystko ok. Okazuje się jednak, że za pieniądze boją się jakby mniej! I to był właśnie mój pomysł! Postanowiłam udać się prywatnie do laryngologa, zapłacić mu żywymi złotówkami, a nie uśmiechami bąbelka i uzyskać fachową poradę.
To była moja pierwsza prawdziwa wizyta u lekarza od marca. Czułam się jak przed pierwszą randką i nawet umyłam włosy (dzień wcześniej i dobrze wysuszyłam, Mamo). Przy wejściu do przychodni śluza niemalże jak w filmie epidemia, stanowisko z bimbrem w sprayu do dezynfekcji, długopis (wspólny o zgrozo!) i ankiety. Nie wiedziałam, czy tym bimbrem polać się przed czy po użyciu długopisu, własnego nie miałam.
W ankiecie zgodnie z prawdą wpisałam, że miałam wysoką gorączkę i trochę bałam się, że przyjdą panowie w kombinezonach i zamkną mnie oraz całą przychodnię na kwarantannę. Na szczęście przy okienku chyba nawet nikt nie przyjrzał się temu mojemu „tak” zakreślonemu na ankiecie. Wskazano mi gabinet.
Pandemia pandemią, a w przychodniach nic się nie zmienia, więc oczywiście pan, który był w harmonogramie po mnie, przyszedł wcześniej i do gabinetu władował się przede mną. Widać jest urodzonym zwycięzcą.
I teraz trzecie światełko. Pan laryngolog powiedział, że będę żyć! Niestety ponieważ karmię piersią, muszę jeszcze kolejny tydzień brać antybiotyk i takie tyci światełeczko, które wskazuje, że moje poczucie humoru wraca do zdrowia – doktor był całkiem niczego sobie i mimo że wyraźnie zaznaczyłam, że jestem poważną matką trójki dzieci, doktor nalegał, abym zapisała sobie jego numer telefonu.
LOL 😉 😉 dobra, ten numer to po to, żebym mogła dać znać, jak jednak nie pomoże.