Change font size Change site colors contrast
Reportaż

Przedsiębiorcze matki na celowniku ZUSu

3 października 2020 / Magdalena Droń

Przypisano im łatkę „matek – wyłudzaczek”.

ZUS odbiera im godność, łamie wiarygodność w oczach klientów, by za wszelką cenę doprowadzić ich firmy do bankructwa. Chociaż mają doświadczenie, zdobywają uznanie, są cenione za determinację i dążenie do celu, doskonale łącząc wszystkie role, państwo prorodzinne przypiera je do muru i każe im wybierać – rodzina albo kariera.

Kilka lat temu Zakład Ubezpieczeń Społecznych wzmógł kontrole wśród matek prowadzących działalność gospodarczą. Powodem były nowopowstające firmy, zakładane przez kobiety w ciąży, na potrzeby wyłudzenia świadczeń. Oberwało się jednak także tym, które „na działalności” były od lat. Organowi nie spodobało się, że ich firmy generowały za małe przychody, podczas gdy właścicielki pobierały zasiłki macierzyńskie. Przedsiębiorcze mamy są tym oburzone, ale ZUS wskazuje na konieczność obrony interesu płatników i wstrzymuje wypłatę zasiłków chorobowych lub macierzyńskich, gdy urzędnicy znajdą nieprawidłowości lub niedociągnięcia. Nakazuje także zwracać nienależnie pobrane pieniądze, nawet za lata wstecz.

Miesiące stresu bez środków do życia

Zaczyna się niewinnie. ZUS wstrzymuje wypłatę środków informując, że rozpoczyna postępowanie wyjaśniające, najczęściej w odniesieniu do podlegania pod ubezpieczenia społeczne. – Praktyką ZUS stało się to, że jeśli w ogóle wyśle takie zawiadomienie, robi to dosłownie na chwilę przed kończącym się 30-dniowym terminem, który obowiązuje go w ustawie dotyczącej realizacji świadczeń i ich wypłat – podkreśla Anka. W piśmie przesuwa termin o kolejne 30 lub 60 dni. Na próżno szukać w nim konkretów: dlaczego termin uległ przesunięciu, co wzbudziło wątpliwości ZUS i jakie kroki organ zamierza podjąć, aby sprawę wyjaśnić. Zgodnie z Kodeksem Postępowania Administracyjnego winien jest wyczerpującą informację, a sprawy załatwiać bez zbędnej zwłoki. Na tym etapie procedowania ZUS nie poinformuje również, kto zajmuje się naszą sprawą oraz gdzie można zasięgnąć jakichkolwiek konkretnych informacji – odsyła na infolinię, gdzie nie sposób uzyskać żadnych szczegółowych informacji. – Tak minęły mi łącznie 3 miesiące. Potem ZUS wezwał mnie na kontrolę, podczas której miałam udowodnić, że działająca na rynku 6 lat firma, zatrudniająca 3 pracowników, przynosząca wysokie dochody, nie jest fikcyjna. Oczywiście wątpliwości co do istnienia firmy ZUS nabył dokładnie z chwilą wpłynięcia wniosku o zasiłek – mówi Anka. To są te szumne wyłudzenia, które nam się tak często przypisuje: nieprawdą jest, że ZUS weryfikuje tylko bardzo młode firmy i płatników, którzy w sposób nagminny korzystają ze świadczeń, mamy mnóstwo przykładów wskazujących na to, że już druga ciąża jest dla nas zagrożeniem i wielce niewygodna dla ZUS, bo po raz drugi będzie należał się zasiłek macierzyński, nieważne, że przez 6 lat się nie chorowało… dodaje z goryczą. – I wtedy zaczyna się koszmar – nasi klienci są wzywani na przesłuchania, my proszone o ujawnienie korespondencji z nimi: maili, czasem sms-ów, często wrażliwych umów stanowiących tajemnicę handlową. Kontrole tzw. fikcyjności zdają się być jedną z ulubionych, ale chyba najbardziej absurdalnych. Czy nie wystarczy, aby ZUS sprawdził choćby PIT-y, PKPiR, faktury? – pyta. W kraju znane są przypadki kontroli, na które wzywano zaraz po porodzie. Kilkugodzinne przesłuchania z dwutygodniowym dzieckiem na ręku, po to, by odpowiadać na pytania: „Czy celowo podwyższyła Pani składkę na ubezpieczenie społeczne, by uzyskać większy zasiłek?”.

Wysokie składki zdają się być największą zmorą ZUS. Choć na całym świecie system ubezpieczeń opiera się na dobrowolności składek, w Polsce wydaje się to być problemem, mimo iż składki ZUS są właśnie uznaniowe a ustawodawca określił ich pułap, który ubezpieczony może zadeklarować. Przedsiębiorcza mama, której dochody miesięcznie trzy- czy nawet czterokrotnie przewyższają średnią krajową, nie może być oskarżana o to, że nie chce by jej zasiłek macierzyński wynosił ok 2000 zł (tyle należy się przy standardowych składkach), a maksimum, czyli ok. 7000 zł miesięcznie. Przedsiębiorczynie podkreślają, że często nie jest to nawet 50% ich dochodów. Kobiety mają poczucie, że każe się je za powodzenie. 

Po kontroli ZUS analizuje ponownie dokumenty, co w praktyce oznacza kolejny miesiąc, często i dwa, czekania – razem to ok. pół roku wstrzymanych świadczeń. W tym czasie, mimo iż same nie otrzymują zasiłków, składki muszą regularnie i sumiennie odprowadzać.

Pieniądze do zwrotu

Nawet jeśli ZUS wyda pozytywną decyzję, nie można spać spokojnie. Wypłacone wcześniej świadczenie może nakazać zwrócić, jeśli np. okaże się, że na koncie widniała niedopłata (często groszowa). Może też nagle okazać się, że zabrakło jakiegoś dokumentu czy podpisu.

Absurdalne, jednak nagminne – ZUS sam podważa swoje decyzje sprzed lat i nakazuje zwrócić pieniądze, w praktyce nie jest to podyktowane żadną podstawą prawną. Co istotne, jeśli ZUS uzna świadczenie sprzed 4 lat za nienależne, choćby ze względu na niedopłatę, nie uzna też kolejnych wypłaconych świadczeń, sprzed 3 czy 2 lat. Czasem oznacza to kilkaset tysięcy złotych do zwrotu. To tragedia dla całych rodzin, a także bankructwo dla firmy.

Jakim prawem ZUS odwołuje swoje decyzje i kontroluje „wstecznie”? – W sierpniu zeszłego roku wszczęli postępowanie, żeby sprawdzić, czy moja firma jest fikcyjna. Bo uczyłam się przez 9 lat (studia prawnicze i ekonomiczne, plus aplikacja) żeby wyłudzać zasiłki z ZUS… No paranoja. Jak już zauważyli, że fikcyjności mi nie udowodnią, bo w każdym miesiącu mam fakturę, to grzebią, czy nie pracowałam na L4 i jak się rozliczałam z pracownikiem itp.. Robią to bezprawnie, bo nie rozszerzają zakresu postępowania. Muszę chodzić do sądu, robić zdjęcia protokołów z rozpraw i zamazywać dane, żeby udowodnić, że nie pracowałam na L4. Wreszcie mi odpuszczają w listopadzie 2018 i kończą postępowanie. Wtedy pomyślałam, że może się odczepią wreszcie. Nic bardziej mylnego. Dalej grzebią. Tym razem bez wszczęcia postępowania. I znaleźli jedną nieprawidłowość w formularzach. W listopadzie 2017 roku. Byłam z synkiem w szpitalu. To było podczas zasiłku macierzyńskiego. Dowiedziałam się od lekarza, że mogę przerwać zasiłek macierzyński i pobrać zasiłek opiekuńczy, by w ten sposób trochę mi się przedłużył macierzyński. Po wyjściu ze szpitala poszłam do ZUS i pytam się, czy to możliwe. Pani potwierdziła. Powiedziała jakie dokumenty złożyć. Wróciłam z dokumentami. Po 3 miesiącach wypłacili mi ten opiekuńczy. I wszystko było WTEDY dobrze. A TERAZ oni twierdzą, że powinnam jeszcze złożyć jakieś dodatkowe dokumenty. Ktoś się dopatrzył po 1,5 roku! Grozi mi zwrot połowy macierzyńskiego i zasiłków opiekuńczych. Bo jak mnie wywalą z ubezpieczeń w listopadzie 2017 to wszystkie zasiłki pobrane po tym okresie są traktowane jako nienależne. Tego wszystkiego dowiedziałam się przez telefon. Nie było wszczęcia postępowania. Do tej pory nie mam oficjalnej decyzji mimo moich pism – kwituje gorzko Daria.

Zasiłek macierzyński to nie urlop, czyli gorsze dzieci matek na działalności

W opinii ZUS pobieranie zasiłku macierzyńskiego nie jest jednoznaczne z przebywaniem
na tzw. urlopie macierzyńskim. Aby firma nie została uznana za fikcyjną, należy wówczas pracować (choć nie systematyzuje tego żadna ustawa, jest to interpretacja przepisów, oczywiście niekorzystnych dla kobiet-matek). Istnieje możliwość jej zawieszenia, ale to oznaczała śmierć firmy, która w wielu branżach potrzebuje ciągłości np. do przystąpienia do przetargu.

Dla przedsiębiorczej mamy zawieszenie  działalności skutkowałoby tym, że po zakończonym zasiłku, zostaje bez niczego i zaczyna wszystko od nowa, nie mając przy tym środków do życia. A jako kobieta chce się ona realizować zarówno w pracy zawodowej, jak i w domu, poświęcając swój czas rodzinie. Ja na siebie od powrotu do pracy po macierzyńskim w ogóle nie biorę L4. Tylko jak dzieci chorują to brałam opiekę, ale i nawet tego nie chcą mi wypłacać. Już 4 razy kazali mi przynieść zaświadczenie ze żłobka, że dziecko nie było w placówce w dniach, o które chciałam zasiłek opiekuńczy. Jakby sami nie mogli się zwrócić. W żłobku to już patrzyli na mnie dziwnie, gdzie w moim zawodzie zaufania publicznego nie powinnam być postrzegana jako „ciągle kontrolowana przez ZUS”. No wstyd robią człowiekowi – mówi Magda.

Ciążący „problem”

Na zwolnienie przechodzę w 12tc z powodu plamień. To była moja 4 ciąża (jedną poroniłam).  Po niecałym miesiącu sprawdzam PUE [Platforma Usług Elektronicznych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych – przyp. aut] czy jest wczytana wypłata za zwolnienie. Widzę odmowę za 3 ostatnie dni zwolnienia (piątek, sobota, niedziela). Dzwonię na infolinię ZUS. Dowiaduję się, że w dniu poprzednim powinnam stawić się u lekarza konsultanta ZUS, a w dziś u orzecznika ZUS. Godzina wizyty za 30 minut od momentu, w którym się dowiedziałam. Pytam więc, co mam zrobić. Każą przyjechać, jeśli dam radę. Ok. Pędzimy z mężem i jednym maluchem w aucie, bo drugi w przedszkolu. Dojechałam i jeszcze godzinę czekałam w kolejce.  Pani lekarz orzecznik była bardzo zbulwersowana. Po co ja przyjechałam, skoro nie byłam u lekarza konsultanta. Tłumaczę, że nic nie wiedziałam, że nie otrzymałam listu z wezwaniem. Że dowiedziałam się przypadkiem, dzwoniąc na infolinię. Spytała, po co ja tam dzwoniłam, przecież nikt (tu użyła sformułowania, które jasno sugerowała, że nikt normalny) nie dzwoni na infolinię. Wyprasza mnie z gabinetu i każe czekać. Na szczęście było gdzie usiąść. Wróciła w jeszcze gorszym humorze. Bo po co ja przyjechałam, jak ona nie ma opinii konsultanta. Że ona jest lekarzem internistą. Nic nie może. Przeprowadza wywiad. Kwituje podsumowaniem, że niepotrzebnie zajmuję jej czas, a o całej sytuacji zadecyduje zwrotka z poczty o odbiorze pisma. Tak więc z ZUS-u pojechałam na pocztę. W międzyczasie pojawia się pismo z kontrolą o fikcyjność firmy – wylicza Patrycja. – W 31tc dostaję pismo z kolejną kontrolą u lekarza konsultanta w ZUS, a następnie u orzecznika. Obie wizyty nagrałam na dyktafon. Ginekolog wyklikala moje dane. Wpisała datę porodu z terminu miesiączki, mimo kilkukrotnego informowania, że termin z usg jest inny. Dałam jej wszystkie moje badania, nawet do nich nie zajrzała. Wzięła kartę ciąży i kazała iść się rozebrać do badania. Wychodzę więc półnaga i idę do fotela ginekologicznego. A pani doktor zaczyna „przeprowadzać wywiad”, jakie są obecne dolegliwości. Więc mówię, że doszły mi bole kręgosłupa, że nadal pobolewa mnie podbrzusza… i przerwała mi w pół zdania i pyta jakie jest leczenie. Patrzę na nią i na ten fotel, na nią i na krzesło. Nadal stoję półnaga i nie mam ani gdzie usiąść, ani się podtrzymać. Czułam się stojąc półnaga na baczność. I mówię do niej, że może ja usiądę, a ona stwierdza, że dobra, później dopisze. Zrozumiałam, że wrócimy do rozmowy, ale… myliłam się. Zbadała mnie ginekologicznie i tętno dziecka. Poszłam się ubrać. A ona oddała mi wszystko i skończyła wizytę. Myślałam, że doczytała wszystko o moich dolegliwościach i leczeniu z dokumentów i karty ciąży. Na drugi dzień u lekarza konsultanta dowiedziałam się, że jestem zdolna do pracy i mojemu dziecku nic nie zagraża, podważając opinię mojego ginekologa. Pani orzecznik przeprowadza ze mną dokładny wywiad. Jest zdziwiona i mówi, że jako internista nic nie może zrobić. Mówi, żebym udała się z opinią do ginekologa. On będzie wiedział, co zrobić. Niestety, prowadzący ciążę się wystraszył i stwierdził, że „z ZUS-em nikt nie wygra”. Prosi o zmianę lekarza i szpitala. Szpitala, w którym rodziłam poprzednie dzieci. Nie mam już siły i rezygnuję ze zwolnienia. Popracuję trochę, zobaczymy. Niestety 2 tygodnie później dostaję silnych skurczy. Na chwilę udaje się je uspokoić lekami i leżeniem plackiem. Wtedy przechodzę na wcześniejszy macierzyński. Dostaję pismo z kolejną kontrolę, tym razem  o opłacenie 3 wysokich składek w 2014 r. W 39tc mój synek rodzi się w ciężkiej zamartwicy urodzeniowej. Dostaje 4pkt w sklai APGAR i zostaje natychmiast przewieziony na Oddział Intensywnej Terapii Noworodka do szpitala im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu.  

Ruch Społeczny Kobiet na Działalności

Ruch Społeczny Kobiet na Działalności z dnia na dzień przybiera na sile. Przyznają, że nie jest łatwo – są rozsiane po całej Polsce, pracują w różnych trybach i branżach. Mają jednak dużą determinację, kontaktują się przez media społecznościowe i komunikatory, wymieniają się doświadczeniami i telefonami, pomagają, zaczynają się cyklicznie spotykać. To przedsiębiorcze kobiety – księgowe, architektki, fryzjerki, prawniczki, kosmetolożki i graficzki, które zrzeszając się jako Ruch Społeczny Kobiet na Działalności, mówią STOP nieuczciwym praktykom ZUS, prowadzonym w całym kraju kontrolom i postępowaniom wyjaśniającym. Wystosowały skargę i proszą o pomoc ich zdaniem niezależnych instytucji, Rzecznika Małych Średnich Przedsiębiorców, Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dziecka. Na chwilę obecną zebrały ponad 100 podpisów, ale to dopiero początek. Codziennie napływają nowe zgłoszenia nadużyć i kolejne podpisy z poparciem skargi. Jeśli będzie trzeba udamy się nawet do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Jesteśmy nękane i przesłuchiwane, często kilka razy w tej samej sprawie, odmawia się nam wyjaśnień, a w kuluarach nieco bardziej życzliwi pracownicy ZUS potwierdzają nam, że jest to odgórnie nałożona, zmasowana akcja na kobiety prowadzące działalność, głównie te w ciąży lub na zasiłkach macierzyńskich – mówi Natalia. – Niezależnie od siebie, z różnych miast, napływają informacje, że pracownicy ZUS mają specjalne szkolenia, a na nich wytyczne, co do prowadzenia kontroli.  Co ważne, nie dotyczą one wcale mechanizmów i regulacji prawnych, a bardziej socjotechnicznych działań, które mają zastraszyć ubezpieczoną, podważyć wiarygodność, zniechęcić skutecznie do występowania o należne świadczenia, po prostu – złamać. To nie może być przypadek, skoro informacje
o masowej, celowej akcji przeciekają od Wrocławia poprzez Warszawę, Poznań, Łódź
po Gdańsk i Szczecin – dodaje.

Jesteś matką i masz firmę? Jesteś podejrzana!

Członkinie Ruchu Społecznego Kobiet na Działalności nie zgadzają się, żeby kontrole były skierowane głównie na jedną grupę społeczną, ich zdaniem to jawna dyskryminacja. Kontrolom mówią tak i uznają je za potrzebne w celu faktycznej weryfikacji uczciwości ubezpieczonych i płatników, ale nie rozumieją dlaczego to one stoją na pierwszej linii frontu. – Ile procentowo kobiet na etacie korzysta ze świadczeń ZUS, a ile jest kontrolowanych i wzywanych na kilkugodzinne przesłuchania? Ilu kobietom na działalności a ilu kobietom na etacie wstrzymano wypłatę świadczeń? Ilu mężczyzn jest obecnie kontrolowanych? Co i kto decyduje o kontroli? – pyta Małgosia. Jeśli ZUS odważy się odpowiedzieć rzetelnie na te pytania, w ich przekonaniu uwidoczni to skalę problemu, który przybiera na sile z dnia na dzień. – Jako przedsiębiorca rozumiem konieczność przeprowadzania kontroli w zakresie wypłacanych świadczeń. Znajduję pełne zrozumienie dla zasadności ich weryfikacji i kontroli uczciwości ubezpieczonych i płatników, ale kompletnie nie rozumiem i nie zgadzam się na celowe działanie, które mają w ostateczności pozbawić uczciwych przedsiębiorców należnych im świadczeń lub też celowo utrudniać ich wypłatę. Moja działalność trwa od grudnia 2013 roku, co mogę łatwo udowodnić, wszystko można zweryfikować, chociażby kontaktując się z Urzędem Skarbowym oraz analizując wszelkie deklaracje PIT, które dostarczyłam jako dowody w każdym postępowaniu. Owszem, pobierałam zasiłek macierzyński, zasiłek chorobowy i świadczenie rehabilitacyjne, ale było to podyktowane wypadkiem losowym: po porodzie zachorowałam na nowotwór i choć moja firma na pewien okres straciła płynność finansową, to wiedziałam, że po ciężkim leczeniu wrócę ze zdwojoną siłą do swoich obowiązków. Poza okresami pobierania zasiłków moja firma przynosiła i nadal przynosi zyski, każdego miesiąca płacę podatki VAT i PIT. Wszelkie deklaracje są opłacane zawsze w terminie, co też jestem w stanie szybko udowodnić i nie potrzeba na to w sumie aż 60 dni zwłoki na odpowiedź urzędników ZUS. Czysty absurd. W każdym postępowaniu nękano moich kontrahentów (tak, nie boję się użyć tego słowa). Obawiam się o swoją przyszłość, jeśli chodzi o łączące mnie relacje biznesowe z poszczególnymi firmami. Już na kontroli ZUS otrzymał poza umowami o współpracę z każdym z moich kontrahentów, oświadczenia jako świadków świadczenia na ich rzecz usług przeze mnie. Dodatkowo – widząc, że załączona przeze mnie dokumentacja jest bez zarzutu – ZUS posunął się jeszcze dalej i zaczął stosować pisma do moich zleceniodawców już bezpośrednio. Jestem oburzona tym faktem i najzwyczajniej mi wstyd przed moimi kontrahentami. Jak mam być postrzegana jako pewny partner biznesowy skoro ZUS traktuje mnie jako oszusta, prowadząc tak długo postępowanie w mojej sprawie? Kto zechce współpracować z taką osobą? Warto zaznaczyć, że po chorobie, gdzie ledwo uszłam z życiem, zaczęłam współpracę z międzynarodową firmą i bardzo zależy mi na utrzymaniu poprawnych stosunków z tym przedsiębiorstwem a nagle muszą odpowiadać na absurdalne pytania ZUS o moją osobę, podczas gdy zaczęłam świadczyć usługi na ich rzecz dopiero w listopadzie 2018 r. Jestem zażenowana całą sytuacją i bardzo obawiam się o swoją przyszłość zawodową. Ciągnąca się od listopada ubiegłego roku sprawa w sprawie podlegania do ubezpieczeń, powoduje u mnie nieustający stres i lęk przed utratą kontrahentów tym samym, pozbawienia środków do życia. Jestem szczególnie narażona na nawrót choroby nowotworowej, a permanentny stres tylko powoduje potęgowanie tego uczucia. Zatem ZUS poza szkodami moralnymi naraża mnie także na utratę zdrowia – mówi otwarcie Beata.Nie żyję z zasiłków a ich pobieranie było spowodowane, że taką ścieżkę obrało mi samo życie. Jestem uczciwa, ciężko pracuję i nie pozwolę sobie na takie traktowanie w państwie prawa. Nie zaszłam w ciążę po to, by wyłudzić zasiłek  (co jest głównym powodem wykluczającym z ubezpieczeń na lata wstecz według ZUS w toczących się masowo postępowaniach wobec kobiet na działalności gospodarczej). Nie zachorowałam również na raka po to, by pobierać z tego tytułu świadczenie. Nie rozumiem więc ciągnącej się w nieskończoność procedury mającej na celu znalezienie jakiegokolwiek uchybienia, skutkiem czego ZUS mógłby wykluczyć mnie z ubezpieczeń za lata wstecz bądź zarzucić pozorność działalności gospodarczej. Niestety, w moim odczuciu, cała sytuacja i zachowanie urzędników ZUS przywodzi na myśl jedynie smutną maksymę Andrieja Wyszyńskiego z czasów PRL: „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”. 

Reportaż

Jak nawodnienie wpływa na efektywność pracy Polaków

21 listopada 2023 / The Mother Mag

Wyniki badań pokazują, że jesteśmy w czołówce najbardziej zapracowanych narodów w Europie.

Pracujemy prawie 41 godz. tygodniowo. Jesteśmy jednak o połowę mniej produktywni niż mieszkańcy innych krajów UE. Wykazano również, że spożywanie odpowiedniej ilości płynów ma znaczący wpływ na jakość wykonywanej przez nas pracy.

Z przeprowadzonej ankiety Waterdrop wynika, że większość z nas nie przyjmuje zalecanej dawki wody 2-2,5 litrów na dobę. Nie każdy jednak lubi jej smak, a rozwiązaniem dla takich osób mogą być rozpuszczalne kapsułki. Dlatego marka wprowadza nową limitowaną edycję Microdrinka Cola

Z danych Eurostatu wynika, że Polacy są na drugim miejscu w całej Unii Europejskiej pod względem liczby przepracowanych godzin w tygodniu. Najdłużej pracują Grecy – 41 godz. Natomiast w Polsce przeciętny tydzień pracy równy jest – 40,4 godz. Dla porównania w Holandii wynosi on średnio – 33,2 godz. Równocześnie, jak wynika z raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego produktywność pracy w polskich firmach, jest prawie o połowę mniejsza od unijnej średniej. Co ciekawe jednak, picie wystarczającej ilości płynów może być pomocne zarówno w utrzymaniu odpowiedniego zdrowia jak również w efektywniejszej pracy.

Wpływ nawodnienia na produktywność pracowników

Odwodnienie stanowi realne zagrożenie dla produktywności pracowników. Odpowiednia ilość spożywania płynów ma decydujący wpływ nie tylko na zdolności poznawcze, ale także na sprawność fizyczną. Wyniki badań wskazują, że zaledwie 1 proc. odwodnienia może obniżyć produktywność pracowników nawet o 12 proc., natomiast poziom odwodnienia w wysokości 3 proc. – 4 proc. może skutkować spadkiem wydajności nawet o 25 proc. Spożywanie odpowiedniej ilości płynów ma znaczący wpływ na czas reakcji, porównywalny z zawartością alkoholu we krwi na poziomie 0,8 promila. Wpływa więc nie tylko na efektywność w miejscu pracy, ale również na zdrowie i bezpieczeństwo pracowników.

Polacy i picie wody

W związku z tym marka Waterdrop postanowił sprawdzić: ile wody dziennie spożywają Polacy. Z przeprowadzonego badania wynika, że jedynie 13,7 proc. Polaków pije więcej niż dwie szklanki wody dziennie. Z kolei aż 8,5 proc. wypija mniej niż dwie szklanki w trakcie doby. Wyniki ankiety wskazują również na to, że nad Wisłą spożywa się najmniej wody na tle innych badanych państw. Aż 22,2 proc. naszych rodaków pije jedynie więcej niż dwie szklanki dziennie lub mniej. Dla porównania, w innych krajach odsetek osób spożywających jej tak mało jest o wiele niższy. W Słowacji wynosi 14,78 proc., w Rumunii 12,5 proc., w Czechach 9,9 proc. i na Węgrzech 9,3 proc.

Waterdrop Cola

Według Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności, dorosła kobieta powinna spożywać przynajmniej 2 litry wody dziennie, a mężczyzna 2,5 litra. Nie każdy jednak lubi smak samej wody, a rozwiązaniem dla takich osób mogą być rozpuszczalne smakowe kapsułki. Marka Waterdrop wprowadza nową limitowaną edycję Microdrinka Cola. Zawiera on ekstrakty z orzechów koli, zielonej kawy – bez cukru oraz konserwantów. Dostępna jest również butelka Glossy o błyszczącym, czarnym designie, pojemności 600 ml, zbudowana z wytrzymałego szkła borokrzemowego oraz szklana puszka cola i słomki wykonane ze szkła, aby nie zanieczyszczać świata plastikiem.

Zrównoważony rozwój

Waterdrop, dba o to, aby w przyszłości stać się ekologicznym liderem w branży napojów. Ambasadorem oraz inwestorem marki jest uznany tenisista Novak Djoković. Firma współpracowała w tym roku również z Conchitą Wurst oraz Rosie Huntington Whiteley. Głównymi ideami, które promuje marka są: dbanie o odpowiedni poziom nawodnienia oraz świat bez plastiku. Waterdrop oferuje Microdrinki bez cukru ani konserwantów oraz butelki szklane lub ze stali nierdzewnej.

Metodologia badania

Badanie przeprowadzono na grupie 671 osób. Ankietowani to osoby w wieku – mniej niż 18 lat (0,9 proc.) 18-24 lata (10,1 proc.), 25-34 lata (41,8 proc.) 35-44 lata (31,9 proc.) 45-54 lata (12,4 proc.) oraz 55 lat i więcej (2,8 proc.). 90,1 proc. respondentów to kobiety, a 9,6 proc. to mężczyźni.

Waterdrop® to marka, która powstała w 2016 roku w Austrii, obecnie działa w 11 krajach europejskich, USA, Singapurze oraz Australii . Przyświecają jej dwie idee – picia większej ilości wody oraz wyeliminowania plastiku w formie jednorazowych butelek. W ofercie waterdrop® znajdują się smakowe, rozpuszczalne w wodzie kapsułki wzbogacone o witaminy i ekstrakty roślinne oraz akcesoria, takie jak butelki, termokubki i dzbanki filtrujące wodę. Marka dostarcza innowacyjne rozwiązania wspierające dobre samopoczucie konsumentów poprzez oferowanie wysokiej jakości produktów oraz doświadczeń związanych z kwintesencją życia – wodą.

https://waterdrop.pl/

https://www.facebook.com/waterdroppolska/

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo