Change font size Change site colors contrast
Kultura

Piekłem kobiety jest jej ciało

13 stycznia 2020 / Marta Osadkowska

Jak to możliwe, że w XXI wieku, gdy Elon Musk przygotowuje turystę do zwiedzania kosmosu, kobiety nadal nie mają podstawowych praw?

Jesienią do Polski przyleciała Kabula, adoptowana córka Martyny Wojciechowskiej, albinoska z Tanzanii. Osiem lat temu trzech mężczyzn odrąbało jej maczetą rękę, bo wierzyli w magiczną moc takiego talizmanu. Osiem lat temu – to nie są zamierzchłe czasy, to 2010 rok. W 2010 roku, podobnie jak w 2018, na świecie panuje zacofanie, ignorancja i coraz większa nierówność społeczna. Co będzie z nami za kolejnych osiem lat? W jakim kierunku zmierzamy?

 

Rewolucja w Iranie miała przynieść wolność i demokrację, przyniosła jednak religijny ucisk, represje i niewolę.

W tym świecie rządzą surowi szyiccy duchowni, którzy w naukowych traktatach roztrząsają najdziwniejsze problemy, jak choćby ten, czy mężczyzna, który współżył ze swoją kurą, może ją potem zjeść. Ulice są tam strefą wojny między surowymi zasadami a pragnieniami młodości. Kobiety, które nie podporządkowują się przepisom dotyczącym stroju (zakrywającego wszystko, poza fragmentem twarzy i dłońmi) czy zachowania (zero śmiechu, zero jakiegokolwiek kontaktu z mężczyznami) są aresztowane, bite, karane grzywną i upokarzane. Azar Nafisi, autorka książki „Czytając Lolitę w Teheranie”, zaprosiła do swojego domu najlepsze studentki, żeby omawiać z nimi dzieła światowej literatury. Rozmowy o literackich bohaterach są tylko pretekstem do opisania dramatycznej rzeczywistości Iranu. Nafisi obserwowała rewolucję pracując na uniwersytecie, z którego została wyrzucona za odmowę noszenia chusty. Tylko wyrzucona, nie było większych konsekwencji. Poznała je Szirin Ebadi, laureatka Pokojowej Nagrody Nobla z 2003 roku, która poświęciła życie na opór przeciw reżimowi republiki Islamskiej. Państwo odebrało jej prawo do wykonywania zawodu, prześladowało jej córki i męża. Ebadi walczy o kobiety, których sytuacja jest coraz gorsza. Od 2014 roku rządowy plan segregacji płciowej, mający na celu wyrugowanie kobiet z życia publicznego, nabrał rozpędu. Kobiety nie mogły pracować w restauracjach, oglądać publicznie finałów piłki nożnej (co w Iranie jest ważną tradycją) i pracować w urzędach razem z mężczyznami. Pewnej jesieni piętnaście kobiet zostało na ulicach zaatakowanych i oblanych kwasem. Policji nie udało się znaleźć winnych. Ani jednego. Ebadi musiała uciekać z Iranu w obawie o życie swoje i swoich bliskich.

 

Dla tych, którym Nepal jawi się jako kolorowa kraina uśmiechniętych ludzi, którzy wspomagają wyruszających na Mount Everest, mam bardzo złą wiadomość.

To kraj, w którym są rejony, gdzie kobiety nie powinny istnieć. Urodzić się kobietą w Nepalu to oznaka złej karmy. I jest to im wyraźnie pokazywane od dnia przyjścia na świat. Jeśli do tego w ogóle dojdzie: wiele kobiet dokonywało aborcji po niezadowalającym wyniku badania USG. Skala aborcji zdrowych płodów żeńskich była tak ogromna, że w Indiach wprowadzono zakaz badań ultrasonograficznych. To doprowadziło do uśmiercania noworodków, procederu tak powszechnie zrozumianego w tym rejonie, że nie podlegającego żadnej karze. Dziewczynki są duszone lub topione od razu w szpitalu. Potem można wyjść i zacząć się starać o lepsze potomstwo. Wśród trochę starszych dzieci umieralność dziewczynek jest dużo wyższa niż u chłopców. Powód jest prosty: są zaniedbywane, niedożywione, nie leczy się ich chorób. Gdy dziewczynka dorośnie do menstruacji, nikt nie wyjaśnia jej, co się dzieje, tylko jest zamykana w ciemnym pokoju, bez dostępu do światła słonecznego. I tak co miesiąc. W tym czasie kobiety nie mogą zbliżać się do jedzenia, wody i pozostałych członków rodziny. Są nieczyste, grzeszne. Na wsiach nadal praktykuje się chhaupadi, czyli izolowanie kobiet podczas miesiączki w oborze lub szopie. Są tam traktowane gorzej niż zwierzęta: nie dostają wystarczająco jedzenia i wody, mają szczęście, jeśli mogą okryć się kocem podczas mroźnych nocy. Nie są w żaden sposób chronione przed atakami dzikich zwierząt i gwałtami.

 

Matki są smutne, gdy rodzą im się córki, to syn jest błogosławieństwem.

Syn zapewnia ciągłość rodu, przekazując potomstwu swoje nazwisko. Syn to inwestycja w przyszłość, ponieważ pozostaje w domu rodziców, żeby zająć się nimi na starość. Jest więc pożądany z wielu powodów: religijnego – dopełni rytuałów pogrzebowych (kobiecie nie wolno), ekonomicznego – będzie wspierał finansowo rodziców, a wreszcie społecznego – jako męski potomek zapewni rodzinie prestiż. Kobieta nie może liczyć na szacunek w rodzinie, dopóki nie pocznie syna

 

Nepalska kobieta nie istnieje jako istota ludzka, która może coś czuć, czegoś pragnąć, do czegoś dążyć.

Ona ma wypełniać (najlepiej po cichutku) swoją rolę: córki, żony, synowej, matki. Tego nauczy się w domu, więc nie traci się czasu i pieniędzy na jej edukację. A nawet jeśli to się zdarzy, niezależna finansowo i wykształcona kobieta rzadko zdecyduje się na samodzielne życie i mieszkanie ze względu na złą opinię, jaka przylgnęłaby do niej i do jej bliskich. Wychodzi więc za mąż, trafia do domu teściów, gdzie zwykle jest traktowana podle, wykorzystywana, poniżana i często bita. Najczęstszą przyczyną śmierci Nepalek jest samobójstwo. A tajemnicą poliszynela jest, że większość z nich nie odebrała sobie życia, a została zamordowana lub zakatowana przez rodzinę męża. 

 

No i jeszcze polowania na czarownice. Dosłownie.

Kilkadziesiąt kobiet rocznie cierpi prześladowanie i tortury na podstawie zarzutu o uprawianie czarów. Skąd się biorą takie zarzuty? Najczęściej choruje ktoś z rodziny, czyjeś ego zostało zranione odrzuceniem zalotów lub oskarżona ma ładny majątek, na który są już chętni. 

I oczywiście można postawić tutaj tezę, że Iran i Nepal to inny świat, inne kultury, inna sytuacja. Ale ten argument nie ma żadnej mocy, bo kobiety prześladowane są także w rozwiniętych krajach, tylko narzędzia tortur są trochę inne.

Według rządowych statystyk przemocy partnera doświadczyła w Japonii co czwarta kobieta. Jednak Japonki wielu zachowań wcale nie uznają za przemoc. Dla co piątej nie jest nią zakaz rozmowy z innymi niż mąż osobami płci przeciwnej, dla co dziesiątej – krzyk. Również co dziesiąta godzi się na komentarze w stylu: „Jesteś do niczego” i emocjonalny szantaż: „No i kto cię utrzymuje?”. Przemoc ma zazwyczaj wiele wymiarów, a kobiety szybko uczą się, że jest ona nieodłączną częścią ich codzienności. Przemocy doświadczyła w związkach co trzecia dwudziestolatka. Policja przez lata nie traktowała zjawiska przemocy domowej poważnie, raczej jako domowy, a tym samym prywatny kłopot. Kobiety słyszały, że nie można w tej kwestii nic zrobić, dopóki ich mężowie ich nie zabiją

 

W pracy kobiety mają jasno powiedziane, że nie zrobią takiej kariery jak ich koledzy.

To nie znaczy, że mogą pracować mniej. Żeby w ogóle utrzymać stanowisko, Japonki wyrabiają niezliczone nadgodziny (oczywiście niepłatne). A przecież w domu czeka dziecko, którym zajmować musi się matka, mężczyźni nie robią takich rzeczy. Kobieta bardzo rzadko może sobie pozwolić na zrezygnowanie z pracy, bo życie w Japonii jest bardzo drogie. Mężczyzna poświęca życie pracy, rodzinę widuje rzadko, wszystko ma podane, uprasowane, ugotowane. Ogromna presja i tempo życia przyczyniają się do porzucania przez matki niemowląt. Popularnym zjawiskiem było zostawianie ich w schowkach na dworcu. (W Japonii istnieje tylko jedno okno życia, od 2007 roku w chrześcijańskim szpitalu). To nie jest po prostu nieodpowiedzialność, to efekt osiągnięcia przez kobietę granicy rozpaczy i bezradności. Dziś w tym temacie jest lepiej, dostęp do antykoncepcji jest większy. Ale nadal jest ona droga, nadal nie dla wszystkich dostępna. Lekarzom bardziej się opłaca przeprowadzić aborcję (bardzo w Japonii popularną) niż propagować wkładki domaciczne. Czterech na pięciu lekarzy to mężczyźni.

 

Powszechnie znanym zjawiskiem w japońskich środkach transportu publicznego jest chikan. To molestowanie dziewczynek i kobiet w zatłoczonym wagonie.

Dotykanie, głaskanie, ocieranie, wkładanie rąk pod spódnicę i w majtki – to codzienność. Dopiero w 1994 roku nazwano te zachowania przemocą, wcześniej były uznawane za „kłopot”.

W japońskich szkołach nie ma edukacji seksualnej, nie ma informacji o chorobach wenerycznych ani o seksualnej przemocy. Dla sfrustrowanych, zestresowanych mężczyzn chwila dominacji nad bezbronną kobietą w metrze jest sposobem na poprawienie humoru. Na wyładowanie się choć troszkę. Na chwilę czuje się silny, zanim szef mu udowodni, że wcale taki nie jest.

 

I jeszcze te mundurki, które otwarcie kojarzą się z pornografią.

Wykreowane w mediach wyuzdane licealistki, w białych majtkach widocznych pod krótkimi spódniczkami i podkolanówkach. Idealna mieszanina egzotyki i niewinności. Sponsoring w Japonii ma się świetnie, a turyści szukający przygody z wyjętą prosto z mangi dziewczynką, zostawiają w tym kraju niemałe pieniądze. Dziewczynki wydają się zblazowanymi, chętnymi do zabawy licealistkami, które lubią seks i chętnie go uprawiają. O niewolnictwie, handlu żywym towarem i stręczycielstwie się nie mówi, to psuje obrazek. Dopiero w 2017 roku Japonia ratyfikowała konwencję ONZ przeciwko międzynarodowej przestępczości zorganizowanej, wcześniej była w jednej lidze z Iranem czy Sudanem.

 

A co z USA? Z liberalną Ameryką, ucieleśnieniem swobód obywatelskich i bastionu praw człowieka?

Co tam się wyprawia? Czy jest tu ktoś, kto wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych przyjął inaczej niż opadającą ze zdziwienia szczęką? Czy ktokolwiek w ogóle brał pod uwagę pajaca, ignoranta i rasistę jako przywódcę tego potężnego kraju? Jak to się mogło stać? A potem przyszły konsekwencje tego najgorszego z możliwych wyborów. „Wszystkie kobiety wychodzą za mąż dla pieniędzy” – żartuje sobie przywódca świata zachodniego. Na wieść o gwałtach w wojsku reaguje słowami: „Co ci geniusze sobie myśleli, wpuszczając tam kobiety?”. Ostentacyjnie demonstruje swój stosunek do płci pięknej, nawet nie udaje, że się wstydzi molestowania ich. Jednym z haseł wyborczych Trumpa była walka z aborcją. W 2017 roku podpisał dekret, na mocy którego w życie weszła ustawa, której celem jest zablokowanie finansowania z budżetu federalnego organizacji pozarządowych, oferujących lub propagujących usługi aborcyjne poza granicami Stanów Zjednoczonych. Rozszerzono też restrykcje, które mają zmniejszyć przychody organizacji promujących aborcję o prawie 9 miliardów dolarów. Zamykają się pozarządowe kliniki Planned Parenthood.  Celem tej organizacji non profit jest propagowanie świadomego rodzicielstwa, kompleksowej edukacji seksualnej, szerokiego dostępu do legalnej antykoncepcji i aborcji, walka z chorobami przenoszonymi drogą płciową. Nie ma dla nich już miejsca w Ameryce Trumpa. 

O konsekwencjach tych działań napisała Leni Zumas w książce „Czerwone zegary”. To historia czterech kobiet, których na różny sposób dotyka temat macierzyństwa. Dla dwóch z nich decyzje prezydenta będą miały bolesne konsekwencje. Nie na tyle tragiczne, żeby je nagłaśniać. Świat się nie skończy, nie wywołają rewolucji. Będą tylko cierpieć. Jak miliony innych kobiet.

 

Gdzie na tej mapie kobiecych krzywd znajduje się Polska?

Nierówne traktowanie płci jest u nas powszechne i ogólnie wiadome. Ustawa antyaborcyjna, przemoc domowa, molestowanie, poniżanie w pracy, seksizm. Codziennie to się dzieje, codziennie to widzimy, codziennie o tym czytamy. Codziennie mijam plakat ze zdjęciem zakrwawionego płodu – taka kampania antyaborcyjna. Czemu to wisi legalnie? Co z zakazem publikowania drastycznych treści? Co czują kobiety, które zdecydowały lub musiały poddać się zabiegowi? W żadnym wypadku nie uważam, że „aborcja jest OK!”. Widzę w niej dramat, cierpienie, bolesną decyzję podjętą w różnych, często bardzo dramatycznych okolicznościach. Okrucieństwem jest robienie z tego billboardu. Nieludzkie jest prawo, które na to pozwala.

Globalnie kobiety zarabiają średnio ponad połowę wynagrodzenia mężczyzn, mimo iż generalnie każdego dnia pracują od nich dłużej. Według kalkulacji Międzynarodowego Funduszu Walutowego z 2016 roku, jeśli utrzyma się tempo, w jakim przebiega proces wyrównywania różnic w wysokości wynagrodzenia, dostępie do edukacji, opieki zdrowotnej i do wysokich stanowisk, zarówno w biznesie, jak i w polityce, równość płci zostanie osiągnięta za sto siedemdziesiąt lat

Ciekawe, ilu ludzie będzie już wtedy mieszkało w kosmosie…

 

Bibliografia:

  1. Szirin Ebadi, Kiedy będziemy wolne, wyd. Znak Horyzont.
  2. Azir Nafisi, Czytając Lolitę w Teheranie, wyd. Świat Książki.
  3. Edyta Stępczak, Burka w Nepalu nazywa się sari, wyd. Znak.
  4. Karolina Bednarz, Kwiaty w pudełku, wyd. Czarne
  5. Leni Zumas, Czerwone zegary, wyd. Czarna Owca.
Styl życia

Nie marnuj jedzenia, czyli kilka słów o kreatywności w kuchni

24 stycznia 2018 / Magdalena Droń

Wyobraź sobie, że wygrywasz 2 tysiące polskich złotych.

To dopiero zastrzyk gotówki, szczególnie na początku roku, czyż nie? Zanim jednak w swojej wyobraźni wydasz je na najpotrzebniejsze na świecie trzecie kozaki do kolekcji (przecież zima taka sroga), chcę żebyś uzmysłowiła sobie, że to tak naprawdę Twoje pieniądze, które w poprzednim roku, podobnie jak każda statystyczna rodzina Kowalskich, wyrzuciłaś do kosza… Jak to możliwe?...

Wyobraź sobie, że wygrywasz 2 tysiące polskich złotych. To dopiero zastrzyk gotówki, szczególnie na początku roku, czyż nie? Zanim jednak w swojej wyobraźni wydasz je na najpotrzebniejsze na świecie trzecie kozaki do kolekcji (przecież zima taka sroga), chcę żebyś uzmysłowiła sobie, że to tak naprawdę Twoje pieniądze, które w poprzednim roku, podobnie jak każda statystyczna rodzina Kowalskich, wyrzuciłaś do kosza… Jak to możliwe?

Mowa o jedzeniu, które marnuje się w tak wielu polskich domach – Twoim również. Jak podaje Federacja Polskich Banków Żywności co roku czteroosobowa rodzina w naszym kraju właśnie kwotę 2 tysięcy złotych wyrzuca do śmieci. W kontekście dzieci głodujących nie tylko w Afryce, lecz również w Polsce, te dane są zatrważające…

Społeczeństwo konsumpcyjne

W dzisiejszych czasach tak wiele mówi się o jakości jedzenia, o tym skąd pochodzi, jak jest przetwarzane i jakie substancje odżywcze dostarcza naszemu organizmowi. Restauracje prześcigają się w kreowaniu coraz bardziej wymyślnych dań, a sklepy wprowadzają na nasz rodziny rynek coraz bardziej egzotyczne produkty z najdalszych zakątków świata. Zewsząd bombardują nas kolorowe reklamy, blogi o tematyce kulinarnej i portale, które mówią – kupuj, gotuj, jedz. Konsumujemy więc na potęgę, bez zastanowienia wrzucając niezliczone ilości pięknie opakowanych produktów do coraz to większych koszyków sklepowych. Co szkodzi nam wziąć więcej? Przecież i tak jest w promocji! Szafki kuchenne i półki w naszych lodówkach uginają się pod ciężarem jedzenia, a my wciąż chcemy więcej i więcej…

Kraj kontrastów

Polska jest krajem paradoksów, w którym z jednej strony postawić można rodziny żyjące na skraju ubóstwa, w których głodne dzieci nie dostają ciepłego posiłku w ciągu dnia, natomiast z drugiej osoby, które dzień w dzień bezrefleksyjnie utylizują to, czego nie udało im się przejeść. I chociaż wydaje Ci się, że problem ten nie jest aż tak wielki, usiądź na chwilę i pomyśl – ile jedzenia wyrzuciłaś po świętach? Czy aby na pewno przygotowałaś tylko tyle, ile byliście w stanie zjeść? Obawiam się, że podobnie jak większość Polaków przygotowałaś „trochę” więcej, bo przecież nie wypada, żeby w święta czegokolwiek zabrakło na wigilijnym stole! Co zrobiłaś z resztkami? Kreatywnie wykorzystałaś, podzieliłaś się z potrzebującymi czy może wyrzuciłaś, bo przecież i tak już „za długo” stało? Chociaż na pierwszy rzut oka może Ci się wydawać, że problem marnowania jedzenia nie dotyczy Ciebie i Twojej rodziny, przykro mi to stwierdzić, ale Ty również przyczyniłaś się do tych niechlubnych statystyk. W Polsce rocznie blisko 9 milionów ton żywności trafia na śmietnik, a mimo to w skrajnym ubóstwie żyje ponad 2,5 mln obywateli, którzy korzystają z pomocy Banków Żywności. I chociaż całego ciężaru odpowiedzialności nie można zrzucać na gospodarstwa domowe, lecz również na restauracje, przedsiębiorców czy sklepy spożywcze, szczególnie wielkopowierzchniowe, to właśnie nasze rodziny są pierwszą instancją, która może przyczynić się do realnej zmiany w nowym roku. Dziś chcę podzielić się z Tobą kilkoma radami, które sprawdzają się w moim domu. Być może i Ciebie natchną do zmiany?

Planuję

Chociaż na tym etapie wydaje Ci się to zapewne nieco absurdalne, bo jak możesz wiedzieć, na co przyjdzie Ci ochota za dwa lub trzy dni, planowanie posiłków na przód jest świetną techniką, która zaoszczędzi zarówno Twój czas, jak i pieniądze. Ustalając ze swoimi domownikami jadłospis na najbliższe dni (uwzględniaj każde potrzeby, weryfikuj wspólne ulubione dania i te, na które w danym czasie na pewno nie macie ochoty), będziesz wiedziała, jak rozplanować sobie czas. Łatwiej będzie też ułożyć listę zakupów na poszczególne dni. Nie każę Ci od razu rozpisywać wszystkiego na tydzień czy dwa do przodu (uwierz mi, są osoby, które planują zakupy na cały miesiąc!), na początek nawet 3-4 dni będą świetnym postępem. Spisz potrzebne Ci produkty i nie kupuj nic spoza kartki. Pamiętaj, że dzięki promocjom zyskują handlowcy i producenci, a nie Twój domowy budżet. Sama niewiele na tym zyskujesz, a niejednokrotnie tracisz. Szczególnie, gdy zbyt duża ilość produktu o krótkiej dacie przydatności do spożycia znajdzie się w Twojej torbie, a Ty nie będąc w stanie jej zjeść, zrobisz to co zwykle – wyrzucisz. Przecież i tak nie kosztowało wiele. I błędne koło się zamyka…

Jestem elastyczna

Trzymając się wyznaczonego menu, pamiętaj również o tym, by nie być jego niewolnikiem. Jeśli poprzedniego dnia, ugotowałaś tak dużo zupy, że nie udało Wam się zjeść wszystkiego, odgrzej ją na kolację lub odłóż do zamrażalki na tak zwaną „czarną godzinę” (nigdy nie wiesz, kiedy domowa zupa uratuje Ci życie po mroźnym spacerze lub całonocnej imprezie ^^). Podobnie np. z makaronem z poprzedniego dnia. W Twojej rozpisce jest leczo z ryżem? Nic nie stoi na przeszkodzie, by warzywną potrawkę zjeść z makaronem. Dzięki temu nie będziesz musiała wyrzucać tego, co ugotowałaś w nadmiarze. Makaron z powodzeniem sprawdzi się także jako dodatek do zupy czy (np. podgrzany z mlekiem) jako śniadanie przed pracą. Dróg do tego, by nie marnować jedzenia jest wiele – wystarczy być elastycznym i kreatywnym.

Zawsze mam w kuchni

W czarowaniu w kuchni zawsze pomagają mi podstawowe produkty, których nie może zabraknąć w żadnym gospodarstwie domowym. Dzięki nim jestem przygotowana na każdą ewentualność – niezależnie od tego, czy wieczorem wpadną do nas znajomi, czy w weekend nie będzie chciało nam się wychodzić na zakupy. W mojej spiżarni znajdują się:

MĄKA: idealna do wszelkich wypieków (i tych słodkich i pieczywa), naleśników, racuchów czy pierogów. Z powodzeniem sprawdzi się zarówno na słodko (naleśniki z białym twarogiem wieczorową porą brzmią wybornie), jak i na wytrawnie. Z kuchennego blatu od kilku dni smutnie zerkają na Ciebie sczerniałe banany? Nie daj się dłużej prosić! Czas na pyszny chlebek bananowy lub owsiane penkejki!

PŁATKI ZBOŻONE: owsiane, jęczmienne, gryczane, ryżowe, itp. Możliwości masz wiele. Są świetną bazą zdrowych wypieków, a także doskonałym dodatkiem do mleka czy jogurtu w ramach przekąski czy lekkiego śniadania.

RYŻ, KASZE, MAKARONY: absolutna podstawa wszelkich obiadowych dań z resztek. Kilka warzyw podsmażonych na patelni lub uduszonych w garnku + makaron. Czego chcieć więcej? A jeśli marnują Ci się owoce, np. jabłka, gruszki czy banany, obierz je, pokrój, podduś i podaj razem z ugotowanym na mleku ryżem. Smak i zapach dzieciństwa…

DOMOWE PRZETWORY i PUSZKI: kolejne produkty z długim terminem ważności, które mogą uratować niejedną niezapowiedzianą kolację w większym gronie. Zostały Ci gotowane warzywa z bulionu? Dodaj kukurydzę, groszek, fasolę, przyprawy i majonez – sałatka gotowa! Konserwy możesz dodawać też do zapiekanek czy warzywnych gulaszów – z całą pewnością wzbogacą niejedno danie. A w okresie zimowym, nieodłącznym składnikiem wielu dań będą własnoręcznie przygotowane kilka miesięcy wcześniej przetwory (świetne rozwiązanie dla działkowców, którzy w sezonie nie są w stanie przejeść wszystkich świeżych plonów) – dżemy idealne na śniadanie, ogórki kiszone, kapusta czy pomidory w zalewie do obiadu. Smak lata zamknięty w słoiku bez żadnych konserwantów – polecam!

MROŻONKI: mogą być takie ze sklepu, jednak ja sama mrożę warzywa i owoce wtedy, gdy są najlepsze. Zawsze mam w zamrażalniku np. truskawki idealne na smoothie czy słodkie pierogi ze śmietaną. Świetnym rozwiązaniem są też gotowe mieszanki warzyw na patelnię, które świetnie sprawdzą się do niezjedzonego mięsa z wczorajszego obiadu czy kaszy. Wystarczy podsmażyć i jedzenie gotowe!

Nie udziwniam

Jestem fanką prostych i smacznych potraw. Oczywiście lubię czasem poeksperymentować i wypróbować coś nowego, jednak zdecydowanie bliżej mi do idei kuchni regionalnej, opartej o sezonowe produkty, które rodzi nasza ziemia. Wykorzystuję to, co mam pod ręką. Nie ograniczam się wyłącznie do znanych mi przepisów. Zmieniam, tworzę i jestem kreatywna. A wszystko po to, by nie marnować. W ten sposób nie tylko minimalizuję ilość wyrzucanego jedzenia, ale także odkrywam wiele smacznych potraw na nowo. Może więc warto, byś i Ty wyszła poza strefę swojego komfortu w kuchni?

Jedzeniowy recycling

Byłabym idealistką, gdybym powiedziała, że w moim domu nigdy nic nie zostaje. Oczywiście, że zostaje! Jednak zamiast wyrzucać, wolę wykorzystać ponownie. Chociażby czerstwy chleb – jest idealny na grzanki z serem czy ziołowe grzaneczki do zupy krem. A jeśli jest już tak suchy, że nożem nie pokroisz – zmiel na bułkę tartą! To takie proste, a wciąż tak wiele pieczywa ląduje na śmietnikach. Czemu, skoro możliwości jest tak wiele? Poniżej przedstawiam kilka pomysłów na wykorzystanie resztek z poprzedniego dnia:

UGOTOWANY MAKARON, RYŻ, KASZA: warzywne zapiekanki, sałatki, dodatki do zup.

UGOTOWANE ZIEMNIAKI: kluski, kopytka, gniocchi.

UGOTOWANE MIĘSO (np. z rosołu): pasztet, farsz do pierogów, pasta na kanapki.

UGOTOWANE WARZYWA (np. z rosołu): pasztet, pasta na kanapki, sałatka jarzynowa, kotleciki warzywne.

UGOTOWANE JAJKA: pasta jajeczna, kotlety jajeczne, sałatka z jajkami.

To tylko moje propozycje – najważniejsz a jest Twoja wyobraźnia i otwarty umysł. A jeśli naprawdę dość już masz zupy, którą jecie trzeci dzień albo przeliczyłaś się i ugotowałaś za dużo bigosu, a Twoja lodówka więcej nie pomieści – zaproś znajomych lub sąsiadów. Dzielenie się domowym jedzeniem jest najprostszą i najlepszą rzeczą, jaką możesz zrobić.

Nie wyrzucaj – podziel się!

 

 


Designed by Freepik

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo