Minęło 10 lat, a ona motywuje inne kobiety z podobnymi doświadczeniami, by stawiały przed sobą cele, bo cele motywują do działania. Jej kampania na rzecz kobiet walczących z rakiem piersi ,,Jestem tu… Och życie !” dodała życiowych mocy kolejnej grupie wojowniczek.
Dziś rozmawiam i z Magdą, i z jej przyjaciółką, fotografką Agatą Jakimowicz, która wspiera Magdę w realizacji kampanii, a także portretuje kobiety walczące z rakiem piersi.
Magdalena: Żyję z rakiem, pomimo raka, pomimo wszystko. Każdego dnia jestem i podejmuję walkę.
Agata: Dwa lata temu Magda postanowiła, że zrobi autorski projekt dla amazonek „Wznieść się na szczyt”. Mogłam jej towarzyszyć nie tylko jako przyjaciółka, ale też jako fotograf. I tak powstała kampania na rzecz kobiet walczących z rakiem piersi ,,Jestem tu… Och życie !”
Monika: Czujecie, że mimo tak wielu akcji dotyczących świadomości raka piersi, nadal jest luka, którą warto zapełnić?
Agata: Dzięki Magdzie zaczęłam zauważać kobiety na ulicy, które zmagają się z rakiem. Wcześniej ich nie widziałam. Ciężko człowiekowi tak na co dzień, niemającemu doświadczeń z nowotworem, domyślić się nawet, z czym te kobiety się zmagają, co przeżywają.
Magdalena: Podczas października, Miesiąca Świadomości Raka Piersi bardzo dużo mówi się o profilaktyce, o tym, by się badać, ale na dobrą sprawę każdy wie, że musi się badać. To oczywiste. Mój projekt „Wznieść się na szczyt” miał przypomnieć kobietom o ich pewności siebie. Wszystko po to, by poczuły się piękne nie tylko wewnętrznie, ale też fizycznie. Gdy spojrzysz na zdjęcia zrobione podczas sesji, zobaczysz na twarzach tych kobiet także udrękę, zmęczenie, smutek. Wszystko po to, by zaznaczyć, że wcale nie jest tak, że sama wygrana z rakiem to koniec problemów. Wcale tak nie jest. Życie z rakiem to szereg trudnych chwil, gorszych dni, złego samopoczucia, zwątpienia, ale mimo wszystko pojawia się w głowie zdanie: chcę żyć.
Monika: Akcja i inicjatywy dotyczące raka piersi skupiają się w większości na zdrowiu fizycznym, na raku, na chorobie.
Magdalena: Nasza kampania miała pokazać, że jesteśmy. Miała wydobyć potrzeby, które nie są zaopiekowane. Chciałam dać kobietom dobrą, zdrową energię. Pokazać kobiety, które wygrały, które są zwyciężczyniami.
Monika: Które potrzeby kobiet walczących z nowotworem piersi są niezaspokojone?
Magdalena: Z jednej strony to niedostępność leków, brak refundacji, długie kolejki, konieczność korzystania z prywatnej służby zdrowia. Z drugiej strony bardzo mało jest szpitali w Polsce, które podchodzą holistyczne do osób chorych na nowotwór. Z opieką psychologa spotkałam się dopiero w szpitalu im. Świętej Rodziny w Warszawie, gdzie przed operacją rekonstrukcji piersi przyszła do mnie pani psycholog i ze mną porozmawiała.
Monika: Zapomina się o tym, jak ważna jest kondycja psychiczna w walce z chorobą?
Magdalena: Przecież każda chora kobieta wie, że ma się badać, ma monitorować swoje zdrowie. To jest naturalne. A co z samopoczuciem, wolą walki, motywacją?
Monika: Zdrowie psychiczne bardzo wpływa na zdrowie psychiczne.
Agata: Większość akcji mówi o tym, by się badać, by dbać o zdrowie. A przecież równie istotne w procesie zdrowienia jest pozytywne nastawienie. Nasze myśli, samopoczucie to połowa sukcesu w każdej chorobie, a jednak rak piersi to mocny przeciwnik i ważne jest, by tym bardziej wspierać kobiety w tym trudnym czasie.
Magdalena: Wsparcie jest bardzo, bardzo ważne. Uczestniczki mojej akcji tworzą jedność. Stworzyłyśmy grupę na Facebooku, codziennie ze sobą rozmawiamy, piszemy sobie afirmacje, dzielimy się odczuciami.
Monika: A kto ciebie wspierał w walce z chorobą?
Magdalena: Zachorowałam, gdy miałam 25 lat, bardzo młodo. Ja miałam raka, a w tym samym czasie moja mama miała depresję, bo nie mogla sobie poradzić z trudnościami własnego życia. Gdyby nie moi przyjaciele, którzy jeździli ze mną na chemioterapię i trzymali mnie za rękę, byłabym sama. Agata na przykład jeździła ze mną pociągiem 600 km do Szczecina. Mnie narzeczony zostawił w chorobie. Rzadko się o tym mówi, ale kobiety często są porzucane przez mężów czy partnerów, zaraz po tym, jak otrzymują diagnozę.
Monika: Skąd brać siłę?
Magdalena: Nie mamy wyjścia, musimy ją mieć. Przeczytam Ci teraz naszą sentencję: „Kochamy życie, jednak czasami byłyśmy gorzko nieszczęśliwe, udręczone smutkiem, bez sił, ale mimo to jesteśmy tego całkowicie pewne, że wielką sprawą jest po prostu żyć”. To życie daje nam siłę.
Agata: Nie chodzi o życie z fajerwerkami, tylko o proste, normalne, zwykle życie.
Monika: Dziewczyny, które walczą z rakiem, trochę się też ukrywają. Rozumiem, że to odruch obronny, ale nie da się ukryć, że wszyscy potrzebujemy bliskości, obecności.
Agata: Zwykle bycie obok jest ważne. Niektórzy myślą: „ona jest taka chora, co ja jej będę głowę zawracać, niech się kuruje”, a osoba chora, po chemiach, zmartwiona, zmęczona, wymiotująca, siedzi sama. Samotność nie pomaga, wręcz przeciwnie.
Monika: Po prostu chyba nie wiemy, jak się zachować, nie chcemy nikogo urazić.
Magdalena: Sam fakt, że ktoś jest blisko, że jest obecny, potrzyma za rękę, odpowie na SMS, dodaje odwagi. Ta świadomość daje poczucie bezpieczeństwa, a myśl, że jest się tak blisko śmierci, budzi lęk.
Monika: Sama najlepiej wiesz, jak powinny czuć się osoby walczące z rakiem.
Magdalena: Dlatego kobiety biorące udział w projekcie „Wznieść się na szczyt” czuły się przez nas zaopiekowanie, ktoś o nie zadbał. Dzięki temu poczuły się piękne. A był tam kobiety na różnych etapach leczenia, w trakcie, po chemioterapii, z przerzutami.
Monika: Czy wszystkie bohaterki mówią o swoich potrzebach jednym głosem?
Magdalena: Każda z nich ma ogromny apetyt na życie, każda przewartościowała swoje życie, każda bardziej żyje chwilą.
Agata: Amazonki są bardzo aktywne. Spotykają się, wyjeżdżają na rehabilitację, wspierają się wzajemnie.
Monika: Czy wszystkie kobiety biorące udział w akcji mają w sobie akceptację swojej choroby? Wierzę, że akceptacja daje wolność do tego, by działać, bo jak nie ma akceptacji, to jesteśmy w różnych obszarach życia zamrożeni. Dopiero akceptacja pozwala zrobić krok dalej.
Agata: Choroba zmieniła całe ich ciało. Począwszy od wnętrza, którego nie widać, po sam wygląd, czyli włosy, rzęsy, skórę, piersi. Kobiety tracą atrybuty kobiecość i to zawsze ma swoje odbicie.
Magdalena: Kobiety często się też wstydzą. Też miałam taki moment, że wstydziłam się wyjść z domu w chustce na głowie, bo ludzie patrzyli na mnie ze współczuciem,
Monika: Jak jest z tym poczuciem kobiecości? Kobiety na Waszych zdjęciach niezaprzeczalnie piękne, emanują energią.
Magdalena: One po prostu zaakceptowały swoją chorobę i swoje ciało w trakcie lub po chorobie. Ja bez piersi żyłam 10 lat.
Agata: Pierwsze zdjęcia robiłam, gdy bohaterki były pięknie ubrane. Później poprosiłam o pokazanie symboli walki z rakiem, czyli blizn. Gdy prosiły o dodatkowe zdjęcia swoich ciał, czułam, że są z siebie dumne. Na zdjęciach widać ich dumę.
Monika: Jedną z bolączek kobiet walczących z rakiem jest fizyczna utrata atrybutów kobiecości, obniżka poczucia własnej wartości, a tutaj się okazuje, że wystarczy dać przestrzeń, by uczestniczki mogły swoja kobiecość zamanifestować w nowy sposób. I to zostaje na dłużej, daje silę.
Magda: W chorobie nowotorowej ważne jest mieć cel, marzenia. Jak jest cel, to jest motywacja, by to osiągnąć, by to gonić. Dlatego projekt zakładał różnego rodzaju warsztaty, by tę motywację i wiarę wzmocnić. Zorganizowałam warsztaty psychologiczne i motywacyjne, o tym, jak zarządzać emocjami. Tworzyłyśmy mapy marzeń oraz plotłyśmy wianki, które są bardzo kobiecym symbolem. Dziewczyny miały kurs chodzenia na szpilkach, by na koniec imprezy, w pięknych strojach i makijażach, przejść po czerwonym dywanie i wziąć udział w pokazie mody.
Agata: Specjalnie zrobiłyśmy tę sesję na sam koniec dwudniowego projektu „Wznieść się na szczyt”, by zobaczyć tę energię, wydobytą podczas warsztatów, by podkreślić piękno. A poczucie piękna wiąże się z poczuciem akceptacji.
Magdalena: Kiedy tracisz włosy i patrzysz na siebie łysą. Kiedy budzisz się po operacji i nie masz piersi, czujesz się niepełna, zabrano Ci kobiecość.
Monika: Ale kobiecość to nie tylko piersi i włosy…
Magdalena: Kobieta musi się czuć dobrze sama ze sobą. Akceptacja to proces, nie można udawać, że taka zmiana, jak utrata włosów czy piersi, to nic.
Monika: W którym momencie akceptacja do Ciebie wróciła?
Magdalena: Musiał minąć czas. Czas robi robotę. Najpierw przyzwyczaiłam się do tego, jak wyglądam, a później te zmiany zaakceptowałam. Myślałam, że zostanę bezdzietną starą panną, a dziś jestem mamą dwójki dzieci.
Zdjęcia: Agata Jakimowicz