Change font size Change site colors contrast
Rozmowy

Weź sprawy w swoje ręce, czyli kobiecy biznes według Danki Piaseckiej

21 listopada 2019 / Monika Pryśko

Zapraszam Was na długą rozmowę z Danką Piasecką, kobietą, która wie, jak robić kobiecy biznes i jak zmotywować Cię do tego, byś spróbowała taki stworzyć.

To nie jest łatwe, ale warto!

Czy kobiety są za głupie, by prowadzić własny kobiecy biznes?

(Pytanie jest zaczepne, ale odnoszę wrażenie, że kobiety uczą się, jak robić biznes, a faceci po prostu go robią.)

 

Moim zdaniem w ogóle kobiety nie są głupie, więc na pewno nie mogą być w czymś „za głupie”. Faktem jest jednak, że mamy większe ograniczenia niż mężczyźni, jeśli chodzi o własny biznes. Zawsze jest jakaś wymówka: jeszcze nie teraz, to nie jest odpowiedni moment, nie mam odpowiedniej wiedzy, doświadczenia, nie poradzę sobie, itp. Skupiamy się na tym, czego nie mamy, zamiast na tym, co mamy. Facet wpada na pomysł i działa, a babka – dopracowuje pomysł do perfekcji. A podkreślić należy, że jest to proces ciągły, nieskończony, bo przecież zawsze wszystko da się zrobić lepiej. Ostatecznie więc… nie robi nic. A przynajmniej nic, co przybliżyłoby ją do otwarcia własnego biznesu.

Nawet najlepszy produkt czy usługa są bezwartościowe, jeśli nie podzielisz się nimi ze światem. Często jest też taki oto scenariusz: kobieta dopracowuje ten swój produkt do perfekcji (powiedzmy już od roku), a w tak zwanym „międzyczasie” ktoś wypuszcza na rynek coś podobnego, i wtedy ona odpuszcza. Tylko dlaczego? O ile to nie był produkt na skalę wielkiej innowacji, to czy naprawdę wierzyła, że na rynku jeszcze tego nie ma?

Pewnie było, tylko, że ona tego nie wiedziała, bo nie zrobiła analizy rynku. Ale jeśli wycofuje się z działania tylko dlatego, że na rynku już coś jest, to obawiam się, że taki biznes faktycznie nigdy nie powstanie. Bo w dzisiejszych czasach na rynku mamy już prawie wszystko! A przecież klient nie kupuje wyłącznie produktu. Kupuje również sposób podania tego produktu, obsługi, podejście sprzedawcy, itp.

 

Jak bardzo kobiecy biznes różni się od tego tworzonego przez mężczyzn?

Podobnie jak Ty, również odnoszę wrażenie, że kobiety uczą się biznesu, a faceci robią biznesu. Doszukuję się tutaj winy w stereotypowym myśleniu i przekonaniach. Niestety często, nie naszych. 

Weźmy na przykład moje stare przekonanie, że biznes wiąże się z ryzykiem, i stereotyp temu przypisany, że gdzie ryzyko, tam zagrożenie, a gdzie zagrożenie, tam potrzebny jest obrońca. A obrońca kojarzył mi się z facetem, dlatego przez trzy czwarte swojego życia byłam przekonana, że biznes dedykowany jest wyłącznie mężczyznom.

A przecież ryzyko, to również szansa! Szansa na lepsze pieniądze, na wolność, ale przede wszystkim, szansa na szczęście, bo możemy robić w życiu to co kochamy. Jak powiedział Konfucjusz „wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu”. Zgadzam się z tym w 100%!

Często słyszę opinie wśród kobiet, że własny biznes, to ciągła praca, brak czasu dla rodziny, stres i niepewność o przyszłość, w przeciwieństwie do etatu, na którym jest bezpiecznie. Zastanawia mnie wtedy, kto zaszczepił w nich te przekonania.

Zupełnie się z nimi nie zgadzam. Ciągła praca i brak czasu dla rodziny, to nasz wybór. Widzę tutaj raczej problem z asertywnością i balansem w życiu, a nie posiadaniem własnego biznesu. Co do niepewności o przyszłość, większe zagrożenie dostrzegam jednak w pracy na etacie. O ile nie masz szefa, który jest z Tobą szczery w zakresie finansów firmy, to możesz stracić pracę z miesiąca na miesiąc. Dzisiaj umowa o pracę na czas nieokreślony nie jest już tak wielkim zabezpieczeniem dla pracownika, jak to było kilka lat temu.

Przepraszam, ale mogłabym o tym opowiadać godzinami, a przecież pytanie było zamknięte. Wystarczyło odpowiedzieć: nie 🙂

Strasznie ubolewam, że tyle wspaniałego potencjału się marnuje przez brak wiary w siebie, ograniczające przekonania i zbytni perfekcjonizm. 

 

 

Co nas, kobiety, blokuje przed tym by założyć firmę, by wyjść ze schematu etat-dom?

Na pewno ograniczające nas przekonania i brak wiary w siebie, ale również lęk przed krytyką i brak wsparcia bliskich. 

„Po co Ci własny biznes? Powinnaś się cieszyć z tego, co masz”, taki tekst często słyszałam na początku swojej przygody z biznesem. 

Ale przecież ja się cieszę z tego, co mam! A z własnego biznesu najbardziej. 🙂

I gdybym wtedy posłuchała tych złotych rad, to pewnie dalej byłabym w tym samym miejscu, co 5 lat temu, i pewnie nawet w tej samej pracy i na tym samym stanowisku, narzekając na wysokość zarobków i brak możliwości rozwoju, „ciesząc się z tego, co mam”.

Dlatego, żeby wyjść ze schematu etat-dom, trzeba, po pierwsze, uświadomić sobie, że jesteśmy w tym schemacie, a po drugie, zatrzymać się na chwilę i odpowiedzieć na pytanie, czy życie, którym żyję jest naprawdę moje, tzn. czy jest oparte na moich przekonaniach?

Czy schemat, w którym jestem mi odpowiada? Czy to w jaki sposób żyję daje mi szczęście? I ostatnie, chyba najważniejsze pytanie (przynajmniej dla mnie), czy chcę przeżyć życie spełniając marzenia innych?

Oczywiście, nie generalizujmy. Nie każdej z nas szczęściem będzie posiadanie, prowadzenie i rozwój własnej firmy. 

Tu trzeba pogrzebać głębiej i dotrzeć do wartości. Dla przykładu, jeśli dla danej kobiety kluczową wartością jest bliskość, którą przypisuje do swojej rodziny, to mając negatywne przekonania dotyczące biznesu, niekoniecznie będzie się do niego rwała.

I to jest ok. Uważam, że nic na siłę. Najważniejsze, abyśmy nie bały się marzyć, spełniały te marzenia i były szczęśliwe. Niestety rzadko kiedy spotykam kobiety, które są w stanie odpowiedzieć na pytanie, czym dla nich jest szczęście, nie odwołując się przy tym do abstrakcji. 

Często słyszę, że szczęście jest wtedy, gdy „nie dzieje się nic złego, dzieci są zdrowe, jest za co jeść i żyć”. Aaaa, no i jeszcze, że „jest dach nad głową”.

I to jest z jednej strony super – faktycznie takie docenianie tego co mamy, ale z drugiej strony, to jest złe, bo przesuwamy własne szczęście na koniec kolejki. 

Mamy więc pewien paradoks: przed tym by założyć firmę i wyjść ze schematu dom-praca, blokuje nas właśnie bycie w tym schemacie, bo bardzo łatwo wpada się wtedy w pułapkę „ostatniego w kolejce” po szczęście.

Bierzemy, co mamy będąc za to wdzięczne, i nie dochodzi do nas, że możemy żyć inaczej.

I powiem Ci, że ja uważam, że nie wystarczy, że będziemy się cieszyć z tego, co mamy. Uważam, że należy wziąć życie we własne ręce, zdefiniować słowo szczęście i podążać za nim. Może po drodze okaże się, że jest tam miejsce na własny biznes 🙂

 

 

Kiedyś pytałam Czytelniczki, z czym im się kojarzy hasło ,,kobiecy biznes’’. Odpowiedzi były różne, ale wśród nich – mały biznes, błahy, nieopłacalny, niepoważny, na chwilę. Czy tylko mi się wydaje, czy same sabotujemy nasze działania, nadając im mniejszą rangę?  

Pamiętam ten post. Również się wtedy wypowiedziałam. 🙂

Pamiętam również odpowiedzi. Przyznam, że przykro mi było czytając niektóre z nich. 

Jednak takie definicje „kobiecego biznesu” nie wzięły się z powietrza. Zbudowane zostały na bazie przekonań – nabytych, i tych własnych. 

Być może w rodzinie była kobieta, której biznes nie wypalił. Albo przyjaciółka ma firmę sprzątającą, która nie zatrudnia pracowników, a wszystkie obowiązki wykonuje osobiście. A może partner w codziennej rozmowie rzuca mimochodem, że „Janek to robi prawdziwy biznes!”.

Ale Ty również masz rację. Sabotujemy nasze działania i strasznie sobie umniejszamy. Dla przykładu, jeśli coś poszło nie tak jak planowałyśmy, to mówimy „zawaliłam”, a jeśli osiągnęłyśmy świetny wynik, to mówimy, że nam „się udało”. No jasne, z pewnością SAMO SIĘ udało.

Przedziwne jest to, z jaką chęcią zbieramy baty, ale żeby się docenić, powiedzieć sobie coś miłego, to nieeee…

Moim zdaniem, problemem jest niska samoocena, która wpływa przecież na pewność siebie. Gdybyśmy nie miały z nią problemu, to nie miałybyśmy również problemu z oddzieleniem, co jest naszym przekonaniem, a co narzuconym. 

 

Jak myślisz, skąd w nas kobietach taka mała pewność siebie? A to właśnie brak tej pewności jest głównym czynnikiem, który zatrzymuje nas w miejscu i uniemożliwia rozwój. 

Zdecydowanie się zgadzam, że właśnie mała pewność siebie, lub nawet jej zupełny brak, jest głównym czynnikiem naszego „zastoju”. 

Pytasz skąd? Myślę, że z domu. Zwróć uwagę na to, że będąc dziećmi, nie miałyśmy takich problemów. To był świat zabaw, testów i wiecznej kreacji. Ale w pewnym momencie zaczął być światem ograniczeń. „Nie rób tak, bądź grzeczna, to nieładnie, a to nie wypada”. 

Skutek jest taki, że w dorosłym życiu boimy się wykonać jakikolwiek krok, bo boimy się oceny. Już nie ze strony dorosłych, a otoczenia. 

Wyjścia są dwa. 

Pierwsze, to terapia i przepracowanie dzieciństwa. Pójście do terapeuty nie oznacza bycie szaloną, choć mam wrażenie, że wiele kobiet tak uważa. Moim zdaniem, szaleństwem jest tego nie zrobić, gdy sama sobie nie radzę z przeszłością. 

Drugie, to zmienić otoczenie. Zdaję sobie sprawę z tego, że potrzeba przynależności jest jedną z naszych głównych potrzeb. Chodzą nawet słuchy, że powinna być zrównana z potrzebami fizjologicznymi w Piramidzie Maslowa. 

Ale do jasnej ciasnej, niech nie liczy się ilość, a jakość, zawiązywanych przez nas relacji.

Warto więc otoczyć się ludźmi, którzy pociągną nas w górę, a tych którzy ciągną w dół, przepraszam za brutalne nazewnictwo, należy się pozbyć.

Z prostego zresztą powodu – to oni sprawiają, że nasza pewność siebie jest taka mała. Jeśli więc nic z tym nie zrobimy, będzie jeszcze gorzej.

Często słyszę od kobiet „ale ja sobie nie poradzę sama” i wtedy wiem, że jej to wmówiono. 

Nie zrozum mnie źle. Nie namawiam do bycia niezależną super kobietą, co to jest taka samowystarczalna. Nic z tych rzeczy. Cenię sobie niezależność, ale we współzależności. Uważam jednak, że tylko ktoś o małej pewności siebie uzna, że sobie nie poradzi, bo po prostu w siebie nie wierzy. 

Dlatego tak ważne jest to, kogo mamy przy siebie. 

Warto również od czasu do czasu skoczyć na jakieś szkolenie, gdzie na pewno spotkamy ludzi podobnych do siebie. W końcu coś sprawiło, że spotkaliśmy się właśnie w tym miejscu.

To nie tylko wiedza, ale i energia, której rzadko kiedy można doświadczyć siedząc w domu.

Z doświadczenia Ci powiem, że power jaki dostaje na szkoleniach, pozwala mi po powrocie z nich, na wykonanie tygodniowej pracy w ciągu 2 dni 🙂

Głowa pełna pomysłów, dużo inspiracji, chęć do działania i ta pewność, że mogę góry przenosić. 

Przyznaję, że można się uzależnić 🙂 

 

 

A jak Ty wzięłaś sprawy w swoje ręce? Jaki ciąg zdarzeń sprawił, że to Ty dziś inspirujesz inne kobiety i uczysz je, jak wykorzystać potencjał i działać, jak prowadzić kobiecy biznes? 

Zaczęło się niewinnie od przypadkowego szkolenia. Przypadkowego, bo zdecydowałam się na nie z dnia na dzień, a jedyny cel jaki miałam, to zdobyć papierek trenerski. Już od kilku lat byłam czynnym trenerem, ludzie mnie lubili i chętnie przychodzili na moje szkolenia. Jednak w branży, w której działałam papier często był wymogiem i kilka zleceń musiałam przez to odpuścić.

To był czas, gdy działałam jak maszyna. Od zlecenia do zlecenia, od faktury do faktury. Nie miało to niestety przełożenia na wysokie dochody. 

Moje relacje z partnerem, rodziną, znajomymi były, delikatnie to ujmując, słabe. Można nawet powiedzieć, że ich nie było. 

Uważałam, że nikt mnie nie rozumie, nie kocha, i te sprawy.

I na tym szkoleniu mieliśmy moduł poświęcony pracy nad sobą. Byłam w szoku. Pamiętam, że chciałam zrezygnować. Przyszłam po papierek trenerski, a tu zupełnie nie o tym mowa!

Zostałam jednak. I tak się zaczęło. Pracowaliśmy wtedy nad odkryciem własnych życiowych wartości, nad komunikacją, zrozumieniem drugiego człowieka, ale przede wszystkim nad zrozumieniem siebie i swoich potrzeb. Doszło do mnie, że nie jestem w życiu szczęśliwa. Z partnerem jest poprawnie, ale bez szału, pracuję dużo, ale efektów finansowych brak, a w dodatku już dawno nie mieszczę się w moją ukochaną „eskę” i wyglądam jakbym była co najmniej 10 lat starsza!

Zrozumiałam wtedy, że nic się nie zmieni, jeśli ja czegoś nie zmienię. Zaczęłam więc od zmiany nastawienia do siebie. Przyznałam głośno, że „istnieje takie prawdopodobieństwo”, że to właśnie we mnie tkwi problem, a nie w otoczeniu.

Wróciłam po szkoleniu do domu i zaczęłam testować zdobytą wiedzę (jestem zadeklarowanym praktykiem!). 

Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania! Okazało się, że powiedzenie drugiej osobie bez powodu „jestem z Tobą szczęśliwa” sprawia, że dzień jest dużo przyjemniejszy. I to dla każdej ze stron.

Na szkoleniu poznałam style komunikowania się i typy osobowości. I nie była to wiedza jedynie teoretyczna. Nagle rozmowy z partnerem stały się jakby.. lżejsze. 

Tak zaczęła się moja przygoda z samorozwojem. Każde kolejne szkolenie, to wiedza, którą od razu wprowadzam w życie. Testuję. Jeśli mi odpowiada i się sprawdza, zostawiam. Jeśli to jednak nie dla mnie rozwiązanie, parkuję na przyszłość, bo może się przydać np. moim kursantom.

Można więc powiedzieć, że wzięłam sprawy w swoje ręce, dopiero gdy zrozumiałam, że żyję w świecie nie swoich przekonań.

Na przykład w przeszłości nauczyłam się, że obrażeniem się na kogoś załatwię wszystko, więc gdy tylko coś szło nie po mojej myśli, był foch przez duże „F”.

Miałam też takie przekonanie, że „prywaciarz” na pewno dorobił się kantując, a uczciwi ludzie muszą ciężko (w znaczeniu dużo) pracować, aby do czegoś dojść. 

Były również lęki, typu „jeśli dzwoni klient, to znaczy, że coś na pewno (!) zrobiłam niezgodnie z umową” oraz zalatujące o fanatyzm, bronienie swojego zdania (niekoniecznie zawsze miałam rację, ale wtedy wkraczał do akcji foch).

Nigdy nie mówiłam o swoich potrzebach i oczekiwaniach, i miałam pretensje, że druga strona się tego nie domyśla.

A już zupełnym hitem było przyklejenie łatki „nie kochasz mnie” do każdego zachowania partnera, w którym odbiegał od tych wszystkich filmowych romansideł. No wiesz, kwiaty, czekoladki, spacery o zachodzie słońca, serenady pod oknem, itp.

Dzisiaj mam swoje przekonania, które są przede wszystkim oparte o fakty. Ale nie powiem, że było to łatwe, bo nie było. 

Trzeba przyznać się do popełnionych błędów i wziąć odpowiedzialność za swoje życie. 

Przestać zwalać winę za niepowodzenia na innych lub na otoczenie. Zrozumieć, że mamy w życiu to na co się godzimy. A jeśli się jednak na to nie godzimy, to musimy coś z tym zrobić, bo „samo się” nie zrobi. 

Zrozumiałam bardzo ważną rzecz wtedy: chcesz zmieniać innych, zmień najpierw siebie.

Później trochę to poszerzyłam o: chcesz kochać innych, pokochaj siebie. I właśnie z tym miałam chyba największą trudność. Ale to już opowieść na inny wywiad 🙂

A co sprawiło, że dziś to ja inspiruję i uczę inne kobiety?

Wydaje mi się, że to jest naturalna kolej rzeczy. Okazało się, że jak poukładałam siebie, to poukładały się również sprawy wokół mnie. Oczywiście nie same. To ja je poukładałam, ale wiem, że nie byłoby to możliwe bez pracy nad sobą.

W między czasie zrozumiałam, że bieganie od celu do celu i osiąganie ich dla samego osiągania, nie ma większego sensu. Poszukiwania wizji i misji w życiu doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem dzisiaj. Moją wizją było stworzenie najlepszej wersji siebie. Wiem, że brzmi to dość abstrakcyjnie, ale nadałam temu swoją interpretację. 

W moim odczuciu, każdego dnia tworzę najlepszą wersję siebie. Nie perfekcyjną, ale najlepszą – na dany moment. Poprzez ciągłą pracę nad sobą, cały czas się zmieniam. Podoba mi się, że to taki nieskończony proces, który wymusza, abym nie spoczęła na laurach.

Moją misją z kolei jest edukowanie. Nie chcę trzymać wiedzy, którą zdobywam wyłącznie dla siebie, bo szkoda marnować taki potencjał. Sama jestem przykładem, że warto pracować nad sobą, dlatego chcę zarażać swoją wizją. Każdego dnia zróbmy mały krok ku lepszej JA, a gwarantuję, że zyska na tym więcej niż jedna osoba. 

Cieszę się, gdy widzę, że moja wiedza zmienia czyjeś życie. Lubię pomagać. Tym bardziej, że mam taką możliwość.

 

Boisz się zmian?

Nie. Choć przyznam, że kiedyś panicznie się ich bałam. Kojarzyły mi się z zagrożeniem. Dzisiaj dostrzegam w nich szanse. 

Nie zawsze zmiany, które zachodzą w moim życiu mi się podobają. Czasem zdarza się coś, co zupełnie nie jest po mojej myśli. Ale zamiast rozpaczać, myślę sobie „jakie otwiera mi to możliwości?”.

Patrzę na to co przede mną, a nie na to co za mną. 

Wiele kobiet, które spotykam na swojej drodze boi się zmian. 

Nie dziwię się, bo z reguły zmiana kojarzy się ze stratą czegoś. Powtarzam wtedy, że życie nie lubi próżni i gdy coś stracą, to coś innego zyskają. Zresztą tak samo jest w drugą stronę. Każdy zysk niesie za sobą stratę. No chyba, że mowa o bilansie np. spółki 🙂

 

 

Uwielbiam pracować w grupie. Uważam, że jako element zespołu jestem dużo bardziej efektywna. Czy dlatego pracujesz z kobietami na szkoleniach, a nie spotkaniach indywidualnych? 

 

Od kilku lat pracuję z kobietami indywidualnie oraz w grupie. Różnica jest kolosalna. Pracuję w formule jeden na jeden, wyłącznie wtedy, gdy drugiej stronie zależy na szybkich rozwiązaniach (jestem doradcą biznesowym), ale przyznaję, że wolę prowadzić szkolenia. Nie chodzi jednak o mój komfort, a o to co dzieje się na sali szkoleniowej. Podczas indywidualnych sesji, pracuję na zasobach i potencjale tej konkretnej kobiety. Na sali szkoleniowej, każda kobieta pracuje w oparciu o swoje zasoby i potencjał, jak i o zasoby i potencjał innych kobiet. Nie raz powstaje z tego prawdziwa petarda!

Dodatkowo, nagle okazuje się, że „oooo, to nie tylko ja mam taki problem?” i pewność siebie wzrasta. Uwielbiam na to patrzeć.

Plus to o czym Ty wspomniałaś. Każda z tych kobiet jest jednostką, ale razem tworzą całość, i to co wychodzi z tego połączenia, często jest zdziwieniem nawet dla nich samych.

 

Osobiście uważam, że kobietom często brakuje odwagi. Niby w teorii wszystko jest jasne, ale w praktyce – brakuje tej odwagi, która pomoże zrobić pierwszy krok. Wciąż, generalizując, czekamy na pozwolenie, że możemy, że jesteśmy gotowe. Czekamy, aż ktoś zrobi ten pierwszy krok za nas. Bo brakuje nam odwagi. Też to zauważyłaś?

Niestety tak. Co dziwne, gdy los spłata nam figla, jakoś zadzieramy kiecę i działamy. I często na koniec mamy takie podsumowanie: „eee no, nie było nawet tak strasznie”.

Tylko po co czekać, aż los za nas zdecyduje? 

Brak odwagi wiąże się z brakiem pewności siebie. Po prostu boimy się, że nie wyjdzie. W sumie logiczne, bo jeśli byłybyśmy pewne, że wyjdzie, to pewnie byśmy działały.

W przypadku małej pewności siebie wspominałam już wyżej, że warto rozważyć terapię i zmianę otoczenia.

Ale ważne jest również, aby codziennie wzmacniać swoją pewność siebie. 

Pomóc mogą afirmację, choć znam Twoje zdanie na ten temat 🙂 Wzmocnienie samooceny również pomaga uwierzyć w siebie, a w konsekwencji, odważyć się na więcej.

 

Do kogo kierujesz Szkolenie „Nowy Start… Czas Start!”?

Szkolenie nie bez powodu nazwa się „Nowy Start.. Czas Start!”. Zastanawiając się nad nazwą przyświecał mi dawno temu zasłyszany tekst „to będzie pierwszy dzień reszty Twojego życia”. Takie symboliczne przebudzenie. Nowy Start.

Dlatego szkolenie kieruję do kobiet, które są na takim etapie swojego życia, że czują, że coś je uwiera, że coś jest nie tak jak powinno być, mają poczucie stania w miejscu, i zdecydowanie nie mają poczucia, że są szczęśliwe, a jednocześnie chciałyby to zmienić i odkryć własną definicję szczęścia.

To szkolenie dla kobiet, które straciły wiarę w to, że ich marzenia są możliwe do zrealizowania, mają wyrzuty sumienia, że zbyt wiele czasu poświęcają na życie prywatne lub zawodowe, czują, że brakuje im odwagi do działania, a ich relacje z bliskimi pozostawiają wiele do życzenia, bo dokładnie nad tym będziemy pracować podczas szkolenia. 

Wreszcie, to szkolenie skierowane do kobiet, które poszukują motywacji i przysłowiowego „kopa” do działania. 

 

Czujesz, że to jest to wsparcie, którego kobiety potrzebują na start?

Czuję, że to jest wsparcie, którego kobiety potrzebują cały czas. 

Choć przyznaję, że to odpowiedź przez pryzmat mojej osoby. Mam nadzieję, że nie będzie w moim życiu takiego momentu, w którym powiem „już nie potrzebuję wsparcia”. A jeśli tak będzie, to liczę, że ktoś mną mocno potrząśnie.

Tematy, które wybrałam na szkolenie nie są przypadkowe. Przeprowadziłam setki rozmów z kobietami na temat ich zadowolenia z życia prywatnego i zawodowego. Tylko co trzecia kobieta odpowiedziała, że jest w pełni zadowolona ze swojego życia. Ale nawet te kobiety przyznały, że niskie poczucie własnej wartości zabija nasz potencjał, a zbytni perfekcjonizm powoduje, że czasem „nie wyrabiamy”, co stanowi dla nas potwierdzenie, że się „nie nadajemy”.Przyznajemy się również do problemu łączenia obowiązków rodzinnych z pracą i do tego, że czasami brak nam umiejętności skutecznego zarządzania sobą w czasie. 

Celowo piszę „nam”, ponieważ również miewam gorsze dni.

Wchodzę w coraz śmielsze projekty i często stoję przed dylematem „czy jestem wystarczająco dobra, żeby spróbować?”, a potem dostaję wsparcie, które motywuje mnie do działania, i działam. Po kilku miesiącach pukam się w głowę i zastanawiam, skąd wzięły się tamte obawy 🙂

Mam poczucie, że każdego dnia robimy jakiś mały czy może nawet mikro start w nieznane, dlatego właśnie uważam, że wsparcie, które chcę dać kobietom poprzez to szkolenie, to wsparcie, którego my kobiety potrzebujemy cały czas.

 

 

____________________________________________________

Zapraszam Was serdecznie na szkolenie stworzone i prowadzone przez Dankę Piasecką.

 

Wyobraź sobie, że trafiasz do miejsca, gdzie inne kobiety, podobnie ja Ty, mierzą się ze swoimi słabościami. Szukają sposobu na wzmocnienie samooceny. Chcą odnaleźć balans między życiem prywatnym a zawodowym. Mają plany, cele i marzenia, ale brak im pomysłu lub wiedzy, jak zacząć działać. A dodatkowo zależy im, aby ich relacje były trwalsze i bardziej wartościowe.

To właśnie szkolenie „Nowy Start.. Czas Start!”.

 

LINK do BILETÓW 

Inspiracje

Jesienny chaos, czyli 10 tipów na szybkie sprzątanie / Vileda

25 października 2024 / The Mother Mag

Anna i Malwina testują produkty Vileda i dzielą się sprytnymi poradami dla każdej mamy (i nie tylko!)

Jesień – pora roku, która kojarzy się z pięknymi, złotymi liśćmi, gorącą herbatą, kocem i… ciągłym sprzątaniem! Brzmi znajomo? Dla nas – Anny i Malwiny, dwóch redaktorek The Mother MAG – z pewnością. Dzieci, psy i codzienne obowiązki sprawiają, że dom zamienia się w małe pole bitwy, na którym głównymi przeciwnikami są błoto, wilgoć i nieustannie rosnący stos prania. Postanowiłyśmy więc przetestować wybrane produkty marki Vileda, by sprawdzić, czy mogą być naszymi sprzymierzeńcami w tej nierównej walce. 

Ale spokojnie, w tym artykule nie będzie tylko o męczących obowiązkach. Sprzątanie może być szybkie, efektywne i… nawet zabawne! Sprawdźcie same!

Anna kontra błoto: walka na pierwszej linii frontu

Jesień – piękna, ale też pełna błota. Anna, mama trójki dzieci i właścicielka psa, dobrze zna ten jesienny scenariusz. „Mam wrażenie, że jesienią nasze mieszkanie jest jak filcowa tablica – wszystko, co mokre i brudne, się do niego przykleja.” Codzienne spacery z psem kończą się powrotem pełnym wyzwań – ubrania dzieci i łapy psa przynoszą do domu całą kolekcję liści, błota i wody. Anna żartuje, że jej dom wygląda, jakby ktoś rozlał kałużę na środku przedpokoju.

To nie tylko problem wizualny, ale również praktyczny – błoto, które zalega na podłodze, może być trudne do usunięcia, zwłaszcza gdy szybko schnie. Tradycyjne sposoby sprzątania wymagają siły i czasu, ale mop obrotowy Vileda Tubo sprawia, że proces ten staje się dużo łatwiejszy. Dzięki funkcji wirowania, mop skutecznie usuwa nadmiar wody, co sprawia, że podłogi są suche i czyste w kilka chwil. Dodatkowo, miękki wkład z mikrofibry delikatnie czyści powierzchnie, nie pozostawiając smug i zapewniając dokładne sprzątanie.

vileda

„Nie dość, że ma funkcję wirowania, dzięki której podłoga schnie w tempie błyskawicznym, to jeszcze mop dociera do wszystkich zakamarków. A przy mojej trójce dzieci te zakamarki są WSZĘDZIE!” Anna dodaje, że ten mop to prawdziwy ratunek w sytuacjach awaryjnych. Dzięki ruchomej głowicy, mop bez problemu dociera pod meble i w kąty, gdzie dzieci często zostawiają swoje „ślady”.

Mop jest tak wygodny w użyciu, że nawet dzieci Anny chętniej angażują się w sprzątanie. „Dzieci to obserwują i nawet chętniej pomagają. Więc hej – bonus!” Dzięki łatwości obsługi stał się on jednym z ulubionych narzędzi w domu, nie tylko dla dorosłych, ale też dla młodszych domowników.

Jesień to również czas na zwiększoną ilość prania – kurtki, ręczniki, ubrania sportowe… wszystko wymaga częstego suszenia. Tu na scenę wkracza nowoczesna suszarka suszarka Infinity Flex. „Jej ogromna powierzchnia suszenia, aż do 2 metrów  regulowanej długości,  ratuje mnie, gdy stosy prania rosną w zastraszającym tempie. I choć suszarka jest składana, pomieści wszystko – od ręczników po pościel.” Dzięki uchwytom na drobne rzeczy, nawet skarpetki i bielizna mają swoje miejsce, a ubrania schną szybciej i równomiernie.

vileda

Malwina kontra kuchnia: codzienne wyzwania w walce z plamami

Kuchnia to bez wątpienia miejsce, w którym dzieje się najwięcej – od gotowania, przez przekąski, aż po niekończące się rozlewy napojów. Malwina dobrze zna codzienne wyzwania związane z utrzymaniem tej przestrzeni w czystości. „Każdego dnia zmagam się z plamami po jedzeniu, rozlanymi napojami i okruchami, które zdają się być wszędzie.”

W takich sytuacjach ściereczka Actifibre Soft okazuje się niezastąpiona. Malwina zachwyca się jej uniwersalnością – wystarczy jedno przetarcie, by pozbyć się plam, tłustych śladów czy okruchów. „Ściereczka jest idealna do wszystkiego – od blatów, przez fronty szafek, po czyszczenie urządzeń kuchennych, takich jak kuchenka czy mikrofalówka. Dodatkowo nie pozostawia smug i jest na prawdę bardzo chłonna. Dzięki temu codzienne sprzątanie staje się szybsze i mniej męczące.”

vileda

Nie tylko skuteczność, ale także łatwość użycia sprawia, że Actifibre Soft to jeden z ulubionych produktów Maliwna. „Kiedy brakuje mi czasu, a potrzebuję szybko uporządkować kuchnię, sięgam po tę ściereczkę – wystarczy kilka ruchów, by wszystko lśniło czystością i nie potrzeba używać detergnetów. Warto też dodać, że ściereczka jest zawsze miękka, nawet jak jest sucha!”

Łazienka: zacieki i wilgoć

Łazienka to przestrzeń, która każdego dnia zmaga się z wilgocią i osadami, a walka o czystość staje się wyzwaniem. Smugi na lustrach, osady na kafelkach i wilgotne powietrze mogą szybko zrujnować efekt świeżo posprzątanego pomieszczenia. Malwina zna to uczucie, ale teraz ma swojego sprzymierzeńca w postaci mopa parowego Steam Plus XXL. Para wodna pozwala na głębokie czyszczenie bez potrzeby stosowania chemikaliów. Wystarczy kilka ruchów, aby kafelki i lustra lśniły czystością, a smugi zniknęły bez śladu.

vileda

Czyszczenie parą ma jeszcze jedną zaletę – eliminuje bakterie, co jest kluczowe w pomieszczeniu takim jak łazienka, gdzie wilgoć sprzyja namnażaniu się drobnoustrojów. Malwina podkreśla, że teraz jej łazienka nie tylko wygląda świeżo, ale również jest higienicznie czysta, co jest szczególnie ważne, gdy w domu są małe dzieci.

„Łazienka to zupełnie inna historia. Wilgoć, zacieki na lustrach i osad na kafelkach mogą doprowadzić do szału.” – dodaje Malwina. Na szczęście z pomocą przyszedł mop parowy Steam Plus XXL „Czyszczenie parą to absolutna rewolucja – zero detergentów, a moje kafelki i lustra wyglądają, jakby były świeżo zainstalowane. Zniknęły smugi, a wszystko lśni czystością.”

Psy, dzieci i nieskończona sierść – czy jest nadzieja?

Dla tych, którzy mają futrzastych przyjaciół, jesień to prawdziwy test cierpliwości. „Pies, błoto i sierść to mieszanka wybuchowa” – śmieje się Anna. „Każdy powrót ze spaceru to kilometry sierści w całym domu.” Jak sobie z tym poradzić?

Anna poleca ręcznik Pet Pro. Posiada przyjemną w dotyku, waflową strukturę, przez co delikatne usuwa brud z sierści. Wysycha szybciej niż tradycyjny ręcznik bawełniany – jest suchy już po 4 godzinach , w związku z tym będzie gotowy do użycia po każdym naszym wspólnym spacerze. Można go zakupić w dwóch rozmiarach, dzięki czemu skutecznie osuszy te mniejsze i te większe zwierzaki” Warto dodać, że seria Pet Pro to cały wachlarz produktów, aby obecność zwierząt w domu nie była dla nas tak uciążliwa do sprzątania. Od mopa do sierści do włosów po elektrostatyczną szczotkę do usuwania sierści z płaskich powierzchni. 

vileda

Malwina, jako mama dwóch dzieci, potwierdza: „Gdyby Pet Pro działał na dzieci, życie byłoby łatwiejsze.” Ale nawet bez takiego cudownego produktu, sprzątanie po dzieciach staje się prostsze, kiedy w ręku ma się odpowiednie narzędzia. 

10 błyskawicznych tipów na szybkie sprzątanie z pomocą Viledy

Sprzątanie nie musi być uciążliwe i czasochłonne. Dzięki odpowiednim narzędziom i prostym sztuczkom, można utrzymać dom w czystości znacznie szybciej. Oto 10 praktycznych i nowatorskich rad, które przyspieszą codzienne porządki:

 

Nasze wrażenia po testach

Produkty Viledy to nie tylko rozwiązanie praktyczne, ale też efektywne. Każdy z nich spełnia swoją funkcję w 100%, co w naszym domowym chaosie było na wagę złota. Mop Turbo sprawił, że błoto znikało, zanim zdążyłam o nim zapomnieć, a mop parowy Steam Plus XXL  czyni cuda na wilgotnych kafelkach i podłogach.

„Czy warto?” – pytacie. „O tak, zdecydowanie!” – odpowiadamy. Sprzątanie nie musi być udręką, wystarczy mieć odpowiednie narzędzia. Vileda to nasz nowy sprzymierzeniec w walce z jesiennym chaosem – a nasze podłogi są tego dowodem!

 

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo