Jakiś czas temu moje córki dostały od fajnej cioci książkę: Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek. 100 historii niezwykłych kobiet. Siadamy wieczorem i czytamy. Na początek Rosa Sparks, która w 1955 roku doprowadziła do zakończenia segregacji rasowej w autobusach w Stanach Zjednoczonych. Dzieci słuchają, buzie szeroko otwarte, oczy okrągłe. Kończymy rozdział i zaczynają się pytania: ale czemu czarnoskórzy byli gorzej traktowani? Ale czemu mogli mniej, skoro są takimi samymi ludźmi, jak reszta? A skąd się biorą tacy, którzy myślą, że wygląd robi różnicę? Przecież w środku jest człowiek, nie na zewnątrz. Przecież wszyscy ludzie są tacy sami.
A ja nie wiem. Nie pojmuję, skąd bierze się takie podejście. Skąd się rodzą takie myśli? Skąd zapalczywość w niszczeniu, poniżaniu innych? Skąd satysfakcja z zadawania bólu? Nie wiem. Toni Morrison, amerykańska powieściopisarka, poświęciła cały swój dorobek opisywaniu historii czarnych. Jest mistrzynią powieści zaangażowanej, a jedną ze swoich książek zadedykowała: „Sześćdziesięciu i więcej, milionom”. Wytłumaczyła, że to szacunkowa ilość śmiertelnych ofiar międzynarodowego handlu niewolnikami.
W swoich powieściach Morrison ukazuje całe zezwierzęcenie tego procederu.
Na losach jednostek demonstruje, jak łatwo drugiego człowieka uznać za gorszego i zapomnieć o podstawowych zasadach człowieczeństwa, gdy jest na to społeczne przyzwolenie. Pisze swoje powieści z perspektywy jednostki doświadczającej okrucieństwa rasizmu na własnej skórze (i dosłownie i w przenośni). Zadebiutowała powieścią Najbardziej niebieskie oko, której bohaterką jest dziewczynka wierząca, że gdyby jej oczy przestały być czarne i stały się błękitne, jak u białych koleżanek, całe jej życie zmieniłoby się na lepsze. Ona stałaby się piękna, a co za tym idzie lubiana. To dla niej najważniejsze. Nie chce być brzydka, nie chce być czarna, nie chce być gorsza i skazana na cierpienie. Patrzy, jak wokół niej plecy uginają się w pokorze, bez słowa sprzeciwu, bez zdziwienia nawet. Czarne plecy są już przyzwyczajone do pogardliwego traktowania, nie wstają po swoje prawa. Nawet nie pomyślą, że jakieś prawa mają. Percola nie analizuje krzywdy swojego ludu, nie szuka drogi do sprawiedliwości. Ona chce tylko przestać być brzydka. Chce wydostać się z otchłani swojej czerni i spojrzeć na świat niebieskimi oczami. Modli się o to żarliwie i uparcie a grozę czająca się u podłoża tego pragnienia przewyższa jedynie zło, jakie niesie za sobą jego spełnienie.
Bohater innej książki tej autorki, Domu, weteran wojny w Korei Frank Money, opisuje swoją codzienność. To los mężczyzny, który w ogólnej hierarchii postawiony jest niżej, niż kura: jak cię przegnali z jednego miasta, to każde inne oferujące bezpieczeństwo i możność przespania nocy bez perspektywy, że jak się obudzisz, zobaczysz wymierzoną w siebie lufę strzelby, wydaje ci się rajem.
Książki Morrison nie mają trzymającej w napięciu fabuły. Nie jest ich celem zachwycić czytelnika. One są hołdem dla ludzi, którzy, bez żadnego powodu wyrwani ze swojej ziemi, transportowani na statkach w nieludzkich warunkach i zakuci w kajdany, toczyli codzienną, nierówną i beznadziejną, walkę o zachowanie własnej kultury, wiary i godności. Ponosili za to cenę, na którą czasami brak słów. Bo jak wyrazić uczucia matki, opisanej w powieści Umiłowana (uhonorowanej Nagrodą Pulitzera), która woli zabić własne dziecko, niż oddać je na służbę ludziom znanym jej od najgorszej strony, od których sama doświadczyła jedynie bólu i nieustannego poniżania? Jak przedstawić dramat nastoletniej dziewczynki, która stała się manekinem dla wykształconego i szanowanego pana doktora prowadzącego na niej eksperymenty medyczne? Jak oddać życie w ciągłym strachu i świadomość, że nie ma żadnych szans na poprawę swojego losu?
W 1993 roku Toni Morrison otrzymała Literacką Nagrodę Nobla za to, że „w powieściach charakteryzujących się siłą wizji literackiej i poetyckich wartości, przedstawia najważniejsze problemy amerykańskiej rzeczywistości”.
Niedawno do polskich księgarń trafiła Księga nocnych kobiet jamajskiego autora Marlona Jamesa.
To poruszająca opowieść o plantacji z przełomu XVIII i XIX wieku, od której ciężko się oderwać. Historia Lilit, mulatki o zielonych oczach, która rodzi się ze zgwałconej przez białego pana niewolnicy, jest pretekstem do pokazania kolonialnej rzeczywistości. Dumni Europejczycy, podkreślając swoją wyższość i mądrość, bez litości smagają batem plecy czarnych i torturują ich na wymyślne sposoby. Oświeceni, oczytani, cywilizowani ludzie bez mrugnięcia okiem traktują drugiego człowieka gorzej od psa. James bez zbędnego patosu pokazuje codzienną walkę niewolników o przetrwanie.
Bo chcą żyć, choć w wolność dla siebie nie wierzą.
Wierzą za to, że są gorsi od białych, że Bóg stworzył ich do wykorzystywania i upodlenia. Niektórzy już sami siebie sprowadzili do roli zwierząt pracujących w polu i nie myślą o innym losie. Ale są na plantacji kobiety, które pamiętają życie w Afryce i liczą upokorzenia, których doznały od białych. Dotykają blizn i spokojnie szykują bunt. Codziennie walczą, jak mogą: plując do herbaty albo dodają do niej mikstury bełtające w głowie. Niepokorna Lilit nie chce się pogodzić z faktem, że jest tylko jedną z wielu niewolnic. Długo wierzy, że uroda pozwoli jej odmienić los. Ta pycha przysporzy jej problemów, doprowadzi ją też pod bat. Kiedy pierwszy raz poczuje go na skórze, zrozumie kim jest czarna kobieta i poczuje dumę swoich sióstr. Gdy odcinają linę, upada na ziemię, ale się podnosi. Stoi, trochę się chwieje, ale stoi. Zadziera dumnie głowę i podchodzi do splątanego odzienia. Ubiera się…Co trzy, cztery kroki kuśtyknie, raz o mało się nie przewróci, ale głowę trzyma wysoko. Ta duma wejdzie jej pod skórę, rozleje się czernią w umyśle i połączy z towarzyszkami niedoli. Lilit wymierzy swoją sprawiedliwość białym i obejrzy więcej cierpienia, niż powinno być na świecie. Historię nocnych kobiet czyta się z zapartym tchem choć napisana jest językiem nietypowym, stylizowanym na slang niewolników.
Wydawać by się mogło, że my, ludzie XXI wieku, pokonaliśmy już barbarzyńskie naleciałości jak rasizm czy nazizm.
Że wynieśliśmy naukę z okrutnej historii, wiemy, do czego prowadzą ideologie oparte na nienawiści i nieuzasadnionym poczuciu wyższości. A jednak z wiarygodnych źródeł docierają do nas niewiarygodne informacje o handlowaniu ludźmi w Libii. A jednak najwyższe urzędy w państwach cywilizowanego Zachodu sprawują ludzie, którzy otwarcie do rasistowskich poglądów się przyznają. Ludzie, którzy wspierają nazistowskie bojówki i roszczą sobie prawo do decydowania o cudzym życiu. Podpisują ustawy, traktaty i inne dumnie brzmiące papiery, które odbierają wolność, podstawową wartość każdego człowieka. To, co kilka lat temu wydawało się niemożliwe, dziś dzieje się na oczach całego świata. Ludzie wychodzą na ulice i domagają się swoich praw, choć wydawało się, że już dość w przeszłości przelano za nie krwi i nikt nam ich nie odbierze.
W Baltimore, USA, 10 grudnia 2017 roku, mieszkańca zapalili świece za każdego człowieka, który zginął w tym mieście od kuli, lub ciosu nożem. 301. Trzysta jeden osób.
W znakomitej większości czarnych. Nie są to tylko młodzi, silni mężczyźni, których można posądzić o agresję. To też kobiety, dzieci i starcy. Najstarsza ofiara to 97-letni weteran, zastrzelony we własnym domu przez włamywaczy. Białych jakoś kule omijają i ciężko tu mówić o przypadku.
Bohaterowie Toni Morrison, pomimo swej beznadziejnej sytuacji, nie poddają się. Jest w nich siła, której można zazdrościć. Są twardzi i wierni swoim ideałom, z podniesionymi głowami znoszą tępe okrucieństwo „panów”. Są wielkim wyrzutem sumienia dla czytelnika. Bo jak, wiedząc, że opisywane przez pisarkę historie wydarzyły się naprawdę, można narzekać będąc wolnym i bezpiecznym człowiekiem? Czasami zapominamy, jak wiele mamy bez żadnego wysiłku. To, oprócz spisywania historii, o których trzeba pamiętać, żeby nigdy nie dopuścić do ich powtórzenia, druga rola książek Morrison. Patrzy nam ze swojej prozy prosto w oczy mówiąc: wstyd narzekać na niesprawiedliwy los, gdy ma się wszelkie narzędzia by go zmieniać. Autorka w wywiadzie dla The Art Of Fiction powiedziała: nie da się nie widzieć niewiarygodnej wręcz przemocy, upartej ignorancji, napawania się czyimś cierpieniem. Próbujemy odwracać oczy, żeby móc funkcjonować, ale nie można zapomnieć, że właśnie wtedy w siłę rośnie zło, gdy dobrzy są bezczynni.
Dlaczego mogły powstać historie Morrison i Jamesa? Dlaczego ludzie zdolni są zadawać innym niewyobrażalny ból?
Fiodor Dostojewski napisał, żeby nie nazywać takiej postawy „zezwierzęceniem”, bo zwierzęta nie są wobec siebie tak okrutne. I nie sposób nie przyznać mu racji. Skąd w ludziach to wszystko? Skąd się bierze nienawiść? Z czego rodzi się w ludziach tyle zła? Co jest przyczyną braku empatii, bestialskich odruchów, fanatyzmu? Nie wiem. Nie umiem wytłumaczyć tego ani pięciolatkowi, ani samej sobie, ani nikomu innemu.
Książki:
- Elena Favilli, Francesca Cavallo „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek. 100 historii niezwykłych kobiet”, wyd. Debit
- Toni Morrison: Najbardziej niebieskie oko”, „Dom”, „Umiłowana”, wyd. Świat Książki
- Marlon James „Księga nocnych kobiet”, wyd. Wydawnictwo Literackie