Dlaczego kwiaciarnia i dlaczego w Olsztynie, skoro większość ucieka z mniejszych miast do dużych?
Bo Olsztyn kocham i nie jest to dla mnie jakiś reklamowy slogan. Tu się wychowałam, tu żyje cała moja rodzina. Były pomysły, że może Trójmiasto, ale zawsze ostatecznie wszystko wracało do Olsztyna i do pomysłu otworzenia tu kwiaciarni. Kwiaciarni, która będzie odzwierciedleniem mnie i mojego podejścia do życia.
A czemu w ogóle kwiaciarnia, czemu kwiaty?
Bo nic innego nie umiem (śmiech). Moją przygodę z kwiatami zaczęłam na pierwszym roku studiów. Szukałam pracy i całkiem przypadkiem trafiłam do pracy w kwiaciarni. Na początku było ciężko, ale z biegiem czasu coraz bardziej się w to wkręcałam i teraz nie wyobrażam sobie swojego życia bez kwiatów.
Jak długo powstawał pomysł na własny biznes?
Bardzo długo. To we mnie rosło kilka lat. Mówili mi, że mam talent i że mam świetny kontakt z ludźmi. Na papierze takie połączenie wygląda bardzo dobrze, ale wiedziałam doskonale, że kwiaciarnia to bardzo ciężki kawałek chleba i że będę potrzebowała pieniędzy na start i rozkręcenie biznesu.
Kiedy w takim razie nastąpił ten przełomowy moment?
Narastała we mnie frustracja spowodowana obowiązkami w mojej byłej pracy, Piotr, mój partner, zrezygnował ze swojej pracy. Zaczęło przybywać i stresów, i napięć.
To był ten impuls?
Tak i dodatkowo Piotr od kilku lat powtarzał mi, że marnuję się pracując u kogoś, że powinnam stworzyć coś swojego. Stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia. Albo w jedną, albo w drugą stronę. Najwyżej nie wyjdzie, ale muszę przynajmniej spróbować, więc spakowaliśmy się i wyjechaliśmy do Holandii, a potem przeprowadziliśmy się do Anglii. Można powiedzieć, że gdyby nie jego ciągłe gadanie nie byłoby dziś tej kwiaciarni
Tak po prostu, bez planu?
Wyjechaliśmy z planem, że zbieramy na kwiaciarnię. Nie mieliśmy żadnych wątpliwości. Nie pojechaliśmy, żeby wyjechać, ale by tu wrócić.
Ale pięknie powiedziane! Jaki okres czasu Wasz plan przewidywał?
Początkowo plan był roczny, potem pięcioletni. A któregoś dnia, po około dwóch latach, powiedzieliśmy sobie – albo teraz, albo nigdy.
Czyli była to spontaniczna decyzja o powrocie do Polski?
Nie do końca. Znajomi zaczęli pytać, czy nie przygotowałabym kwiatów na ich ślub. Jedno pytanie, drugie, trzecie, dziesiąte… I nagle okazało się, że ilość próśb o dekoracje przewyższa ilość dni naszego urlopu i musimy zdecydować – albo zostajemy, albo wracamy.
Jakie pytanie sobie wtedy zadałaś?
Co jest dla mnie ważniejsze? Stała praca w Anglii czy powrót do Polski i zajęcie się dekoracjami na ślubach.
I…?
Oboje woleliśmy zrezygnować z pracy w Anglii Nie było to szczególnie trudne, bo nie były to prace marzeń. Postanowiliśmy wrócić do Olsztyna i stworzyć nasze miejsce.
Postawiliście wszystko na jedną kartę inwestując w kwiaciarnię w Olsztynie? Co się czuję podejmując tak ważną decyzję?
Teraz czuję ulgę i satysfakcję, choć na początku był ogromny stres. Pojawia się mnóstwo wątpliwości. Pojawiają się pytania, a co jeśli nie wyjdzie?
Moment przełomowy?
Tak naprawdę to były dwa lata. Dwa lata zbierania pomysłów, dwa lata szukania stylu. W Anglii tworzyliśmy pracownię florystyczną, taki miałam niedosyt kwiatów, że musiałam działać. I wtedy znalazłam swój styl. Nikt mi niczego nie narzucał, robiłam to, co chciałam, kupowałam kwiaty, które chciałam – to były momenty przełomowe. Odkryłam swój styl.
Pierwszy kryzys?
W sumie to nic nie szło zgodnie z planem. Lokal, który wynajeliśmy przez internet, pochłonął znacznie więcej funduszy niż się spodziewaliśmy. Liczyliśmy na dotację na rozpoczęcie działalności i tu niestety też spotkało nas wielkie rozczarowanie. Pierwsze firmowe auto okazało się kolejną wpadką. Co dwa tygodnie zostawialiśmy krocie u mechanika. Powrót do Polski przez pierwsze kilka miesięcy był bardzo bolesny. Ale zaciskaliśmy zęby i dalej konsekwentnie robiliśmy swoje.
A teraz?
Zapomnieliśmy o tym, co złe i uważamy, że lepszego lokalu nie mogliśmy wybrać!
Jak ma się plan z Twoich marzeń do rzeczywistości?
Chciałam jak najszybciej rozwinąć kwiaciarnię, otworzyć ją i ustabilizować. Daliśmy sobie na to dwa lata. Dwa lata, by dojść do poziomu, który innym zająłby pięć lat. Po sześciu miesiącach myślę, że wypracowaliśmy to, co inni zdobywają w cztery lata. Nie spodziewaliśmy się, że będzie tak dobrze, że w Olsztynie osiągniemy efekt ,,wow’’. Śmiejemy się, że to wszystko dzięki naszej sąsiadce, która jest naszym najlepszym PR-owcem.
Reakcja ludzi dodała Wam energii?
Gdy mówiliśmy o kwiaciarni, ludzie się śmiali, nie brali nas poważnie, patrzyli z rezerwą. No i Olsztyn – w Warszawie ten pomysł nikogo by nie zdziwił. Ale według mnie, w Olsztynie łatwiej zrobić boom.
Może dlatego, że kwiaciarnia nie kojarzy się biznesowo, z czymś, co przynosi pieniądze.
Bardzo prawdopodobne. Nie potrafiliśmy przekazać innym naszego pomysłu słowami, więc zaczęliśmy działać. Pokazaliśmy w praktyce, o co nam chodziło. I mamy nadzieję, że zmieniliśmy nieco definicję kwiaciarni i tego, jak można ją prowadzić.
Czy wiedząc to, co teraz, zrobilibyście coś inaczej?
Nie. Nie chcemy zmieniać ani stylu, ani lokalu, ani byśmy nie wymazali błędów, jakie popełniliśmy. Działając nigdy nie uniknie się błędów, a my, dzięki nim, wiele się nauczyliśmy.
Jakie są, powiedzmy, trzy idee, które przekazałabyś dalej?
Nie bać się zaryzykować. Stąpać twardo po ziemi. Mierzyć siły na zamiary. Ale też – zacząć od czegoś małego, postawić na rozwój i wybadać rynek przed jakimikolwiek działaniami. No i najważniejsze, jeśli nie masz konkurencji w swojej branży, zastanów się, czy warto działać.
Jaki jest Twój plan B?
Nie ma planu B. Nigdy nie było. Jak nasza kwiaciarnia nie wypali, to spakujemy się i trudno… W Wielkiej Brytanii prowadziłam taki zeszyt. Gdy miałam jakiś pomysł, nawet najmniejszy, zapisywałam. Tego zeszytu nie zdążyliśmy nawet otworzyć.
Jak myślisz, czy Twoja historia jest inspirująca?
Wiesz, nie brałam tego pod uwagę, że moja praca może być dla kogoś inspiracją. A jednak tak jest. Dostałam kilkadziesiąt wiadomości, zarówno od znajomych, jak i obcych mi zupełnie osób, że kibicują, że skoro nam się udało, to im też może się udać. I po części chyba też o to nam chodziło. Chcieliśmy pokazać, że można zrobić coś z niczego, jeśli tylko naprawdę się chce!
Czujesz, że to nowy początek?
To jest totalne nowy rozdział mojego życia. I dopiero teraz działając odważnie, i często spontanicznie, zaczęłam czuć, że naprawdę żyję. Polecam!