Change font size Change site colors contrast
Felieton

Gdy bo(l)i dusza

14 listopada 2018 / Joanna Lange

Niedawno przy skrolowaniu jednego z portali społecznościowych natrafiłam na zdjęcie sympatycznego gościa, którego kojarzyłam z jakiejś imprezy sprzed X lat.

Rozmowny, kontaktowy, zabawny, słowem taki, którego styl bycia zapada w pamięć. Zdjęcie było czarno-białe. Zmroziło mnie. Nie żył. Zaczęłam drążyć i okazało się, że śmierć była jego wyborem. Dlaczego?!   Każdy powie, że tak nie musiało być. Po „wszystkim” pytamy samych siebie, po...

Niedawno przy skrolowaniu jednego z portali społecznościowych natrafiłam na zdjęcie sympatycznego gościa, którego kojarzyłam z jakiejś imprezy sprzed X lat. Rozmowny, kontaktowy, zabawny, słowem taki, którego styl bycia zapada w pamięć. Zdjęcie było czarno-białe. Zmroziło mnie. Nie żył. Zaczęłam drążyć i okazało się, że śmierć była jego wyborem. Dlaczego?!

 

Każdy powie, że tak nie musiało być. Po „wszystkim” pytamy samych siebie, po co to zrobił, że taka szkoda, bo całe życie było przed nim. Pytanie to zadajemy znajomym próbując przybrać poważny ton głosu, wplatając je pomiędzy plotki, nowy kolor paznokci i inne nasze życiowe dylematy. Moralizujemy wewnętrznie i mielimy całą sytuację. I nic. Żyjemy dalej, by za jakiś czas znów usłyszeć podobną historię.

Ale tak niestety musiało być.

Dlaczego? Bo osoba, której nie zatamuje się krwotoku, wykrwawi się. Bo osoba z uczuleniem ukąszona przez pszczołę udusi się, jeśli nie podamy jej surowicy. I wreszcie – bo osoba czująca się w swoim własnym wnętrzu jak w klatce bez wyjścia, targana emocjami, z brzęczącym jak mucha nad uchem społecznie aprobowanym i powtarzanym sformułowaniem „nie pójdę do psychiatry, bo nie jestem wariatem” – w końcu poddaje się i umiera.

Powiedzmy to sobie wprost – wyhodowaliśmy w sobie myśl, która powoduje, że sami skazujemy się na śmierć!

Wiem, że to mocne słowa, ale mam wrażenie, że nasze zdrowie psychiczne nikogo nie obchodzi, nawet nas samych. Słyszymy wciąż tylko: „weź się w garść”, „będzie dobrze”, „wyluzuj”, „nie martw się”. I dobrze. Słowa otuchy i przysłowiowy „kop na rozpęd” zawsze są mile widziane. Zabawa kończy się tam, gdzie zaczynają się stany lękowe i depresyjne. Niemoc, strach, paraliż wewnętrzny, błędy w prostych, wykonywanych dotychczas bez przeszkód zadaniach, gonitwa myśli. Jesteś na karuzeli, z której nie ma wyjścia i której nie możesz zatrzymać. Strach ściska czaszkę. Wtedy zaczynają się schody. Miotasz się, nie wiesz, czy i gdzie szukać pomocy. W głowie nawarstwia ci się kolejny problem – musisz zmierzyć się z myślą, że zostaniesz uznany za „wariata”, no bo przecież na pewno wszyscy dowiedzą się, że byłeś u psychiatry lub psychologa. Nie ma przecież szans na to, że w poczekalni nie spotkasz kogoś znajomego czekającego na wizytę do dentysty czy innego „loga”. Bez pomocy się jednak rozsypiesz…

Ale niestety częściej wybierana jest druga z możliwych opcji pt. „poradzę sobie”.

Pewnie normalnie tak by się stało, jesteśmy w końcu silni, mamy poukładane w głowach, nie obchodzi nas zdanie innych, zawsze przecież radziliśmy sobie z chwilowymi problemami w pracy i w domu, kto jak nie my! Podejście godne pozazdroszczenia. Tylko, że już samo pojawienie się dylematu – czy iść do lekarza, czy poradzić sobie samemu, powinno spowodować zapalenie się czerwonej lampki.

Napisano już na ten temat niejedną książkę, trwają akcje promujące zdrowie psychiczne, ale nadal jest źle. Problem jest w nas samych. Przytakujemy, kiwamy głowami, pod nosem wymknie nam się ciche „yhym, racja”, ale co z tego? Przecież jak nas to dotknie, będziemy powtarzać sobie jak mantrę: „nie pójdę do psychiatry, bo nie jestem wariatem”!

Czy może być inaczej? No jasne, że może!

Wyrugujmy już w końcu z naszego myślenia ten społecznie akceptowany stan „wariactwa” związany z samym przekroczeniem progu gabinetu lekarza psychiatry, czy psychologa, ba! z samą rejestracją do takiego specjalisty. Otwórzmy wreszcie oczy. Nie bójmy się zasugerować komuś wizyty u lekarza, ale też nie oburzajmy się, jeśli ktoś taką opcję nam zaproponuje, bo to błędne koło. Tu sypnę oklepanym sloganem – jak nas boli noga, to idziemy do lekarza sprawdzić dlaczego. Jak nas boli dusza też tak zróbmy.

Nie jestem naiwna. Wiem, że ten tekst, ani pierdyliard następnych nic nie zmieni. Każdy musi do tego dojść sam, we własnym tempie. Ale walczmy o siebie, bo warto.

 

Tabou Mini Lite MG
Dzieci

Rowerowe Pierwsze Kroki: Testujemy Tabou MINI LITE MG – Idealny start dla młodych rowerzystów i rowerzystek.

13 maja 2024 / The Mother Mag

Rower jest doskonałym narzędziem, które nie tylko bawi, ale także uczy niezależności, koordynacji i wzmacnia kondycję fizyczną.

W redakcji The Mother MAG mieliśmy okazję przetestować model roweru MINI LITE MG, który może znakomicie wpasować się w potrzeby młodych adeptów jazdy na dwóch kołach.

Każdy rodzic pragnie, by jego dziecko rosło zdrowo i szczęśliwie, a jednym z najlepszych sposobów na osiągnięcie tego celu jest aktywne spędzanie czasu na świeżym powietrzu.

MINI LITE MG

Oto nasze wrażenia z testów rowerka MINI LITE MG od polskiego producenta TABOU.

Tabou MINI LITE MG: Pierwsze wrażenia

Tabou MINI LITE MG od razu przykuwa uwagę swoim lekkim i estetycznym designem, który idealnie trafia w gusta młodych użytkowników. Jest to model ultra lekki, co jest kluczowe dla dzieci, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z rowerem. Lekkość roweru, osiągnięta dzięki zastosowaniu ramy z magnezu i elementów z lekkiego aluminium EXTRA LIGHT, znacząco ułatwia naukę jazdy.

MINI LITE MG

Bezpieczeństwo przede wszystkim

Bezpieczeństwo jest zawsze na pierwszym miejscu, gdy mówimy o wyborze roweru dla dziecka. MINI LITE MG jest wyposażony w klasyczny aluminiowy hamulec v-brake na przodzie i hamulec paskowy na tyle, co zapewnia wysoką skuteczność hamowania. Dźwignie hamulcowe umieszczone są na kierownicy, co ułatwia dziecku ich obsługę i pozwala na sprawne zatrzymywanie się w każdych warunkach. Dodatkowo, pełna osłona łańcucha chroni małe rączki oraz ubranka przed wkręceniem, a estetyczny protektor kierownicy zwiększa bezpieczeństwo, czyniąc każdą wyprawę zarówno bezpieczną, jak i stylową.

 

Tabou Mini Lite MG

Dopasowanie i komfort

MINI LITE MG występuje w trzech rozmiarach kół (14/16/18 cali), co umożliwia dobranie idealnego rozmiaru dla dziecka w wieku od 3 do 7 lat. Każdy z rowerków jest idealnie przystosowany do potrzeb małych odkrywców, zapewniając nie tylko bezpieczeństwo, ale też komfort podczas pierwszych przygód na dwóch kółkach. Dzięki łatwo odpinanym bocznym kółkom, rowerek rośnie razem z dzieckiem, umożliwiając płynne przejście do samodzielnej jazdy. Dobór odpowiedniego rozmiaru roweru jest niezmiernie ważny, aby dziecko mogło bezpiecznie i wygodnie jeździć. Niewłaściwie dobrany rower może utrudniać naukę i sprawiać, że jazda stanie się frustrująca zamiast być przyjemnością.

Tabou Mini Lite MG

Dlaczego warto zachęcić dziecko do jazdy na rowerze? 

Jazda na rowerze nie tylko rozwija umiejętności motoryczne dziecka, ale także wpływa na jego zdrowie fizyczne, zwiększając wytrzymałość serca, płuc i mięśni. Ponadto, jest to wspaniała okazja do spędzania czasu z rodziną i przyjaciółmi, co sprzyja budowaniu silnych więzi społecznych. Rower jako prezent może być także świetnym sposobem na zmotywowanie dziecka do wyjścia na zewnątrz i odkrywania świata w aktywny sposób.

Podsumowanie

Testując TABOU MINI LITE MG, przekonaliśmy się, że jest to rower, który łączy w sobie lekkość, bezpieczeństwo i styl, będąc idealnym wyborem dla najmłodszych rowerzystów. Jego solidna konstrukcja i przemyślane funkcje zapewniają komfort i bezpieczeństwo, które są tak ważne podczas pierwszych rowerowych przygód. Rowerek jest dostępny w 4 wariantach kolorostycznych, co zapewni, że każda z Was znajdzie ten, który idealnie wpasuje się do niepowtarzalnego stylu i  gustu dziecka. Naszym zdaniem to więcej niż tylko rower – to prezent, który może przynieść wiele radości i korzyści dla rozwoju każdego dziecka.

MINI LITE MG

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo