Muszę Wam powiedzieć, że w tym roku jednak trochę nagięłam swoje „zasady” i od początku grudnia jestem na diecie. Przetrwałam święta, noworoczne załamki, ale się nie poddaję. Ciekawe, czy dokumenty o zdrowiu na Netflixie mi w tym pomogły…
W między czasie w ręce wpadła mi świetna książka z serii body positive „Obrzydliwa anatomia” autorstwa Mary Altman. W kilkunastu rozdziałach opisuje ona swoje zmagania z ciałem, zmierza się z niedoskonałościami i wysnuwa bardzo pozytywne dla nas kobiet wnioski o tym, że ciało to jest takie nasze opakowanie, z którym już się rodzimy i albo je akceptujemy, albo możemy już brać kredyty na zabiegi chirurgii plastycznej lub wieloletnie sesje na kozetkach u psychoterapeutów. Ja postanowiłam po pierwsze ulepszyć swoje ciało, a po drugie pokochać je. I wtem…
Trafiłam na dokumenty o zdrowiu na Netflixie. W swoim hibernującym, zimowym zawieszeniu, postanowiłam obejrzeć kilka z nich. I wiecie jak to jest – wkręca się człowiek, ogląda z zapartym tchem, a na koniec doznaje olśnienia. Zanim jednak opowiem Wam o konkretnych tytułach, odrobina statystyk.
Według danych statystycznych przeprowadzonych w 2007 roku przez S. Lohi, et al., Aliment Pharmacol Ther. populacja osób cierpiących na celiakię wynosi 1%, przy czym jest to zdiagnozowana i leczona choroba. Szacuje się, że ponad 25% dorosłych osób w Polsce cierpi na przewlekłą nietolerancję laktozy, aczkolwiek istnieją takie społeczeństwa (np. w Azji), u których stwierdza się całkowitą (100%) nietolerancję na ten cukier. Co ciekawe, w ostatnich latach stwierdzono znaczny wzrost zachorowalności na cukrzycę typu 2, co ma związek ze wzrostem otyłości i rozwojowi insulino odporności u najmłodszych. A na koniec petarda – na świecie nadal istnieje zjawisko ubóstwa menstruacyjnego, które dotyka nie tylko kobiety z krajów trzeciego świata, ale też zamożne kraje zachodu.
What The Health
Zaczniemy więc od glutenu i laktozy, które obecnie pozostają w niełasce wśród nowoczesnych, postępowych, a czasami samozwańczych dietetyków i specjalistów do spraw żywienia.
Przede wszystkim wyjaśnijmy jedno – gluten to nazwa białek występujących w ziarnach zbóż takich jak pszenica i jej odmiany (np. znany i lubiany orkisz czy durum), a także żyto, pszenżyto oraz jęczmień. Gluten jest więc niemalże w każdym rodzaju żywności – od makaronów, pieczywa, po słodkie przekąski i w potencjalnie zdrowych płatkach śniadaniowych.
W dokumencie „What The Health” specjaliści opowiadają o tym, jak strącono gluten z piedestału i osławiono go złą chwałą winowajcy wielu zaburzeń żywieniowych. Obecnie przecież wystrzegamy się glutenu jak możemy, a prawda jest taka, że szkodzi on, jak wspomniałam, jedynie 1% populacji, która choruje na zdiagnozowaną celiakię. Cała reszta nie musi się go obawiać. Jednak czy aby na pewno?
W „What The Health” obalony zostaje niejeden mit dotyczący produkcji żywności tzw. gluten free (bezglutenowej), która może i nie zawiera tego niemalże śmiercionośnego białka, ale za to nafaszerowana jest zupełnie innymi, równie niebezpiecznymi substancjami.
W dokumencie poruszany jest także motyw szkodliwości laktozy. Tutaj nie ma się co czarować – dorośli przedstawiciele naszego gatunku po prostu nie powinni spożywać mleka. Jednak poprzez podchwycenie problemu przez firmy produkujące żywność na skalę światową oraz największe korporacje farmaceutyczne, społeczeństwa na całym świecie popadają w sztucznie utworzoną euforię lub panikę dotyczącą cudownych środków zaradczych w problemach zdrowotnych związanych ze spożywaniem wspomnianych substancji. No i komu wierzyć? Ja szczerze mówiąc, po czasie spędzonym z netflixowym hitem, odłożyłam ciastka (nawet te sugar, gluten hiper super free, które sygnowane są jako również vegan friendly). Jakoś mi się odechciało jeść…
Rotten
No dobrze, skoro gluten jest zły, laktoza nas zabija, to co mogłoby być potencjalnie zdrowym, bezpiecznym wyborem żywieniowym. Na pomoc przychodzi „Rotten” – mini serial od Netflixa, który w każdym odcinku porusza temat konkretnych produktów spożywczych.
Mowa tutaj nie tylko o produkcji, ale też haczykach stosowanych przez producentów, by żywność, którą dostarczają miliardom ludzi na świecie, była dobrej jakości i powodowała takie historie jak uzależnienia, choroby, zapalenia i inne podobne sensacje.
GMO to jedno, ale już sztuczne napędzanie produkcji poprzez wykorzystanie biochemii i nowoczesnych sposobów na radzenie sobie z produkcją masowej żywności powinno budzić jakiś niepokój.
Mamy tutaj odcinki o różnego rodzaju zbożach wykorzystywanych do produkcji pieczywa, rybach, których warunki hodowlane powinny wzbudzać niepokój, bydle, trzodzie chlewnej i drobiu, których gabaryty, a co za tym idzie, ilość mięsa, znacznie prześcigają normy znane jeszcze kilkanaście lat temu. „Rotten” pokazuje dokładnie jak współczesne rolnictwo radzi sobie z głodem, ale wspomaga też rozwój chorób (chociażby nowotwory), których próżno szukać w literaturze medycznej z początku XX wieku.
Oglądając ten mini serial dokumentalny odniosłam wrażenie, że tak naprawdę pojęcie eko i bio żywności nie istnieje na szeroką skalę. Trudno też nie zgodzić się z tezą, że jesteś tym co jesz. No i mamy to – wsiąka w nas niewyobrażalna ilość chemii,z którą nie bardzo wiemy jak sobie poradzić. No chyba, że… zaczniemy hodować własne kury i jeść buraki nawożone prawdziwą, zwierzęcą… Eko kupą. Wybaczcie dosadność!
The Bleeding Edge
Odejdźmy jednak na chwilę od spraw żywieniowych. Jak pewnie wszystkim wiadomo, światem rządzi niepodzielnie pieniądz i korporacje. I tutaj Netflix zaproponował ciekawy materiał dokumentalny pt. „The Bleeding Edge”, który jest spojrzeniem i niemalże śledztwem związanym z przemysłem medycznym, a ściślej mówiąc, z produkcją i wykorzystaniem sprzętu diagnostycznego w szpitalach na całym świecie.
W czym więc tkwi haczyk? Otóż autorzy przeprowadzają swoistą wiwisekcję wartego ponad 400 milionów dolarów sprzęt, który ma ratować ludzkie życia. Dokument otwiera oczy widzów na problem szybko rozwijającej się technologii i jej wpływu na nasze zdrowie.
Tutaj znajdziecie przerażające informacje dotyczące manipulacji związanych z finansowaniem badań, żonglowaniem nowoczesnymi technologiami wspierającymi leczenie chociażby raka, na tajemniczych zgonach skończywszy.
„The Bleeding Edge” ma na celu odtajnienie wielu tajemnic przemysłu medycznego, sieci zależności między specjalistami, lekarzami, inżynierami i bogatymi właścicielami koncernów, którym najwyraźniej nie zależy na ratowaniu ludzkiego życia, lecz wzbogacaniu się ich kosztem.
Brzmi źle? Dla mnie stało się jasne, że potencjalnie dobre rozwiązania i nowoczesne urządzenia diagnostyczne mogą po prostu szkodzić. I odruchowo zaczęłam jeść te super hiper wszystko free ciastka, bo może to uchroni mnie przed korzystaniem z tych „świetnych” technologii w przypadku wystąpienia ewentualnych schorzeń…
Period. End of Sentence
Wreszcie dochodzimy do tematu, który kończy serię dokumentów o ciele, zdrowiu i żywności. Mamy tutaj ciekawą propozycję nie tylko dla kobiet.
„Period. End of Sentence” to mini dokument produkcji Netflixa, który opowiada historię kilku kobiet z Indii, które postanawiają założyć biznes. I to nie byle jaki.
W kraju Kamasutry, curry i świętych krów istnieje spore tabu związane z kobiecą menstruacją. W związku z tym dostęp do środków higienicznych, takich jak podpaski czy tampony to spory problem. Jeśli gdziekolwiek na świecie można mówić o zjawisku ubóstwa menstruacyjnego, to Indie na pewno wpadną Wam jako pierwsze do głowy.
Bohaterki serialu łączą siły i postanawiają produkować podpaski dla swoich koleżanek, walcząc tym samym ze społecznym ostracyzmem i wykluczeniem. Swoimi słowami opowiadają historie tego, jak miesiączka postrzegana jest w społeczeństwie kastowym, jak wielkim problemem jest dostęp do bieżącej wody, nie mówiąc już o środkach higieny, które w tych dniach powinny być po prostu „must have” dla każdej młodej i starszej kobiety.
Zdziwicie się, ale zjawisko tego typu występuje w wielu krajach na świecie. Również w Polsce problem z dostępem do podpasek ma wiele kobiet (głównie ze względu na finanse). Dzielne hinduski jednak nie zrażają się krytyką, produkują podpaski i powoli wpływają na zmianę postrzegania okresu w swoim otoczeniu.
Obłożona ciastkami, kawą, kocem i hulającym wiatrem za oknem, pomyślałam sobie, że żyję w całkiem niezłej rzeczywistości. Nie dość, że mam dostęp do dobrej jakości jedzenia, mam ciepło, na nic obecnie nie choruję, a w czasie okresu mam zapas podpasek, to jeszcze mogę po prostu wyłączyć Netflixa i przerzucić się na oglądanie kotków na YouTube. Pytanie tylko… Czy lepiej żyć w głębokiej nieświadomości, czy jednak poznać nawet najgorsze fakty tego świata i starać się mieć na to jakiś wpływ? Wybieram to drugie.