Sylwestrowa noc już za parę godzin, Nowy Rok zbliża się z prędkością światła, a internet aż pęka w szwach od mniej lub bardziej inspirujących postanowień noworocznych. Nigdy ich nie lubiłam. Pewnie dlatego, że niektóre z nich często wyparowują mi z głowy szybciej sylwestrowy szampan, inne przyćmiewa proza życia, a te najgorsze ciągną się za mną jak nie powiem co, niespełnione aż do 31 grudnia. Czy nie można jednak czegoś zrobić, by kreowanie takich postanowień miało sens? Dziś mnie olśniło, że tak! Trzeba mieć tylko dobry plan, by zrobić…PLAN. Zatem po kolei – tym razem musi się udać!
-
Dokonaj wyboru
Tak już mamy, że chcemy zrobić wiele rzeczy (lub nawet wszystko) na raz i natychmiast. Najczęściej to jest gwóźdź do trumny (a raczej zbiorowej mogiły) naszych postanowień noworocznych. Dlatego też, pierwszym krokiem powinno być dokonanie wyboru i określenie które z naszych celów są dla nas w danym momencie najważniejsze. Pamiętajmy, że jeśli uda się nam wyrobić z listą przed końcem roku, baaa, nawet przed wakacjami, nic nie stoi na przeszkodzie, by wówczas stworzyć nową listę postanowień. To byłoby dopiero coś!! Zdecydowanie lepiej jest zrealizować dwa cele do końca, niż dziesięć do połowy (choć nie jest to uniwersalna zasada, gdyż chociażby w przypadku postanowienia utraty wagi połowa sukcesu to w zasadzie spektakularny sukces!!!)
-
Mierz siły na zamiary
Cele, aby mogły być osiągnięte muszą być adekwatne do naszych możliwości. I nie chodzi o to, by nie zabierać się za te najtrudniejsze, bo czujemy, że nie damy rady. Jeśli stoimy przed naprawdę trudnym wyzwaniem, na swojej liście zapiszmy po prostu jedną pozycję, a następnie rozłóżmy ją na czynniki pierwsze – to będą małe cele do tego, co naprawdę chcemy osiągnąć.
-
Pisz pisz pisz!
Czytałam, że zapisanie celów na papierze lub jakimkolwiek innym trwałym nośniku (aaaa, jestem przekonana, że właśnie zacytowałam jakiś przepis kodeksu cywilnego!!!) zwiększa szanse jego realizacji o znaczną ilość procentów (sprawdzałam w dwóch źródłach – jedni piszą że o 64%, inni, że aż o 80% – tak czy inaczej to naprawdę dużo). Skoro tak, to spróbujmy to, co mamy w głowie przenieść na słowo pisane – może jeśli to zobaczymy, stanie się dla nas bardziej realne?
-
Koniecznie miej gdzie to wszystko spisać!
Jestem absolutnym maniakiem wyrobów papierniczych. Czasem myślę, że jak zmęczy mnie prawo, rzucę je w jasną cholerę i zatrudnię się w sklepie papierniczym i całymi dniami będę układać, przeglądać, zachwycać się i sprzedawać notatniki, zeszyty, długopisy, kalendarze, zakreślacie, papeterie… Brzmi jakbym miała 12 lat, ale to moje skryte marzenie od lat (na szczęście wiem, że jest ma tym świecie parę osób, które dzielą ze mną tę dziwną przypadłość!). Wiecie, o ile lepiej mi się pracuje jak mam ŁADNY długopis, a to co muszę zrobić danego dnia w pracy zapiszę w ŁADNYM kalendarzu??? Trochę przydługa ta dygresja, ale!!!! – chodzi o to, że być może dla niektórych z was także istotne będzie to GDZIE ten plan celów zostanie zapisany. W moim przypadku to stanowi jakieś 20% sukcesu. Sprawdźcie, może i u was to zadziała równie motywująco? Uwierzcie mi, WYKREŚLANIE rzeczy zrobionych sprawia dziką przyjemność!
-
Wyznacz metodę postępowania
Spisz także to, jakie działania są potrzebne, by cel mógł zostać osiągnięty. Do każdego celu możesz wyznaczyć kolejne etapy, a w nich poszczególne zadania. Dzięki temu cele są bardziej realne, bo widzimy, że są zależne od naszego działania.
-
Określ czas realizacji
Jasne, robimy plan na rok. Ale przecież cele możemy realizować kolejno. Ustalenie harmonogramu pozwoli na bieżąco sprawdzić stan realizacji naszego planu i na jakim etapie jesteśmy, a co jeszcze przed nami.
-
Dziel się
Opowiadanie o swoich planach jest niezwykle mobilizujące – z jednej strony zawsze wisi nad nami wizja randomowego zapytania, jak nam idzie. Z drugiej jednak, jeśli nam się uda, będziemy mogli się tę radością podzielić, a wówczas będzie ona paradoksalnie podwójna!
-
Bądź dumna
Często zapominamy o tym, co udało nam się już osiągnąć. Ciesz się z każdego kolejnego kroku, z każdego zrealizowanego etapu. Pomyśl, że skoro jesteś już w drodze, to przecież trzeba gdzieś dojść! I nawet jeśli ostatecznie znajdziesz się w innym miejscu niż założyłaś, to ostatecznie może okazać się to lepszym rozwiązaniem.
-
Nie trać nadziei
Już to gdzieś kiedyś pisałam, ale powtórzę – po niedzieli, poniedziałek!! Jak nie w tym roku, to w następnym. Nie przekreślaj swojego celu tylko dlatego, że już raz (czy nawet sto razy) nie udało się go osiągnąć. Może wystarczy go przeredagować? Przecież jeśli zamiast „Będę wyglądać jak Victoria Secret Angel” napiszesz że „Będę zdrowa, zadbana, wysportowana i kobieca”, planowane będzie prostsze, a efekt będzie podobny. Trust me, been there!!!
To co? Do dzieła!! Kto nie planuje, ten ostatecznie nie pije szampana!!!