Kojarzą się z cellulitem, byciem matką, życiem po 40-tce i ogólnym zaniedbaniem. W rzeczywistości, rozstępy pojawiają się nie tylko na skórze żeńskiej i dojrzałej, ale występują także u nastolatków czy u mężczyzn. Dlaczego w takim razie wciąż się ich wstydzimy?
Skąd te rozstępy?
Co zrobiłyśmy nie tak? To pytanie dręczy zapewne wiele z nas. Widząc wrzecionowate pasma na swoich udach, piersiach czy pośladkach, zastanawiamy się, czy niedostatecznie dbałyśmy o swoją skórę, o odżywianie i o swoje ciało? Czy te nieestetyczne linie, burzące idealny posąg naszej kobiecości, są naszą winą? Odpowiedź na te wszystkie rozterki brzmi: nie. Skoro takie ślady są na Twoim ciele, to najwidoczniej musiały się tam pojawić. Nie są już tylko „na” Twojej skórze, ale są „nią” – Twoją integralną częścią, czy tego chcesz, czy nie.
Skoro już wyjaśniliśmy sobie kwestię tego, że zdecydowanie nie miałyśmy na to wpływu, warto zadać sobie kolejne pytanie: dlaczego one w ogóle miały czelność się pojawić?
Nie musimy przeżyć ciąży, żeby na naszym ciele pojawiły się takie blizny. Rozstępy są skutkiem „nienadążalności” naszego ciała nad zmianami, jakie je obejmują i mielą w każdą możliwą stronę. Przy nagłej zmianie wagi w krótkim czasie, czy przez zaburzenia hormonalne, skóra nie nadąża się rozciągnąć. Niczemu nie jesteśmy winne, a rozstępy są czymś całkowicie naturalnym. Bywa, że nazywane są „symbolem kobiecości”, chociaż to przecież żaden wyznacznik – nie wpadnijmy ze skrajności w skrajność; nie trzeba ich mieć, żeby czuć się kobietą. Rozstępy nie powinny być ujmą, tylko możliwym, naturalnym elementem naszego jestestwa, jak piegi czy pieprzyki.
Czas na coming out
Coraz więcej kobiet, także ze świata show biznesu, decyduje się na pokazanie ciała, które niekoniecznie wygląda jak z okładki lśniącego magazynu. Takie coming out’y bywają sensacją – jakby rozstępy były czymś całkowicie niezwykłym, a przyznanie się do ich obecności wymagało niemożliwych pokładów odwagi. Na taki (głośny) krok decydują się nie tylko osoby publiczne, jak na przykład żona Johna Legenda, Chrissy Teigen, ale tabu starają się przełamać także światowe marki. ASOS, znana brytyjska firma odzieżowa, pokazała ostatnio kampanię związaną z kolekcją strojów kąpielowych. Ciała modelek nie zostały wyretuszowane; na zdjęciach blizny po trądziku czy rozstępy są dokładnie widoczne. Jak widać, opłaca się być prawdziwym, bo zamiast fali negatywnych opinii, kampania spotkała się z bardzo pozytywnym odzewem.
Niezależni artyści też starają się dołożyć swoją cegiełkę. Dwudziestojednoletnia artystka z Hiszpanii, Zineta, całą swoją działalnością przełamuje obecnie przemilczane tematy. Walczy z seksizmem robiąc subtelne zdjęcia kobiecym piersiom zza delikatnych kwiatków. Próbuje pokazać, że miesiączkowe przeciekanie jest czymś, co po prostu się zdarza. Zineta zrealizowała także projekt dotyczący kobiecych stretch marks. Używając farb, kolorowała kobiece rozstępy, nie przykrywając ich czy maskując, ale specjalnie zwracając na nie uwagę. Sama twierdzi, że blizny są unikalne i sprawiają, że każda z nas jest wyjątkowa.
Między wstydem a rywalizacją
Jakiś czas temu dodałam na Instagram zdjęcie fragmentu swojego uda, na którym są widoczne te małe, jasne błyskawice. Dostałam spory odzew; od pytań od facetów, czy mogę wysłać im to zdjęcie bez majtek, przez pochwały i nagany mojej „odwagi”, aż po pytania od młodych dziewczynek, które nie wiedzą do końca, co to jest, a zaobserwowały identyczne blizny na swoich ciałach. Nie spytają o to swoich mam, bo zwykle dojrzałe kobiety jasno wiążą problem i występowanie rozstępów z ciążą, a nie możliwością pojawienia się ich w okresie dojrzewania czy przez zaburzenia odżywiania, które często dotykają nastolatków. I po części dlatego właśnie głośne mówienie o rozstępach jest takie istotne.
Natalia, prowadząca kanał Pink Candy w serwisie YouTube, na którym mówi o seksie i seksualności, wstawiła niedawno zdjęcie swoich rozstępów na fanpage kanału. W opisie krótko opisała sytuację, w której jedna z jej widzek zwierzyła się, że właśnie przez rozstępy boi się rozebrać przed swoim chłopakiem. Pod postem, wśród masy pozytywnych komentarzy, pojawiły się także wartościujące – takie, w których kobiety jakby w wyścigu walczyły o to, która ma te blizny większe i które już są kompleksami, a które jeszcze nie powinny. Ta rywalizacja, („chyba prawdziwych rozstępów nie widziała”; jakby większe miałby być prawdziwe, a te mniejsze, już całkowicie fikcyjne i nic nie znaczące) zszokowała mnie i zdegustowała – jak to się stało, że my, kobiety, zaczęłyśmy między sobą walczyć, zamiast się wspierać i motywować?
Rozstępy nie mogą być brzydkie, skoro są Twoje
To, czy mamy rozstępy, czy nie, i jeśli tak, to jak duże, nie powinno mieć żadnego znaczenia. Ważne jest to, co mamy w głowie i czy mamy z nimi jakiś wewnętrzny problem. Nikt – chłopak, przed którym planujemy się rozbierać, plażowicze na ręcznikach obok czy koleżanki w szatni od WF-u – raczej nie będą mieć problemu z tym, czy i ile mamy blizn. Wszystko – strachy, obawy i kompleksy są w naszej głowie. I to od nas zależy, czy będziemy chciały się ich pozbyć.
Na prawym nadgarstku mam bliznę po trzech szwach. Kiedyś, będąc dzieckiem, w ramach zabawy z koleżankami, wyważyłam drzwi do swojego pokoju, które miały szklane szybki. Patrząc na tę małą, zabliźnioną drabinę, uśmiecham się za każdym razem przypominając sobie tą głupotę. Kocham tę bliznę, tak jak kocham blizny na moich udach, pod linią majtek. Nie powstały z głupoty, ale z natury i są integralną częścią mnie. Są piękne, bo są moje.