Change font size Change site colors contrast

Karina Kończewska to jedna z bohaterek 5 numeru The Mother MAG.

Jakimi hasztagami podpisałaby swoje życie? Na pewno #cancersurvivor #mommy #blogger #tattoo. Ale to przecież tylko ułamek.

Ta dziewczyna marynarza to silna babka. Nie lubi mdłych emocji, nie lubi mdłego makijażu. Lubi mocno żyć, mocno kochać, bo wie, że los rozdaje różne karty.

Ale póki jest dziś, to trzeba żyć tak, by to życie smakowało jak szampan na jej własnym weselu.

Karina Kończewska – rozmowa o miłości


MOTHER

Olek robi mikstury. Tosia ma inhalacje. Leonard leży na podłodze. Pies Amber wskakuje na parapet w kuchni, ale ten od zewnątrz. Jak kot, który zrobi wszystko, by go wpuszczono do środka. Aktualnie kur nie ma, ale będą już niedługo, wrócą na ,,Wiochę u Turskich’’ na Wielkanoc. A dziś? Dziś jest niedziela i tak wygląda u Marty w domu.

Pierwsze dziecko to panika, a trzecie? To, co kiedyś wydawało jej się ogromnym wyzwaniem, teraz daje jej komfort. – Pamiętam, że gdy zostawałam sama z małym Olkiem, stresowałam się wszystkim. Teraz, gdy zostaję z samym Leosiem, czuję spokój. Czy ty wiesz, że jak Olek się urodził, a mieszkaliśmy wtedy w dwupokojowym mieszkaniu na Woli, przez pierwsze miesiące moja mama mieszkała razem z nami? Tak bardzo byłam zestresowana – wspomina Marta i dodaje, że teraz już wie, że emocje mamy przenoszą się na dziecko. – Byłam przestraszona, bałam się i płakałam i dokładnie to samo robił mój syn.

LIFE

– 11 grudnia 2010 dzwoni do mnie koleżanka z Top Model. Jest praca! Za dwie godziny mam się stawić jako hostessa na 30. urodzinach jakiegoś warszawskiego biznesmena. Mówię jej, że chyba zwariowała! Śnieg po pas, mój 20-letni samochód na bank nie odpali. Na co ona, że płacą 500 zł. Idę! – śmieje się Marta. Wspomina, że wtedy miała średni finansowo czas i takie zlecenia były fajną opcją. Na Placu Trzech Krzyży czekał na nie wielki Hammer na 15 osób. Ekipa miała przejechać nim na imprezę urodzinową. – Nagle otwierają się drzwi i wchodzi Mariusz. Pierwsze co widzę to buty z zawijanym czubkiem całe w soli – mówi Marta  i ze śmiechem dodaje: – To był mój Mariusz. Gdy wychodziliśmy na miejscu z samochodu, już byłam w nim zakochana.

WORK

Gdy Marta dała się poznać w pierwszej edycji Top Model, wszyscy dowiedzieli się, że tańczy w nocnym klubie. Program dał jej odwagę do tego, by zmienić swoje życie. Przecież taka przebojowa, odważna, bystra dziewczyna poradzi sobie w każdej sytuacji!

Marta wspomina, że pół roku po urodzeniu Olka, starszego syna, siedziała w domu, bała się wyjść nawet na spacer. Bała się tłumu. – Miałam baby blues. Nie chciałam wracać do pracy, bo czułam, że ten proces mnie przerośnie – tłumaczy. Ale przyjęła zaproszenie jednej z internetowych stacji telewizyjnych na prowadzenie programu o showbiznesie. – Zanim wyszłam z domu, płakałam, że nie dam rady. Gdy już udało mi się to zrobić, poczułam, że wracam do siebie. Trzy tygodnie po drugim porodzie byłam już na planie produkcji TLC ,,Sex – kup teraz’’! – opowiada Marta.

Niedługo potem zaprzyjaźniła się z Nataszą Urbańską i Agnieszką Komornicką, artystkami stojącymi za marką Muses. – Dziewczyny wolały sferę biznesową projektu powierzyć osobie trzeciej. Podjęłyśmy współpracę – mówi Marta. Zajmowała się księgowością, sprzedażą, dystrybucją. – Czy się na tym znałam? A skąd! Korepetycje z biznesu brałam u męża – śmieje się. W tym czasie bardzo pomogła jej mama. Marta mówi o niej ,,cudowna kobieta’’.

Gdy była w ciąży z Tosią, dostała propozycję udziału w casting do programu produkowanego przez TLC ,,Seks – kup teraz ’’. – Byłam w 7. miesiącu ciąży, a zadaniem castingowym było przeprowadzenie wywiadu z prostytutką. Z jednej strony ja i mój brzuch, a z drugiej dildo. Patologia! – śmieje się Marta. Wygrała go, a po chwili okazało się, że zdjęcia zaplanowano na końcówkę jej ciąży. Producenci nie zgodzili się jednak, by serię o seksie prowadziła kobieta w tak zaawansowanej ciąży. To by było zbyt kontrowersyjne. – Wyobraź sobie, że 5 tygodni przed planowanym terminem porodu odkleja mi się łożysko. Zdecydowano o cesarce. Z sali porodowej zadzwoniłam najpierw do męża, a później do producentki, by jej powiedzieć, że jestem w grze! – wspomina.

– Dwa lata temu świata nie widziałam poza Business Link. Rozkręcałam to miejsce do rozwoju biznesu na Stadionie PGE Narodowy – mówi Marta i wspomina, że to był hardcore. Trzeba było zapełnić, skomercjalizować i sprzedać 5000m2 powierzchni biurowej. Marta zaczęła swoje działania jeszcze na placu budowy. Uwielbiała to. – Jestem w tym po prostu dobra. Eskimosom śnieg też bym sprzedała – mówi. Jednocześnie był to dla niej bardzo wymagający czas. – To było coś. Kontakt z przedsiębiorczymi, inspirującymi ludźmi i ja, jako spoiwo między biznesami. Ale pracowałam od 8:00 do 22:00, więc gdy wychodziłam z domu, dzieci jeszcze spały, a gdy wracałam, już spały. Gdyby nie moja mama i rodzice Mariusza, nie miałabym takiej możliwości – opowiada Marta i pyta, czy byłam kiedyś na Sylwestrze Tantrycznym. – Po tym całym intensywnym roku wyjechaliśmy do miejsca, które pozwoliłoby nam odpocząć – mówi. W 2016 roku czuła się jak chomik w kołowrotku, a tam powtarzała mantry, medytowała, wyciszyła się, zatrzymała. – I tak się zatrzymałam, że zaszłam w trzecią ciążę.

BALANCE

Śmieje się, że do większego dbania o siebie zmobilizował ją znajomy, który zapytał, czy jest w czwartej ciąży. – A ja dopiero co urodziłam trzecie dziecko! – Marta właśnie skończyła detoks sokowy, regularnie ćwiczy, unika węglowodanów, chodzi na regeneracyjne zabiegi. Ale ma też w sobie dużo spokoju i pewności siebie. Pewności, który przychodzi razem z macierzyństwem.

Im ma więcej zajęć, tym więcej ma czasu. Może niekoniecznie na to, by poczytać w wannie, bo kąpiele to teraz owszem, ale z dwójką maluchów. Ale gdy starsze dzieci są w przedszkolu, umie dobrze wykorzystać te chwile, na planowanie i pracę, na swojego vloga i rozwój.

Marta to kobieta, na którą patrzysz i myślisz, że jest już kompletna i nic jej więcej nie potrzeba. Jest piękna, choć można się zastanawiać, czy chodzi tylko o uśmiech czy o coś nieuchwytnego, pochodzącego z wewnątrz. Ma energię, która sprawia, że dobrze się czujesz w jej towarzystwie. Jest zabawna, otwarta, ciepła, spontaniczna. Płynnie przechodzi z jednej roli w drugą. Uważna, choć spokojna mama, urocza żona swojego męża, kobieta, która wie, że szczęśliwa i spełniona mama to dzieci, które mają wszystko, czego im potrzeba. To się właśnie nazywa mother-life balance!

 

Plac Zbawiciela. Kilkupiętrowa kamienica w centrum Warszawy. Ostatnie piętro. Gdy była w pierwszej ciąży oglądała takie samo, niżej. Cena w porządku, ulica w porządku, ale czasu na remont brak, poza tym mieszkanie miało dziwny układ… Kolejne ogłoszenie. Ta sama klatka,  właściciele mają dobrą energię, a Justyna czuje, że widok z okna jest jej, to miejsce jest jej. Zresztą zawsze było, jeszcze zanim tu zamieszkała. Słynny Plan B, gdzie kończyła się każda impreza. Coffee Karma, gdzie Justyna pisała scenariusze, jeszcze jako prezenterka w jednej ze stacji muzycznych. Czy myślała o tym, by zamieszkać w innej części Warszawy? Nie, nie było takiej opcji.

-Mamooooo – krzyczy Jadzia.
-Słucham?
-Ja spadneeeeeee – Jadzia siedzi na łóżku piętrowym.
-Nie spadaj, zaraz Ci pomogę!

Drzwi do mieszkania Justyny, Sambora, Basi, Jadzi i Romka są otwarte. Już na klatce słychać lekki gwar, a to dlatego, że drzwi do domu są otwarte – na progu stoi wózek ze śpiącym Romkiem.

Kawa. Najpierw kawa, obowiązkowo. Przygotowuje dwa kubki, kręci się po kuchni, razem z nią Jadzia i Basia, Romek jeszcze śpi. Jest i sobotni domowy zgiełk, jest i kłótnia dwóch kilkulatek, radio cicho gra. Justyna pyta, czy z mlekiem. Poproszę.

Justyna Kozłowska, potrójna mama, autorka kanału ,,10 minut spokoju’’.

Dziewczyna, która ma spokój wymalowany na twarzy. Pytam, jak zwycięża nad codziennością. Mówi, że jest mistrzem logistyki. I wielką fanką komfortowego stylu życia, który sobie wymyśliła kilka lat temu i jest mu wierna. Wszystko robi się samo. Nie ma wolnych przebiegów. Jeśli to jest przepis na spokój, Justyna jest w tym świetna. Kuchenka ma pięć palników. Jednocześnie piecze się tarta i warzywa na pastę do chleba. Czy mieszkanie w centrum ułatwia życie? I to jak! Gdyby nie to, jej logistyka byłaby kiepska.

Kawa na stole, dziewczyny pod stołem, a Justyna karmi Romka.

Wygląda świetnie. Mówi, że koszula plus dres to jej ulubiony wyjściowy zestaw. Do tego zadbane paznokcie i włosy, minimum makijażu i jest gotowa. Zastanawiam się, jak to jest ogarniać trójkę dzieci, i to jeszcze z takim spokojem…

Pytam, co robi, gdy ma wszystkiego dość. Wychodzi. Idzie zjeść tajskie jedzenie, zabiera psa na spacer i kawę na wynos, idzie posiedzieć z laptopem w kawiarni – wystarczy wyjść z klatki i skręcić w prawo. Nie robi żadnego ,,comford food’’, nie zamyka się w łazience – odpręża się spacerując po Mokotowskiej.  A żeby zrobić sobie przyjemność, zamawia pomarańczową bezę w Ministerstwie Kawy. I robi wszystko, by wypić ciepłą kawę.

 

CZIPSY Z JARMUŻU

Umyj jarmuż, osusz i porwij na małe kawałki. Oczywiście możesz kupić w paczce taki już umyty i gotowy do spożycia.

Wrzuć liście do miski i skrop jarmuż oliwą z oliwek, dodaj sól, odrobinę soku z cytryny i gotowe. Możesz też dodać ostrą lub słodką paprykę, granulowany czosnek.

Liście rozłóż na papierze do pieczenia jeden obok drugiego i wrzuć do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piecz 8-12 minut. Trzeba być czujnym, żeby czipsy się nie przypiekły za bardzo, bo inaczej będą gorzkie i nie będą się nadawać do jedzenia.

 

PASTA Z PIECZONEJ MARCHEWKI

Jeżeli pieczesz coś na obiad, to wykorzystaj to, wrzuć zawiniętych w folię aluminiową kilka buraków czy marchewek – przydadzą się na pastę. Ta z pieczonej marchewki, choć brzmi niepozornie, smakuje mistrzowsko.

SKŁADNIKI:

  • 4-5 upieczonych marchewek
  • oliwa z oliwek – kilka łyżek
  • ząbek czosnku
  • nasiona słonecznika – kilka łyżek
  • sól i pieprz do smaku

Wszystko wrzucamy do blendera i po dwóch minutach mamy gotową pyszną i zdrową pastę.

Magdalena Statucka, wiceprezes Stowarzyszenia Wzornictwo Przemysłowe Warmii i Mazur (WPWiM). Pracuje na rzecz wzrostu innowacyjności w regionie Warmii i Mazur, bo według niej Warmia i Mazury to prawdziwy cud natury i nie zamieni ich na nic innego.

Jaki masz pomysł na swoje macierzyństwo?

Po pierwsze, daję sobie prawo do popełniania błędów. Wszystkiego trzeba się nauczyć, a macierzyństwo to jedna z najtrudniejszych szkół. Mam nadzieję, że będę mogła kiedyś, patrząc na mojego syna, powiedzieć sobie, że zaliczyłam tę szkołę na 5. Na razie, nie udaję, że jestem superbohaterem, jak mi brakuje mocy to proszę o pomoc.

Do drugie, cały czas mam w głowie, że jesteśmy odrębnymi jednostkami, które łączy wspaniała miłość. Zarówno ja, jak i mój syn, nie możemy zapominać o sobie samych. Każde z nas potrzebuje trochę przestrzeni dla siebie, na razie on mniej, ja więcej, ale też wiem, że te proporcje się zmienią.  

Twoje dziecko pyta – mamo, co robisz w życiu? – co odpowiadasz?

To co lubię. 🙂 Długo szukałam pracy, która dałaby mi satysfakcję, w końcu praca zajmuje 1/3 każdej doby, więc szkoda poświęcać czas zawodowy zmuszając się do pracy. Kilka lat temu miałam wielkie szczęście spotkać na swojej drodze zawodowej wspaniałych ludzi, z którymi tworzymy Stowarzyszenie Wzornictwo Przemysłowe Warmii i Mazur. Działamy na rzecz zwiększenia świadomości i wykorzystania wzornictwa w życiu i w biznesie.

Jaki jest twój ulubiony kobiecy rytuał?

Babski wieczór. Czas tylko dla mnie i moich przyjaciółek na plotki, śpiewy i mnóstwo śmiechu. 🙂 Przyjaźń, sama w sobie, w przypadku moich czarownic jest rytuałem, który czasem jest zrozumiały tylko dla nas.

 

Które trzy rzeczy czy sytuacje dały Ci ostatnio najwięcej satysfakcji?

Seweryna, mojego syna nie liczę, bo to nieskończona ilość satysfakcji.

Z sekcji zawodowej – udało nam się w Stowarzyszeniu pozyskać środki EU na realizację projektu ‘Design to dobre dla MŚP’, prawie 2 mln dofinansowania dla przedsiębiorstw z branży meblarskiej na zainicjowanie współpracy z projektantami. Będą z tego wspaniałe projekty, piękne meble. W końcu mamy najlepszych projektantów w Polsce: Szymon Hanczar – Hanczar Studio, Zosia Strumiłło-Sukiennik – Beza Projekt, Agata Kulig-Pomorska – Malafor, Maja Ganszyniec – Studio Ganszyniec, to tylko część wspaniałych projektantów, którzy będą tworzyć w ramach projektu. Już się nie mogę doczekać!!!

Z sekcji społeczno-przyrodniczej – podróżując pociągiem z Warszawy do mojego ukochanego Olsztyna przeniosłam się w czasie. Straszny tłok, brak miejsc, a podróż taka cudowna. Siedziałam na schodach pociągu, a za szybą takie piękne widoki, piękny jest ten kraj pomyślałam. 🙂 Nikt się nie złościł, że gorąco, ciasno, niewygodnie. Ludzie byli uśmiechnięci i serdeczni. I tak się poczułam, jakbym jechała na wakacje.

Z sekcji życie codzienne – w końcu udało mi się wstać rano po 1 alarmie budzika, zrobić i zjeść śniadanie, pobawić się z Sewkiem i dojechać do pracy na czas. Można? Można!!

Spontanicznie czy z kalkulatorem? Jak warto wg Ciebie podchodzić do życia?

Czasem sponton, czasem kalkulacja, każda sytuacja wymaga czegoś innego, w innych proporcjach.  Po prostu do życia podchodzę z umiarem. Granice są ważne, tylko trzeba je rozsądnie określić, żeby nie były barierą tylko poczuciem bezpieczeństwa.  

Czym jest według Ciebie hasło Mother-Life Balance?

Dobra matka to szczęśliwa matka.  Idę do kina z uśmiechem i bez wyrzutów, czasem nie posprzątam mieszkania na błysk, bo wolę spędzić czas z synem, mężem. Czasem siedzę w pracy do 2.00  w nocy bo trzeba złożyć wniosek, ale to przecież moja praca, na której mi zależy więc spoko, bez wyrzutów. Wstaję i czuję, jaki to będzie dzień – czy „Mama Magda” czy „Magda Mama” i każda opcja jest wspaniała;-)

Dorota Mentrak-Bączkowska i Agata Ziółkowska, matki założycielki Kultury Fizycznej, czyli Rodzinnego Studia Ruchu. Stworzyły miejsce, gdzie liczy się bycie razem, płynność ruchu i rozmów. Gdzie ważne są dzieci.

 

Dorota

Jaki masz pomysł na swoje macierzyństwo?

Odkąd pojawiła się Helena na świecie, wiedziałam, że nie postawię całego swojego życia do góry nogami. Oczywiście i tak poniekąd się to wydarzyło, naturalne jest przecież totalne przewartościowanie życia, ale zależało mi, by Ona dostosowała się do mojego spontanicznego rytmu. W związku z tym nie ma u nas w domu regularności, nie ma podręczników, nic nie jest jak w zegarku. Pasuje nam to, jej nawet bardziej. Bardzo zależy mi na tym, by Helenka była niezależna, by sama decydowała o sobie, by czuła się wolna i by zawsze wiedziała, że ma wybór. Każde kolejne pokolenie powinno mieć lepiej niż poprzednie – to słowa mojej Mamy, i bardzo się z nimi zgadzam, staram się wcielać je w nasze życie.

Twoje dziecko pyta – mamo, co robisz w życiu? – co odpowiadasz?

„Tańczę dziecko, tańczę”. Od niedawna na szczęście u siebie. Ale Ona mnie nie pyta, bo jest bardzo bliskim świadkiem tego, co robię. Czasem widzi mnie w telewizji w jakiejś reklamie, czasem w gazecie, czasem na scenie w teatrze, czasem na castingu, a teraz prawie codziennie w naszym studiu, ale nie muszę jej niczego tłumaczyć. Sama składa swoje wyobrażenie o mnie z tych wszystkich czynności, które robię, sama maluje obraz Mamy.

Jaki jest twój ulubiony kobiecy rytuał?

Bez dwóch zdań kąpiel. Wanna, piana, lampka wina.

 

Które trzy rzeczy czy sytuacje dały Ci ostatnio najwięcej satysfakcji?

Pewnie odpowiemy tak samo przynajmniej za jednym razem – nasze Rodzinne Studio Ruchu czyli Kultura Fizyczna. Poród naszego wspólnego „dziecka” był trudny, a raczkowanie pełne ostrych kantów po drodze, ale powoli stawia pierwsze kroki, a nawet puszcza rękę! To wielka satysfakcja prowadzić swoje studio, tworzyć je każdego dnia, widzieć, jak staje się coraz bardziej samodzielne.

Druga sprawa to z kolei samodzielność Helenki, widzę, jak każdego dnia przekracza swoje granice, jak uważnie słucha i wyciąga wnioski, jak dojrzewa. Jestem z niej bardzo dumna. Jest super wrażliwą i mądrą dziewczynką, czasem chciałabym, by tyle nie czuła, ale cieszy mnie jej emocjonalność i dobre serce. Ponadto zaskakuje mnie jej rozwój ruchowy, czerpie z naszych zajęć pełnymi garściami, ostatnio odtańczyła czaczę, stanęła na rękach i zrobiła arabesque!

Trzecia rzecz to współpraca z moją przyjaciółka Agatą – każdego dnia ścieramy się ze sobą na dobre i na złe. Cieszę się, że uczymy się tej partnerskiej relacji między kobietami, co wiem, że zawsze było dla mnie bardzo trudne. Niby jesteśmy podobne, ten sam znak zodiaku, znamy się aż 22 lata! Ale posiadanie wspólnego dziecka pokazuje, jak różnymi rodzicami jesteśmy, uczy nas tolerancji i zrozumienia, a przede wszystkim cierpliwości i opanowania.

Spontanicznie czy z kalkulatorem? Jak warto wg Ciebie podchodzić do życia?

Od zawsze spontanicznie, chociaż od pół roku ciągle liczę. I bardzo mnie to męczy. Chciałabym, by ktoś inny liczył, a ja bym tylko robiła swoje, ale w naszym biznesie to nie możliwe! Jesteśmy partnerkami i wszystko robimy na pół, każda liczy, nawet jak nie chce.

Czym jest według Ciebie hasło Mother-Life Balance?

Dla mnie jest to próba znalezienia złotego środka pomiędzy pracą a czasem wolnym, środka, który według mnie nie istnieje. Niemniej myślę, że właśnie szukanie tego balansu jest w tym wszystkim najważniejsze. Boję się jednak, że nie byłabym szczęśliwa, gdybym go znalazła! Teraz jestem już bardzo blisko – własny biznes, w którym mogę spędzać czas z córką i robić to, co kocham, miejsce, którego nie mogę nazwać pracą, bo sprawia mi za dużo przyjemności i satysfakcji zawodowej, na dodatek mogę tam (czasami) leniuchować i nie robić nic! Niemniej jedyne, czego mi brakuje, to gorącej wyspy na środku morza na wypad z moją rodziną, wolnego czasu dla męża i córki – czasu bez obowiązków. Ale wiem, że to na mnie czeka, i to czekanie jest dla mnie właśnie najlepsze!

 

Agata

Jaki masz pomysł na swoje macierzyństwo?

Miałam mnóstwo pomysłów na macierzyństwo zanim zostałam mamą. Nie wszystkie założenia udało mi się jednak zrealizować, bo każde dziecko jest inne i ma inne potrzeby. Najważniejszym było dla mnie, żeby nauczyć moje dzieci, jak być szczęśliwymi, potrafić kochać i doceniać otaczające nas dobro. Wiem, że życie bywa okrutne i nie powinni patrzeć jedynie przez różowe okulary, ale chciałabym, żeby ze złych doświadczeń wyciągały wnioski i szybko zapominały o bólu z nimi związanym. Niech będą tą uśmiechniętą częścią społeczeństwa. Niech potrafią otwarcie mówić o swoich potrzebach i problemach. Niech nie tracą czasu na smutek i złość.

Drugim założeniem było nauczyć dzieci tolerancji. Są jeszcze maleńcy, ale wiele rozmawiamy o różnicach między ludźmi. Nasze otoczenie również pomaga nam w nauce tego aspektu. Nasi znajomi są różnych ras, religii, orientacji seksualnych oraz z różnymi ograniczeniami ruchowymi. Tutaj najważniejsza jest rozmowa. Powoli widzę efekty tych rozmów. Syn nie dziwi się widząc osobę wyróżniającą się w tłumie. Nie wybucha śmiechem, nie woła „mamo popatrz”. Czasem zapyta szeptem „mamo dlaczego”, ale robi to w dyskretny sposób.

Trzecią ważną sprawą była dla mnie nauka dialogu w kryzysowych sytuacjach. To jest najtrudniejsze. Syn uwielbia fochy (zresztą ma to po mnie).  Ale pracujemy nad tym wspólnie. Rozmawiamy ze sobą o wszystkim, co nas gryzie. I szybko oczyszczamy złą atmosferę. W końcu szkoda czasu na złoszczenie się na siebie.

Kompletnie nie wyszła mi realizacja spraw organizacyjnych – np. pilnowanie rytuałów, drzemek, zbilansowanej diety. Tutaj przyznaję się, że jest pełen freestyle. Mamy czasem ochotę na małe grzeszki, to je robimy.  No cóż, nie jestem idealną matką i nigdy nie chciałam taką być. Chciałam być mamą, która daje poczucie bezpieczeństwa i okazuje miłość. Chciałabym, żeby w dorosłym życiu moje dzieci powiedziały mi – „mamo, dziękujemy że zawsze JESTEŚ przy nas”.

Twoje dziecko pyta-mamo co robisz w życiu?- co odpowiadasz

W moim przypadku to bardzo proste – oni wiedzą, że tańczę i uczę ruchu.

Sama czasem zadaję im to pytanie, bo jestem ciekawa, jak postrzegają moją pracę…

Dopóki pracowałam w teatrze, byłam po prostu baletnicą (bo dla nich to bardzo normalny zawód, a teatr to drugi dom). Teraz, odkąd otworzyłyśmy z Dorotą studio ruchu, słyszę dużo więcej komentarzy, bo i tańczę, i uczę dorosłych, ale i dzieci, a to dla nich największa duma… bo przecież nauczyciel na tym etapie to największy autorytet… 😉

Jaki jest twój ulubiony kobiecy rytuał?

Marzę o wypadach do SPA, o tym, żeby ktoś dopieścił moje kobiece ego (zadbana czuje się od razu bardziej kobieca). Na to jednak na razie nie mam zbyt dużo czasu.

Póki co, najbardziej kobiecym rytuałem na jaki sobie pozwalam, to otulanie się pięknymi zapachami. Aromatyczne olejki, pachnąca kąpiel, czy balsam to taki mój substytut salonu piękności.

 

Które trzy rzeczy czy sytuacje dały Ci ostatnio najwięcej satysfakcji?

Jestem osobą, którą cieszą nawet drobnostki. Więc często czuję satysfakcję.

Moje dzieci – ostatnio mój synek godził się ze swoją przyjaciółką mówiąc ,,przepraszam, nie chcę, żebyś się smuciła” . Taka empatia u tak młodego człowieka sprawiła, że pękałam z dumy.

Bycie nauczycielem – w ostatnich tygodniach jeden z moich uczniów zaskakuje mnie postępami na każdych zajęciach. Taki progres zawsze dodaje skrzydeł.

Nasze studio – wielką satysfakcję odczuwam także słuchając komplementów dotyczących naszego studia – wkładamy w nie całe serca. Prowadzimy je całkowicie samodzielnie i każdy najdrobniejszy szczegół jest naszym dziełem. Dlatego tak cieszą nas dobre opinie.

Spontanicznie czy z kalkulatorem? jak warto według ciebie podchodzić do życia?

Ja korzystam z obu opcji. Staram się planować obowiązki i wszystkie konieczności, a dzięki temu wiem, czy mogę pozwolić sobie na spontany.

Czym jest według ciebie hasło Mother-Life Balance?

Mother-Life Balance to dla mnie zachowanie umiaru w byciu matką. Jakkolwiek to nie brzmi, chodzi o pozostanie sobą i dbanie również o swoje potrzeby.  Tak! Mama też ma prawo wyjść czasem na miasto z koleżankami, pójść do kosmetyczki czy na randkę z tatą. Kocham moje dzieci do szaleństwa, ale żeby obdarzać je miłością i troską, muszę mieć w sobie te uczucia.

 


UWAGA, już jutro w Kulturze Fizycznej bezpłatne zajęcia otwarte dla mam i dzieci! Sprawdźcie teraz.

Jej turbany noszą dziewczyny i ich córki w całej Polsce! Jej firma Looks by Luks wspiera kobiety w walce z rakiem. Sylwia Luks to też czuła #instamama i kobieta, która nie boi się chcieć więcej. Dziewczyny, poznajcie się. 🙂

Jaki masz pomysł na swoje macierzyństwo?

Powiem szczerze, że mój początkowy pomysł mocno odbiegał od tego, jak aktualnie podchodzę do macierzyństwa. Jestem typem pracoholiczki, gorzej, bo o zgrozo perfekcjonistki… Zanim urodziłam, byłam pewna, że szybko wrócę do swojej pracy w korporacji. Ba, nawet brałam pod uwagę powrót po 6 miesiącach, ponieważ w ogóle nie mogłam się nadziwić, jak można tyle zostać z dzieckiem w domu. Byłam pewna, że się zanudzę (hehe jak bardzo się myliłam ;)). Cały czas powtarzałam, że po urodzeniu Teo będziemy żyć jak dawniej, czyli dużo pracować, wychodzić sami i podróżować. Oczywiście życie zweryfikowało moje podejście. Ponieważ jestem osobą bardzo emocjonalną, totalnie zakochałam się w swoim synku i z momentem jego przyjścia na świat wiedziałam, że nikt mnie nie zaciągnie do pracy tak szybko. Oczywiście w kwestii wychodzenia okazało się, że wcale nie było mi tak łatwo zostawiać go pod czyjąś opieką. Na szczęście, jeśli chodzi o podróże, to tu się za wiele nie zmieniło, bo od samego początku dużo podróżujemy i dzieci wcale nie przeszkadzają w tym, aby to były dalekie kierunki, takie jak chociażby Meksyk. Po urodzeniu córki trochę wyluzowałam i rzeczywiście zaczęłam pozwalać sobie na wyjścia sama z mężem, a nawet wreszcie na wyjazdy na weekend bez dzieci (wiem wiem, trochę to trwało ;)). Teraz dzieci nie stanowią dla nas żadnego ograniczenia. Staramy się wychowywać je na altruistów szanujących naturę i własne zdrowie. Dbamy o to, aby pielęgnowały relacje z najbliższymi. Uczymy zdrowo gotować i jeść. Spędzamy razem jak najwięcej czasu przytulając się, dużo rozmawiając, czytając książki i wygłupiając się.

Twoje dziecko pyta – mamo, co robisz w życiu? – co odpowiadasz?

Jestem szczęśliwa, spełniam się. Na każdej płaszczyźnie, jako matka, żona i kobieta. Dbam o to, aby żyło nam się dobrze. Projektuję turbany, organizuję spotkania dotyczące zdrowego stylu życia, prowadzę konto na Instagramie godząc to wszystko z wychowaniem dzieci.

Jaki jest twój ulubiony kobiecy rytuał?

Zdecydowanie babskie spotkania z moimi przyjaciółkami to jest to. W zeszłym roku miałam przyjemność zorganizować niesamowity wieczór panieński mojej przyjaciółki w Camp Spa na łonie natury i powiem tyle, gdyby byli bliżej, to bywałabym tam częściej i to byłby właśnie mój rytuał. Nigdzie indziej się tak jeszcze nie zrelaksowałam jak tam, a do tego w doborowym damskim towarzystwie. Mam nadzieje, że w tym roku również uda mi się odwiedzić to miejsce. Powoli już zbieram naszą babską ekipę. 🙂

 

Które trzy rzeczy czy sytuacje dały Ci ostatnio najwięcej satysfakcji?

Największą satysfakcję dają mi codziennie moje dzieci. To, jak się kochają, jak do siebie mówią, dzielą się między sobą, tulą. Dosłownie nie mogą bez siebie żyć. Mówią sobie ‚,kocham Cię’’. Nie ma dla mnie większej radości, niż patrzeć na ich relację. Oczywiście potrafią się też tłuc i zabierać sobie różne rzeczy, ale zdecydowanie okazywanie sobie miłości jest u nich na pierwszym miejscu. Cholernie mnie to cieszy, że tak je wychowujemy i mam nadzieję, że zaprocentuje to w przyszłości, a ich relacja zawsze będzie taka fajna jak teraz.

Dużo satysfakcji daje mi ostatnio również moja praca. Wypromowanie mody na turbany w naszym kraju strasznie mnie cieszy. W szczególności, kiedy potrafią one o dziwo budzić u nas wiele kontrowersji. Osobiście lubię łamać stereotypy, a przede wszystkim uwielbiam wyszukiwać nowe trendy. W tym wypadku decyzja o szyciu turbanów okazała się strzałem w dziesiątkę, bo zawładnęły one modą w tym sezonie i to mi daje ogrom satysfakcji. Firma się rozrasta, zaczęliśmy zatrudniać ludzi i powoli wchodzimy na rynki zagraniczne. Sama się muszę czasem uszczypnąć, bo nie dowierzam, że w tak krótkim czasie udało nam się rozkręcić firmę.

Najfajniejsze jest jednak to, że moja decyzja o wspieraniu Stowarzyszenia Niebieski Motyl poprzez sprzedaż turbanów doprowadziła do wielu ciekawych projektów. Zaczęłam prowadzić warsztaty w szpitalach na oddziałach onkologicznych z wiązania turbanów dla kobiet w trakcie chemioterapii. Pierwszy taki warsztat odbył się w Kielcach i został bardzo dobrze przyjęty. W czerwcu odbędzie się kolejny w Poznaniu, a następny ma być w Szczecinie. Podczas każdych takich warsztatów, dodatkowo oprócz chust, dziewczyny dostają moje turbany. Energia, jaka towarzyszy takim warsztatom, poziom wzruszenia są nieporównywalne z niczym innym. A wisienką na torcie jest fakt, że coraz więcej firm zwraca się do mnie z pytaniem, jak można tego typu partnerstwo nawiązać, bo też chcą poprzez sprzedaż wspierać organizacje charytatywne.

Spontanicznie czy z kalkulatorem? Jak warto wg Ciebie podchodzić do życia?

Jestem typem organizatorki, wręcz uwielbiam organizować i planować. Ale do życia zdecydowanie podchodzę na spontanie. Mój znak zodiaku to Strzelec, a to oznacza, że spontan to moje drugie imię. Potrafię z dnia na dzień spakować walizkę i pojechać z dziećmi na drugi koniec Polski, ale za to na pewno świetnie to zorganizuję. Jedyną sferą życia, do której nie podchodzę spontanicznie, jest zdrowie mojej rodziny. Bardzo o nie dbam, pilnuję diety i odpowiedniej suplementacji. Sama borykam się z Hashimoto, moje dzieci i mąż są alergikami, więc jestem bardzo konsekwentna i systematyczna jeśli chodzi o kwestie zdrowotne.

Czym jest według Ciebie hasło Mother-Life Balance?

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka. 🙂 Jak już wspomniałam, przy pierwszym dziecku właśnie tej równowagi mi brakowało, ponieważ dopiero przy drugim zrozumiałam, jak ważne jest dla mnie bycie kobietą, a nie tylko matką. Ważne jest dla mnie np. osiąganie sukcesów zawodowych i samorealizacja. Cenię sobie spędzanie czasu z mężem czy przyjaciółmi, oddawanie się swoim pasjom, takim jak jazda konna czy poszerzanie swojej wiedzy o zdrowym stylu życia. Mój mąż od początku jest bardzo zaangażowany w opiekę nad dziećmi. Mam też ogromne wsparcie swojej mamy, która dużo mi pomaga na co dzień, więc mam ten komfort i szczęście, że mogę się teraz spełniać na wielu płaszczyznach. Prawda jest taka, że początkowo rola mamy pochłonęła mnie totalnie, ba, wciąż się uczę, żeby swoje potrzeby traktować równie poważnie w myśl zasady ‚,szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko’’ i jest coraz lepiej. Jako że marzy nam się jeszcze jedno dziecko, to może przy trzecim wrzucę wreszcie totalnie na luz. 🙂

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo