Change font size Change site colors contrast

Nikt nie potrafi mówić piękniej o naszych dzieciach niż my same. Jesteśmy chodzącymi zbiorami złotych myśli o dzieciach, szczególnie, gdy patrzymy na nasze maluchy, spokojnie śpiące w swoich łóżeczkach.

Nie, nie dlatego, że w końcu mamy święty spokój i nikt od nas nic nie chce. Wtedy dopiero mamy chwilę, by spokojnie na nie popatrzeć, z uśmiechem i dumą i przypomnieć sobie momenty, które sprawiają, że bycie mamą to nasza oscarowa rola.

Nasze myśli mieszają się ze zdaniami, które ktoś kiedyś napisał, ktoś kiedyś powiedział, ktoś wrzucił na Facebooka, ktoś zapisał ołówkiem na serwetce. Wyłapałam te cytaty. Nazwij je, jak chcesz. Hasła motywacyjne, inspirujące cytaty czy mądre zdania – są idealne, by podzielić się nimi z innymi.    

Oto najpiękniejsze cytaty o dzieciach.

 

Jeśli chcesz dobrze dla swoich dzieci, to spędzaj z nimi dwa razy więcej czasu i wydawaj na nie dwa razy mniej pieniędzy.
[Abigail Van Buren]

 

Dzieci mają wręcz cudowną moc, aby zmieniać się we wszystko, w co tylko zapragną.
[Jean Cocteau]

 

Mądrością dziecka jest ufność.
[ks. Jan Twardowski]

 

Dzieciństwo jest dob­re dla­tego, że każdy dzień zaczy­na życie na no­wo, bez ciężaru dnia wczo­raj­sze­go.
[Anna Kamieńska]

 

Tam, gdzie nie ma dzieci, brakuje nieba.
[Algernon Charles Swinburne]

 

Szczęśliwi, którzy nauczyli swoje dzieci cieszyć się drobnymi rzeczami.
[Jeremias Gotthelf]

 

Dzieciństwo to miejsce, gdzie mieszka się przez całe życie.
[Rosa Montero]

 

Dziecko – to przecinek między ojcem i matką. Ale i spójnik.
[Władysław Grzeszczyk]

Choroba niepłodności jest społecznie wstydliwa, choć gdy o niej rozmawiamy, jesteśmy pełni empatii i zrozumienia. Współczujemy parom, które nie mogą zajść w ciążę, choć nadal nie wiemy, co jest przyczyną tych trudności.

Niewiedza rodzi domysły. Niewiedza tworzy bariery. 

Narine Szostak  jest twórczynią kampanii społecznej #JestemN97 mającej na celu wsparcie procesu wyjścia z tabu niepłodności.

 

Monika Pryśko: Co oznaczają dwa hasztagi, które są swoistym hasłem Twojej kampanii społecznej #JestemN97

Narine Szostak: One są bardzo wymowne, choć na pierwszy rzut oka mogą nic nie mówić. N46 i N97 to są medyczne oznaczenia choroby niepłodności żeńskiej i męskiej w międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10. 

 

Skąd te cyferki?

Tych cyferek jest bardzo dużo, bo każda przypadłość i każdy symptom wymaga innej klasyfikacji, natomiast ja się skupiłam na tych dwóch głównych, które niepłodność określają w sposób bardzo dobitny, które mówią jedno — chodzi o chorobę niepłodności.

Jak myślisz, to jest taki temat, że nie możemy znaleźć słów, dlatego musimy posiłkować się cyferkami?

Zastanawiałam się, w jaki sposób stworzyć język mówienia o niepłodności, niekoniecznie używając tego słowa. Bo to słowo jest trudne, szczególnie emocjonalnie. I często nie chce przejść przez gardło tym, którzy przez lata starają się o dziecko.  

 

Wydaje mi się, że to jest trudne, ponieważ jak już nazwiesz tę niepłodność, to ta niepłodność staje się faktem niezaprzeczalnym, a póki nie wyrazisz tego wprost, to jeszcze możesz mieć nadzieję, że to chwilowe, że to przejdzie. 

Stąd też te hasztagi. To jest nazwa choroby, której nie musimy wprost nazywać niepłodnością. Możemy o tym mówić, nie używając tego słowa, które wielu z nas nie przechodzi przez gardło.

 

Kiedy niepłodność została nazwana chorobą? Mam wrażenie, nie używało się słowa choroba w kontekście niepłodności. O trudnościach w zajściu w ciążę mówiło się, jakby to zależało do losu. 

Dokładnie, niepłodność to był los, kara boska, karma… Tylko zastanawia mnie, dlaczego w ten sposób nie mówimy o innych chorobach? Nikt nie mówi, że choroba nowotworowa to los czy kara boska. Mówi się: masz raka płuc, doigrałeś się, trzeba było tyle nie palić. Znamy przyczynę, przy niepłodności często nie. 

Regularnie przecież się słyszy: „Bóg obdarzył ich dziećmi”, co czasem brzmi, jakby był z góry ustalony przydział na dzieci, co nie ma żadnego związku z ciałem, fizycznością i procesami zachodzącymi w ciele, tylko z decyzją istoty ponad nami. To jest poza ludzką decyzyjnością. 

Czy to los za mnie zdecydował? Spójrzmy na to inaczej. Mam 13 lat i dostaję ataku bólu spowodowanego wyrostkiem robaczkowym. Trafiam do szpitala, gdzie mam operację. Po kilku latach mam kłopoty z  miesiączkami, jestem młodą kobietą i nie mam pojęcia,  co się dzieje w moim organizmie. Natomiast okazuje się, że taki wyrostek robaczkowy, taka rutynowa operacja potrafi wiele zniszczyć w organizmie kobiety. Patrząc na to pod kątem losu, to nie jest to los, a sekwencja wydarzeń, których my ze sobą nie wiążemy. 

To trudne, bo gdy nie pragniesz niczego więcej poza dzieckiem, nie jesteś psychicznie w stanie wtedy tych kropek połączyć. Czasami tak zwyczajnie po ludzku łatwiej jest przetrwać w tej chorobie myśląc, że to los zadecydował. Wtedy można wierzyć, że los się odmieni. Los jest traktowany jako nadzieja. Los trwa, a to pozwala myśleć, że jeszcze nic nie jest przesądzone.

 

Przerzucanie odpowiedzialności na los przynosi ulgę? 

To mechanizm, nabyty sposób myślenia, narzucony przez społeczeństwo. Bo my społecznie postrzegamy niepłodność jako coś, co nie zależy od nas. 

Przez szereg lat naszego życia przechodzimy przez wiele dolegliwości, które wskazywały na to, że mogą w przyszłości zaistnieć problemy z płodnością. Ludzie narzucają nam jednak pewien sposób myślenia, sugerując, ze niepłodność to kara, często pomijają po prostu aspekt zdrowotny. Nakłada się na nas poczucie winy, że może faktycznie zasłużyłyśmy na to, że może, zamiast robić karierę, powinniśmy wcześniej postarać się o dziecko? 

Jesteś osobą wierzącą?

Wiara w cokolwiek, w Boga, w energię, w medycynę wspiera proces leczenia niepłodności. Jestem za tym, by wspierać się wiarą i duchowością, bo ona nas tylko uspokaja. Nie ma w tym nic złego, to dobrze, jeśli mamy sposób, który pomaga nam znaleźć balans, między tym, co czujemy, chcemy i możemy. 

 

Czy spotkałaś się z takim nastawieniem, że kobiety z chorobą niepłodności są traktowane jak zgniłe jajko, z którym nie wiadomo, jak się obchodzić?  Z jednej strony para walczy o rodzicielstwo, z drugiej strony bliskie im osoby zastanawiają się, czy zaprosić na pępkowe, bo może być im przykro…

Medal ma dwie strony. Osoby, które bezskutecznie starają się o dziecko, nie mówią o swojej chorobie, nie otwierają się w swojej społeczności, w swoim najbliższym otoczeniu, wiec bliscy często nie wiedza, z czym się zmagają. A skoro nie wiedzą, to nie mają pojęcia, jak się zachować, by nikogo nie urazić. 

 

Bo ciężko mówić o zazdrości i tych wszystkich trudnych emocjach, których się często wstydzimy. 

Jest oczywiście zazdrość, i to jest naturalne. Ty jesteś w ciąży, a ja nie. Gdy ten ciążowy brzuszek wydaje się być nie do osiągnięcia, oglądanie innych kobiet, które cieszą się swoim macierzyństwem, bywa frustrujące. Natomiast osoby w naszym otoczeniu, nie wiedząc, z czym się zmagamy, nie wiedzą, jak z nami rozmawiać, a my oczekujemy, że inni będą się domyślać, jak się czujemy i czego potrzebujemy. To jest patowa sytuacja, tak się nie da. Widzę, że jest to jeden z głównych problemów par starających się o dziecko, unikanie rozmów tylko pogłębia schemat. 

 

Dlatego wkładasz kij w mrowisko? 

To jest mój cel, by zachęcać kobiety i mężczyzn, by ujawnili swoją chorobę. Często jest tak, że z góry zakładamy, że rodzina nas nie zrozumie, a gdy ona się dowiaduje o problemie, o tym, co się u nas i z nami dzieje, to pojawia się czułość i wsparcie. Sytuacja zaczyna wyglądać inaczej niż zakładaliśmy. 

 

I wtedy człowiek się orientuje, że ukrywał się niepotrzebnie. 

To ukrywanie spowodowane jest wstydem. Poczuciem, że jestem niekompletną kobietą, mężczyzną. A wiadomo, facet musi spłodzić syna, posadzić drzewo i zbudować dom. No właśnie nie musi!!

 

Kobieta też nie musi rodzić dzieci. 

To, że ktoś nie może mieć dzieci z przyczyn medycznych, nie oznacza, że inni nie mogą nie chcieć mieć dzieci, mimo że mogą mieć.

Dopóki my o tym nie mówimy, to wszyscy mają pretensje i pytają, czemu my nie mamy tych dzieci. A my nikomu nie mówimy dlaczego, a można by powiedzieć: nie mogę mieć dzieci, staramy się to zmienić, jeśli możesz, to mnie po prostu wspieraj, ale pytania o to tego nie przyspieszą.

 

Czy jakaś konkretna sytuacja spowodowała, że postanowiłaś zareagować właśnie taką kampanią?

Walczyłam o moją córkę 10 lat. Moja córka pojawiła się na świecie dzięki metodzie in vitro. Natomiast przez te lata przeszłam długą drogę, od lekarzy, uzdrowicieli, po zielarzy. Przerobiłam wszystko. Kobieta w desperacji sprawdza wszystkie opcje. Dziś z perspektywy czasu się z tego śmieję, ale te wszystkie próby były mi potrzebne, by dojrzeć, by zbudować gotowość na wejście w procedurę in vitro. Wiem, ze wielu osobom, tak jak i mnie, decyzja o in vitro nie przyszła z łatwością. 

 

A czemu ta droga jest tak długa?

To diagnostyka trwa bardzo długo i gdy przez lata nie wiesz, co ci dolega, probujesz się dowiedzieć i nie jest to proste. Trudno jest wejść w proces in vitro nie wiedząc, co ci dolega i co spowodowało niepłodność. Dokładnie przed tym samym dylematem stałam ja.  Chciałam wiedzieć, co u mnie w ciele nie działa tak, jak należy. Co jest prawdziwą przyczyną problemów z zajściem w ciążę. Nasz lekarz bardzo naciskał na in vitro, gdyż miałam niedrożne jajowody. Okazało się też, że miałam guzka na jajniku, który został zbagatelizowany. Usłyszałam, że nie ma on wpływu na podejście do in vitro. Postanowiłam zbadać na własną rękę, czy mogę udrożnić moje jajowody, choć podobno w Polsce się tego nie zaleca. Ale ja chciałam się dowiedzieć. 

 

To Ci powiedziała intuicja, przeczucie? 

Uczulam inne dziewczyny, by słuchały swojej intuicji, bo ona nie zawodzi. Postanowiłam sprawdzić to w Armenii, kraju mojego pochodzenia. Gdy leżałam już na stole operacyjnym, w celu udrożnienia jajowodów, okazało się, że moja operacja nie będzie trwała 30 minut, ale prawie 4 godziny. Okazało się, że są tam ogromne zrosty, stany zapalne, asymetria jajników. Guz, który w Polsce został zbagatelizowany, był wielkości małego jajka. 

Dziś uważam, że powodzenie procedury in vitro zawdzięczam temu lekarzowi, który zrobił mi operację, który moje narządy doprowadził do jako takiej równowagi. Dzięki temu dziś jestem mamą córki. 

 

Czy jest różnica między niepłodnością kobiecą a męską, w kontekście wstydu i akceptacji społecznej?

Niepłodność w sferze psychicznej nie dostrzega płci, ona tak samo dotyka kobiety jak i mężczyzn, natomiast mam wrażenie, że w ogóle ta niepłodność męska jest jeszcze bardziej spychana na bok. Wiele wspierających komunikatów jest skierowanych tylko do kobiet. Nie słyszymy o tym, jak leczyć azoospermię, ale wiemy już więcej na temat endometriozy. 

 

Jednak kobiety są bardziej skore do dzielenia się trudnymi chwilami.

Mężczyźni też się bardzo dobrze kamuflują. Natomiast gdy wejdziesz do kliniki niepłodności, to w kolejce czeka tyle samo kobiet, co mężczyzn. Statystyki mówią bardzo jasno, że 20-30% niemożności zajścia w ciążę wynika z czynnika męskiego. A do 2050 roku ten odsetek wzrośnie nawet do 50%. 

 

Dlaczego tak jest?

Bo niepłodność to choroba cywilizacyjna, tak jest określana przez WHO. Na niepłodność wpływa cala masa czynników, i świadomość tego jest kluczowa, by temu przeciwdziałać. Ale by tak się stało, potrzebna jest edukacja, bo wciąż w społeczeństwie jest przekonanie, ze to kobiecie tyka zegar biologiczny, a facet może mieć dzieci zawsze. A tak nie jest. 

 

Chciałabyś to zmienić?

Marzę o tym, by osoby niezależnie od płci, borykające się z niepłodnością, nie bały się mówić o swojej chorobie, bo wiem, że mówienie o niej otwarcie wspiera proces leczenia, wspiera nas psychicznie, bo nie czujemy presji, by ukrywać swoją historię. 

 

Przeczytałam w książce „Terapia przez pisanie”, że samo ukrywanie tajemnicy jest cięższe emocjonalnie niż posiadanie tejże tajemnicy.

To wszystko dewastuje naszą psychikę, a przecież my musimy funkcjonować i mieć energię w sferze zawodowej, osobistej, towarzyskiej. Ile kobiet ukrywa w pracy, że właśnie przechodzi procedurę in vitro? I jak bardzo byłoby im lżej, gdyby to było jasne i nie musiałyby kombinować, kiedy zrobić sobie zastrzyk w brzuch, żeby nikt nie zobaczy.  To jest ogromny stres! To wielka ulga móc śmiało powiedzieć: czasami mogę być mniej dyspozycyjna, chciałabym, byś o tym wiedział / wiedziała, potrzebuję wsparcia. Ludzie mają serce i to po właściwej stronie. Warto zrobić ten krok, bo to jest tylko dla naszego dobra. 

 

Warto jest zacząć zmianę od rozmowy, zamiast zmieniać nieprzygotowanych ludzi. Przygotowujesz ludi do zmiany?

Nie da się tego zrobi inaczej. Zachęcam do opowiadania swoich historii, one będą nam służyć i będą wspierać proces zwiększenia świadomości u osób, które nie są zainteresowane osobiście, ale może znają kogoś, kto walczy o bycie rodzicem.

 

___

 

Autorka zdjęć: Patrycja Toczyńska

A jak anatomia

Czy jest jeden model erotycznej mapy kobiecego ciała?

 

Możemy wymienić pewne miejsca, które są szczególnie wrażliwe na dotyk, takie jak m.in. piersi, szyja, uszy, łechtaczka, stopy. Nie ma jednak jednej erotycznej mapy ciała – u każdej i każdego z nas będzie ona inna, a także zależna od kontekstu. Dlatego warto eksplorować swoje ciała i szukać miejsc, których stymulacja sprawia nam przyjemność i te obszary poszerzać. Każdy fragment naszego ciała ma bowiem potencjał, aby stać się strefą erogenną! 

 

B jak bliskość

Czy dobry seks łączy się zawsze z bliskością?

 

Są dwa podejścia do bliskości w kontekście życia seksualnego. Jedno mówi, że im bliżej jesteśmy, tym trudniej jest nam podtrzymać płomień namiętności – ważne jest więc zachowanie pewnej dozy tajemniczości i dystansu. Drugie z kolei stawia akcent na konieczność pogłębiania intymności, a więc bycia dla siebie przyjaciółmi i postrzegania seksu jako priorytet. Z obu płynie jednak pewien wniosek – płomień pożądanie nie zawsze łatwo rozpalić, szczególnie w wieloletnich związkach. Jest to jednak naturalne i wynika z dynamiki relacji. Świadomość i akceptacja tych zmian dają przestrzeń na wspólną pracę na tym polu. 

 

C jak ciało

Czy to prawda, że im bardziej lubimy swoje ciało, tym mamy lepszy seks?

 

Tak! Skupianie się na kompleksach, myślenie o tym, czy przypadkiem nie mamy za dużo fałdek, może uniemożliwić nam zatracenie się w przyjemności i chwili obecnej. Ciągłe krytykowanie się to bowiem forma stresu – nasze ciało reaguje w taki sposób, jakby zostało zaatakowane, coś mu zagrażało. Stres natomiast ma negatywny wpływ nie tylko na sferę seksualną, ale na całe nasze życie. Zamiast więc samobiczować się, pracujmy nad pogłębieniem samowspółczucia. Zawsze gdy chcemy się skrytykować, pomyślmy, czy kiedykolwiek powiedziałybyśmy coś takiego komuś bliskiemu – jeśli nie, nie mówmy tego też sobie. Ponadto, brak kontaktu z ciałem sprawia, że często nie słuchamy tego, co ono do nas mówi (takim sygnałem, że np. czegoś się obawiamy lub nie mamy zaufania do partnera, może być ból czy mimowolny skurcz mięśni wokół wejścia do pochwy, który uniemożliwia penetrację). Ciała nie jesteśmy w stanie tak łatwo oszukać, jak naszej głowy – dlatego tak ważne jest nawiązanie z nim dobrej relacji i zwracanie uwagi na sygnały, jakie nam wysyła.  

 

 

D jak doznania

Skąd mamy wiedzieć, czy to, co czujemy, jest takie, jak być powinno?

 

W seksie chodzi przede wszystkim o przyjemność. Jeśli to, co czujemy, jest dla nas przyjemne i pragniemy tego więcej, to znaczy, że jest takie, jakie powinno być. Warto wiedzieć, że seks nie powinien boleć (chyba że tego chcemy). Kiedy pojawia się ból, koniecznie poszukajmy przyczyny. W pierwszej kolejności warto udać się do gabinetu ginekologicznego, aby wykluczyć podłoże biologiczne (np. infekcje). W drugiej natomiast rozważmy fizjoterapię uroginekologiczną i konsultację z seksuologiem. Nie dajmy się odprawić z kwitkiem, że taka jest nasza natura lub czasem musi boleć – to nieprawda! 

 

E jak erotyka

Czy oglądanie filmów erotycznych przed seksem to dobry pomysł? 

 

Podczas intymnego spotkania bardzo ważny jest kontekst, a więc czynniki mu towarzyszące, które mogą wpływać na naszą reakcję seksualną – aktywować mechanizm pobudzania lub naciskać na nasz seksualny hamulec. Znajomość tych czynników (i podzielenie się nimi wraz z drugą osobą) pozwala o nie zadbać podczas planowania lub inicjowania zbliżeń, a w konsekwencji sprawić, że będziemy mieć lepszy seks. Sięgnięcie po filmy erotyczne może być sposobem na zbudowanie odpowiedniego kontekstu, dzięki któremu osiągniemy wysoki stopień pobudzenia. Pornografia potrafi bowiem być bardzo silnym bodźcem o znaczeniu erotycznym. Może być także źródłem inspiracji, jak i punktem wyjścia do rozmowy, na temat tego, czego chcielibyśmy spróbować. Pamiętajmy jednak, że seks w rzeczywistości wygląda zupełnie inaczej niż na filmach pornograficznych (szczególnie tych głównego nurtu) – dlatego nie porównujmy naszej sprawności, umiejętności czy wyglądu do tego, co widzimy na ekranie. 

 

F jak finał

Czy można rozdzielić orgazm na lepszy i gorszy?

 

Orgazm jest jeden, różne są natomiast drogi prowadzące do jego doświadczenia. To mit, że orgazm osiągnięty w wyniku stymulacji pochwy jest tym właściwym i dojrzałym (w dużej mierze odpowiada za niego Zygmunt Freud). Każdy orgazm jest tak samo wartościowy, niezależnie od tego, w jaki sposób go doświadczyliśmy – orgazm powstaje bowiem w naszej głowie. Co więcej, wiele osób nie wie, że narządem homologicznym względem penisa jest łechtaczka, a nie pochwa. To właśnie jej stymulacja pozwala wielu kobietom (osobom z pochwą) doświadczyć orgazmu. 

 

G jak punkt G

Punkt G to prawda czy święty Graal, którego nikt nigdy nie znalazł?

 

Punkt G został w 1950 roku zidentyfikowany przez Ernsta Gräfenberga jako punkt, którego stymulacja prowadzi do wyjątkowej rozkoszy. Autorka „Biblii waginy” – Jen Gunter – zajrzała do źródeł i okazało się, że sam Gräfenberg wcale nie opisywał konkretnego punktu, a „strefę erotyczną” na przedniej ścianie pochwy w pobliżu ujścia cewki moczowej i dolnej części pęcherza. Prawdopodobna jest więc hipoteza, że odpowiednia stymulacja tego obszaru pobudza łechtaczkę (jej trzon, korzeń i opuszki) znajdującą się właśnie w tej okolicy. Nie istnieje natomiast żaden punkt, będący magicznym guzikiem, który należy nacisnąć. Co więcej, u każdej kobiety stymulacja tego obszaru będzie wywoływać odmienne doznania. Może też nie być wcale przyjemna. Zamiast na jego usilnym szukaniu, lepiej skupić się więc na tym, co naprawdę sprawia nam frajdę. 

 

H jak harmonia

Czy wewnętrzna harmonia i #motherlifebalance wpływają na życie erotyczne?

 

Jak najbardziej! Na nasze życie seksualne mają wpływ między innymi takie czynniki jak stres, ciągłe zmęczenie, przepracowanie, niedostateczna ilość snu. Nie bez znaczenia jest także opieka nad dzieckiem, jak i odnalezienie się w roli rodzica. Dlatego niezwykle istotne jest znalezienie czasu na dbanie o siebie, a więc robienie rzeczy, które sprawiają nam przyjemność i pozwalają odzyskać wewnętrzną harmonię. Seksualne self-care pomoże nam natomiast zatroszczyć się stricte o sferę seksualną, zrobić na nią przestrzeń w swoim życiu i podejść do niej z większą świadomością. Spanie nago, samomiłość, czytanie książek o seksualności, fantazjowanie, nauka doświadczania orgazmu – to tylko niektóre sposoby na to, jak zadbać o siebie w tym obszarze. 

 

 

I jak intymność

Jak zadbać o intymność w związku?

 

Intymność, a więc inaczej bliskość, to budowanie relacji m.in. poprzez troskę o siebie nawzajem, wspieranie się, okazywanie sobie zrozumienia, obdarzanie się zaufanie. Rozwija się ona dużo wolniej niż namiętność (na którą nie mamy zbyt dużego wpływu) i wymaga przede wszystkim otwartości i zainteresowania życiem drugiej osoby. Dzięki niej czujemy się przy partnerze/ce dobrze i swobodnie. Jak można dbać o intymność? Przede wszystkim rozmawiajmy ze sobą, słuchając siebie nawzajem. Szanujmy swojego potrzeby, a także granice. Pamiętajmy o małych gestach, dzięki którym pokazujemy drugiej osobie, że jest dla nas ważna – takich jak powiedzenie dzień dobry po przebudzeniu, zapytanie jak minął jej dzień, gdy wraca do domu. Zadbajmy także o wartościowy czas dla naszego związku (np. wprowadzając rytuały) oraz róbmy razem nowe, ekscytujące rzeczy. 

 

J jak jeszcze

Co sprawia, że chcemy więcej seksu?

 

Przede wszystkim, to kiedy uprawiamy taki seks, jaki lubimy (zarówno ten solo, jak i partnerski) – który jest dla nas satysfakcjonujący i sprawia nam przyjemność. Wiele kobiet niestety zmusza się do seksu lub udaje orgazm, chcąc zadowolić drugą osobę. Takie postępowanie może mieć jednak wiele negatywnych konsekwencji na różnych płaszczyznach –  przede wszystkim jednak sprawia, że na intymne zbliżenie zupełnie nie mamy ochoty. Istotne jest także znalezienie w swoim życiu przestrzeni na seks, zainteresowanie się nim. Istnieje bowiem małe prawdopodobieństwo, że poziom naszego libido zwiększy się sam siebie. 

 

K jak kobieca seksualność

Co na temat kobiecej seksualności warto wiedzieć?

 

Kobieca seksualność bywa postrzegana przez pryzmat seksualności męskiej. Myślenie takie prowadzi jednak do wielu błędnych założeń, bo kobiety i mężczyźni różnią się od siebie. Jednym z nich jest przekonanie, że kobieta powinna doświadczać orgazmu w wyniku penetracji, ponieważ zazwyczaj dzieje się tak u mężczyzn. A tak naprawdę jedynie około 30% kobiet regularnie osiąga orgazm w ten właśnie sposób – i jest to normalne. Innym natomiast, konieczność odczuwania spontanicznej ochoty na seks, a więc pojawiającej się samej z siebie. Pożądania spontanicznego doświadcza jednak jedynie 15% kobiet. Większość kobiet częściej odczuwa tzw. pożądanie responsywne, która pojawia się w wyniku angażowania się w seks zainicjowany przez drugą osobę w odpowiednim kontekście. Oba rodzaje pożądania są zdrowe i normalne. Panie dużo częściej doświadczają także niezgodności pobudzenia – podniecenie psychiczne i reakcja genitalna pokrywa się u nich jedynie w 10%.

 

L jak lubię to

Czyli co kobiety najbardziej lubią w seksie?

Niestety wiele kobiet nie kojarzy seksu z przyjemnością, a z przykrym obowiązkiem. Przez to nie zastanawiają się one nad tym, co tak naprawdę w seksie lubią, jakiego seksu pragną. A to bardzo ważne pytanie, które warto sobie zadać – jakiego seksu ja tak naprawdę chcę? Co sprawia mi frajdę? Czego potrzebuję, aby się podniecić? Jakie techniki pozwalają mi doświadczyć orgazmu? Pamiętajmy, nigdy nie rezygnujemy z prawa do przyjemności! I nie zmuszajmy się do seksu, na który nie mamy ochoty. 

 

Ł jak ładność

Czy ładność w seksie ma aż tak wielkie znaczenie?

 

Odpowiem przewrotnie – sam seks zazwyczaj nie jest ładny. Często porównujemy nasze życie intymne do zbliżeń jakie widzimy w filmach pornograficznych. Prawdziwy seks wygląda jednak zupełnie inaczej. Po pierwsze, nasze ciała nie są idealne – są owłosione, mają cellulit, rozstępy. Penisy miewają różne kształty, wargi wewnętrzne bywają większe niż zewnętrzne, a narządy nierzadko są w innym kolorze niż reszta ciała. W czasie seksu pojawiają się także różne wydzieliny – wydzielina z pochwy, pot, ślina, sperma, krew menstruacyjna; jak i specyficzne odgłosy. Czasem łapie nas skurcz, nie możemy zdjąć z siebie ubrania, a włosy wpadają w twarz drugiej osoby. Bywa niezręcznie, pojawiają się chwile ciszy, jesteśmy zawstydzeni, a czasem wspólnie się śmiejemy i żartujemy. Wszystko to jest normalne. Najważniejsze jest bowiem to, aby skupić się na bliskości i doświadczanej przyjemności, a nie na tym, jak wyglądamy i czy nasz seks jest ,,perfekcyjny”. 

 

M jak masturbacja

Dlaczego wciąż pokutuje przekonanie, że sprawianie sobie przyjemności jest złe?

 

Duży wpływ na naszą sferę seksualną ma religia, według której masturbacja (i nie tylko) jest grzechem. Niestety normy religijne i medyczne rozjeżdżają się ze sobą. Samomiłość to jednak coś zupełnie normalnego i zdrowego. Jest aktywnością, którą warto potraktować jak randkę z samą sobą. Pozwala ona poznać swoje ciało i jego reakcje, zobaczyć co sprawia nam przyjemność, odkryć drogi, które prowadzą nas do orgazmu. Soloseks ma także pozytywny wpływ na nasze samopoczucie, potrafi podnieść odporność, złagodzić ból, a także pobudzić nasze libido. 

 

N jak nagość

Jak oswoić się z nagością?

Jednym ze sposobów jest spanie nago. Nie tylko pomaga w akceptacji ciała, ale ma także korzystny wpływ na jakość snu (obniża temperaturę ciała) oraz zdrowie intymne. Możemy także chodzić nago po domu (pamiętajmy jednak, aby nie przekraczać granic innych osób). Warto także stanąć bez ubrania przed lustrem i docenić to, co nam się w naszym ciele podoba i na tym skupić uwagę. Postarajmy się w takich sytuacjach wyłączyć wewnętrznego krytyka. We wszystkich opisanych przypadkach potrzebna jest regularna praktyka, aby wyrobić nawyk. Im częściej będziemy praktykować spanie czy chodzenie nago, tym bardziej będzie to dla nas naturalne. 

 

O jak odwaga

Czy jest jakiś magiczny sposób na to, by mieć odwagę mówić o swoich seksualnych potrzebach?

Przede wszystkim pomyślmy, po co chcemy taką rozmowę odbyć. Inaczej mówiąc, spójrzmy na to w szerszym kontekście – chodzi tutaj przecież o nasze zadowolenie z życia seksualnego. Jeśli nie podejmiemy rozmowy o naszych potrzebach, nie powiemy, co sprawia nam radość, jaki rodzaj stymulacji lubimy, jakie techniki pozwalają nam doświadczyć orgazmu… druga osoba raczej się tego nie domyśli. Brak rozmowy pozostawia przestrzeń na niedomówienia i domysły. Partner/ka może też pomyśleć, że skoro nic nie mówimy, to wszystko jest w porządku.

 

 

P jak piersi

Czy to nasz najważniejszy punkt erotyczny?

Piersi u wielu kobiet są bardzo czułą strefą erogenną. Ale oczywiście nie u wszystkich. Jeśli ich stymulacja nie sprawia nam przyjemność, to nie znaczy, że coś jest z nami nie tak. Każda z nas jest inna. Pieszczoty piersi, szczególnie te powtarzane regularnie, mogą stanowić jednak profilaktykę raka sutka. Zdarza się, że to właśnie partner/ka jest osobą, która wyczuwa niepokojącą zmianę. 

 

R jak rozmiar

Czy rozmiar w seksie ma znaczenie?

Niezależnie od wagi, mamy takie samo prawo cieszyć się z życia seksualnego. Seks i doświadczanie przyjemności nie jest zarezerwowane tylko dla szczupłych osób. Jeśli chodzi o rozmiar penisa – nie ma on znaczenia. Dużo ważniejsze są bowiem stosowane techniki seksualne (a w tym docenienie roli łechtaczki). Bardziej problematyczny może okazać się penis dużych rozmiarów, niż ten mały. Jednak niezależnie od jego rozmiaru, przed penetracją zadbajmy o odpowiedni stopień pobudzenia, a także o lubrykant. Seks bez odpowiedniego nawilżenia może powodować dyskomfort, a nawet ból i otarcia. 

 

S jak strefa erogenna

Jak odkryć swoje strefy erogenne?

Zwykle podczas seksu skupiamy się przede wszystkim na genitaliach. Sposobem na poznanie innych stref erogennych jest umówienie się na pieszczoty, podczas których te czułe strefy będziemy omijać lub przejdziemy do ich stymulacji dopiero po pewnym czasie. Może nam w tym pomóc między innymi powolnym masaż całego ciała. Często wrażliwymi miejscami są te, w których skóra jest cienka i/lub przechodzi w błonę śluzową. Jednak tak jak pisałam już wcześniej, każdy obszar naszego ciała może okazać się wyjątkowo czuły na dotyk – zdarza się, że do orgazmu może doprowadzić nas nawet stymulacja małżowin usznych. 

 

T jak tradycja

Czy tzw. ,,tradycyjne wartości’’ przeszkadzają nam w życiu erotycznym?

W seksie przeszkadzają nam przede wszystkim różne negatywne myśli i przekonania (np. że seks to małżeński obowiązek, kobiety nie powinny lubić seksu, seks powinno się uprawiać tylko wtedy, kiedy chce się mieć dzieci). Myśli te mają z kolei wpływ na nasze emocje, zachowania i reakcje fizjologiczne. Dobra wiadomość jest taka, że z negatywnymi przekonaniami, które utrudniają nam czerpanie radości z życia seksualnego, można pracować w gabinecie psychoterapeutycznym, do czego zawsze zachęcam.

 

U jak usta

Na którym miejscu usta, jako strefa erogenna, są na kobiecej liście?

U każdej kobiety będą zupełnie na innym miejscu. Warto pamiętać, aby zawsze kierować się tym, co rzeczywiście sprawia nam przyjemność, a nie tym, co ,,powinno”, bo ktoś tak powiedział. Usta mogą być jednak bardzo wrażliwą strefą z uwagi na to, że zlokalizowane jest na nich wiele zakończeń nerwowych. Stymulować można je nie tylko pocałunkami, ale także dotykiem, ssaniem, gryzieniem, lizaniem… co tylko podpowiada nam wyobraźnia! 

 

W jak wyobraźnia

Jak popracować nad swoją wyobraźnią, by pomogła nam w seksie?

Sięgnijmy na przykład po powieść erotyczną. Podczas lektury tworzymy w głowie obrazy, które mogą wspierać nasze seksualne fantazje. Możemy także wziąć kartkę i długopis, aby napisać własne opowiadanie erotyczne. Inną możliwością jest świadome fantazjowanie – a więc umówienie się z samą sobą, że będziemy to robić w danym miejscu i czasie. 

 

Z jak zaufanie

Czy dobry seks bez zaufania jest możliwy?

Zaufanie z pewnością pełni w seksie ważną rolę. Dzięki niemu wiemy, że druga osoba nie zrobi nic, na co nie wyrażamy zgody (a obopólna, świadoma zgoda na daną aktywność w seksie to podstawa!). Mamy pewność, że zrozumie, kiedy będziemy chcieli się z seksu wycofać, mimo że w pierwszej chwili się na niego zgodziliśmy. Możemy też wszystko jej powiedzieć, bez obawy, że zostaniemy źle odebrani. A także przedyskutować kwestie związane z antykoncepcją i zdrowiem. Są osoby, dla których zaufanie do drugiej osoby będzie koniecznym warunkiem, aby w ogóle do seksu mogło dojść. Jego brak może też spowodować, że ciężko nam będzie się odprężyć i zatracić w przyjemności. 

 

Joanna Niedziela – psycholog i seksuolog. Autorka bloga o seksualności seksuologbeztabu.pl oraz profilu na Instagramie @seksuologbeztabu, których celem jest zwiększenie społecznej świadomości i otwartości w sprawach seksu poprzez przekazywanie rzetelnej i aktualnej wiedzy oraz oswajanie tematów tabu. Współpracuje z Fundacją Trans-Fuzja działającą na rzecz osób transpłciowych. Bliska jest jej idea pozytywnej seksualności. Jest sojuszniczką osób LGBT+. Prywatnie miłośniczka Włoch, lata, dobrej kawy i odkrywania nowych smaków. 

 

Minęło 10 lat,  a ona motywuje inne kobiety z podobnymi doświadczeniami, by stawiały przed sobą cele, bo cele motywują do działania. Jej kampania na rzecz kobiet walczących z rakiem piersi ,,Jestem tu… Och życie !” dodała życiowych mocy kolejnej grupie wojowniczek. 

 

Dziś rozmawiam i z Magdą, i z jej przyjaciółką, fotografką Agatą Jakimowicz, która wspiera Magdę w realizacji kampanii, a także portretuje kobiety walczące z rakiem piersi. 

 

 

Magdalena: Żyję z rakiem, pomimo raka, pomimo wszystko. Każdego dnia jestem i podejmuję walkę. 

Agata: Dwa lata temu Magda postanowiła, że zrobi autorski projekt dla amazonek „Wznieść się na szczyt”. Mogłam jej towarzyszyć nie tylko jako przyjaciółka, ale też jako fotograf. I tak powstała kampania na rzecz kobiet walczących z rakiem piersi ,,Jestem tu… Och życie !”

Monika: Czujecie, że mimo tak wielu akcji dotyczących świadomości raka piersi, nadal jest luka, którą warto zapełnić?

Agata: Dzięki Magdzie zaczęłam zauważać kobiety na ulicy, które zmagają się z rakiem. Wcześniej ich nie widziałam. Ciężko człowiekowi tak na co dzień, niemającemu doświadczeń z nowotworem, domyślić się nawet, z czym te kobiety się zmagają, co przeżywają. 

Magdalena: Podczas października, Miesiąca Świadomości Raka Piersi bardzo dużo mówi się o profilaktyce, o tym, by się badać, ale na dobrą sprawę każdy wie, że musi się badać. To oczywiste. Mój projekt „Wznieść się na szczyt”  miał przypomnieć kobietom o ich pewności siebie. Wszystko po to, by poczuły się piękne nie tylko wewnętrznie, ale też fizycznie.  Gdy spojrzysz na zdjęcia zrobione podczas sesji, zobaczysz na twarzach tych kobiet także  udrękę, zmęczenie, smutek. Wszystko po to, by zaznaczyć, że wcale nie jest tak, że sama wygrana z rakiem to koniec problemów. Wcale tak nie jest. Życie z rakiem to szereg trudnych chwil, gorszych dni, złego samopoczucia, zwątpienia, ale mimo wszystko pojawia się w głowie zdanie: chcę żyć. 

 

 

Monika: Akcja i inicjatywy dotyczące raka piersi skupiają się w większości na zdrowiu fizycznym, na raku, na chorobie. 

Magdalena: Nasza kampania miała pokazać, że jesteśmy. Miała wydobyć potrzeby, które nie są zaopiekowane. Chciałam dać kobietom dobrą, zdrową energię. Pokazać kobiety, które wygrały, które są zwyciężczyniami. 

Monika: Które potrzeby kobiet walczących z nowotworem piersi są niezaspokojone?

Magdalena: Z jednej strony to niedostępność leków, brak refundacji, długie kolejki, konieczność korzystania z prywatnej służby zdrowia. Z drugiej strony bardzo mało jest  szpitali w Polsce, które podchodzą holistyczne do osób chorych na nowotwór. Z opieką psychologa spotkałam się dopiero w szpitalu im. Świętej Rodziny w Warszawie, gdzie przed operacją rekonstrukcji piersi przyszła do mnie pani psycholog i ze mną porozmawiała.

Monika: Zapomina się o tym, jak ważna jest kondycja psychiczna w walce z chorobą?

Magdalena: Przecież każda chora kobieta wie, że ma się badać, ma monitorować swoje zdrowie. To jest naturalne. A co z samopoczuciem, wolą walki, motywacją? 

Monika: Zdrowie psychiczne bardzo wpływa na zdrowie psychiczne. 

 

 

Agata: Większość akcji mówi o tym, by się badać, by dbać o zdrowie. A przecież równie istotne w procesie zdrowienia jest pozytywne nastawienie. Nasze myśli, samopoczucie to połowa sukcesu w każdej chorobie, a jednak rak piersi to mocny przeciwnik i ważne jest, by tym bardziej wspierać kobiety w tym trudnym czasie. 

Magdalena: Wsparcie jest bardzo, bardzo ważne. Uczestniczki mojej akcji tworzą jedność. Stworzyłyśmy grupę na Facebooku, codziennie ze sobą rozmawiamy, piszemy sobie afirmacje, dzielimy się odczuciami. 

Monika: A kto ciebie wspierał w walce z chorobą? 

Magdalena: Zachorowałam, gdy miałam 25 lat, bardzo młodo. Ja miałam raka, a w tym samym czasie moja mama miała depresję, bo nie mogla sobie poradzić z trudnościami własnego życia. Gdyby nie moi przyjaciele, którzy jeździli ze mną na chemioterapię i trzymali mnie za rękę, byłabym sama. Agata na przykład jeździła ze mną pociągiem 600 km do Szczecina. Mnie narzeczony zostawił w chorobie. Rzadko się o tym mówi, ale kobiety często są porzucane przez mężów czy partnerów, zaraz po tym, jak otrzymują diagnozę. 

Monika: Skąd brać siłę?

Magdalena: Nie mamy wyjścia, musimy ją mieć. Przeczytam Ci teraz naszą sentencję: „Kochamy życie, jednak czasami byłyśmy gorzko nieszczęśliwe, udręczone smutkiem, bez sił, ale mimo to jesteśmy tego całkowicie pewne, że wielką sprawą jest po prostu żyć”. To życie daje nam siłę. 

Agata: Nie chodzi o życie z fajerwerkami, tylko o proste, normalne, zwykle życie.

Monika: Dziewczyny, które walczą z rakiem, trochę się też ukrywają. Rozumiem, że to odruch obronny, ale nie da się ukryć, że wszyscy potrzebujemy bliskości, obecności. 

 

 

Agata: Zwykle bycie obok jest ważne. Niektórzy myślą: „ona jest taka chora, co ja jej będę głowę zawracać, niech się kuruje”, a osoba chora, po chemiach, zmartwiona, zmęczona, wymiotująca, siedzi sama. Samotność nie pomaga, wręcz przeciwnie. 

Monika: Po prostu chyba nie wiemy, jak się zachować, nie chcemy nikogo urazić. 

Magdalena: Sam fakt, że ktoś jest blisko, że jest obecny, potrzyma za rękę, odpowie na SMS, dodaje odwagi. Ta świadomość daje poczucie bezpieczeństwa, a myśl, że jest się tak blisko śmierci, budzi lęk. 

Monika: Sama najlepiej wiesz, jak powinny czuć się osoby walczące z rakiem. 

Magdalena: Dlatego kobiety biorące udział w projekcie „Wznieść się na szczyt” czuły się przez nas zaopiekowanie, ktoś o nie zadbał. Dzięki temu poczuły się piękne. A był tam kobiety na różnych etapach leczenia, w trakcie, po chemioterapii, z przerzutami. 

Monika: Czy wszystkie bohaterki mówią o swoich potrzebach jednym głosem?

 

 

Magdalena: Każda z nich ma ogromny apetyt na życie, każda przewartościowała swoje życie, każda bardziej żyje chwilą. 

Agata: Amazonki są bardzo aktywne. Spotykają się, wyjeżdżają na rehabilitację, wspierają się wzajemnie. 

Monika: Czy wszystkie kobiety biorące udział w akcji mają w sobie akceptację swojej choroby? Wierzę, że akceptacja daje wolność do tego, by działać, bo jak nie ma akceptacji, to jesteśmy w różnych obszarach życia zamrożeni. Dopiero akceptacja pozwala zrobić krok dalej.

Agata: Choroba zmieniła całe ich ciało. Począwszy od wnętrza, którego nie widać, po sam wygląd, czyli włosy, rzęsy, skórę, piersi. Kobiety tracą atrybuty kobiecość i to zawsze ma swoje odbicie.

Magdalena: Kobiety często się też wstydzą. Też miałam taki  moment, że wstydziłam się wyjść z domu w chustce na głowie, bo ludzie patrzyli na mnie ze współczuciem, 

Monika: Jak jest z tym poczuciem kobiecości? Kobiety na Waszych zdjęciach niezaprzeczalnie piękne, emanują energią.

Magdalena: One po prostu zaakceptowały swoją chorobę i swoje ciało w trakcie lub po chorobie. Ja bez piersi żyłam 10 lat. 

Agata: Pierwsze zdjęcia robiłam, gdy bohaterki były pięknie ubrane. Później poprosiłam o pokazanie symboli walki z rakiem, czyli blizn. Gdy prosiły o dodatkowe zdjęcia swoich ciał, czułam, że są z siebie dumne. Na zdjęciach widać ich dumę. 

Monika: Jedną z bolączek kobiet walczących z rakiem jest fizyczna utrata atrybutów kobiecości, obniżka poczucia własnej wartości, a tutaj się okazuje, że wystarczy dać przestrzeń, by uczestniczki mogły swoja kobiecość zamanifestować w nowy sposób. I to zostaje na dłużej, daje silę. 

Magda: W chorobie nowotorowej ważne jest mieć cel, marzenia. Jak jest cel, to jest motywacja, by to osiągnąć, by to gonić. Dlatego projekt zakładał różnego rodzaju warsztaty, by tę motywację i wiarę wzmocnić. Zorganizowałam warsztaty psychologiczne i motywacyjne, o tym, jak zarządzać emocjami. Tworzyłyśmy mapy marzeń oraz plotłyśmy wianki, które są bardzo kobiecym symbolem. Dziewczyny miały kurs chodzenia na szpilkach, by na koniec imprezy,  w pięknych strojach i makijażach, przejść po czerwonym dywanie i wziąć udział w pokazie mody. 

 

 

Agata: Specjalnie zrobiłyśmy tę sesję na sam koniec dwudniowego projektu „Wznieść się na szczyt”, by zobaczyć tę energię, wydobytą podczas warsztatów, by podkreślić piękno. A poczucie piękna wiąże się z poczuciem akceptacji. 

Magdalena: Kiedy tracisz włosy i patrzysz na siebie łysą. Kiedy budzisz się po operacji i nie masz piersi, czujesz się niepełna, zabrano Ci kobiecość. 

Monika: Ale kobiecość to nie tylko piersi i włosy…

Magdalena: Kobieta musi się czuć dobrze sama ze sobą. Akceptacja to proces, nie można udawać, że taka zmiana, jak utrata włosów czy piersi, to nic. 

Monika: W którym momencie akceptacja do Ciebie wróciła?

Magdalena: Musiał minąć czas. Czas robi robotę. Najpierw przyzwyczaiłam się do tego, jak wyglądam, a później te zmiany zaakceptowałam. Myślałam, że zostanę bezdzietną starą panną, a dziś jestem mamą dwójki dzieci. 

 

Zdjęcia: Agata Jakimowicz

Ten materiał powstał w 2019 roku. Tak, wiele się przez ten czas zmieniło. Poprosiłam Martę Niedźwiecką o krótki komentarz dotyczący tych dwóch lat, które dla wielu były kluczowe. Jak się okazuje, wpłynęły też na życie seksualne Polek.

 

Jeśli bym miała jakoś odnieść się do zmiany sytuacji matek w Polsce, to najpierw chciałabym wspomnieć o skutkach pandemii. O ile Polki były zapracowane i zestresowane przed 2020 rokiem, to w czasie lockdownu to się pogłębiło – praca zdalna, nauka zdalna, dla wielu utrata pracy, poważne kryzysy związkowe, które wiązały się z przebywaniem z całą rodziną 24 godziny na dobę w zamkniętej przestrzeni. Wiele mechanizmów regulacyjnych, które pozwalały trochę odpocząć np. wyjazd z koleżankami czy po prostu możliwość odprowadzenia dziecka do przedszkola czy szkoły, zniknęła. Im więcej chronicznego stresu, tym gorsze samopoczucie psychiczne i tym mniejsza ochota na seks. Więc stosunkowo niewiele kobiet przeżyło w pandemii renesans w związkach i chwalą sobie czas odosobnienia. To, co jest skutkiem pośrednim, a co obserwuję w swoim gabinecie i w gabinetach moich znajomych, to to, że Polki coraz częściej rozumieją, że muszą o siebie zadbać i , że terapia to jest właśnie takie dbanie. I coraz częściej namawiają do tego partnerów, którym też jest bardzo ciężko. Jeśli to by miał być skutek covidu, że zaczniemy dbać o dobrostan psychiczny, to by było naprawdę wspaniale.

Zapraszam do przeczytania całego wywiadu!

Jak wygląda życie seksualne matek w 2019 roku?

Życie seksualne matek w 2019 roku jest ,,jak sobie pościelesz, to mnie zawołaj’’. Niestety.  Mam wrażenie, że jest ono dużo bardziej ugrzecznione, niż to było jeszcze kilka lat temu. Mam wrażenie, że bycie seksualną matką w tym kraju to jest najtrudniejsza rzecz na świecie.

Dlaczego?!

Generalizując, jak jesteś singielką, to może i wciąż słyszysz pytania, kiedy i z kim dzieci, ale jednak jeszcze ci ,,wolno’’ być spontaniczną. Natomiast jak jesteś w związku,

jak rodzisz dziecko, to wpadasz w takie miejsce, które można nazwać seksualnym nieistnieniem. Przyznanie się do życia seksualnego, stawianie swoich potrzeb wysoko, gdy człowiek jest matką, to coś, co brzmi jak herezja. Znaczna część kobiet, co wiem z gabinetu i z warsztatów, przyjmuje niepisaną zasadę, że kobiety jak rodzą dzieci, to mają być przyzwoite, bo inaczej są wywłokami. I zaczynają żyć według tej normy. Mam wrażenie, że to się nasila.

Są dziewczyny, które choćby na Instagramie mówią o tym, że celebrowanie życia we dwoje, chodzenie na randki to wręcz konieczność. Ale nadal tych głosów jest stosunkowo niewiele…

Trzeba na to spojrzeć jak na proces dwustronny. Zazwyczaj jest tak w społeczeństwie, że jak pojawia się duża grupa kobieta, która się emancypuje w zakresie swojej seksualności, to jednocześnie pojawia się tendencja do zachowań konserwatywnych. Jednemu ruchowi odpowiada ruch w odwrotnym kierunku. No i często jest tak, że my sami obserwujemy te osoby, które są bliższe naszym poglądom, czyli te, które żyją podobnymi wartościami. Więc zyskujemy potwierdzenie, że wszyscy myślą jak my. Co niekoniecznie musi być prawdą.

Jaka grupa jest Tobie najbliższa?

Moja bańka jest ta, która szuka wiedzy o seksie, chce żyć fajnie ze swoim partnerem czy partnerką, decyduje się na dziecko albo nie, ale robi to świadomie, rozwiązuje konflikty, chodzi na warsztaty. Mam jednak świadomość istnienia takich baniek, w których kobieta ma bardzo jasną rolę – jest matką. I jestem pewna, że tam miejsca na swawole jest bardzo niewiele.

Czy zatem kluczem do wyjścia ze swojej ciasnej bańki jest zmiana otoczenia?  

Tym pierwszym krokiem, który bym poleciła każdej kobiecie-matce, to zadanie sobie pytania – czy ja spełniam się jako partnerka, jako istota seksualna?  Czy na przykład muszę żyć  według jakiejś zasady, która mnie uwiera?

Nie powinno być tak, że czujemy, że musimy coś zmienić, bo inaczej ktoś nas źle oceni, odrzuci, partner straci do nas szacunek. Ten pierwszy krok zawsze powinien polegać na zajęciu się sobą. Oczywiście ważne jest, by szukać na zewnątrz inspiracji i wiedzy, ale najpierw trzeba zobaczyć, jakie mamy same w sobie przekonanie o macierzyństwie i seksualności. Przykładowo, wiele kobiet może uznać, że są istotami seksualnymi, ale na przykład założyć, że ich dzieci już nie, że dzieci są niewinne. Są, ale też są seksualne, prawda?

Przed rodzicami trudne zadanie! 

Matka i ojciec są fundamentalnym źródłem wiedzy o seksie i to często na poziomie przekazów nieświadomych. Rodzice, którzy dobrze dbają o swoje granice, a jednocześnie kochają swoje ciało, pozostawiają dziecku bezcenną polisę na resztę życia, która się nazywa ,,moje ciało jest dobre, ja potrafię je chronić’’. I taka dziewczyna idzie do liceum i ona nie problemu z tym, że jest za gruba czy za chuda, bo od dziecka rodzice pokazywali jej, że ciało to coś cennego, dobrego, coś, co kochamy.

Czy takie właśnie chcą być kobiety, z którymi pracujesz? 

Część kobiet, z którymi pracuję, jest już na tej drodze. Wiedzą, że choć urodziły dzieci, to tyle samo energii co dziecku poświęcają związkowi. Często jednak pojawia się ta negatywna motywacja, czyli jest już źle, więc trzeba coś zrobić, pomóc sobie. Wtedy oczywiście jest więcej pracy, ale prędzej, czy później także te kobiety odkrywają siebie rozkwitają.

I jaki jest kolejny krok?

W pewnym momencie muszą odpowiedzieć sobie na pytanie – co z moim dzieckiem? Mam córeczkę, co ja jej sprzedam? Czy będę mówiła, że jest dziewczynką, ma cipkę, cipka jest piękna. Że będzie miała okres, że okres jest super, że jej ciało jest tylko jej i jest cenne, że obcy ludzie nie mogą go dotykać bez pozwolenia. Czy też sprzeda jej zmowę milczenia i tabu?

Te same wyzwania dotyczą  wychowania chłopców. Tak, żeby szanowali dziewczyny, ale i siebie. Tak, żeby czuli, że mają prawo do masturbacji, do ekspresji libido. Ale też żeby wiedzieli, do czego są uczucia. To nie jest tak, że jak idzie się z kimś do łóżka, to musi to być zawsze  miłość życia, aż po grób, ale szanuj osobę, z którą do tego łóżka idziesz.

Gdy kobieta staje się matką, nagle musi przyjąć wiele różnych ról. Skąd brać te wzorce?  

Nam jest trudno o te wzorce, potrzebujemy ich szukać. Rodząc się jako matki, nie dość że musimy dbać o siebie, to jeszcze dać wzorce i zaplecze dzieciom, które wychowujemy. To jest bardzo trudne, szczególnie w tak skomplikowanych kulturowo czasach. Kiedy panują jeszcze stare wzorce i normy, ale nowe bywają równie opresyjne., Na  Instagramie mówią, co jest dobre i co jest ładne. Dowiadujesz się, że sześć tygodni po ciąży sześciopak trzeba mieć. Jak karmisz piersią – źle, jak nie karmisz – źle. Jak robisz karierę – wyrodna matka, jak zostajesz w domu – wybierasz życie domowej kury.  Dlatego niezależne myślenie jest takie cenne – żeby samej móc dla siebie zdecydować, świadomie wybierać, a nie dawać się wodzić za nos.

W takim momencie temat seksu jest najmniej istotny na co dzień. Gdy nie radzisz sobie i nie masz wsparcia, życie seksualne idzie na bok, bo najłatwiej z niego zrezygnować. 

To bardzo ważny problem. Jestem za tym, by mamy skupiały się na dzieciach i dbały o nie, ale bardzo się boję czegoś, co w Polsce jest bardzo popularne, czyli dewocji macierzyńskiej. Dzidziulek jest koroną stworzenia.

By być dobrą matką, trzeba dziecko postawić na ołtarzu?

Jest dokładnie odwrotnie! Dziecko na ołtarzu to jest katastrofa! To jest odwrócenie porządku systemu rodzinnego. Dziecko ma swoje miejsce w szeregu.

Czy to nie jest tak, że kobieta tak bardzo skupia się na byciu mamą, ponieważ na tę sferę ma wpływ i to pokazuje, że jednak jest osobą sprawczą. Na innych polach nie wychodzi tak, jak by chciała, czyli przykładowo nie ma wpływu na swoja relację. Więc całą swoją sprawczą moc kieruje w stronę macierzyństwa, by czuć spełnienie.

Zauważ, że wtedy to dziecko pełni w życiu psychicznym tej kobiety funkcję zastępcza wobec relacji. A to jest naprawdę niezdrowe dla wszystkich.

Mówiłaś o motywacji negatywnej. Co to znaczy? 

Nie uprawiam seks, bo jestem zmęczona i mi się nie chce, ale mój facet mówi, że jak nie będzie wieczorem seksu to wszystko zaraz się rozwali i wtedy szukam pomocy. I wtedy kobiety trafiają do mnie.

Pomagasz? 

Najpierw staram się pomagać w tym, by kobieta zobaczyła, że pomaga przede wszystkim sobie, a nie innym. Robi to nie dla faceta, nie dla związku, ale dla siebie. Bo z taką motywacją można się rozwinąć.  Ale praca nad swoją seksualnością dla swojego faceta to ślepy zaułek. Zakłada, że kobieta nie buduje swojej  sprawczości, seksualności,  integralności z kobiecością, tylko znowu składam na ołtarzu związku swoje poświęcenie. Nauczę się seksu, żeby było dobrze.

A przecież seks to świetna sprawa! 

Mamy w Polsce straszną martyrologię macierzyństwa i matki są bardzo często po prostu nieszczęśliwe. Zdecydowanie za dużo uprawiamy poświęcania się. Jak wsiadasz do samolotu, to stewardesy mówią, aby najpierw maskę tlenową założyć sobie, potem dziecku. To jest moja ulubiona metafora. Matka pierwsza! Jak matka odetchnie, jak matka się wyśpi, jak matka naładuje baterie, bo pójdzie do kina, pójdzie na warsztaty, to wszyscy na tym skorzystają. A Polki się dojeżdżają.

Bo chcą czuć się super.

Wyobraź sobie, że kobieta realizuje te wszystkie normy na supermatkę. Pracuje, zajmuje się dwójką dzieci, ma wsparcie partnera, ale i tak ma trzy etaty, to jak ona widzi łóżko, myśli o spaniu, nie o seksie. Wyczerpana, skatowana psychicznie, wściekła i sfrustrowana matka to najgorsza opcja dla dziecka.

Może zaczniemy o siebie dbać w zdrowy sposób?

Zdrowy to nie znaczy, że matka ma wystawiać dziecko na balkon i robić sobie wtedy paznokcie, tylko że rozumie, że potrzebuje pomocy, że wcale nie musi być super ugotowane,

że dziecko, jak obejrzy kreskówkę, to nie zgłupieje, a ona w tym czasie weźmie kąpiel.

Ważne, by podkreślić, że ważna jest też bliskość, dotyk, masaż, oswojenie się ze sobą. Nie musimy wskakiwać w tryb ,,bogini seksu’’ na pstryknięcie palców.

My, Polki, chcemy być we wszystkim absolutnie najlepsze. Chcemy byc boginiami macierzyństwa, boginiami ogniska domowego, boginiami kariery, boginiami seksu…. Jak się zaczynamy czymś zajmować, to to musi być na 1000%.

Dziewczyny, bądźcie dość dobrymi matkami. Dość spoko partnerkami. Znajdźcie przyjemność w seksie, ale nie od razu z myślą, że mam mieć wielokrotne orgazmy tantryczne, tylko może przytulić się i od tego zacząć i zobaczyć, jak to się rozwinie.

Dla kobiety macierzyństwo jest absolutnie momentem przełomowym, i ona musi zbudować swoją tożsamość na nowo. To jest i najpiękniejsza i najtrudniejsza rzecz na świecie.

Jak odnaleźć tę kobiecość i seksualność na nowo, jak już mamy kryzys i czujemy, że musi coś szybko się zmienić?

Związek to spółka z ograniczoną odpowiedzialnością z określonymi udziałami. Problem nigdy nie leży po jednej stronie. Wszystko, co się seksualnie dzieje między dwójką ludzi, to jest rodzaj dynamiki, czyli jedno robi coś, na co drugie odpowiada i odwrotnie. Jedno może unikać seksu, a drugie może nalegać na seks. Ale nigdy nie jest tak, że jedna osoba jest odpowiedzialna za wszystko.

Co sama byś zrobiła na miejscu kobiety, o której rozmawiamy?

Najpierw postawiłabym siebie w jakimś ważnym miejscu, a przynajmniej na równi z dzieckiem.

Droga kobieto, zacznij ze swoim mężczyzną rozmawiać. To naprawdę nie boli. Wielką miłość można schrzanić nie gadając ze sobą. Zacznijcie ze sobą rozmawiać spokojnie, byle nie doprowadzić do sytuacji, gdy on mówi ze złością: jak nie będziesz ze mną sypiać, to ja się wyprowadzam!

Gadajcie o potrzebach, o tym, że musisz się wyspać, ustalcie, co trzeba kupić na obiad, ustalcie, co w tym tygodniu będzie z seksem. Tak po prostu, na zasadzie:

hej kochanie, wiem, że chcesz się kochać, ja też o tym myślę, jestem nieprawdopodobnie zmęczona, ale jakbyśmy zrobili tak, że zająłbyś się dzieciakami w czwartek wieczorem, a ja bym się wyspała, to może w piątek moi rodzice mogliby się nimi zająć, to byśmy mieli wolny wieczór.

Często czekamy, aż druga osoba się domyśli. A jednak warto jest zainicjować rozmowę. 

Bardzo nie lubię domyślania się. Niemożliwe, by ktoś oprócz nas wiedział, co nam jest potrzebne. Po drugie, często myślimy, że jak ktoś nas kocha, to powinien wiedzieć…

Czyli przerzucamy odpowiedzialność za nasze szczęście na kogoś innego.

Dokładnie. I z tego są potem same problemy, które wcale nie wynikają z faktu, że mężczyźni, z którymi się wiążemy, są głupi. Tylko, że nie wiedzą i są bezradni wobec tej niewiedzy. Boją się też kary za tę niewiedzę albo konsekwencji błędów. Więc wolą siedzieć w kącie i się nie odzywać.

Co z tym zrobić? Jedno siedzi cicho, bo boi się mówić o swoich potrzebach, a drugie boi się kary za to, że nie trafiło. 

Najpierw potrzebujecie  zacząć rozmawiać. Bez tego nie da się zobaczyć, jakie macie  przekonania dotyczące seksu. One bywają różne, mogą was bardzo ograniczać, mogą też okazać się bardzo proste do przepracowania. Czasem będzie je można  rozwiać gadając z bliską osobą. A czasem trzeba będzie pójść do terapeuty. Ale zawsze zaczyna się od rozmowy. Bardzo częste, niestety, jest przekonanie, że aktywność seksualna u kobiety oznacza jakiś rodzaj rozbuchania i skazuje ją na brak szacunku otoczenia. Właśnie takie przekonanie mogły nam sprzedać nasze mamy.

To temat na niejedną długa rozmowę.

Trzeba opiekować się tymi przekonaniami, które mamy. Nie można tego tematu, chować pod dywan. Zaniedbanie przyniesie kryzys na 100%. To tak jak z zębem, jak trochę boli, można pójść i wyleczyć małą dziurkę. Kosztuje mało, boli mało. Ale jeśli poczekamy kilka miesięcy – będzie kanałowe jak nic. Poczekaj parę lat i masz implant. Seks należy do fundamentalnych elementów związku.

Brak seksu generuje problemy na innych polach. Niewypowiedziany żal przekłada się na inne rzeczy. 

Przekłada się na mnóstwo wrogości, resentymentu, odgrywania się na sobie, gorzkich żali, poczucia winy, nie mówiąc o zdradzie. Ja nie usprawiedliwiam zdradzających osób, ale gdy pracuję z parami, w których doszło do zdrady, to jako terapeuta muszę zobaczyć potrzeby dwóch stron. Jeśli słyszę, że od 4 lat, odkąd partnerka urodziła, facet czeka, aż ona zobaczy w nim mężczyznę, to rozumiem, że mógł przestać czekać. A ona ma złamane serce, bo on ją zdradził. Uważam, że zdrada nie jest fair! Ale jest taki moment, gdy facet może zadać pytanie – czy ja jestem istotny dla tej kobiety, jako mężczyzna, partner? Czy jestem tylko kierowcą odwożącym dzieci do przedszkola?

Czy temat macierzyństwa to zasłona dymna przed seksem? 

Bardzo często chowamy się za tym macierzyństwem, żeby nie dotykać tematu seksu. A przecież można dorosnąć do tej seksualności, mieć z niej radochę i przyjemność. Tak samo jest z tematem ciała. Macierzyństwo potrafi bardzo to ciało zmienić i to jest rzecz, którą trzeba się zaopiekować. Są kobiety, które po prostu już nie schudną, nie zrobią plastyki brzucha, nie podciągną cycków, bo nie chcą, bo nie maja kasy. Czy w takiej sytuacji będziemy udawać, że nie ma tej blizny po cesarce? Nie każda po ciąży będzie wyglądać jak miss fitnessu, i to  nie jest naszym obowiązkiem. Ale mając ją, warto zadać sobie pytanie, czy tą naszą bliznę po cesarce będziemy pielęgnować jako symbol naszego bólu? Czy pomyślimy – to moje ciało, chcę o nie dbać, chcę być zdrowa.

A przecież tak naprawdę chodzi tylko o przyjemność. 

Seks to nasz zasób. Bardzo fajna rzecz, głębokie doświadczenie zmysłowe i emocjonalne. Im mniej uprawiasz seksu, tym mniej uprawiasz seksu. Im więcej – tym więcej masz przyjemności i łatwiej ci to przychodzi. Wtedy jesteś kreatorką swojej sprawczości.

 

_____________________

 

Marta Niedźwiecka – pierwsza w Polsce certyfikowana sex coach, psycholożka, popularyzatorka świadomej seksualności. Prowadzi sesje dla par i solistów_tek oraz warsztaty rozwojowe dla kobiet.

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o rozwoju seksualności, ciele i związkach, posłuchaj podcastu Marty „O Zmierzchu”

Nikt nie prowadzi tak biznesu, jak Klaudia z Madamy. Jej firma to ona, tak samo kobieca, poszukująca najlepszych rozwiązań, rozwijająca się w swoim tempie, unikająca porównań i stresu.

Jestem zdania, że warto inspirować się kobietami, które umiały obronić swoją wizję, które z odwagą realizują swój własny pomysł. To cenne, bo w biznesie łatwo się pogubić. Łatwo jest wpaść w schemat kontynuowany przez wiele konkurencyjnych firm, zamiast tworzyć swoją własną wizję.

Zamiast iść za tłumem, można znaleźć swoją własną ścieżkę. Może nie zawsze będzie łatwo, ale na pewno satysfakcjonująco.

Zapraszam na rozmowę z Klaudią Kuhn, która stoi za marka Madama.

Gdybyś miała swój biznes określić jednym zdaniem, to…? 

Tworzę piękne plannery, które pomagają kobietom spełniać marzenia i tworzyć życie, którego pragną. 

Jak to jest trzymać wyprodukowany przez siebie planner? Mam na myśli ten najpierwszy, premierowy, którym tak naprawdę zaznaczyłaś swoją wizję Madamy

Pierwsze emocje, jakie wtedy czułam, to duma, ekscytacja. Czułam się jak nowo  narodzona. Jakby moje życie się zmieniło i nic już nie było takie samo. Bardzo przyjemne doświadczenie przepełnione nadzieją. A potem zalały mnie myśli, czysto praktyczne. Analizowałam, co jest do ulepszenia, bo pierwszy Happy Planner kompletnie nie wyglądał tak, jak chciałam. 

 

Uważam, że kobiety mogą wszystko, jeśli tylko chcą po coś sięgnąć. I choć wierzę w  równość w biznesie, obie wiemy, że kobietom nie jest tak łatwo. Może nie do końca chodzi o system, ale na przykład o poczucie własnej wartości czy zbytnie  przywiązanie do własnych ograniczeń. Jak to jest prowadzić kobiecy biznes i to  jeszcze z sukcesem? 

Pytasz, jak to jest prowadzić kobiecy biznes z sukcesem. Ten koktajl uczuć bywa piękny. Spełnienie przeplatane z satysfakcją i wewnętrzną radością, że mogę komuś upiększyć świat, a sama się realizować twórczo. Paradoksalnie czuję się sprawcza przy częstym doświadczaniu tego, że nie mam kontroli nad wieloma sytuacjami i jestem też niesprawcza. Miłe jest też to, że mogę na sobie polegać, bo umiem zarabiać. To daje poczucie bezpieczeństwa. 

Jeśli chodzi o system, to nigdy nie pracowałam u kogoś, więc nie jestem bogatsza o takie doświadczenia. Jedyny system, w którym funkcjonowałam, to uczelnie. Jak byłam na studiach doktoranckich na ASP w Gdańsku, to czułam tę nierówność, choć nie wynikała z zachowania mężczyzn (w moim odczuciu zajmowali oni z 80% stanowisk, ale nie robiłam statystyk). Profesorowie byli bardzo nowocześni. Odnosiłam wrażenie, że czerpią wielką przyjemność z obcowania z młodymi studentami. Jakby ich to odmładzało i dodawało wigoru. Pamiętam za to czas, kiedy zaszłam w ciążę, a działem studiów doktoranckich zarządzała kobieta. Jej postawa rozczarowała mnie bardziej. W 8. miesiącu ciąży siedziałam na schodach kilka godzin, zaliczając jakiś bzdurny, dodatkowy wykład, a ta Pani miała z takiej nadambitniej postawy wielką satysfakcję. Domniemam, że musiała  sama wiele przejść na tej uczelni jako kobieta, aby się wybić i inna postawa nie była w jej zakresie tolerowana. Teraz jej współczuję i jestem też wdzięczna, bo przecież gdyby nie te kobiety, które musiały się przedzierać do patriarchalnego świata naśladując jego postawę – ja, moja córka i my wszystkie nie miałybyśmy tej wolności i prawa do edukacji oraz ekspansji. 

Jako przedsiębiorczyni raczej więcej nieprzyjemnych sytuacji miałam z kobietami, a nie mężczyznami. Zaczynając Madamę nie miałam kompletnie pojęcia o składaniu książek ani o ich wydawaniu. Jestem ogromnie wdzięczna wszystkim Panom z drukarni i firm papierniczych, którzy cierpliwie mi wszystko tłumaczyli, uczyli i uważnie słuchali. To byli moi Aniołowie. Partnerzy też mnie zawsze wspierali w moich ambicjach zawodowych. Na moje szczęście szowiniści nie stają mi na drodze. 

Jestem wysoką kobietą, z niskim głosem i uważnym, bystrym wzrokiem – tacy faceci, którzy nie lubią kobiet, wiedzą, że ode mnie energii nie dostaną, dlatego nawet nie próbują. Za to większą zazdrość, zawiść czy lęk próbowały przelać na mnie kobiety, ale też nie mam o to żalu, bo widziałam tego przyczynę – ich wewnętrzny brak wiary, że kobieta może być spełniona zawodowo. Dlatego teraz im współczuję i przytulam, a sama wiem, na co mnie stać i wierzę w siebie. To moje skarby i czyjeś cierpienie nie będzie ich umniejszać. 

Jeśli będziemy już dzielić działania zawodowe na kobiece i męskie, to uważam, że jest raczej ogromna różnica pomiędzy kobiecą a męską energią, a nie sukcesem kobiecej a męskiej firmy. Każda kobieta ma dostęp do męskiej energii w sobie, a mężczyzna do kobiecej. To bardzo złożone i nie chcę być tu zero jedynkowa. 

Poznałam kobiety, które sukces osiągały z męskiej energii (plan, zadaniowość, ciśnienie, sztywność, konkret) i facetów, którzy działali z serca, otwartości na przepływ i intuicję. Nie lubię dzielić tego na czarne i białe. To bardzo ogranicza wewnętrzne bogactwo człowieka. 

Z drugiej strony faktem jest, że ciało kobiety jest inne i rządzi się swoimi prawami. Mamy swoje cykle, hormony, macierzyństwo, a to wpływa na pracę. Tylko dlaczego to ma nam utrudniać osiąganie sukcesu? Mnie osobiście otwarcie się na kobiecą moc uratowało życie i dało większy osobisty sukces. 

 

 

Mam wrażenie, że prowadzisz firmę we własnym tempie, wsłuchując się w siebie, żadna z Ciebie z natury biznesowa pirania, raczej idziesz własną ścieżką. Jak to się robi? 

Dziękuję. Miło mi. Moją drogą było to, o czym mówiłam wcześniej – odkrycie swojej kobiecej esencji. Poznawałam ją, oswajałam i przyjmowałam. To była przemiana, która dała mi moc prowadzenia firmy we własnym tempie. Uczyłam się, jak to jest tworzyć i prowadzić firmę nieopierającą się na patriarchalnych zasadach, tylko na swoich. Bo w końcu Madama jest też dla mnie. Przepis na to znajduje się w naszym nowym Business Plannerze

Co najbardziej lubisz w swojej pracowni? Bo tak naprawdę Twoje biuro to nie biuro, to pracownia, to kreatywne miejsce spotkań… 

Biel, przytulność, ciszę, starą architekturę z duszą i to, że mieszkam ulicę dalej. Moja córka ma też obok szkołę, więc nie marnuję czasu na dojazdy. 

 

 

Praca na własnych zasadach to zawsze kilka kroków do przodu, a potem dwa do tyłu. Co poświęciłaś, by prowadzić Madamę? 

Świadomie poświęciłam i poświęcam czas. Bardziej czuję to jak wybór, a nie poświecenie. Jeśli mam intensywny okres twórczy czy sprzedażowy, to staram się być świadomą tego, że moja doba nie poszerzy się pięciokrotnie, więc aby coś dodać, trzeba coś odjąć. Robię wcześniej mapę celów. 

W tym roku wydałyśmy Happy Journal. Jest to dziennik z kartkami w kropki, ale na początku niego znajduje się nasza autorska mapa celów. W niej sprawdzam, jak się czuję, co się dzieje tu i teraz, co mogę odpuścić, aby dać czas Madamie. Przytomnie i w zgodzie z prawdą. 

Jak widzę, że moja córka mnie bardziej potrzebuje, czy moje zdrowie, to odpuszczam nowe projekty. Jak miałam czas wewnętrznej przebudowy i tworzyłam nowe życie, to nie projektowałam w Madamie nic nowego.  Madama miała po prostu utrzymać swój poziom, bo kupno nowego mieszkania czy mój rozwój był dla mnie ważniejszy. W tym roku z kolei doświadczam pełnego spełnienia na prywatnych płaszczyznach życia i ta nadwyżka energii, dobra i twórczości poszła w nowe, piękne i pomocne produkty jak Business Planner, Księga Przepisów czy Happy Journal.  

Lubię pracować w taki autentyczny i uczciwy sposób. Z poszanowaniem dla siebie, rodziny i klientów. Pazerna postawa i nastawienie na wieczny wzrost w firmie się u mnie nie sprawdzają. Przeczą mojej naturze. 

Kiedyś poświęciłam za to nieświadomie na pewno zdrowie. Madama osiągnęła sukces bardzo szybko i to mnie przerosło psychicznie i fizycznie. Byłam wtedy bardzo reaktywna i robiłam to, co trzeba było. Bezrefleksyjnie działałam, nie patrząc na potrzeby ciała. Nie umiałam wtedy nawet ich słyszeć. 

Wtedy właśnie się nauczyłam żyć w większej harmonii. Jestem wdzięczna za tę lekcję. 

Czym jest dla Ciebie sukces? Liczysz pieniądze, czy może dni urlopu które, jako szefowa, możesz sobie wziąć? 

Sukces dla mnie to DOBRE ŻYCIE. Takie, które aktualnie sprawia, że czuję spokój, obfitość, że lubię siebie. Zatem pieniądze są ważne i urlop też.  

 

 

Gdybyś miała napisać poradnik dla kobiet, jak stworzyć biznes życia, jaki miałby tytuł? 

Już stworzyłam i ma tytuł BUSINESS PLANNER. Zapraszam na stronę www.businessplanner.pl wszystkie Panie, które pragną stworzyć biznes z serca. 

Z czego jesteś najbardziej dumna? Jako kobieta i jako kobieta czynu. 

Z tego, że żyję. Żyję coraz bardziej świadomie w spełnieniu i wdzięczności mimo wielu trudnych doświadczeń. Z córki i bycia dla niej mamą, przekraczając swoje ułomności. Z tego, że umiem otworzyć serce raz jeszcze, chodź wcześniej bywało zmiażdżone. Z tego,  że czasami coś nie wychodzi, a ja doświadczona umiem ze świeżą wiarą zacząć od nowa. Z pokory i świadomości, że nie jestem pępkiem świata i umiem prosić o pomoc. Z tego, że  już nie porównuję swojego życia do życia innych, myśląc, że oni mają lepiej, a ja jestem taka pokrzywdzona. Z tego, że jestem wierna sobie, że mogę na sobie polegać, że mam odwagę iść za głosem serca. Ogólnie z dojrzałości, którą nabywam. 

Przeszłam dużo. Śmierć taty w tragicznym wypadku, ogromne długi rodzinne, chorobę siostry, operacje, rozstania, złamane serce, zdradę i świadomość tego, że mogłam to przeżyć, przepuścić przez siebie, że odważyłam się na terapię i rozwój, wyciągnęłam lekcje i żyję dalej dobrym życiem napawa mnie mega dumą. Wzrusza wręcz. Przybijam sobie pionę! 

Z Madamy też jestem dumna, a może bardziej wdzięczna, bo ona zrodziła się z darów wewnętrznych, które są we mnie. Od czasów studiów stałam się odważna. Mam to nawet na papierze. Moje nazwisko KUHN oznacza odważny. Moja koleżanka powiedziała mi ostatnio: Klaudia, Ty jesteś obfitością! I to prawda. Uwielbiam tworzyć i upiększać świat.  Nie sprawia mi to nieprzyjemnego wysiłku. Płodność do moje drugie imię. Jestem też iskrą. Aniołem zmiany, który sieje inspirację i nadzieję na lepsze jutro. I te wszystkie połączone ze sobą super moce – dane mi z góry – tworzą Madame. 

 

 

Od czego zaczynasz każdy dzień pracy? Bo ja, patrząc na Ciebie, myślę, że od niespiesznej kawy, aktualizacji mapy inspiracji. Patrzę na ciebie i widzę spokój, a nie poranne napięcie i stres. 

To zależy do etapu w życiu. Moje poranki oraz rytuały im towarzyszące zmieniają się elastycznie i dopasowują do tego, co się dzieje w firmie, rodzinie, zdrowiu. Nie lubię się spieszyć i stresować, dlatego z miłości do siebie staram się tak układać czas, aby czuć spokój. Tę postawę sobie wypracowałam i pracuję nad nią cały czas. Byłam z tych zachłannych, reaktywnych, którzy chcą wszystko kosztem siebie, w nadziei, że da im to spełnienie, a to gówno prawda. Przepracowałam ten schemat. Pamiętam jak na warsztatach Lowena poczułam w ciele pierwszy raz autentyczny spokój, który już ze mną został. To doświadczenie zmieniło wszystko. Wyznaczyłam nowe granice dla siebie i innych ludzi, aby ten spokój miał szanse się wydarzać. 

Aktualnie wstaje o 6:30. Wyciskam sok z selera naciowego, piję go i piszę dziennik lub kontempluję widok zza okna. Takie 20 minut dla mnie. O 6:50 wstaje moja córka, wtedy jemy wspólne śniadanie, szykujemy się i przed 8:00 odprowadzam Polę do szkoły i idę do biura. Pracuję zazwyczaj do 14:30 – 16:00. Żeby o tej godzinie wstać i czuć się dobrze, nałożyłam sobie dyscyplinę: kładę się do łóżka ok. 21:00-22:00 i pozwalam sobie tylko na czytanie lub przytulanie. Nie przeglądam internetu, social mediów, nie gadam ze znajomymi. To mój czas. 

Piątki są dniem bez pracy. Dniem tylko dla mnie. Chodzę wtedy na spacery, załatwiam swoje sprawy związane z urodą czy zdrowiem. Spotykam się z ludźmi. Takie wagary bez większego planu, gdy mogę płynąć i robić to, na co mam ochotę, nawet przeleżeć w łóżku cały dzień. Weekendy za to są czasem celebrowania domu i rodziny w pełnym jego  zakresie. Sprzątamy, pieczemy, razem jemy pyszne rzeczy, oglądamy filmy na projektorze, spacerujemy. Uwielbiam ten czas. Daje mi ogromne poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Taka naładowana miłością z przyjemnością witam poniedziałki. 

Nadmienię, że nie zawsze taki plan da się utrzymać i to też jest ok. Czasami jest jakaś przedsprzedaż do ustawienia, choroba, wyjazd, inne ważne sprawy i to normalne. 

Czego jeszcze nie umiesz, a wiesz, że ta wiedza przydałaby Ci się w prowadzeniu  Madamy? 

Praktycznej wiedzy dotyczącej prowadzeniu biznesu online i marketingu uczę się cały czas, bo ona się zmienia, więc aktualnie nie mam listy „rzeczy do nauczenia”. Bardziej inwestuję w mój rozwój wewnętrzny, który ma zawsze ogromny wpływ na pracę, ale to się dzieje intuicyjnie i spontanicznie. Nie planuję tego. 

Jak łączysz bycie mamą i bycie bizneswoman? 

Normalnie. Myślę, że tak jak kobiety, które pracują u kogoś i są mamami. Moje życie jest podporządkowane mojej córce. Pracuję wtedy, kiedy jest w szkole. Jeśli wydarzy się sytuacja, że muszę pracować poza harmonogramem, to proszę mamę o pomoc. 

 

 

3 sprawy, które każdy powinien rozpisać lub się dowiedzieć, zanim założy własny biznes? 

Przepis umieściłam w Business Plannerze. Jestem za oryginalnością. Na początku bardzo ważne jest, aby odkryć, co się kocha robić i jakie ma się talenty. Miłość sprawia, że robimy coś, co nas karmi. Pracę nasyconą miłością czuć. Klienci to czują, bo jest autentyczna.  

Jak coś kochamy, a pojawi się problem czy wyzwanie, to nie rzucamy tego obrażone w kąt, bo to cenimy. Talenty i wyuczone umiejętności zapewniają nam, że to, co robimy jest dobre, a praca jest lżejsza. Warto je odkryć i skupić się na tym, co robimy najlepiej, i w rozwój tego inwestować czas. Aby praca nie była tylko pasją, ale także źródłem zarobku, ważne jest odkrycie, czego aktualnie potrzebują ludzie na świecie i za co są w stanie zapłacić. 

Bez klientów nie ma biznesu. Trzeba też przeanalizować konkurencję, i o ile ona ma na nas wpływ – zaoferować coś lepszego i innego.  

Na której pomyłce nauczyłaś się najwięcej? 

Na pomyłce, którą opisałam w Business Plannerze. Dotyczyła ona współpracy z pewną drukarnią, a dokładniej z jej właścicielką. W tamtym czasie potrzebowałam wzoru kobiety sukcesu i nawiązałam – wbrew swojej intuicji – współpracę z firmą, która nie wywiązała się z umowy. Wypalenie, którego wtedy doświadczyłam, dużo mnie kosztowało, ale nauczyłam się rozróżniać prawdę od swoich projekcji. Tych „pomyłek” było bardzo dużo. Czasami mam wrażenie, że Madama to moja szkoła dojrzałości :).

 

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo