Change font size Change site colors contrast

W miłości i na wojnie podobno wszystkie chwyty są dozwolone. Czymże jest rodzicielstwo, jeśli nie jednym i drugim po trosze?

Przez cały miniony weekend siedzieliśmy z mężem w okopach. W końcu, po miesiącu asystowania siostrze w chorobie, czyli po polsku – po miesiącu beztroskiego nic nie robienia pod okiem dziadków, nasze dzieci musiały powrócić do rzeczywistości. Rodzice przedszkolaków – łączmy się!

Pora roku jaka jest, każdy widzi, a co za tym idzie, o katarki i kaszelki nie trudno. Ponoć warunki w przedszkolach i żłobkach dodatkowo znakomicie wspierają rozwój wszelkiej maści drobnoustrojów, aby panie przedszkolanki mogły nacieszyć się odrobiną ciszy, kiedy to grupa rozwrzeszczanej dzieciarni, w szczycie sezonu maleje do sztuk pięciu 😉

Aby wspierać odporność naszych pociech, nawet zasięgnęliśmy opinii prywatnego pediatry (wiadomo, jak człowiek zapłaci, to ma prawo przypuszczać, że otoczono go lepszą opieką). Pani doktor sprzedała nam prawdy objawione, którymi zamierzam się od razu podzielić.

Przede wszystkim nie należy przegrzewać dziecka.

W ciągu dnia maksymalna temperatura, jaką powinno osiągać pomieszczenie, w którym czas spędza nasza latorośl, to  21 stopni! W nocy natomiast 18 stopni Celsjusza! Od razu uprzedziła szturm starszych pokoleń, zapewniając, że dzieci przez cały dzień są w ruchu, cały czas biegają, skaczą, mówiąc wprost – łobuzują, więc jest im ciepło i trzeba nie lada choroby, żeby dały się położyć do łóżka. Właśnie dlatego dzieciaki w placówkach nagminne chorują – wystarczy wejść do żłobka na 5 min, żeby człowiek poczuł się jak w saunie. A ciepłe powietrze równa się suche powietrze, pełne ciepłolubnych bakterii i wirusów.

Dodatkowo, nawet jeśli w domu jest chore dziecko, należy wietrzyć pomieszczenia. Oczywiście nie otwieramy okna na oścież zaraz przy spoconym osesku w samym podkoszulku. Wszystko z głową 😉 Dziecko uprzejmie zapraszamy do innego pokoju/kuchni/ łazienki i w tym czasie przykręcamy grzejniki i otwieramy okna. Sprawdziłam – da się, ale trzeba mieć kogoś do pomocy, aby w czasie wietrzenia umilał czas oczekującemu dziecku.

O ile nie udało nam się przechytrzyć choroby, próbujemy zwalczyć ją naturalnie w zarodku przez przede wszystkim czyszczenie nosa delikwentowi, nawilżanie powietrza oraz samego dziecka 😉

Dodatkowo od pani doktor dowiedziałam się także, że gorączka u małych dzieci jest najlepszym znanym naturze środkiem przeciwwirusowym.

Kiedy dziecko gorączkuje, naturalnie należy je obserwować, a wysoką gorączkę skonsultować każdorazowo z lekarzem, natomiast jeśli brak jest innych niepokojących objawów, nie należy takiej gorączki od razu zbijać. Gorączkę u małych dzieci podobno zbijamy, jeśli przekracza 38,5 stopnia lub jeśli widać, że towarzyszy jej ból i dziecko po prostu źle się czuje.

Co do zasady, należy także wychodzić z dzieckiem na spacer, o ile czuje się dobrze, nie ma wysokiej gorączki i nie choruje akurat na chorobę zakaźną, a pogoda ogólnie nadaje się do spacerowania – mróz nie odmraża nosa, wiatr nie urywa głowy, a deszcz nie przelewa się górą do kaloszy. I pisząc o spacerze, nie mam naturalnie na myśli placu zabaw.

Mimo tej wiedzy tajemnej, którą posiadłam, naturalnie w sezonie jesienno-zimowym, nie udaje mi się zawsze uchronić dzieci przed chorobami. Co prawda odporność starszego syna jest w całkiem dobrej kondycji, natomiast młodszej córce nadal zdarzają się incydenty chorobowe.

I wracamy do sedna. Przez ostatni miesiąc moja Młoda walczyła z chorobą. Zaczęło się od przeziębienia, podejrzenia zapalenia krtani, następnie oskrzeli, a skończyło zapaleniem płuc. Córka była w stanie ogólnym rewelacyjnym – zero gorączki, niewielki kaszel, ale lekarze nie mieli wątpliwości. Przez ten czas na zmianę z dziadkami pełniliśmy wartę w domu, a towarzyszył nam starszy syn, gdyż logistycznie tak było wygodniej. W tym czasie dzieciaki też bliżej się zaprzyjaźniły i można powiedzieć, że zapałały do siebie ogromną sympatią (o ile akurat nie próbowały się wzajemnie pozabijać lub wysadzić domu w powietrze).

Jak już pisał Sapkowski – „Coś się kończy, coś się zaczyna”, przyszedł czas, kiedy córa w pełni sił mogła wrócić do żłobka.

Odetchnęliśmy trochę z ulgą na myśl o tym, że dziecko już jest zdrowe oraz że wrócimy do naszej codzienności, nieobarczonej ekwilibrystyką związaną ze zmianami warty. I weekend byłby przepełniony radosnymi ochami i achami na myśl o wszystkich emocjach, które czekają tuż za poniedziałkowym rogiem, gdyby nie… starszy syn!

Wydawało nam się, że kieruje nami rozsądek, kiedy w piątek informowaliśmy Młodego, że to koniec laby i w poniedziałek wraca do kumpli. Być może była to jednak głupota? Przez cały weekend Młody wymyślał najróżniejsze powody, dla których jednak nie chce wracać do przedszkola. Nie dał się nabrać na euforię, którą próbowaliśmy mu zareklamować wszystkie fantastyczne wydarzenia, z jakimi wiąże się powrót do społeczeństwa. W poniedziałkowy poranek wzbił się na wyżyny kreatywności trzyipółlatka i oznajmił nawet, że nie może iść do przedszkola, bo oto właśnie przed chwilą kichnął na głowę siostrze i chyba sami rozumiemy, że jest chory, a co więcej, zaraził także siostrę. Kiedy nie daliśmy się nabrać na tę ckliwą historyjkę, zaczął po prostu płakać. I tak zawodził przez cały poranek, a mąż skwitował to jedynie zdaniem: „Przy tym, co tu się dzieję, nasze (dorosłych) problemy są naprawdę nieistotne”.

Epilog tej historii jest chyba łatwy do przewidzenia.

Rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i rozmawialiśmy z Młodym. Wyjaśnialiśmy tonem mentora, chwaliliśmy językiem korzyści, jak rasowi sprzedawcy, rozumieliśmy naturalnie jego zdenerwowanie i to przez całą poniedziałkową, poranną wieczność. Nie wiem, czy zrozumiał i do końca zaakceptował. Ważne, że dał się zaprowadzić i na miejscu był już bardziej przychylnie nastawiony. A w drodze powrotnej przyznał, że jednak było fajnie i warto było wrócić.

Nasza mała wojna i znów cudem udało się skończyć ją z tarczą, a nie na tarczy…

 

PS U mnie w domu można teraz kręcić remake ,,Epidemii’’, w roli Dustina Hoffmana mój mąż, ja- oczywiście Rene Russo, a w roli kapucynki zarażającej wszystkich śmiertelną chorobą – moja córka. Ja zaraz śmigam do lekarza, bo od kaszlu za chwilę wypluję płuca, a do grona chorych dołączył… PIES!! Pani weterynarz jednoznacznie orzekła, że pies zaraził się zapaleniem oskrzeli (jeszcze nie płuc) od dziecka i jest na antybiotyku. I dodam jeszcze, że chory pies to gorzej niż chory facet. Prawie się nie rusza, nie je, wygląda jakby był u kresu swych dni, nawet z fotela schodzi jak paralityk, a potrzebuje jedynie antybiotyku i czułości. 😉 I cenna rada dla posiadaczy chorych dzieci i psów – nam zalecono wzmacniać odporność psa przez podawanie rutinoscorbinu – takie tam gusła i zabobony?


Designed by peoplecreations / Freepik

Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą doskonale, że mój stosunek do moich własnych dzieci jest daleki od słodkich ochów i achów oraz całego rodzicielskiego patosu. Jak ognia unikam publicznych wyznań i hołduje zasadzie, żeby nie zapeszać. Wynika to głównie z trudnych początków moich starań o bycie mamą i chyba już do końca życia będę bała obnosić się swoim szczęściem, gdyż wiem, że co jak co, ale szczęście jest bardzo kruche i ulotne.

Los pozwolił mi jednak być tu, gdzie jestem i mieć ze sobą największe skarby, jakie można w ogóle dostać. Czasem, patrząc na nich, kiedy śpią, do głowy przychodzą mi jednak także myśli dalekie od uczucia zakochania. Zwyczajnie się boję o to, co przyniesie kolejny dzień. Czasem dopada mnie obawa o to, czy sprawdzę się jako matka dorastających dzieci, czy nie stracę dobrej perspektywy, a już w ogóle najgorsze lęki budzą informacje o chorobach i śmierci najbliższych. Wtedy zdaję sobie sprawę z tego, ile mam do przekazania swoim dzieciakom i że nikt mnie w tym nie zastąpi.

Kilka miesięcy temu powstał idealny tekst dedykowany córce, pod którym mogłabym w zasadzie podpisać się rękoma i nogami (no może w wyjątkiem zachęty to porzucania snu na rzecz tańca – ja urodzony leniwiec nigdy się na to nie zgodzę), pozostało mi zwerbalizowanie mego przekazu dla Syna.

Oto Synu Mój Jedyny, słuchaj uważnie – Mamunia mówi:

  1. Koniecznie myj zęby – wizyty u dentysty to średnia przyjemność, jeśli w grę wchodzi borowanie 😉
  2. Nic na siłę – wszystko młotkiem 😉
  3. Nic w życiu nie dzieje się bez powodu, często totalne zawieruchy prowadzą nas właśnie tam, gdzie mamy być.
  4. Jesteś dobry i mądry – my w Ciebie wierzymy.
  5. Nie bij siostry – ona Cię kocha, a jeśli mama i tata nic nie spieprzą po drodze, będziecie najlepszymi przyjaciółmi i zawsze będziecie mogli na siebie liczyć.
  6. Spory w pierwszej kolejności rozwiązuj dobrymi argumentami.
  7. Staraj się unikać przemocy. Wiem, że chłopcy mają inaczej, ale uważaj na siebie.
  8. Stawaj w obronie wartości, w które wierzysz i kobiety, którą kochasz, nawet jeśli będziesz musiał dać komuś w mordę.
  9. Szukaj prawdziwej miłości, jeśli masz wątpliwości, to nie ma wątpliwości – to nie jest to.
  10. Nie wiem, jak to będzie w Twoich czasach, ale w moich oprócz seksu liczyły się też uczucia, ba, były nawet ważniejsze.
  11. Obserwuj ludzi, ucz się na ich błędach.
  12. Jeśli to nie pomoże, zawsze dobrze uczyć się też na swoich.
  13. Prawdziwy przyjaciel to taki, który pomoże Ci skręcać meble z IKEI i wnieść kanapę na IV piętro.
  14. Naucz się od dziadków majsterkowania, rąbania drewna i tego wszystkiego, co facet musi umieć, żeby nie zginąć w lesie.
  15. Rozmawiaj, rozmawiaj, rozmawiaj. Nigdy nie dowiesz się, co tak naprawdę ktoś myśli i czuje, jeśli go o to nie zapytasz – reszta to tylko Twoje domysły.
  16. Bądź samodzielny i niezależny.
  17. Twoje życie to Twoje decyzje, sam musisz być z nich zadowolony, a najlepiej dumny.

  18. Chętnie służę radą, innym spojrzeniem na problem, ale proszę, nie pozwalaj mi za siebie decydować, nawet jakbym bardzo chciała i wiedziała, co jest dla Ciebie najlepsze.
  19. Nie bój się prosić o pomoc, ale nie oczekuj, że ktoś zrobi coś za Ciebie.
  20. Nie szukaj problemów, szukaj rozwiązań.
  21. Jeśli coś Ci przeszkadza – nie narzekaj, tylko to zmień.
  22. Proszę, proszę, nie chodź w rurkach, no chyba, że sam bardzo chcesz.
  23. Czytaj książki – to żaden wstyd wlepić wzrok w coś innego niż ekran telefonu.
  24. Nigdy, przenigdy nie wiąż się z kimś, bo tak wypada.
  25. Jeśli nie chcesz się żenić, to się nie żeń, ale nie baw się latami w dom z dziewczyną, z którą tak naprawdę nie chcesz spędzić reszty życia.
  26. Kochaj zwierzęta, one są prawdziwymi przyjaciółmi, a spacer z psem daje ukojenie skołatanym nerwom.
  27. Bądź odważny, próbuj nowości, nie chowaj się za maminą spódnicą.
  28. Remonty są fajne, a szybkie przemeblowanie pokoju potrafi dać mega satysfakcję.
  29. Bądź dobrym przyjacielem, takim, na którego zawsze można liczyć, choć wiem, że czasem nikt tak człowieka nie wkurza, jak właśnie najbliżsi.

  30. Gotowanie jest super, najlepsi kucharze to podobno faceci, w końcu przez żołądek do serca.
  31. Dom, w którym mieszkasz, jest też Twoją odpowiedzialnością, nic nie zrobi się przecież samo.
  32. Nigdy nie prowadź pod wpływem alkoholu, choćby nie wiem, jak dobrym pomysłem Ci się to wydawało.
  33. Szanuj i kochaj dziadków – oni zawsze się o Ciebie troszczą.
  34. Facet powinien umieć zmienić koło, wymienić żarówkę, a najlepiej jeszcze rozpoznać, co się zepsuło w aucie, po podniesieniu maski – zawsze można poratować kogoś w potrzebie.
  35. Bądź kim zechcesz, tylko rób to dobrze.
  36. Nie pchaj się na studia tylko dlatego, że tak wypada. Na świecie jest mnóstwo miejsca dla specjalistów.
  37. Jeśli czegoś bardzo pragniesz, nie bój się o to zawalczyć.
  38. Pralka, tak jak każdy sprzęt AGD, ma instrukcję obsługi – to nie czarna magia, nawet facet ogarnie.
  39. Zdarzą Ci się w życiu potknięcia, porażki, złamane serce – staraj się, aby to wszystko Cię rozwijało.
  40. Próbuj zrozumieć przyczynę zdarzeń, które Cię dotykają. Łatwiej będzie zapanować nad nimi w przyszłości.
  41. Nie zostawiaj brudnych skarpetek pod łóżkiem – to powód rozpadu wielu małżeństw.
  42. Pamiętaj, zawsze wydaje się, że na imprezie można wypić więcej, ale to złudzenie. Im szybciej pojmiesz, gdzie są Twoje granice, tym lepiej.
  43. Zapomnij, że uwierzę w JEDNO PIWO wypite na imprezie i że źle się czujesz, bo chipsy były nieświeże.
  44. Trzymaj się z daleka od hazardu i narkotyków. To rozkaz.
  45. Nie trzeba pracować w korporacji i nosić garnituru, żeby być szczęśliwym.
  46. Zanim wypijesz mleko prosto z kartonu, sprawdź, czy jest OK.
  47. Jeśli poplamisz nowe ciuchy czymś skandalicznie trudnym do usunięcia, nie bunkruj ich na dnie kosza na brudy – tylko utrudniasz pracę.
  48. Jedz w szkole drugie śniadanie, a jak nie zjesz, to chociaż na bieżąco oddawaj psu – mama też była mała i wie, jak to jest.
  49. Zjadaj owoce i warzywa. I ziemniaczki też. Nie możesz żywić się jedynie mięsem 😉
  50. Zawsze zmierz buty zanim je kupisz. Choćbyś nienawidził zakupów tak, jak Twoi rodzice.
  51. Nie pokazuj innym, że jesteś większym kozakiem niż oni. Te męskie popisy są totalnie bez sensu.
  52. O seksie porozmawia z Tobą tata, on się na tym zna najlepiej 😉
  53. Pamiętaj o zabezpieczeniu, zawsze. Nie dla mnie, dla siebie.

  54. Zawsze żyj w zgodzie z samym sobą.
  55. Bądź przyzwoitym człowiekiem.
  56. Słuchaj takiej muzyki, jaka Ci się podoba. Mama ma całe Twoje dzieciństwo na wyrabianie gustu muzycznego 😉
  57. Zamiast robić zdjęcia, rozkoszuj się chwilą, dotykaniem świata.
  58. Nie bój się marzyć i realizować swoje marzenia.
  59. Nie bój się zmieniać planów. Nie ma nic gorszego niż konsekwencja wynikająca ze strachu przed rozczarowaniem innych.
  60. Naucz się rozpalać ognisko i rozbijać namiot. Biwakowe podstawy masz od nas w pakiecie.
  61. Uważaj, kiedy dziadek będzie Cię uczył łowić ryby. Ta wiedza może Ci kiedyś uratować życie 😉
  62. Póki jesteś młody, żyj na całego. A młodość to przecież stan ducha.
  63. Nie trać czasu na użalanie się nad sobą. Nie pozwalaj innym tego robić. Działaj.
  64. Nie martw się, kiedy ktoś się nie chce z Tobą bawić – to wyłącznie jego strata.
  65. Znajdź w sobie pasję i ją rozwijaj.
  66. Koniecznie znajdź jakiś sport, który będziesz mógł uprawiać, choćby rekreacyjnie. Nie ma nic gorszego, niż stres, który nie znajduje ujścia.
  67. Prawdziwa miłość nie jest jedynie nieustannym patrzeniem sobie w oczy, ale patrzeniem w tym samym kierunku. Znajdź kogoś, kto zawsze będzie Cię wspierał, a w chwilach własnego kryzysu do Ciebie dzwonił, jako pierwszego po pomoc.
  68. Pamiętaj, jak coś nabroisz i tak zawsze dzwoń do nas. Dobrze wiemy, że krzykiem i złością nic nie zdziałamy, kiedy mleko już się rozlało. Pomożemy za to posprzątać.
  69. Nie zwracaj uwagi, kiedy dziadek się złości i krzyczy. On już taki jest, a krzyczy, bo się o nas martwi.
  70. Jeśli kiedyś będziesz ojcem, pamiętaj, że to bardzo ważna rola. Równie ważna jak rola matki. Nie daj sobie wmówić, że dziecku jesteś mniej potrzebny.

  71. Kobieta nosząca pod sercem Twoje dziecko, to Twój największy skarb. Dbaj o nią, nawet jeśli to oznacza bieganie o północy po lody i ogórki kiszone.
  72. Bądź przy narodzinach własnych dzieci. Wspieraj i miej wszystko na oku. Od teraz Ty będziesz ojcem i musisz godnie wypełniać tę rolę.
  73. Jeśli czujesz, że jesteś zmęczony, odpocznij. I tak nie wiesz nic o zmęczeniu, dopóki nie masz własnych dzieci.
  74. Kiedy sprowadzisz na świat dzieci, musisz wiedzieć, że na równi z ich matką jesteś za nie odpowiedzialny. Nie ma podziału, że Ty pracujesz, a ona „siedzi” w domu i dlatego po pracy Tobie należy się odpoczynek czy cotygodniowy weekend z kolegami. Dzieci to wspólny obowiązek i wspólna radość.
  75. W pieluszce noworodka nie mieszka radioaktywna materia, która zabije Cię zapachem lub samym wyglądem.
  76. Zakładanie rajstop dzieciom nie jest takie trudne. Pamiętaj – dwa paski z tyłu, bo są dwa pośladki.
  77. Ludzie się nie zmieniają, chyba, że sami bardzo tego chcą. Nie można liczyć, że ktoś się zmieni po ślubie lub pod wpływem posiadania dzieci. Czasem tak się dzieje, ale rzadko. Zazwyczaj zmieniają się tylko okoliczności, a ludzie pozostają tacy sami.
  78. Jeżeli czegoś nie można naprawić rolką srebrnej taśmy, znaczy, że masz za mało srebrnej taśmy.
  79. Unikaj rozwiązań docelowych. Prowizorki są tańsze i dają dużo radochy.
  80. Kiedy będziesz jechał autostopem, wyślij mi chociaż informację, jaki to samochód i jaki ma numer rejestracyjny. Grunt to przepływ informacji. Chodzi w końcu o Twoje bezpieczeństwo.
  81. Szanuj kobiety, w nich tkwi mądrość i siła.
  82. Nigdy nie oceniaj kobiet przez pryzmat ich seksualności. Pomyśl, że ktoś kiedyś mógłby tak traktować Twoją siostrę.
  83. Nie dokuczaj dziewczynkom w szkole, któraś z nich może być Twoją przyszłą żoną.
  84. Nie oceniaj ludzi po pozorach.
  85. Miej odwagę kochać innych za to, jacy są, a nie za to, jak wyglądają i czy są popularni.
  86. Jeśli czegoś nie możesz znaleźć, a mama nie wie, gdzie jest, to znaczy, że zginęło.
  87. Zawsze wyjmuj pranie z pralki, kiedy się skończy. Zostawienie go na tydzień w środku to bardzo słaby pomysł. No chyba, że celem jest stworzenie nowej formy życia.
  88. Zażywaj lekarstwa zgodnie z zaleceniami lekarza. I nawet gdybyś umierał od temperatury 37,5 stopni, to nigdy nie łykaj na własną rękę antybiotyku. Wiem, wiem, Ty wtedy walczysz o życie, ale w tej kwestii zaufaj mamie.
  89. Pilnuj siostry. Nie obsesyjnie, ale trzymaj rękę na pulsie. Żebyśmy wszyscy mieli czas, aby interweniować.
  90. Pozwól czasem przeczytać inną bajkę na dobranoc, bo od tej jednej kiedyś wszyscy oszalejemy.

  91. Nie musisz być zawsze towarzyski i uśmiechnięty. Czasem możesz posiedzieć sam ze sobą.
  92. Możesz też grzmotnąć pięścią w stół, gdybyśmy kiedyś zaczęli wygadywać totalne głupoty. Tylko pamiętaj, za zepsuty stół potrącę z kieszonkowego.
  93. Szanuj tych, którzy na ten szacunek zasługują.
  94. Staraj się ukierunkowywać emocje i energię, która w Tobie drzemie w stronę dobrych, mądrych projektów.
  95. Możesz się złościć, tak jak my wszyscy. Nawet kiedy jesteś taki mały. Ja zawsze z Tobą porozmawiam i Cię wysłucham.
  96. Dzielenie się jest fajne. O wiele lepiej coś komuś dawać niż zabierać. Widzę, że już powoli zaczynasz to ogarniać – tak trzymaj.
  97. Staraj się, choćby samemu dla siebie, rozpoznawać uczucia, które Tobą targają. Nazywać je i oswajać.
  98. Bądź szczęśliwy już dziś, nie odkładaj życia na później. To „później” może zwyczajnie nigdy nie nadejść.
  99. Bądź tak wspaniałym mężczyzną, jak Twój tata. Masz z kogo brać przykład.
  100. Kocham  Cię najmocniej na świecie. Jesteś moim ulubionym synem i jedynym mężczyzną, którego znam od początku. Jesteś idealny. Jesteś odbiciem wszystkich dobrych i złych cech moich i taty, przez co tym bardziej jesteś niesamowity. Kocham Cię.

 

 

Designed by peoplecreations / Freepik

Siedzę sobie w pracy i w poszukiwaniu zapału usilnie wpatruję się w okno. Po głowie zaś kołaczą się echa informacji o nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości. W projekcie zmian, przygotowanym przez Ministerstwo Zdrowia, przewidziano całkowity zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych, z wyjątkiem miejsc do tego przeznaczonych oraz ograniczenia w reklamowaniu piwa, a także w sprzedaży alkoholu z przeznaczeniem do spożycia w domu. Tyle teorii, a co na to praktyka?

Moje jeszcze bardzo młode i hipisowskie serce krwawi na tę myśl. Kto jak kto, ale ja doskonale pamiętam czasy studenckie i liczne piwka wypite pod chmurką w kampusie akademickim. Nikt z moich rejonów nie wyprze się uczestnictwa w choć jednej Kortowiadzie, a mając takie doświadczenia z czułością wspomina przede wszystkim swobodę obyczajów, która tam panowała, a która jednak nie stanowiła podstawy do naruszania prawa lub cudzej nietykalności cielesnej. Nietrudno też przypomnieć sobie, dlaczego piwko wypite na dziko było lepsze od piwka wypitego w knajpie. Jak wszyscy doskonale wiemy, jeśli nie wiadomo, o co chodzi – chodzi o pieniądze, czyli po prostu tak jest taniej. Jeśli już doszukiwać się innych przyczyn wyboru piwka na dziko, można bez wątpliwości przywołać bardziej urokliwe okoliczności przyrody, sytuacje kiedy spontanicznie w parku bardziej ma się ochotę na coś z dodatkiem chmielu niż wypicie zdrowej skądinąd wody (jak zwierzęta?). Wszyscy tęsknimy za życiem bliżej natury, a nasze polskie Hygge nie obejdzie się najwidoczniej bez napojów wyskokowych.

A potem przed oknem przechodzi przedstawiciel lokalnego folkloru.

Mam niewątpliwą przyjemność pracowania w centrum całkiem sporego miasta, a centra jak wiemy, wyjątkowo potrafią przyciągać mniejszych lub większych pijaczków oraz bezdomnych. Prawdopodobnie jak światło ćmy, ich wabią lokalne ośrodki kultury, teatry, kina, opery. Patrzę na tego człowieka, którego wnętrze być może jest głębokie jak Rów Mariański (natomiast zewnętrze nie skłania do poznawania bliżej), który zataczając się, gromko pokrzykuje do swego towarzysza, przemieszczającego się drugą stroną ulicy. Pierwsza refleksja, jaka przychodzi mi do głowy, to to, że oni zazwyczaj mają wyjątkowo donośne głosy! Może to jakiś niezbadany efekt uboczny nadużywania tanich nalewek i borygo.

Druga refleksja jest poważniejsza. Dociera do mnie i do mojego matczynego serducha powoli – gdyby tak zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych przyczynił się choć trochę do ograniczenia takich widoków…?

Nie wiem, czy tak jest wszędzie, ale tutaj pijaczki wystają niemalże na każdym rogu. Siadając na ławce w parku staram się nie myśleć, kto na niej przed chwilą spał, baczną uwagę zwracam jednak na to, czy pod spodem nikt nie pozostawił żadnych płynów ustrojowych lub innych wydzielin. Najgorsze jest lato, kiedy panowie sobie bezczelnie piwkują, a wypite browarki w trybie natychmiastowych uderzają im do głowy. Wówczas przemarsz do domu, nawet z wózkiem, to niekończące się pasmo zaczepek. Wiem, wiem, zawsze mogę starać się wmówić sobie, że po prostu fajna ze mnie laska i z takiej atencji należy się jedynie cieszyć… Nic z tych rzeczy – idąc z wózkiem, z małym dzieckiem przy wózku, non stop drżę o ich bezpieczeństwo. O to, czy nikt ich nie zaczepi, czy dzieciaki przypadkiem nie nadepną komuś na odcisk – istna katorga. Czy nie wdadzą się w niepotrzebną rozmowę z zaczepiającymi.

I co odpowiedzieć, kiedy młody pyta: a co tak śmierdzi? I tak dzień w dzień.

Niestety, mimo wrodzonego optymizmu i tematu muzycznego Monty Pythona „Always look on the bright side of life” dudniącego stale w mych uszach, muszę przyznać, że jestem w tej kwestii mocno sceptyczna. Wszakże spożywanie alkoholu w miejscach publicznych już dziś jest zakazane, a jednak wytrawni konsumenci, koneserzy napojów wysokoprocentowych, zawsze znajdą sposób, żeby ominąć literę prawa. Co więcej, mam przeczucie, graniczące z pewnością, że policja nadal będzie w tej sprawie bezsilna. W końcu z konsumentami znają się nie od dziś, a więzienia już teraz są przepełnione. Zresztą, jaki jest sens nakładania entego mandatu na Wieśka czy Zbyszka, którzy poprzednich czterdziestu także nie zapłacili… Do prac społecznych też pewnie się nie nadają. Przecież siły nie te. Wątłe to takie, że byle podmuch wiatru przewróci, no chyba, że stabilnie wesprą się na grabiach, którymi to mieli grabić liście i ustabilizują poziom alkoholu we krwi, a wtedy przecież wiadomo, że trzeba odpocząć. Myślę, że na nich ograniczenia w wyświetlaniu reklam czy sprzedaży czegoś „na wynos” w miejscowych monopolach, nie zrobią po prostu wrażenia. Oni przygotują się lepiej i będą pijani już wcześniej.  

Boję się, że najbardziej oberwie się hipsterskim zwolennikom napojów niskoprocentowych, którzy przy Lechu Light lubią rozprawiać w miejskiej przestrzeni o premierach filmów w kinach studyjnych. Takim to zawsze wiatr w oczy. No i może jeszcze urban legend o tym, jak policja wezwana do sąsiadów założyła niebieską kartę rodzinie, w której po położeniu dzieci, rodzice uraczyli się lampką wina, będą krążyć trochę częściej… Życie.  

 

 

Zdjęcie główne: Designed by Freepik

Dzieciństwo – beztroskie odkrywanie świata czy programowanie człowieka przyszłości?

 

Miało być miło, łatwo i przyjemnie. Mogło być o podróżowaniu, zwiedzaniu świata, a jest znowu o dzieciach. Nic na to nie poradzę, że przychodzi taki czas w życiu człowieka, kiedy chcąc nie chcąc, wszystkie tematy schodzą na dzieci.

Mamy październik, więc pewnie plany lekcji są już szczelnie uzupełnione o zajęcia dodatkowe, dlatego teraz mogę śmiało powiedzieć, co o tym myślę. W końcu decyzje podjęte, czesne czy inne opłaty uiszczone, wobec tego moje zdanie już pewnie nic nie zmieni.

Do rzeczy. Nic mnie tak nie irytuje, jak maraton, w którym uczestniczą rodzice przedszkolaków. Tak mnie to złości, tak wkurza, że już nie jestem w stanie stłumić w sobie tej całej nagromadzonej żółci i musiałam po prostu dać jej upust.

Na Boga! Czy ci wszyscy rodzice powariowali?! Mam całkiem sporo rodziców w najbliższym otoczeniu i większość ma podobne problemy, ale zacznijmy od początku.

O czym można rozmawiać z rodzicem we wrześniu? O tym, na jakie dodatkowe zajęcia w tym roku szkolnym będą chodzić jego dzieci!!

A po pierwszym tygodniu? O tym, jaką ekwilibrystykę logistyczną to za sobą pociąga! Bo wyobraźmy sobie rodziców dwójki dzieci, z których każde chodzi na dwa rodzaje zajęć po dwa razy w tygodniu. Ile to daje w sumie dodatkowych zajęć? Gruba matematyka, co? Osiem! A dni roboczych mamy pięć, co znaczy, że w części z nich nasze dzieci będą miały najpewniej zajęcia w tym samym czasie, najprawdopodobniej na dwóch różnych końcach miasta! I teraz kombinuj rodzicu, jak zdążyć i co zrobić ze sobą lub drugim potomkiem w wolnym czasie? Kolejne 1,5 godziny na sączenie kawy i scrollowanie Facebooka…

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego oni robią to sobie i swoim dzieciom?! Sama mam dwójkę dzieci, być może są po prostu jeszcze za małe, ale wydaje mi się, że nie o to chodzi. Moje dzieciaki, po ośmiu godzinach dziennie spędzonych z przedszkolu czy żłobku, są zwyczajnie zmęczone. Zmęczone zajęciami, zmęczone hałasem. Przy okazji są często głodne, bo zdarzają się dni, kiedy zupełnie nie pasuje im serwowane przez placówkę menu. Zresztą ja też po ośmiu godzinach pracy i gonitwie po dzieci jestem zmęczona i głodna. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym moje dzieci przyprowadzić do domu o 17.00, po czym na 17.30 wysłać na jakieś zajęcia. Lub lepiej, w ogóle prosto z przedszkola odstawić je gdzieś indziej niż do domu.

Nie wierzę w to, że dla małego dziecka dodatkowe zajęcia są warunkiem sine qua non przyszłego szczęścia i powodzenia.

Uważam, że na takie ukierunkowanie jest jeszcze mnóstwo czasu. Tak zostałam wychowana. Przepraszam, pewnie to zaściankowe i niedzisiejsze myślenie, ale sądzę, że jeśli rodzice są aktywni zawodowo, to czas swoim dzieciom mogą poświęcać jedynie po pracy. A takie zagospodarowywanie czasu, to sprowadzanie relacji między rodzicem a dzieckiem, do postaci bycia jego szoferem. Dodajmy jeszcze do tego frustrację rodzica, kiedy okazuje się, że jego bąbel nie chce być małym Lewandowskim! Owszem, dwa razy poszedł na trening, bo myślał, że będą zwyczajnie „haratać w gałę”, ale okazało się, że wymagana jest systematyczność, sumienność i dyscyplina, o której pięciolatek nie ma bladego pojęcia! I nie rozumie, czemu rodzice się złoszczą, prośbą i groźbą przekonują go do uczestnictwa, mając w pamięci połowę oszczędności zainwestowaną w sportową wyprawkę przyszłej gwiazdy naszej kadry.

Chcę, żeby moje dzieci się nudziły!

Ostatnio, w ramach eksperymentu, postanowiliśmy w ogóle nie włączać TV popołudniami. Powodem tego były obawy o Młodego – kilkukrotnie myśleliśmy, że jest chory, a on po prostu gapił się nieprzytomnym wzrokiem w ekran. Współczesne ZOMBIE. A teraz? Teraz popołudniami bawi się z siostrą! Wymyślają przedziwne zastosowanie dla zwyczajnych sprzętów i mają z tego mnóstwo radochy. Właśnie takiego dzieciństwa chcę dla swoich dzieci – beztroskiego. Jeszcze zdążą żyć w biegu, z kalendarzem w ręku, tabletem przed oczami.

W literaturze fachowej oraz badaniach statystycznych wskazywane są czasem ujemne skutki takiego planowanego zarządzania dzieckiem. Perfekcyjne hodowanie dzieci odbija się na ich zdrowiu fizycznym (otyłość, cukrzyca, choroby serca) oraz psychicznym (wzrasta odsetek zaburzeń psychicznych oraz depresji u dzieci) – dane pochodzące między innymi z WHO, dotyczące prognoz odnośnie śmiertelności młodzieży do 2020 roku.

Być może jestem wyrodną matką, ale postępuję zgodnie z moim instynktem i na całe szczęście mój mąż myśli podobnie. Nie kupujemy dzieciom zabawek, nie posyłamy na zajęcia dodatkowe. Wystarczy, że zabawki i tak ktoś zawsze przyniesie w prezencie, a zajęcia szczegółowo zaplanowało im już przedszkole i żłobek. Po zajęciach jest czas na wygłupy, przytulanie, zabawę i odpoczynek. Na pomoc przy obowiązkach domowych – niech widzą, że obiad sam się nie zrobi, pranie samo nie rozwiesi, a zabawki same nie posprzątają. Wolę pójść z nimi na basen dwa razy w miesiącu wtedy, kiedy będą chcieli, niż dwa razy w tygodniu, nawet jeśli nie mają ochoty. Nie, nie rzygamy tęczą jak kucyki Pony. Po prostu do tego stopnia potrafią nas wkurzać inni ludzie, że czasem nie życzymy sobie ich oglądać po pracy i zakładamy, że nasze dzieci – krew z krwi – mogą mieć podobne odczucia.

Pokazujmy dzieciom, że można się buntować przeciwko systemowi. Próbować żyć po swojemu.

Jeśli bardzo chcą chodzić na jakieś zajęcia, pozwólmy im spróbować. Są dziećmi, mogą próbować, a w próbowaniu chodzi o to, żeby sprawdzić, czy coś się podoba i móc zmienić zdanie. Zaczekajmy jednak na moment, aż będą bardziej świadome upływu czasu i wartości pieniądza, żeby podejmując decyzję o uczestnictwie w jakichś zajęciach zdawały sobie sprawę, że zajmie im to czas i będzie kosztować, a pieniądze nie rosną na drzewach.

Uwierzmy, że jeśli dziecko naprawdę bardzo czegoś chce i bardzo mu na tym zależy, to będzie potrafiło o to zawalczyć. Przekonać nas do swojego pomysłu. A od nadmiaru opcji można tylko dostać niestrawności i wzrastać w niczym nieuzasadnionym przekonaniu, że jest się pępkiem świata, a wszyscy inni są tu tylko po to, żeby nam usługiwać i nas rozwijać.

Zignorujmy też presję społeczną. Zajęcia dodatkowe mają wynikać z potrzeb dziecka, a nie z dążenia rodzica do zgarnięcia kilku dodatkowych punktów rodzicielskiej chwały za zaangażowanie i konsekwencję w działaniu.

 

zdjęcie / Designed by Freepik

This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Mother-Life Balance to zdecydowanie mój plan na macierzyństwo po urodzeniu drugiego dziecka.

Sylwia Luks

The Mother Mag to mój ulubiony magazyn z którego czerpię wiele porad życiowych oraz wartościowych treści!

Leszek Kledzik

The Mother Mag logo