Chociaż już od lat także w Polsce dyskutuje się na temat obsesyjnego dążenia do fizycznej perfekcji za wszelką cenę, to rok 2017 zdaje się być w tych rozmowach kluczowy. Kobiety w mainstreamie powoli wychodzą poza umoralniające i poprawne politycznie wypowiedzi, jakoby piękno „nie znało rozmiaru”, jednocześnie czyniąc ze zrzucenia paru kilogramów przełom. Dziewczyny naprawdę zaczynają rządzić.
W czerwcu 2017 r. dziennikarki „Wysokich Obcasów” zainicjowały akcję: „Ciało gotowe na plażę” nie tylko serią tekstów o pozytywnym spojrzeniu na swoją fizyczność, ale też… zdjęciem żeńskiej części redakcji w kostiumach kąpielowych – bez retuszu. Widać było na nich fałdki, zmarszczki, blizny czy inne mankamenty, które są integralną częścią każdego ciała, ale zazwyczaj się je poprawia w obróbce graficznej. Chociaż na fotografii znalazły się jedne z najostrzejszych piór polskiego dziennikarstwa, nawet po nich widać było, że nie czują się pewnie, wystawione pod ocenę czytelników. Akcja WO nie wywołała w mediach fali wspierającej inicjatywę, ale wzburzyła nieco opinię publiczną. W polskiej blogosferze do akcji dołączyła Agata Ma Nosa publikując na swoim Instagramie zdjęcie w bieliźnie z hasztagiem #cialogotowenaplażę. Ogólnie na Instagramie pojawiły się w sumie 384 posty opatrzone tym hasztagiem.
Z o wiele intensywniejszym odbiorem spotkał się kalendarz „Miss World” 2017 stworzony przez Aretę Szpurę i Karolinę Słotę z marki Local Heroes, które do współpracy zaprosiły fotografkę Zuzę Krajewską. Na niezwykle pięknych, artystycznych zdjęciach pojawiły się kobiety zupełnie odbiegające zarówno od przyjętych kanonów mody, jak i łamiące tabu kulturowe i estetyczne. Reprezentantki kolejnych miesięcy mają włosy pod pachami, zeza, wielkie pośladki, zagracone łazienki i brudne balkony. O ile akcja WO wywołała co prawda niewielką ilość reakcji, ale w zdecydowanej większości nacechowanych pozytywnie, to kalendarz Local Heroes wzburzył, obrzydził i zaszokował porażającą ilość odbiorców, zyskując jednocześnie niezwykłe poparcie pro feministycznej części kraju.
Dosłownie kilka dni temu na Facebooku popularność zdobyła nowa reklama marki Diesel. Przy muzyce Edith Piaf występują w niej kolejno modelki: ze zrośniętymi brwiami (nawet bardziej niż u Fridy Kahlo!), małymi piersiami, aparatem na zębach czy zezem. Marka komunikuje jasno: nie musisz być idealna, by nosić nasze ubrania. Ponadto fantastyczna oprawa filmu (głos wspaniałej Edith, dynamiczny montaż, doskonali aktorzy, wysmakowane kadry i hipnotyzujące zdjęcia łączące ponadczasową niedoskonałość ludzi) pozycjonuje dyskusję o bezwartościowym kulcie nieistniejącego piękna na (o paradoksie!) wysokim poziomie estetycznym, dostępnym dla przeciętnego odbiorcy, a nie tylko smakosza sztuki, badacza reklamy czy antropologa kultury.
Jakby wyczuwając trend, stacja TVN uszczupliła jesienną ramówkę o „Top Model”, natomiast konkurencyjny Polsat poszerzył swoją o „Supermodelkę Plus Size”, gdzie tym razem o pracę modelki walczą dziewczyny mające rozmiar co najmniej 42. Czy program spotkał się z pozytywnym odbiorem? Trudno powiedzieć, ponieważ na oficjalnym FB show zrzeszonych jest tylko 11 tysięcy fanów, którzy praktycznie nie udzielają się pod postami. O „Supermodelce…” napisała jednak już Katarzyna Czajka-Kominiarczuk z bloga Zwierz Popkulturalny, recenzja pierwszych odcinków pojawiła się również na portalu Spider’s Web.
Katarzyna Kryszk-Mleczko (modelka plus size w agencji Maxilook oraz założycielka bloga: Marionetka Mody) uważa, że takie programy są potrzebne: „Każda kobieta jest piękna, jeśli idzie za tym pewność siebie i dbanie o siebie, a „Supermodelka…” to właśnie pokazuje. Szkoda jednak, że formuła programu opiera się na dziewczynach z traumatycznymi historiami, a nie stricte na modelingu i predyspozycjach do pracy w nim”. Natomiast Daria (studentka socjologii pracująca pomiędzy wykładami w kawiarni) twierdzi, że show jej się nie podoba, ponieważ: „pokazuje irracjonalnie otyłe osoby i eliminuje te w najpopularniejszych rozmiarach: pomiędzy większym 36, a mniejszym 40. W ten sposób ze skrajności wpadamy w skrajność, omijając łukiem balans i umiar”. Obie jednak wyrażają nadzieję, że może wraz z kolejnymi odcinkami program powędruje w innym kierunku.
2 sierpnia 2017 roku ponad 3 miliony odbiorców w Polsce (zasięg organiczny!) wyświetliło na Facebooku wpis Moniki z bloga Dr Lifestyle, w którym autorka „pozdrowiła środkowym palcem” marki odzieżowe koncernu Inditex.
Chociaż sama nosi normalnie rozmiar 38, zdrowo się odżywia i ćwiczy (co zresztą komunikuje na swoich kanałach), to jednak nie była w stanie zmieścić się w spodnie w rozmiarze 42. Jej post wywołał lawinę reakcji.
Niektórzy byli oburzeni, inni zdumieni. Warto przeczytać chociaż część komentarzy pod postem Moniki, ponieważ obrazują one, jak bardzo w naszych umysłach zakorzeniony jest niedościgniony ideał szczupłej sylwetki, do którego trzeba się za wszelką cenę dopasować.
Chociaż pod postem Dr Lifestyle wiele kobiet wyznało, że nie potrafią znaleźć dla siebie ubrań w większych rozmiarach, Kasia Kryszk-Mleczko patrzy na branżę optymistycznie: „Ja ubieram się głównie w lumpeksach, ale lubię też H&M, gdzie sukienki i bluzki nawet w normalnej linii są spore. Mango również ma fajne kolekcje xl. I KappAhl, który uwielbia większe dziewczyny i nie ubiera je w worki”.
Wszystkie te zjawiska, chociaż punktowe i niezsynchronizowane, pokazują, że trend się zmienia i teraz będą rządzić dziewczyny – te zwyczajne, z lepszymi i gorszymi momentami. Może Ty?